Jak to zazwyczaj w życiu bywa, przerwa świąteczna dla Clary trwała bardzo krótko. Nim się obejrzała, już był ostatni dzień wolności, a potem miała wracać do szkoły.
Jednak nie rozpaczała. W odróżnieniu od innych nigdy nie lubiła zbyt długo wypoczywać. Dla niej te dwa tygodnie to był świetnie wykorzystany czas, który spędziła, czytając książkę od Fiony oraz, sporadycznie, biorąc udział w bitwach na śnieżki z rodzicami i ciotką. Oczywiście, oprócz czarodziejskich sposobów odkrywania niewidzialnego atramentu wypytała również rodziców o mugolskie, pod pretekstem jakiegoś referatu.
Jednak teraz było już po świętach, a ona i bliźniacy ostatnio nawet nie mieli czasu porozmawiać. Nauczyciele po zakończeniu semestru wpadli w jakąś obsesję zadawania im prac domowych. Większość przerw dziewczynki spędzały w bibliotece, sporadycznie z Fredem i Georgem. Nawet Patrick i Fiona zaczęli się o nie martwić. Już dwa razy piętnastolatka próbowała zabrać Laurel do skrzydła szpitalnego, bo jej zdaniem "blado wygląda", ale blondynka zawsze jakoś się wykręcała.
Humoru nie tracili tylko bliźniacy, którzy swoimi wybrykami zasłynęli w całej szkole. Szlabany zarabiali średnio dwa razy na tydzień i zapewne gdyby nie dodatkowa pomoc Clary, zostaliby również ukarani za brak pracy domowej.
Z kolei jeśli chodzi o ich tajemniczy kawałek pergaminu też za wiele jeszcze nie zdziałali. Nie dali rady się spotkać, aby wypróbować wszystkie znalezione przez nich sposoby, co denerwowało Clarę. Nienawidziła takich sytuacji. Jak już raz sobie coś zaplanowała, to zawsze to spełniała, a tak albo musiała zrobić prace domową, albo bliźniacy ponownie zarobili jakiś szlaban.
- A ty co się tak zamyśliłaś? - usłyszała tuż przy swoim uchu głos George'a. Niemal podskoczyła, tak ją przestraszył.
- A ja wiem? Myślę trochę o szkole, trochę o naszym papierzysku... A trochę o tym, co wy możecie planować, bo list był bardzo... jednoznaczny. Szczególnie, że jakoś od początku semestru zarobiliście chyba z dwanaście szlabanów... pod rząd - odparła Clara, uśmiechając się do nich przekornie. Bliźniacy wymienili spojrzenia.
- No, bo widzisz... - zaczął Fred, pochylając się lekko do przodu.
-...stwierdziliśmy, że jesteśmy w tej szkole już ponad cztery miesiące... - dodał George, również się wychylając i splatając ręce przed sobą.
- Wspaniałe obserwacje, brawo chłopcy - mruknęła Laurel, pocierając delikatnie nadgarstki. - W życiu bym na to nie wpadła, gdybyście mi tego nie powiedzieli.
- A ciebie co znów ugryzło, Lauruś? - zapytał Fred, spoglądając na nią z zaskoczeniem. Dziewczynka wzruszyła ramionami, skupiając się na nadgarstkach.
- Gorszy dzień. I trochę za dużo nauki - mruknęła, nie patrząc na nich. - Ale no, odkryliście, że jesteście w tej szkole już ponad cztery miesiące i...?
- I stwierdziliśmy, że jeszcze nas nie było w Zakazanym Lesie - odparł spokojnie George, nie spuszczając jednak wzroku z Laurel. Clara obrzuciła ich karcącym spojrzeniem.
- Jest zakazany po coś! Przecież nie wiecie, co tam się kryje! - warknęła rozeźlona. - Gdybyście przejrzeli Fantastyczne zwierzęta, zaraz by wam się odechciało podobnych wycieczek! Co jeśli napadną was centaury? Albo akromantule?
