Wzrok dziewczynki co i rusz wędrował do jej przyjaciółki. Laurel od zeszłego meczu była dość zamyślona. Kiedy Patrickowi udało się znaleźć tamtego dnia Clarę, ta, po potężnym zruganiu i pogadance jaką od niego otrzymała poszła prosto na więżę Ravenclawu. Chciała jej przekazać słowa Heliosa. Problem w tym, że jej przyjaciółki tam nie było, a w pokoju wspólnym nikt jej nie widział.
Westchnęła, przegarniając nerwowo włosy do tyłu. Przecież nie mogła się nagle rozpłynąć w powietrzu! Poza tym musiała jeszcze iść do skrzydła szpitalnego, bo Patrick, pomiędzy słowami troski i zdenerwowania zdołał jej przekazać, że Harrison chciał z nią porozmawiać. Mapa była u bliźniaków tego dnia, więc nie bardzo miała jak na nią zerknąć. Szukać Freda i George'a w zamku w trakcie weekendu to jak szukać igły w stogu siana. Jak się na nich nie trafi przypadkiem, to się ich nie znajdzie.
Mimo wszystko postanowiła sprawdzić najbardziej oczywiste miejsce, to jest bibliotekę. Zeszła więc szybko po schodach i dotarła do obrazu profesora Fronsaca. Wykorzystując zeszłoroczne hasło w kilka chwil znalazła się pod biblioteką. Nieśmiało zajrzała do środka, wzrokiem próbując odnaleźć przyjaciółkę. Jednak jej blond grzywy nigdzie nie był widać. Zrezygnowana miała więc już wychodzić kiedy zauważyła profesor Goldberg, rozmawiającą z panią Pince.
Nagła myśl wpadła jej do głowy. Może zanim skonfrontuje słowa centaura z Laurel powinna zapytać nauczycielki, czy powinna brać je na serio? Oczywiście, czytała, że przepowiednie są typowe dla tej rasy, ale bliźniacy z kolei słyszeli od Hagrida, że te zwierzęta są z lekka pomylone i głównie mówią o przepowiedniach. Przez chwilę walczyła sama ze sobą. Mimo wszystko jednak stwierdziła, że warto by było porozmawiać z nauczycielką. Odczekała więc moment, żeby kobieta skończyła rozmawiać z bibliotekarką i wyszła jej naprzeciw
— Prze... Przepraszam! Pani profesor! — wykrzyknęła, zwracając na siebie uwagę nauczycielki.
Ku zaskoczeniu dziewczynki kobieta wydawała się być przez moment jakby... nieobecna? Zamyślona? Pierwszy raz ja taką widziała. Zazwyczaj każdego witała z uśmiechem. Tym razem jednak... Ciemne włosy miała w lekkim nieładzie, a pod oczami można było dostrzec ciemne śnice, świadczące o niewyspaniu.
Wszystko to trwało zaledwie ułamek sekundy. W momencie gdy nauczycielka zerknęła na dziewczynkę twarz rozjaśnił jej ciepły uśmiech, który mimo to nie objął jej oczu.
— Słucham, panno Pond? — zapytała.
Dziewczynka zawahała się. W końcu będzie musiała się przyznać do tego, że była w Zakazanym Lesie a wtedy może stracić punkty. Patrick, pomimo jej błagań mimo wszystko odjął jej piętnaście punktów, dla zasady. Mimo wszystko pewnie łagodniej ją potraktował bo w końcu, był z jej domu, więc niezbyt chciał go pogrążać. Nauczycielka z pewnością nie byłaby taka stronnicza. Z drugiej strony... Chodzi o Laurel!
— Chodzi o to... Że... — zaczęła niepewnie, nerwowo odgarniając włosy do tyłu. — Bo... — spróbowała ponownie, ale słowa jakoś niezbyt chciały wyjść jej z ust. Westchnęła. Na wargach nauczycielki zaigrał delikatny uśmiech.
