piątek, 23 grudnia 2016

3. Listy

Znalezione obrazy dla zapytania owl post
Minęło parę tygodni. Clara już zdążyła się przyzwyczaić do nudnego i dość przewidywalnego życia w Wawrzynach. Wstawała o której chciała, jednak zazwyczaj budziła się o tej samej porze co Laurel. Później, nieco rozespane, szły na śniadanie, przygotowane przez Szeptucha.
Zaskoczona dziewczynka była pod wielkim wrażeniem talentu kulinarnego skrzata. Wszystko co przygotowywał było doskonałe; nigdy nie przesolone, rozgotowane czy przypalone. Zawsze w sam raz. Clara nawet zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem nie poprosić go o uczenie jej gotowania.
Musiała przyznać, że bardzo polubiła Szeptucha. On, podobnie jak Laurel, wydawał się być jedną z milszych osób w  tym domu. Nawet z tym nieco pompatycznym zachowaniem, włączając w to zwracanie się do niej per "panienko", co mocno ją peszyło. Przyjaciółka często mówiła jej aby nie zwracała na to uwagi, ale jej łatwo było mówić. W końcu od urodzenia była tak tytułowana przez skrzata, także przyzwyczaiła się.
Następnie szły za posiadłość, w kierunku wzgórza, które było widoczne z okien Laurel. Brały wtedy ze sobą miotły z szopy za domem i  ćwiczyły latanie. Nigdy jednak nie wychodziły poza linię drzew aby, nie daj Boże, jakiś mugol ich nie przyuważył. Grały wtedy w coś, co blondynka nazywała "pseudoquidditchem", ale dziewczynka wolała to nazywać "karnymi". Jabłko, które wraz z pojazdami zabierały z domu, służyło im za kafla. Na zmianę stały na straży luki pomiędzy dwoma drzewami, starając się nie dopuścić do przerzucenia owocu przez bronioną przestrzeń.
Clara odkryła, że, o dziwo, idzie jej o wiele lepiej niż Laurel, szczególnie na ataku. W obronie miała sporo niedociągnięć, także zazwyczaj wyrywała przyjaciółce jabłko i frunęła w górę, aby tylko ta nie zdążyła jej zmusić do podjęcia się obrony. Mimo to blondynka nie obrażała się za takie małe oszustwo - przeciwnie, twierdziła, że w ten sposób Clara ćwiczy do drużyny. Zwykle dziewczynka na te słowa zaprzeczała, choć sama zaczynała się zastanawiać czy by chociaż nie spróbować się zgłosić.
Po takiej "rozgrywce" wracały na dwudaniowy obiad. Po nim zazwyczaj siadały w salonie albo odrabiając lekcje, albo spokojnie czytając. Potem czas jakoś przeciągał się do kolacji, po której dziewczynki sprawdzały jakieś zaległe listy. Najczęściej były one od bliźniaków lub rodziców Clary, choć często przylatywały sowy Patricka i Fiony, trochę rzadziej Cedrika i Wooda. Z tych dwóch ostatnich przyjaciółki lubiły się nawzajem podenerwować, wyrywając adresatce kartkę z ręki i odczytując je na głos, kiedy ta pierwsza próbowała odzyskać swoją własność. Na skutek tej "zabawy" cały salon zostawał zazwyczaj zabałaganiony, ku zgorszeniu Szeptucha, który bezradnie przyglądał się tej sprzeczce, cicho prosząc "panienki" o niebałaganienie. Dwunastolatki, oczywiście, zwykle go ignorowały i kończyły dopiero po odzyskaniu listu. Wtedy oglądały się, widząc stan w jakim znajdował się pokój. Laurel zazwyczaj po prostu wzruszała ramionami, ale Clara sama zaczynała sprzątać. Zupełnie ignorowała uwagi skrzata, że przecież to jego praca a ona nie powinna sobie rąk niszczyć. Finalnie salon ogarniali wszyscy, nawet Laurel, która nie mogła po prostu stać i patrzeć jak jej najlepsza przyjaciółka i Szeptuch się trudzili.