- Nie przesadzaj, Clar. Gdyby było tak źle, to by tego lasu nie trzymali obok szkoły - odparł Fred, spoglądając na nią z pobłażaniem - Sama pomyśl. Jeśli wszystkie te stwory są aż tak niebezpieczne, nie narażaliby nas na kontakt z nimi, nie sądzisz?
- Bo w końcu musimy gdzieś ćwiczyć na lekcjach opieki nad magicznymi stworzeniami! Poza tym nie wychodzą, bo dyrektorem jest Dumbledore! - odparła z przekonaniem brunetka, zakładając ręce na piersi. Obaj bliźniacy spojrzeli na siebie, dusząc w środku śmiech.
- Tiaaa... No przecież, gdy tylko Dumbledore wchodzi do Zakazanego Lasu, to wszystkie stworzenia przed nim uciekają, a centaury zapraszają go na herbatkę... Jak mogłeś o tym zapomnieć, Fred? - zakpił George, patrząc z ukosa na brata. Clara wywróciła oczami.
- A moim zdaniem to dobry pomysł - powiedziała cicho Laurel.
- No widzisz, nawet La... Zaraz, CO?! - wykrzyknął zdziwiony George. Oczy wszystkich skupiły się na blondynce. Ta wzruszyła lekko ramionami.
- No co? Macie rację. Wiem, nieczęsto to mówię, ale tu się zgodzę. W stu procentach. Zakazany Las może i jest zakazany po coś, ale dobrze by było sprawdzić po co. Prawda, chłopaki?
- Laurel, po raz pierwszy w moim życiu zadam to pytanie, więc czuj się zaszczycona. Czy jesteś w stu procentach stabilna umysłowo? Nie wiem, Snape pokazał ci się w umytych włosach, zobaczyłaś Filcha tańczącego z Panią Norris czy na zielarstwie cię zaatakowała tentakula? - zapytał Fred, przyglądając się jej z uwagą. W odpowiedzi dziewczynka uśmiechnęła się zadziornie.
- Żadne z powyższych, choć pierwsza opcja z pewnością byłaby przyjemna. Niedobrze mi się robi, gdy widzę jego włosy. Ale po prostu ostatnio jestem w dość buntowniczym nastroju i mam ochotę złamać parę punktów regulaminu, jeśli łaska - odparła, opierając się wygodnie o zagłówek krzesła i zakładając ręce na piersi. I bliźniacy, i Clara wpatrywali się w nią w nieukrywanym szoku.
- Skoro tak twierdzisz... Arie, ty idziesz z nami czy zostajesz w zamku? - odzyskał w końcu głos George, przerzucając spojrzenie na brunetkę.
- Idę. Ktoś musi ogarniać waszą TRÓJKĘ w tym lesie - odparła dziewczynka, nadal nie spuszczając wzroku z przyjaciółki. - Kiedy?
- Patrząc na nasz grafik szlabanów, wolne mamy we... wtorek. O ile oczywiście czegoś nie wymyślimy po drodze - odparł Fred, szczerząc w jej kierunku zęby.
- Lepiej nie wmyślcie - mruknęła ze swojego kąta Laurel. - Bo inaczej to nie o szlaban będziecie się bali.
- Czy to wyzwanie, Lauruś? Aż trzy dni bez napsucia krwi naszemu kochanemu woźnemu? - zapytał Fred, przechylając głowę na bok. Blondynka uśmiechnęła się tajemniczo.
- Oczywiście. Przyjmujecie je? - zapytała, wyciągając rękę do przodu. Jednak rudzielec jeszcze jej nie uścisnął.
- Hm... W takim wypadku czego ty się wyrzekniesz? - zapytał ją. - Wiesz, zakład powinien być obustronny.
- Oczywiście, że wiem. Przez te trzy dni nie usłyszycie ode mnie żadnej uwagi. ŻADNEJ - odparła blondynka, uśmiechając się.
- Wchodzę w to - odparł natychmiast Fred, ściskając mocno jej rękę. - Nie ma mowy, abyś tyle wytrzymała bez odgryzania się - dodał, kiedy puścił już ją.