— Może potrzebujesz czasu aby pozbierać myśli? — zasugerowała. — Dokończmy tę rozmowę w moim gabinecie. Myślę, że w tym czasie uda ci się przemyśleć to, co chcesz powiedzieć. Dobrze?
—. Tak... Nie... Znaczy... — zaplątała się Clara. Wzięła głęboki oddech. Przetrzymała go przez kilka sekund a gdy już go wypuściła powiedziała: — Oczywiście, pani profesor — i podążyła za kobietą w głąb korytarza.
***
Gabinet nauczycielki znajdował się na samym szczycie piątego piętra. Był to dość mały pokój, który sprawiał wrażenie jeszcze mniejszego przez półki zapełnione książkami. Znajdowały się one przy każdej ścianie pomieszczenia, oprócz jednej na prawo od drzwi, gdzie było okno. Nikłe światło przez nie prześwitujące nieco rozświetlało pokój, choć nie tak bardzo jak kominek wbudowany w przeciwległą ścianę. Profesor Goldberg wskazała Clarze ręką ciemnoniebieski fotel, a sama zasiadła za rozległym biurkiem. Wycelowała smukłą różdżkę w stronę jednej z niewielu szafek znajdujących się w gabinecie z której wypłynęły dwie filiżanki i imbryk, który w miarę lotu napełnił się herbatą. Wraz za nimi na blacie z gracją wylądowała miseczka z cukrem.
Dziewczynka niepewnie przycupnęła, przyglądając się nauczycielce wystraszonymi oczami. Przez całą drogę nie mogła wpaść na jakieś w miarę logiczne wytłumaczenie na to, o co chciała się zapytać. Widząc jej zmieszanie nauczycielka uśmiechnęła się ciepło.
— Powinnaś już wiedzieć, panno Pond, że nie gryzę — powiedziała. Clara nerwowo odgarnęła włosy do tyłu, ale odwzajemniła uśmiech. Wzięła głęboki oddech i zaczęła.
— No bo... Em... — przeklęła siebie w myślach. Jak może zapytać o coś, skoro nie potrafi wydobyć z siebie sensownego zdania?
Nieśmiało wzięła do rąk filiżankę, aby przez chwilę się czymś zając. Niepewnie upiła łyk herbaty, przymykając oczy i ponownie zaczęła zdanie:
— Chodzi o to, że... Na ostatniej lekcji wspominała pani o centaurach, prawda?
— Nie, panno Pond. Do centaurów mamy przejść dopiero po świętach — odparła kobieta, nie mogąc powstrzymać delikatnego uśmiechu na widok zmieszanej Clary. Kiedy cisza dziewczynki się przedłużała mina nauczycielki zrzedła. — Panno Pond... Czy pani ostatnio znajdowała się na terenie Zakazanego Lasu?
Clara już otwierała usta, aby zaprzeczyć, ale natychmiast je zamknęła. W sumie jak niby miała wytłumaczyć swoje nagłe zainteresowanie centaurami? Przeczytaniem książki o nich? Czy wtedy nie byłoby logiczniej aby po prostu zapytać panią Pince o następną? Pokiwała więc tylko potakująco głową. Nauczycielka ciężko westchnęła.
— No dobrze — powiedziała, siląc się na spokojny ton głosu. — Najpierw przedstaw mi swój problem. O karze porozmawiamy później.
— Widzi pani, pani profesor... Kiedy już... Em... Wracałam z Lasu... To delikatnie mówiąc się zgubiłam. Przypadkiem napotkałam na centaura. Był bardzo... Hm... Tajemniczy? Pomógł mi wyjść z Lasu, ale postawił mi warunek...
Brwi nauczycielki natychmiast się ściągnęły. Z napięciem w oczach przypatrywała się uczennicy, która widząc wzrok czarownicy opuściła swój na kolana.