Po jakże wyczerpujących porządkach dziewczynki wchodziły na górę, mówiąc, że idą spać. W rzeczywistości szły do pokoju jednej z nich rozmawiając do późnej nocy o wszystkim. Dopiero gdy zegar wybijał północ któraś pędem uciekała do swojego pokoju i faktycznie kładły się spać.
Państwa Burton Clara prawie nie widywała. Oczywiście, wiedziała, że wracają na obiady, ale zdarzało to się naprawdę sporadycznie i zazwyczaj akurat gdy one były na dworze. Zwykle zjawiali się w domu już naprawdę bardzo późnym wieczorem. Czasem wołali Laurel na dół, aby o czymś z nią porozmawiać. Nigdy jednak nie prosili Clary, co brunetce wydawało się być nieco dziwne. Kiedy do niej przychodziły koleżanki z mugolskiej szkoły jej rodzice często rozmawiali z nieznajomymi. Oczywiście, nie non stop, ale jeśli, na przykład, u niej nocowała to zawsze jakaś konwersacja się nawiązywała, a  tu... nic.
W połowie sierpnia, kiedy obie dziewczynki wróciły ze wzgórza, niespodziewanie pojawił się przed nimi Szeptuch, trzymający w ręku cztery koperty.
— Sowy przyleciały i Szeptuch pomyślał, że da panienkom listy od razu — powiedział nieco speszony skrzat. Clara uśmiechnęła się do niego, odbierając z jego rąk przesyłki. Laurel po prostu wzruszyła ramionami. Obmyły się, zjadły obiad przygotowany przez Szeptucha i przeszły do salonu.
Pomieszczenie to, nazywane również "pokojem dziennym" przypominało Clarze nieco salon jej babci. Było to najprawdopodobniej najprzytulniejsze pomieszczenie w całym domu. Jasne, dzięki dwóm oknom i dość rozległe, choć przez nadmiar mebli wcale się taki nie wydawał. Przeważały tu pufy i sofy, które obito ciemnozielonym materiałem, bogato haftowanym złota nicią. Na podłodze, stylizowaną na drewnianą, leżał puszysty dywan w kolorze morskiej zieleni. W głębi ustawiono małą biblioteczkę, której przytulności nadawał postawiony nieopodal kominek i wygodny fotel.
Przy oknie wychodzącym na ogród stało biurko. Z jego wysuwanej szuflady wystawało mnóstwo papierów, także odsuwanie jej równało się z wywołaniem lawinowego efektu spadających kartek. Przed nim było krzesło, obite tym samym materiałem co wszystkie inne meble w tym pomieszczeniu. Na blacie zazwyczaj stał lichtarz a w nim świeca, zawsze nowa. Często był również kubek z jakimś ciepłym napojem i nożyk do otwierania listów.
To właśnie po niego sięgnęła Laurel, rozdzielając koperty między siebie i Clarę. Na pierwszym rozpoznały pismo Freda a na drugim dostrzegły lakowaną pieczęć Hogwartu. Zaskoczone wymieniły spojrzenia.
— Tak szybko? — zapytała zdziwiona brunetka, spoglądając na przyjaciółkę. Ta wzruszyła ramionami.
— W końcu połowa sierpnia. Jak dla mnie najwyższy czas, w tym roku i tak się trochę spóźnili... — mruknęła, ale w tym momencie przez otwarte okno wleciały jeszcze dwie sowy, w których dziewczynki rozpoznały Zeusa i Trzpiotkę - ptaki Patricka i Fiony.
— OK, warto otwierać te listy teraz, czy czekać na jeszcze jakichś niespodziewanych gości? — zapytała skonfundowana Clara, odwiązując wiadomości od nóżek sów. Laurel pokręciła przecząco głową.
— Więcej na pewno nie dostaniemy — odparła, otwierając kopertę, zawierającą kartkę tekstu od bliźniaków. Dwunastolatka wzruszyła ramionami i zrobiła to samo.
Arie,
na pewno do Ciebie i Laurel doleciały listy. Co powiecie na to, aby spotkać się na Pokątnej w sobotę? Jestem pewien, że stęskniłyście się za naszymi przystojnymi twarzami. Jeśli tak, to super, jeśli nie, to zachowamy się jak wy i stwierdzimy, że nie znaczy tak. Także widzimy się w Dziurawym Kotle 18 sierpnia. Macie tam być, inaczej Confundus Wam w oko.