- Zobaczymy - mruknęła Laurel, a delikatny uśmiech pojawił się na jej twarzy.
***
- Czy to jest na pewno mądre? - powtórzyła po raz któryś Clara, idąc niepewnie za przyjaciółką wzdłuż linii Zakazanego Lasu.
Cała ta sytuacja nie bardzo jej się podobała. Oczywiście miło było słuchać Laurel, powstrzymującej się od kąśliwych uwag. Mimo że szkoła wydawała się ciupkę... niemrawa bez codziennych wybryków Weasleyów, według brunetki było warto. Nauczyciele nieco podejrzanie przyglądali się bliźniakom, ale nic nie powiedzieli, bo nie mieli się do czego przyczepić. Tylko Filch zgrzytał zębami, nie potrafiąc znaleźć żadnej przyczyny do dania Weasleyom szlabanu.
- Już się na to zgodziłaś. Nie ma odwrotu, Clar - odparła spokojnie Laurel. - To tylko parę godzin w lesie, co się może zdarzyć?
- Wszystko - jęknęła brunetka, ale nie próbowała już się kłócić. - Powiedz mi lepiej, o co ci tak naprawdę chodzi?
Blondynka stanęła. Odwróciła się w stronę przyjaciółki przyglądając jej się nieprzytomnie.
- Słucham?
- Lori, nie obraź się, ale od świąt jesteś jakaś inna... A nawet nie od świąt, tylko od tego, pożal się Boże, meczu quiddticha. Coś jest nie tak. Chodzi o Wooda? Czy o coś, lub kogoś, innego? - powiedziała, a widząc, że przyjaciółka już otwiera usta, dodała, unosząc palec w górę - I nie próbuj mi się tu wykręcać tanimi wymówkami. Te możesz w spokoju zachować dla Fii lub Patcha.
Laurel przez chwilę stała nieruchomo, poruszając jedynie ustami jak ryba wyjęta z wody. Przez dłuższą chwilę panowała cisza, przerywana jedynie delikatnym szelestem gałązek nad nimi. Dziewczynka opuściła w końcu głowę, uśmiechając się smutno.
- Po części masz rację - powiedziała w końcu, ale tak cicho, że Clara prawie jej nie dosłyszała. - Można powiedzieć, że miałam ostatnio małą... sprzeczkę z rodzicami w trakcie świąt. No i bezpośrednio przed nimi jeszcze dość nieprzyjemny list.
- O co poszło?
- O jakąś głupotę - dziewczynka wzruszyła ramionami. - Już teraz nawet nie pamiętam o co, ale strasznie się tym przejęłam. Za często to roztrząsałam i rozpatrywałam i trochę się zdołowałam. Więc w sumie, teraz jest mi wszystko jedno, co sobie o mnie pomyślą. Będę robiła, co chcę i nic im do tego.
To ostanie już bardziej skierowała do siebie niż do przyjaciółki. Clara pokręciła głową, kładąc jej dłoń na ramieniu.
- Przecież wiesz, że zawsze masz nas - powiedziała spokojnie. - Zawsze ci pomożemy. Po to są przyjaciele, prawda?
- Tak... tak, chyba masz rację - mruknęła cicho blondynka, unosząc głowę. W jej piwnych oczach czaiły się łzy, ale uśmiechała się. - Przepraszam.
- Nie masz za co - odparła brunetka, również się uśmiechając. - A teraz lepiej już chodźmy, bo chłopaki pewnie się zastanawiają czy nas po drodze coś nie zjadło - dodała. Laurel uśmiechnęła się przekornie i razem pognały w dół doliny.
Już z oddali, pomimo mroku nocy, przyuważyły rude czupryny bliźniaków . Kiedy do nich podeszły, min nie mieli zbyt zadowolonych.
- A wy co tak długo? - zapytał Fred, zakładając ręce na piersi. Dziewczynki wymieniły spojrzenia.
- Coś nas po drodze zatrzymało - odparła wymijająco Clara, uśmiechając się. - To co? Idziemy?