— Jaki to był warunek? — zapytała kobieta, splatając palce przed sobą. W jej głosie czuć było powagę tak ogromną, że Clara jeszcze bardziej się speszyła, zastanawiając się, czy faktycznie dobrze zrobiła tu przychodząc. Ale no dobra. Już tu jest.
— Żebym coś przekazała innej osobie... — powiedziała cicho.
— To znaczy, że jeszcze ktoś był z tobą w tym lesie? — zapytała zdziwiona nauczycielka, a ton jej głosu lekko się podniósł.
— Nie, nie! — zaprzeczyła natychmiast Clara, kręcąc głową.— Byłam tam tylko ja!
Nauczycielka uniosła lekko brew, wyraźnie nie wierząc Krukonce. Ale po tym jak napięcie lekko opuściło jej twarz, można było uznać, że temu szczegółowi postanowiła odpuścić. Przynajmniej na razie.
— I co cię tak w tym zdenerwowało? — dopytała.
— No... Cóż... Pani profesor, czy centaurom można ufać? Czy ich przepowiednie się sprawdzają?
Profesor Goldberg przez chwilę milczała, wyraźnie nad czymś intensywnie myśląc. W pokoju zapanowała niemal zupełna cisza, przerywana trzaskiem ognia w kominku i cichym stukotem kropel deszczu obijających się o szyby. Clara nerwowo zaczęła machać nogami tak szybko, że jej szata zaczęła furkotać. Tym razem to ona w napięciu przyglądała się nauczycielce.
Wreszcie, po kilku minutach, które dla dziewczynki zdawały się trwać wieczność, powiedziała:
— Nie jestem pewna czy jestem odpowiednia osobą, której powinnaś zadać to pytanie. Oczywiście, znam magiczne zwierzęta, ale nie jestem wykwalifikowanym magizoologiem. Ja wiem jak się przed nimi bronić, jak je oszukać oraz, ewentualnie jak z nimi rozmawiać. Nie mam też daru jasnowidzenia, więc nie jestem w stanie tego ocenić. Centaury są znane z tego, że wpatrują się w niebo i wygłaszają przepowiednie, jednak nigdy nie słyszałam o przypadku, aby były one spersonalizowane. To, co według nich jest zapisane w gwiazdach odnosi się zazwyczaj do konkretnej rasy, nigdy zaś do jednej istoty. Wydaje mi się to być podejrzane, w szczególności, że centaury nie są w zbyt dobrych stosunkach z czarodziejami — powiedziała spokojnie. Mimo, że w jej głosie było coś, co nie podobało się Clarze, dziewczynka poczuła jak kamień spada jej z serca. Jednak zanim odetchnęła z ulga, nauczycielka dodała: — Mimo wszystko powinnaś przyjrzeć się dokładnie ich słowom. Centaurom nie wolno ufać. Sugerowałabym ci porozmawianie z profesorem Kettelburnem lub Hagridem, jeśli chcesz się dowiedzieć czegoś więcej o centaurach jako o rasie. Jednak jeśli bardziej się martwisz tą domniemaną przepowiednią być może powinnaś spotkać się z profesor Trelawney — na ustach kobiety ponownie zagościł łagodny uśmiech. — Choć wtedy lepiej mi o tym powiedz, abym mogła to jej przekazać. Nie lubi niespodziewanego towarzystwa.
Dziewczynka pokiwała głowa.
— Dziękuję, pani profesor — powiedziała, zamierzając wstać, ale zatrzymał ją wzrok nauczycielki.
— Teraz o twojej karze...
Finalnie wyszło tak, że profesor Goldberg odjęła jej dwadzieścia punktów i dała jej szlaban na tydzień. Laurel w końcu Clara nic nie przekazała. Nie chciała jej straszyć jakąś przepowiednią, skoro sama nie miała pewności czym ona jest i czy warto w nią wierzyć. Poza tym... Tamtego dnia wydarzyło się również coś, przez co ta sytuacja niemal zupełnie wyleciała jej z głowy.