Fred i George
Clara przewróciła oczami i spojrzała na przyjaciółkę.
— Zapytam się rodziców — odparła spokojnie tamta, pocierając lekko nadgarstki. — Mam nadzieję, że się zgodzą, w końcu obie potrzebujemy tych książek... W ogóle... Jest coś tam nowego?
— Nie wiem. Przecież jeszcze nie otworzyłam — ofuknęła ją Clara, biorąc do ręki list, przełamując lakowaną pieczęć.
W środku znajdowała się krótka notatka od profesor McGonagall, wicedyrektorki i nauczycielki transmutacji, że każdy uczeń powinien w dniu pierwszego września udać się na peron numer 9 i 3/4 i, że pociąg Hogwart Express odjeżdża o godzinie dziesiątej. Dziewczynka po przeczytaniu tego tekstu zerknęła na listę książek, która była znacznie krótsza od tej otrzymanej w poprzednim roku. Właściwie musiała tylko zakupić drugą cześć podręcznika Mirandy Goshwak i książkę Powstanie i upadek czarnej magii. Widocznie szkoła znalazła zastępstwo za profesor Bowman. No cóż, nie mogli przecież zacząć szkoły, mając lukę w personelu, szczególnie gdy chodziło o przedmiot zdawany na SUMach...
No właśnie... SUMy. To przypomniało dziewczynce o listach od Patricka i Fiony. Otworzyła więc pierwszy z nich.
Kochana Claro
Co u Ciebie? Czy doszedł już do Ciebie list z Hogwartu? Ja już swój otrzymałam... Szczerze mówiąc byłam w takim stresie, że bałam się otworzyć koperty z wynikami. Na szczęście niepotrzebnie. Wszystko zdałam na "W" czyli wybitnie. Żeby Ci było łatwiej zrozumieć "W" jest odpowiednikiem naszej mugolskiej szóstki. Nie wiem jeszcze jak u Patricka, bo nic mi nie wysłał, ale sama wiesz jaki on jest... Będzie Cię trzymał w niepewności do ostatniej chwili, tak samo jak było z tą rozmową o czystości krwi w kwietniu... Ugh, czasem mnie to doprowadza do szewskiej pasji...
Ale no dobrze, dosyć o mnie. Pisałaś ostatnio, że przebywasz u Laurel, tak? Jak Ci tam jest? Dobrze się czujesz? W końcu rodzina Burton pochodzi z "tej" czystej krwi. Nie traktują Cię tam źle? Dają Ci jeść? Nie pogardzają Tobą?
Odpisz jak najszybciej!
Pozdrowienia od
Fiony
Uśmiechnęła się, notując sobie w pamięci, że trzeba będzie Fionie odpisać. W duchu stwierdziła, że starsza przyjaciółka za bardzo się martwi, choć w sumie... Nie jej wina, w końcu przez Ślizgonów jest uprzedzona. Z drugiej strony znała Laurel i po zachowaniu dwunastolatki powinna się zorientować, że w Wawrzynach będą ją traktowali dobrze a już na pewno lepiej, niż gdyby nagle wpadła z wizytą do Ayers. Choć Clara sama przed sobą musiała przyznać, że w Warzywnych czuła się... dziwnie. Dom był piękny, ale... pusty. Laurel i Szeptuch nie mogli w końcu sami nadać duszy temu domowi, choć skrzat bardzo się starał.
Dziewczynka, zatopiona w myślach, rozkleiła kopertę od Patricka i zaczęła czytać.
Clar,
 co u Ciebie słychać? Dobrze Ci tam, w  tych Wawrzynach? Jeśli nie, to wiesz, jedna sowa i już jestem.
Dziś dostałem wyniki SUMów. Nie jest źle. Naprawdę, zdobyłem sporo wybitnych, z czego powinienem się cieszyć, ale jest też parę "powyżej oczekiwań", które wiem, że mogłem lepiej napisać. Widocznie będę musiał się przyłożyć bardziej do nauki, gdy zacznę się przygotowywać do owutemów. 