- A ty co nagle taka chętna? - zapytał podejrzliwe George. Brunetka wzruszyła ramionami.
- Jestem zdania, że lepiej jest już mieć to za sobą - odpowiedziała i mruknęła, wyjmując różdżkę: - Lumos.
Światło o niebieskawej barwie zapaliło się na końcu jej magicznego patyka. Dziewczynka niepewnie spojrzała w głąb lasu. Gdzieś w oddali rozległo się głuche wycie. Przełknęła ślinę, mocniej zaciskając palce na różdżce.
- To... Kto pierwszy? - zapytała, starając się, aby jej głos brzmiał swobodnie.
- W sumie mogę ja... Ale jak się zgubimy, nie moja wina - odparła Fred, wychodząc przed Clarę.
Za nim spokojnym krokiem ruszył George. Obie dziewczynki wymieniły spojrzenia. W końcu z cichym westchnięciem poszły za chłopakami.
- Tu chyba jest jakaś ścieżka, prawda? - zapytała z nadzieją w głosie Clara.
- Myślę, że jest, najwyżej później ją znajdziemy... Ale to, czego my szukamy, jest na pewno nie przy ścieżce - mruknął Fred, trzymając różdżkę wysoko w górze. Dziewczynka przystanęła, zaskoczona.
- Szukacie? - powtórzyła. - Niby czego? I po co wam to potrzebne?
- Bahanek - dopadł spokojnie George, podtrzymując jedną z gałęzi, aby się o nią nie uderzyć. - Słyszałem, że ich jad może być przydatny...
- Wy coś czytaliście? - wykrzyknęła nie bez szoku Laurel, podskakując gwałtownie, gdy jakaś sowa zahuczała nieopodal. - Z własnej, nieprzymuszonej woli?
- Czasem nam się zdarzy - odparł Fred, machając lekceważąco ręką. - Ważniejsze jest, do czego mogą nam się przydać...
Clara w ogóle nie uczestniczyła w ich rozmowie. Bardziej była zajęta dokładnym obserwowaniem lasu. Był bardzo gęsty i ciemny, a przynajmniej w nocy. Przez wysokie drzewa od czasu do czasu prześwitywał księżyc, ale nie dawał on zbyt wiele światła. Przez to każdy szelest, jaki rozległ się za plecami dawał jej wyobraźni spore pole do popisu. Szczególnie, że gdy odwracała się w tamtym kierunku z różdżką w pogotowiu, nic nie zauważała.
Tym bardziej nie podobał się jej fakt, że bliźniacy mieli w tym poszukiwaniu jakiś cel. O bahankach słyszała i z tego, co wiedziała, nie były one najprzyjemniejszymi zwierzętami na świecie. Te niewielkie, wredne stworzenia nieco ją odrzucały, szczególnie z uwagi na ich wredny charakter. Nie rozumiała, w jakim celu byłyby im potrzebne.
Nagle pomiędzy jakimiś krzewami dostrzegła gwałtowny ruch. Natychmiast odwróciła się w tamta stronę, oświetlając je różdżką. Unosząc wzrok, napotkała oczy jakiejś przedziwnej kreatury. Zaciekawiona, ale tez i nieco przestraszona, zrobiła nieśmiały krok w jej stronę.
- Clari? - usłyszała za sobą zaniepokojony głos Laurel. Zerknęła przez ramię na przyjaciółkę.
- Coś tu jest - odpowiedziała, przyglądając się z uwagą stworzeniu. Różdżkę miała opuszczoną, więc nie widziała go dokładnie.
- Nic tu nie ma - odparł George, podążając za wzrokiem dziewczynki. - Fakt, te krzewy wyglądają jakby coś za nimi stało, ale...
- Mówię wam, że tu coś stoi. I się na mnie gapi - odparła brunetka, unosząc różdżkę na tyle, aby zobaczyć zwierzę.