Pokrótce wyszła z gabinetu nauczycielki i zaczęła się kierować w stronę Wielkich Schodów kiedy poczuła czyjąś rękę na swoim ramieniu.
— Hej! Pond!
Przestraszona odwróciła się tylko po to, aby zobaczyć stojącego przed nią Davies'a. Z całych sił powstrzymała się od przewrócenia oczami, przypominając sobie, że, jak na razie, grają w jednej drużynie. Jednak mimo wszystko pokusa założenia rąk na piersi była zbyt wielka aby ją zwalczyć.
— Co? — zapytała, starając się, aby jej głos nie brzmiał jak warknięcie.
— Harrison czegoś od nas chce.
— Od nas obojga? — zapytała zaskoczona. Chłopiec wzruszył ramionami.
— Jak widać — odparł. — Idziesz? — dopytał, kierując się w stronę schodów kierujących na piąte piętro, które już powoli zaczynały się odrywać od platformy.
— No idę, jejku... — westchnęła Clara, podbiegając w jego stronę, niemal w ostatniej chwili wbiegając po stopniach na górę.
— W ogóle po co my tam mu potrzebni? — zapytała przyspieszając nieco, aby dotrzymać Daviesowi kroku. — Lindsey przy nim nie siedzi? I reszta drużyny?
Chłopiec w odpowiedzi tylko zacisnął usta w wąską kreseczkę nic nie odpowiadając.
— Aha... — mruknęła Clara. — Fajnie. Myślałam, że jesteśmy w jednej drużynie...
— Bo jesteśmy - niemal warknął Krukon, wyraźnie powstrzymując się od przewrócenia oczami. — Tylko po prostu sam nie wiem. Harrison w ogóle wywalił w którymś momencie całą drużynę ze skrzydła szpitalnego, jakoś szczególnie kładąc nacisk właśnie na Lindsey i Rani... W sumie nie wiem o co mu chodziło, ale potem poprosił panią Pomfrey, żeby zawołała mnie i kazał mi znaleźć ciebie, aby porozmawiać — rzucił.
— Okay... — westchnęła Clara. Chciała coś dodać, ale zorientowała się, że stoją już przed wejściem do skrzydła szpitalnego. Wymieniła z Davisem spojrzenia i niepewnie otworzyła drzwi.
Harrison leżał spokojnie na łóżku, przeglądając jakąś książkę, widocznie się na niej nie skupiając. Zbyt szybko przerzucał kartki aby móc to uznać za czytanie. Co chwila odrywał wzrok od stron i spoglądał na masywny zegar zawieszony na ścianie.
Obaj Krukoni niepewnie podeszli w stronę kapitana. Chłopak był tak zatopiony w swoim przerywanym niby czytaniu, że ich nie zauważył. Dopiero po sugestywnym odchrząknięciu dwunastolatka skupił swój wzrok na obu rezerwowych. Słabo się uśmiechnął.
— No, wreszcie jesteście... Clara nie patrz się na mnie z takim współczuciem, jeszcze nie umieram...
— Mówiłeś, że chcesz porozmawiać z nami? — przerwał mu trochę niecierpliwie Davies. Straszy Krukon nie skomentował tego, nadal się lekko uśmiechając.
— Tak. Jak sami widzicie trochę się poobijałem. Szczerze wątpię, że dam radę zagrać w meczu ze Ślizgonami, a znacie zasady... Nie powinniśmy wystawić niepełnego składu, kiedy mamy rezerwowych...
Clarze rozszerzyły się oczy. Oboje z Davisem wydali z siebie zduszone okrzyki. Widać było, że zupełnie o tym zapomnieli. W oczach kapitana zaigrały jakieś dziwne iskierki, a na jego twarzy pojawił się szelmowski uśmieszek.
— Zastanawiałem się nad tym które z was wystawić w następnym meczu. Widzę, że wiele się nauczyliście i starcie się prześcigać w umiejętnościach. Ale są miedzy wami spięcia, które mi się nie podobają. Jednak wiem, że wam obu zależy na drużynie i także na grze jako zabawie. Jesteście sobie równi, oboje macie talent, więc decyzja była trudna...