Mówiąc o nauce... Pamiętaj, że w tym roku wybierasz wraz z Laurel nowe przedmioty. To naprawdę bardzo ważne, powinnaś wybrać to, co cię interesuje. Jeśli będziesz miała problem pamiętaj, że ja i Fiona jesteśmy by pomóc. Myślę, że ten Percy Weasley również byłby w stanie Ci w tym pomóc. Proszę Cię, przypomnij też o tym bliźniakom...
W każdym razie odezwij się do mnie niedługo. Mam nadzieję, że wkrótce spotkamy się na peronie, a jeśli nie tam, to w pociągu już na pewno.
 Trzymaj się
Patrick
— Patch ma rację — mruknęła Laurel, spoglądając na przyjaciółkę  z ukosa. — Powinniśmy się poważnie zastanowić nad wyborem nowych lekcji. W  końcu będziemy z nich zdawały SUMy, od nich będzie też zależał wybór przyszłej pracy...
Clara zerknęła zaskoczona na przyjaciółkę. Wiedziała, że wybór lekcji jest ważny, ale nie aż tak. Już teraz ma się decydować, kim chce zostać? Nie jest na to jeszcze za młoda czy coś?
Westchnęła, opierając się o oparcie fotela, na którym przycupnęła podczas czytania listów. Musiała przyznać, że Patrick miał rację. Musi poważnie zastanowić się nad tym, jakie przedmioty powinna wybrać. Mimo to, znała tylko dwie z wielu dodatkowych lekcji. Wiedziała, że mugoloznastwo u niej odpada - w końcu sama była mugolaczką, także o niemagicznych ludziach wiedziała wszystko... Choć z drugiej strony chciała poznać czarodziejskie spojrzenie na osoby nie potrafiące uprawiać magii. Kto wie, może fajnie by się było tego uczyć u osoby obiektywnej, bez uprzedzeń wynikających z  ideologii czystej krwi...
— Zastanawiałaś się już nad tymi nowymi lekcjami? — zapytała Laurel. Ta wzruszyła ramionami.
— Jeszcze nie — przyznała. — Choć rodzice mnie do tego powoli zaczynają zmuszać, podsyłając jakieś swoje sugestie... Ale w sumie mamy cały rok...
— Zaprzeczasz sama sobie — zauważyła dziewczynka, lustrując przyjaciółkę wzrokiem. — Przed chwilą mówiłaś, że to może zaważyć o naszej przyszłości.
— Nie, nie zaprzeczam. To, że to ma wpływ na naszą karierę nie oznacza, że decyzję mamy podjąć w tej chwili. Moim zdaniem właśnie nad takimi sprawami trzeba długo rozmyślać, rozważać każde za i przeciw...
— Jak tam sobie uważasz — mruknęła dwunastolatka, przeciągając się na fotelu.
***
Clara siedziała na schodach, opierając głowę na dłoniach. Parę minut wcześniej wrócili rodzicie Laurel i dziewczynka zeszła na dół, porozmawiać z nimi o zakupach na Pokątnej. Jednak ni z tego ni z owego rozpętała się tak wielka kłótnia, że dwunastolatka nie była nawet w stanie dojść do słowa.
— Będę się przyjaźniła z kim chcę! Nie możecie mi tego narzucać! — rozległ się nieoczekiwanie krzyk najmłodszej Burton. Po chwili już nic nie dało się usłyszeć.
Dziewczynka westchnęła. Nienawidziła kłótni, a już szczególnie tych rodzinnych. Zawsze czuła się wtedy... nie na miejscu. Nie powinna być świadkiem takich rzeczy. W końcu przyzwyczajono ją, żeby nie wynosiła rodzinnych spraw poza dom.
Obejmując kolana rękoma dostrzegła Szeptucha, stojącego niedaleko drzwi. Skrzat wyraźnie drżał pomimo, że w Wawrzynach był bardzo ciepło. Po chwili dziewczynka zorientowała się, że drży on nie z zimna tylko ze strachu. Rozkrzyżowała ramiona i uniosła się nieco na dłoniach, mówiąc:
— Nie lubisz kłótni, co?