Wyglądało trochę jak koń, któremu od lat nie dawano jeść. Czarna skóra przykrywała mu kości i coś po jego obu stronach. Nie miał grzywy, a wielkie, ciemne oczy nieco przerażały Clarę. Mimo to, nie cofnęła się.
- Ja wiem, że jest czarny, ale przecież już go widać - powiedziała, odwracając się w stronę przyjaciół.
- Arie... Nic tam nie ma - odparł George, przyglądając jej się z uwagą. Dziewczynka wywróciła oczami.
- Właśnie, że jest! Koń! Wychudzony, czarny koń i...
W tym momencie zwierzę parsknęło. Cała trójka podskoczyła gwałtownie.
- Co to było? - zapytała przestraszona Laurel, rozglądając się na boki.
- No ten koń! - wykrzyknęła Clara, odwracając się z powrotem w stronę zwierzęcia. Nieśmiało do niego podeszła, nie spuszczając go z oczu. Wyciągnęła rękę i delikatnie dotknęła grzbietu jego nosa. - Widzicie?
- Arie, naprawdę, świetnie ci wychodzi udawanie mima, ale nadal twierdzę, że nic tu nie ma - odparł George, podchodząc w jej kierunku. - I raczej nie...
- To sam zobacz! - wykrzyknęła rozeźlona dziewczynka, chwytając chłopaka za rękę i przyciskając ją do grzbietu konia. Rudzielec zamarł.
- Kpisz... - wyszeptał zaskoczony.
- Tia, wyczarowałam powietrze, które po dotknięciu sprawia wrażenie, jakbyś czegoś dotykał. Oczywiście, czemu by nie? - mruknęła zirytowana dziewczynka, wywracając oczami.
- Dobra, zwracam ho... - zaczął George, ale nie dokończył.
W tym momencie koń, jakby trochę urażony, że wzięto go za wytwór wyobraźni, chwycił chłopaka za ramię, przerzucając go na druga stronę. Gryfon zaś w locie złapał za rękę Clarę, ciągnąc ją za sobą w dół.
***
Hejo! Jak tam po rozpoczęci roku szkolnego?? Dobrze? Żyjecie? Mam nadzieję, że tak... Mam jedną małą informację - z uwagi na rozpoczęcie roku nie mam pojęcia czy posty będą się pojawiały regularnie. Liceum jest jednak trudniejsze od gimnazjum, więc muszę się przyzwyczaić do nowego systemu oceniana i nauczycieli.. Także, jak posty nie będą regularnie to przepraszam :( Już dziś mam przeczytać wstęp i pierwszy rozdział książki od historii... Ech...
Miłego roku szkolnego!!
Sonia
Testraluś!!!!
OdpowiedzUsuńWiyayyy!!!!
Jaki słodki!
Awwz jak ja kocham koniki zwiastujące nieszczęście <3
Chłopaki, jak widzę, pokazują, że są kolejnymi huncwotami xD Cieszę się, bo to w nich najlepsze <3
No i ci rodzice Lauren... O co tam poszło podczas świąt? Ciekawe.
Dobra wiem, że się nieco spóźniłam, jest 22:06, ale zaczynałam się w takim jednym ficzku i straciłam poczucie czasu. Wybacz :*
Niech Magia będzie z Tobą!
List był bardzo jednoznaczny! Zgodzę się. Dobra Olga przypelzla, napisać komentarz biednej Soni xd leżę pod wiatakiem i kwicze 😂 ach,jak gorąco. Szkoda że nie który widzieć teatrali... są dość... *szuka odpowiedniego slowa* oryginalne! Tak! Czekaj skopiuje kom bo coś czuję że k imię usunie... xd SONIA SONIA SONIA SONIA SONIA SOBIAD SONIA SONIA SONIA SONIA SONIA SPNIA SPNIA SONIA zaniedbuje SW! Jak tak mozna?! Nie doluj się kobieto, że komentarzy brak. U mnie też, u każdego 😉 więc głową do góry i żyj!
OdpowiedzUsuńOlga
Niech Moc I MaGiacomo Będzie Z Tobą!