Harrison zawiesił głos, przyglądając się uważnie swoim rezerwowym. Clara niby wyglądała na zrelaksowaną, ale palce zaciśnięte na przedzie łóżka stanowczo temu zaprzeczały. Z kolei z twarzy Daviesa odpłynęła wszelka krew. Rozszerzone oczy wpatrywały się z niepokojem w kapitana.
— ... ale stwierdziłem, że ostatnie, czego chcę to kłótnie i zazdrość w drużynie. Przed wami wpadł tu też Jones, mimo mojego wywalenia stąd wszystkich. Zauważył to samo, co i ja. De facto czuł się też nieco winien za moją kontuzje i chciał pomóc we wszelki sposób. Razem zdecydowaliśmy, że on również ustąpi miejsca. W ten sposób oboje będziecie mogli zagrać.
Obaj Krukoni nie byli w stanie wykrztusić słowa. Ich usta ułożyły się w lekkie "o". Nie takiego rozwoju wypadków się spodziewali.
— Dzię... — próbowała wykrztusić z siebie Clara, ale Harrison przerwał jej gestem.
— Jeszcze mi nie dziękuj — powiedział spokojnie. — Daję wam szansę, ALE. Musicie się nauczyć współpracować. Rywalizacja jest dobra, ale z inną drużyną, nie ze swoją własną. Macie sporo czasu do meczu ze Ślizgonami, dlatego zostawiam wam prace domową i ufam, że ją wypełnicie. Spędzajcie ze sobą czas. Poza boiskiem też i to w możliwe przyjacielski sposób. I nie chcę słuchać dyskusji — dodał szybko, widząc, że Davies już otwiera usta, aby coś wtrącić. — Jeśli tego nie zrobicie, żadne z was nie zagra. Czy wyraziłem się wystarczająco jasno?
— T... Tak — odezwała się Clara.
— To dobrze. Możecie iść — powiedział Harrison, spoglądając to na jedno, to na drugie.
Nie było im trzeba powtarzać tego dwa razy. Natychmiast wypadli ze skrzydła, nie patrząc nawet dla siebie.
Dla Clary to była sytuacja patowa. Nie mogła nic zrobić, co ją denerwowało. Harrison postanowił. Jak mu się sprzeciwi to nie zagra! A współpraca z Davisem... Na Merlina, żeby kapitan tych słów nie przekazał profesor Goldberg! Jeszcze wpadnie na pomysł, aby jej szlaban odrabiali razem! Dobra, niby zaczęli z własnej, nieprzymuszonej woli się dogadywać, ale teraz, pod takim warunkiem jaki postawił przed nimi Krukon prawdziwa współpraca była niemożliwa! Przecież on musiał sobie z tego zdawać sprawę, że to nie był dobry pomysł!
Na samo wspomnienie tego wydarzenia Clara jęknęła, chowając głowę w ramionach. Davies, pomimo równej niechęci do tego całego planu starał się go wykonywać. Dlatego bardzo często towarzyszył jej na przerwach, usiłując nawiązać jakąś konwersację, która nie kończyłaby się cichymi pomrukami dziewczynki.
No dobra, zachowywała się w stosunku do niego nie fair. Wiedziała, że ignorowanie go to nie był dobry pomysł, bo mogła w ten sposób mogła zaszkodzić sama sobie. Poza tym, bardziej od Daviesa zdenerwowała ją reakcja Patricka na to wszytko. Mianowicie chłopak wyraził aprobatę co do tego planu, a wszelkie jęki Clary zbył krótkim "Harrison wie co robi".
W całym swoim zamyśleniu nie usłyszała dzwonka, który rozbrzmiał parę minut wcześniej. Uczniowie nieco ociężale wysunęli się z ławek, zupełnie ignorując monotonne słowa Binnsa, który, podobnie jak Krukonka, nie usłyszał dźwięku przerwy i nadal czytał tę samą książkę swoim monotonnym głosem.