Skrzat tak się przestraszył, że podskoczył z wrzaskiem, przewracając się. Zbierając się z podłogi, szukał wzrokiem intruza. Dopiero po dłuższej chwili dostrzegł Clarę. Zmieszany podszedł do niej i powiedział:
— Tak, panienka ma rację. Krzyki peszą Szeptucha. Szeptuch czuje się wtedy nieswojo... I panienka Laurel jest wtedy bardzo, bardzo smutna...
— Rozumiem cię. Ja też nie lubię gdy ludzie się kłócą — odparła dziewczynka, przegarniając włosy na prawe ramię.
Skrzat przyjrzał się dziewczynce z bardzo osobliwą miną. Sprawiał wrażenie, jakby walczył ze sobą. Zamykał i otwierał usta jak ryba wyjęta z wody. W końcu po paru minutach, zacisnął mocno ręce w pięści i powiedział:
— Panienka jest inna.
— Słucham? — zapytała zaskoczona.
— Panienka jest inna — powtórzył Szeptuch. — Czy Szeptuch może usiąść?
— Tak, oczywiście, że możesz — odparła dziewczynka, przesuwając się na schodku, aby zrobić dla niego miejsce. Ten niepewnie usiadł i ponownie zerknął na nią.
— Panienka wydaje się być... zbyt... miła. Niech panienka źle nie zrozumie Szeptucha, ale Szeptuch nie jest przyzwyczajony do takich czarodziejów. Państwo Burton są mili, wiele skrzatów nie ma tak dobrze jak Szeptuch, ale... —  tu skrzat, jakby przerażony tym, co chciał powiedzieć zasłonił sobie usta, a w jego wielkich oczach pojawiły się łzy. — Nie! Zły Szeptuch! — krzyknął i zaczął uderzać głową o barierkę.
— Przestań! — wykrzyknęła przerażona dziewczynka, łapiąc go za ręce i odciągając od barierki. — Nie rób tego!
Szeptuch natychmiast się zatrzymał z dłońmi wciąż wyciągniętymi przed siebie. Wydawał się być przerażony, ale nie tym co zrobił, tylko słowami Clary.
— Panienka naprawdę jest bardzo inna... — wyszeptał. Dziewczynce zdawało się, że chciał jeszcze coś powiedzieć, ale wtedy drzwi na dole zostały z hukiem  otworzone. Wyszła z nich rozjuszona Laurel.
Na jej widok skrzat pisnął i pstryknął palcami, znikając z głuchym trzaskiem. To sprawiło, że uniosła wzrok, zauważając Clarę, która zamarła na schodku.
— W sobotę jedziemy na Pokątną. Ale same — powiedziała cicho dziewczynka, w odpowiedzi na pytające spojrzenie przyjaciółki. Zaczęła już powoli kierować się an górę, kiedy Clara zapytała:
— Lori? Wszystko w porządku?
Ta zatrzymała się, stojąc tyłem do niej. Dziewczynce wydawało się, że młodsza Burton zacisnęła pięści i opuściła głowę, ale albo trwało to ułamek sekundy, albo było to tylko przywidzenie, Po paru sekundach Laurel odwróciła się z fałszywym uśmiechem.
— Tak — odparła. — Nic mi nie jest.
***
Emmm... także tego... Wesołych Świąt, jak podejrzewam, tak? Akurat Wigilia wypada jutro, więc całkiem nieźle się składa ^^ Mam nadzieję, że rozdział, choć nie do końca ciekawy, Wam się spodobał.  Dedyk dla wszystkich czytających... naprawdę chciałabym widzieć, że jesteście, więc.. Może trzy komentarze od trzech różnych osób? Dałoby się coś takiego załatwić Tak na święta... proszę?
WESOŁYCH ŚWIĄT
Sonia

8 komentarzy:

  1. Heyo
    Heyo
    Heyo
    Szkoda mi Laurel. Ci rodzice to prawdziwi dziwolądzy. Serio kojarzą mi się z Elfami z Alfheimu, jak rodzina Hearthstone. Magnus Chase :P
    Nie ogarniam tego szeptucha i ogólnie nie bardo lubię takie postacie xD Fajnie, że w tej szkole sami mogą wybrać sobie przedmioty! No i wreszcie powinni się spotkać z Cedrikiem!!!!