SW zaniedbuje, bo nie mam pomysłu, ale spoko w końcu przedwczoraj były jego bodaj trzecie urodziny soł... XD
UsuńHej ;))
OdpowiedzUsuńPowinnam już spać, ale e tam.
Cóż, widziałam w komie Idy, że ten konik zwiastuje nieszczęście... to przerażające xd Czemu wiedziałam, że w tym lesie będzie jakies nieszczęście?! CZEMU?! W sumie to nie wiem, ale odnalazłam w sobie moje sithańskie powołanie! Więc jak się wkurzę to będę Darth Baran (nie pytaj xd). Co do rozdziału... no... nie no fajnie jest, a ja się zastanawiam, kiedy zrobisz że oni są dorośli czy tam 15-16 lat...
Hmm, doskonale znam Twój ból związany ze szkołą (no, tak prawie). Trzeba w tym roku ja zmieniłam i trzeba się oswoić, a moje posty też pojawiają się... cóż, nieregularnie. W ogóle mamy jakas epokę down bloggera, bo strasznie pusto wszędzie ostatnio...
Idę, piszę ten komentarz od 8 minut!
NMBZT! (niech MOC będzie z Tobą ^^)
spędziła(,) czytając
OdpowiedzUsuńszpitalnego(,) bo jej zdaniem "blado wygląda", ale blondynka zawsze
Nie dali rady się spotkać(,) aby wypróbować
Jak już raz sobie coś zaplanowała(,) to zawsze to spełniała, a tak albo
Jeśli wszystkie te stwory są aż tak niebezpieczne(,) nie narażaliby nas na kontakt z nimi, nie sądzisz?
Poza tym,(bez przecinka) nie wychodzą, bo dyrektorem jest Dumbledore! - odparła z przekonaniem brunetka, zakładając ręce
Odparł fred(,) szczrząc
Mimo,(bez przecinka) że szkoła wydawała się ciupkę... niemrawa bez
Czy o coś, lub kogoś(,) innego
Cicho blondynka(,) unoszac glowę
Więc w sumie, teraz jest mi wszystko jedno(,) co sobie o mnie pomyślą. Będę robiła(,) co chcę i nic im do tego.
czego my szukamy(,) jest na pewno nie przy ścieżce - mruknął
ez to każdy szelest(,) jaki rozległ się za plecami(,) dawał jej wyobraźni spore pole
z tego(,) co wiedziała
ucały, szczególnie z uwagi na ich wredny charakter, (.)Nie rozumiała(,) w jakim celu byłyby im potrzebne.
Unosząc wzrok(,) napotkała oczy jakiejś przedziwnej kreatury.
Wyglądało trochę (jak) koń
- Tia, wyczarowałam powietrz(,)e które po dotknięciu sprawia wrażenie(,) jakbyś czegoś dotykał.
Chodźmy do Zakazanego Lasu, pewnie przesadzili z nazwą, co złego może się stać? XD Jedno, co mi się rzuciło w oczy to to, że nie rozumiem Laurel - hej, skoro tak bardzo rozpamiętywała kłótnie z rodzicami, to jak może nie pamiętać, o co poszło? Oj, niewiarygodnie, panno Laurel, niewiarygodnie...
OdpowiedzUsuń1. Czy jesteś w stu procentach stabilna umysłowo? Nie wiem, Snape pokazał ci się w umytych włosach
OdpowiedzUsuńKocham 😂❤️
2. - Wy coś czytaliście? - wykrzyknęła nie bez szoku Laurel, podskakując gwałtownie, gdy jakaś sowa zahuczała nieopodal. - Z własnej, nieprzymuszonej woli? - Czasem nam się zdarzy - odparł Fred, machając lekceważąco ręką. - Ważniejsze jest, do czego mogą nam się przydać...
Szok 😂😂😂
3. Te niewielkie, wredne stworzenia nieco ją odrzucały, szczególnie z uwagi na ich wredny charakter. Nie rozumiała, w jakim celu byłyby im potrzebne. - są wredne, już skumałam 😂
4. Szacun za testrale