Clarę z zamyślenia wybudziło klepnięcie w ramię. Natychmiast poderwała głowę i spojrzała w bok. Tuż obok niej stała Laurel z niepewną miną na twarzy.
— Możemy porozmawiać? — zapytała cicho.
— Oh.. Em... jasne! o co chodzi? — odparła natychmiast dziewczynka, spoglądając na przyjaciółkę nieco rozespanym wzrokiem. Przez usta blondynki przeleciał uśmiech.
— Może niekoniecznie tutaj, co? — powiedziała.
— Tak, jasne. masz rację — stwierdziła Clara, już nieco się rozbudzając.
Przy pomocy Laurel dość szybko się spakowała i obie wyszły z klasy.
— Więc? O co chodzi? — zapytała brunetka, lustrując przyjaciółkę wzrokiem. Ta lekko westchnęła.
— Dostałam rano list od rodziców — powiedziała cicho.
— Ouuu... — wyrwało się dziewczynce. — I co?
— Chcą, żebym przyjechała na Święta do domu. Grunt w tym... Że... No wiesz... — zmieszała się, nerwowo pocierając nadgarstki. — Nie bardzo chcę. Wiem, że to sprawa z Oliverem jest stara, ale nadal boli... I nie chcę znowu wysłuchiwać uwag rodziców co do moich przyjaźni więc... Zastanawiałam się... Czy twoja propozycja z początku roku jest nadal aktualna? Wiesz, że mogę do ciebie wpaść na Gwiazdkę?
— Eeee... — zająknęła się Clara. — Nie wiem — przyznała. — Zobaczę co da się zrobić. Być może moi rodzice się zgodzą, ale ty też będziesz musiała do swoich napisać — dodała szybko, widząc jak przyjaciółka momentalnie smutnieje.
— Wiem — odparła. — Ale...Mogłabyś chociaż spróbować?
— Nie no, jasne — odparła uśmiechając się. Laurel natychmiast to odwzajemniła, po chwili również przytulając Clarę.
— Dzięki! — wykrzyknęła.
— Do usług — odparła brunetka i uśmiechając się delikatnie poklepała dziewczynkę po plecach.
***
ZGADNIJCIE KOGO TU DŁUUUUUUUUUUUUUGO NIE BYŁO! Ale spoko jestem, żyję w końcu mam trochę czasu i weny bo znowu robię re-read Pottera a to mimo wszystko daje wenę XD Zobaczymy jak będzie w roku szkolnym...
No a dziś taki rozdział bardziej ekspozycyjny. jak wam się podoba? Zmienił Wam zdanie o jakiejś postaci? Komentujcie!
Sonia
Nie wierzę, kto to wrócił xd Cud się stał po prostu!I to jeszcze z rozdziałem! I to jakim! Nie spodziewałam się, że chłopcy tak się poświęcą (przynajmniej jeden), żeby ta dwójka mogła zagrać.
OdpowiedzUsuńNo cóż, mam nadzieję, że jakoś się dogadają i dobrze im wyjdzie ten mecz, to dość ważne ^^
W ogóle pani profesor jakaś taka podejrzana w tym rozdziale... Nie ciekawe co to będzie.
Ogólnie myślałam, że nie będę pamiętała wiele z poprzednich rozdziałów, ale z każdym kolejnym słowem przypominałam sobie wszystko i nie było konieczności czytania jeszcze raz ostatniego rozdziału ;)
W ogóle nucę sobię tę piosenkę z DW, gdzie Clara, Doctor i ta mała dziewczynka próbowali powstrzymać to coś duże, co wyglądało jak słońce xddd I tak ludzie śpiewali ❤️❤️ I to jest takie wenotwórcze ❤️❤️ "Live, Wake up, Wake up" ❤️
NMBZT!