    Co do Bliźniaków, to lubię ich poczucie humoru. Ten tekst z przystojnymi twarzami podchodzi pod Sparrow... niE no xD
    Także wesołych świąt, Sonia! W ogóle ja tam życzeń składać nie lubię i nie umiem, ale powiem, że pisz dalej bo idzie Ci to świetnie! I nie przejmuj się czytelnikami - mam tak samo :P Ja tutaj zawsze będę!
    NMBZT!
    MEG:*
    🌲🌲🌲🎅🎅

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć <3
    Wesołych Świąt <3
    Wybacz.
    Serio
    Chciałam
    Być
    Szybciej
    Ale jak wiadomo, święta to czas rodzinny i wypełniony jedzeniem, więc najpierw spacer nad morze, potem mały obiad, potem do wujka na duży obiad i kilka godzin zabawy z kuzynkami potem :3 Ale już jestem i mam czas.
    No, ogólnie rzecz biorąc, to wiadomo, co sądzę - jak zawsze super, a tym bardziej, że w końcu pojawił się dom Laurel, rodzice :/ i Szeptuch <3
    Współczuję Lori takiego domu :/ Zresztą wiadomo, jak to wpływa na człowieka...

    Ogólnie jeszcze raz życzę Tobie wesołych świąt i do następnego!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow! Czemu nie wpadłam tu wcześniej? Blog zostanie nadrobiony jeszcze w tym tygodniu. Przyznam,że jestem jedną z niewielu osób która robi sobie spoilery i wiem już mniej więcej co i jak. Fajnie,że Ravenclaw ;). Ps. W SPAMIE czeka już chamska reklama xd

    OdpowiedzUsuń
  4. Trochę mnie dziwi, że Clara (szlama wychowująca się od lat w mugolskim domu) uważa życie w czarodziejskim domu za nudne i przewidywalne. W końcu skrzat i te wszystkie zaczarowane przedmioty, które fruwają po całym domu, rodzice jej przyjaciółki używający magii... To wszystko musi być dla takiej osoby bardzo fascynujące. I mało istotne, jak bardzo nieczułą jest dziewczynką, coś takiego musi choć trochę poruszać. Rozumiem, że opisywanie dziecięcych zabaw nie jest tak interesujące, ale wystarczy tylko troszkę pomyśleć i może nie być aż tak źle. To znacznie lepiej wygląda niż robienie z bohaterki wiecznie znudzonej życiem, bo autor nie ma ochoty na opisywanie czegoś tak prymitywnego jak zabawa. XD
    Talent kulinarny a brak umiejętności przesolenia czy rozgotowania ziemniaków to dwie zupełnie różne sprawy. Jestem naprawdę marną kucharką, a jeszcze nie zdarzyło mi się przesolić, rozgotować czy przypalić. Jeśli skrzat dobrze gotował, warto napisać, że np. były to super potrawy, których Clara nigdy dotąd nie jadła i nie pomyślałaby, że mogą smakować tak wyśmienicie.
    Podoba mi się natomiast, jak dziewczynki ćwiczą quidditcha. Jestem też ciekawa relacji między nimi a osobami, od których dostają listy, mignął mi Cedrik i Wood. Nie pisze się o nich zbyt wiele, dlatego z ciekawością przeczytam, jak ich wykreowałaś.
    Ekspres do Hogwartu odjeżdża o godzinie jedenastej, nie o dziesiątej.
    Dlaczego Fiona pisze w liście, że W to odpowiednik szóstki? Przecież Laurel o tym doskonale wie, a Clara jest już po pierwszej klasie, więc zna te wszystkie odpowiedniki.
    Zaraz, bo czegoś nie rozumiem. W końcu w której klasie są dziewczyny? Idą do drugiej czy do trzeciej? W Hogwarcie wybierało się nowe przedmioty dopiero przed trzecią klasą, a Ty nieustannie używasz synonimu „dwunastolatka”. Dwanaście lat ma się w drugiej klasie, ewentualnie w pierwszej, jeśli osoba urodziła się po wakacjach (do Hogwartu mogą chodzić jedynie osoby, które już ukończyły jedenaście lat, taka matematyka Rowling, nic nie poradzimy).
    Ten rozdział lekko nudnawy, zdecydowaną większość zajęły listy, które zapchały tekst. Zobaczymy, co w kolejnym odcinku, bo jestem ciekawa, jak potoczy się wypad na Pokątną.
    http://dark-love-riddle.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W rozdziale wielokrotnie powtarzałam, że maja CAŁY ROK na zdecydowanie jakie przedmioty chcą mieć, toteż dziewczyny idą do klasy drugiej. I nie chodziło mi o to, ze nudne jest życie w tym świcie, tylko, ze jest bardzo przewidywalne i rutynowe i to może być dla dwunastolatki nudne. Jeśli chodzi o tłumaczenie Fiony Potter też nie bardzo wiedział o tym i sam czytelnik o magicznym systemie oceniania dowiaduje sie dopiero w ZF. Wydaje mi się również, ze w młodszych klasach uczeń dostaje same punkty, nie ocenę i od jakiegoś progu pewnie jest zdawaloność, sądząc po tym co Ron powiedział do Hermiony w WA
      Sonia

      Usuń
    2. Ale to jest niezgodne z kanonem. Zatem albo napisz, że opko jest non-canon, albo się nie dziw, że czytelnik ma potem szuru-buru w głowie. To co, oceny były tylko dla tych starszych? XD Punkty dodatnie i ujemne dla domów, o których pewnie myślisz (jak było w książce: Snape odebrał Harry'emu na pierwszej lekcji, Hermiona dostała coś za opowiedzenie o mandragorach), owszem, występowały. Ale one nie miały wpływu na ocenę, po prostu karano albo nagradzano w ten sposób domy. Oficjalnie nie miały żadnego znaczenia przy ocenianiu sprawdzianów. Gdyby nie było ocen, żaden uczeń by się nie uczył, skoro przejdzie i tak i tak, a jedynie ucierpi jego dom. Jasne, przy jakimś sprawdzianie nauczyciel pokroju Slughorna albo Flitwicka pewnie brał pod uwagę, że taka bystra i obkuta Hermiona zdobyła ileś tam punktów, co mogło wpłynąć na jakieś podciągnięcie oceny np. z eseju albo z testu. No i na końcu roku szkolnego też były sprawdziany (coś jak egzaminy dla studenta podczas sesji), które również oceniano. I można było oblać. O ile dobrze pamiętam, w HP1 na końcu było napisane, że nawet Crabbe i Golye jakoś przeszli do następnej klasy. Jasne, jakoś te pytania punktowano, ale później przekładało się to na ocenę. Nie no. Czuję się jak kosmitka, bo właśnie tłumaczę uczennicy, jak wygląda nauka w szkole. Hogwart to nic innego jak szkoła z internatem, różni się tylko tym, że w mugolskich angielskich szkołach nie macha się różdżkami.

      Usuń
    3. Nie mówię o punktach do domu tylko o punktach egzaminacyjnych jak nwm procenty w spr szóstoklasity czy gimnazjalisty. Ja w ten sposób to rozumiem. Mogą nie dostawać ocen tylko procenty, tak jak ja miałam w swoim gimnazjum z polskiego i chemii albo punkty, albo procnety, nie oceny DLATEGO wydaje mi się to logiczne

      Usuń
  5. Na początek pytanie natury filozoficznej: czy miotła to pojazd?
    Ach, więc nasi państwo Burton to wyższe sfery, tak? Confudus im w oko. Szkoda mi Szeptucha, bo wydaje się takim lojalnym, dobrodusznym stworzonkiem... #szeptuchdeservesbetter! Generalnie w rozdziale faktycznie niewiele się działo, takie do bólu typowe wakacje, ale biegnę dalej, do spotkania na Pokątnej!

    OdpowiedzUsuń

theme by xvenom | sg