Następne dwa tygodnie przed wyjazdem do Hogwartu były jednymi z najgorszych w życiu Clary. W Wawrzynach panowała dość specyficzna atmosfera. Po wydaniu się afery z listem w domu dało się odczuć przeraźliwie chłodną atmosferę. Laurel tamtego dnia kłóciła się z rodzicami niemalże przez całą noc, jednak dwunastolatka nie była w stanie usłyszeć o co jeszcze mogło pójść. Finał był taki, że jej przyjaciółka z płaczem wybiegła na górę i zamknęła się w swoim pokoju, a państwo Burton prawdopodobnie poszli do pracy.
Clara stwierdziła, że jeśli wcześniej czuła się tu nieswojo to teraz najzwyczajniej w świecie chciała wrócić do domu. Tylko że nie bardzo mogła. Trochę dziwnie byłoby nagle opuścić to miejsce, a poza tym... Laurel jej potrzebowała.
Dwunastolatka była tak przygnębiająco smutna, że udzielało się to i Clarze i Szeptuchowi. Dom wydawał się być jeszcze bardziej niegościnny niż gdy pierwszy raz do niego przybyła. Sprawiał wrażenie jeszcze zimniejszego, a każdy śmiech wydawał się być wręcz nie na miejscu. Nic więc dziwnego, że obie dziewczynki wyczekiwały z utęsknieniem pierwszego września.
W końcu upragniony dzień nadszedł. Clara i Laurel smętnie zjadły śniadanie i powlokły się na górę, żeby dopakować niektóre rzeczy takie jak piżama i poranne kosmetyki. Zajęło im to zaledwie kilka minut toteż, przy pomocy Szeptucha, zniosły kufry i klatki na dół.
Przez następną godzinę czekały na rodziców Laurel, którzy mieli się pojawić w okolicach wpół do jedenastej. Na szczęście zjawili się dość punktualnie. Nie zamieniając żadnego słowa z córką po prostu chwycili kufry i ręce obu dziewczynek i teleportowali się z nimi na King's Cross. Od razu odnaleźli barierkę pomiędzy peronami 9 i 10. Pewnie przeszli przez nią, pojawiając się na miejscu.
Peron, jak rok wcześniej, był przepełniony uczniami, rodzicami, kotami, sowami i wózkami z kuframi. Zgiełk był jeszcze większy niż tłum. Przebijał go jedynie przeciągły gwizd lokomotywy, stojącej na torach, oczekującej godziny jedenastej. Parowóz jak zwykle błyszczał czerwienią, wypuszczając co jakiś czas z komina kłęby dymu, spowijające peron w osobliwej mgle.
Państwo Burton szybkim krokiem przepchnęli się do pociągu, ciągnąc obie dziewczynki za sobą. Dość szybko znaleźli wagon przeznaczony dla klas drugich. Przez chwilę szukali pustego przedziału, w końcu go odnajdując. Włożyli kufry i klatki na półki. Dopiero wtedy zaszczycili córkę spojrzeniem.
— Do zobaczenia na święta — powiedziała pani Burton, pochylając się i całując ją w policzek. Pan Burton tylko skinął głową i pośpiesznie wyszli. Laurel z obrzydzeniem otarła policzek i rzuciła się na najbliższe siedzenie.
— Myślisz, że bardzo się obrażą, jeśli jednak bym została w Hogwarcie na Boże Narodzenie? — zapytała zerkając na Clarę. Ta lekko wzruszyła ramionami.
— Nie wiem — przyznała, siadając naprzeciw niej. — Ewentualnie możesz zawsze pojechać do nas — dodała, po krótkiej chwili namysłu. Przyjaciółka uśmiechnęła się lekko, wyglądając przez okno na zatłoczony peron.
— Na pewno byłoby miło — mruknęła. — Oho, widzę, że bliźniacy już przyszli — dodała, wskazując palcem na rodzinę, która wyraźnie dopiero co przybyła.
Była tam aż siódemka osób, wyraźnie wykazująca rodzinne cechy Weasleyów. Wszyscy mieli płomiennie rude włosy a ich twarze i ramiona były usiane piegami. Obie dziewczynki dostrzegły bliźniaków, którzy już próbowali uciec od matki. Percy z kolei stał dumnie wyprostowany, rozmawiając z mężczyzną, który wyglądał na jego ojca. Clara z uśmiechem zauważyła, że oboje nosili podobne okulary w rogowych oprawkach.
Wśród tych znajomych twarzy dostrzegła też dwie nieznane. Obok pani Weasley stała dwójka dzieci: chłopiec i dziewczynka, z czego brat wydawał się być starszy od siostry. Po dłuższym zastanowieniu się brunetka stwierdziła, że mimo to najmłodszą z rodziny bliźniaków już widziała na Pokątnej. To ten brat pozostawał dla niej zagadką, choć domyślała się, że musiał być to ten "Ronuś" o którym wspomnieli chłopcy podczas zakupów.
— Myślisz, że trzeba po nich wyjść? — zapytała Clara, odwracając się w stronę przyjaciółki. Ta lekko wzruszyła ramionami.
— Dadzą radę nas znaleźć — mruknęła, przymykając powieki. Dziewczynka wywróciła oczami.
— Jak tam uważasz — mruknęła.
Parę minut później usłyszały jakiś głośniejszy rumor na korytarzu. Rozsunęły drzwi przedziału, wychylając z zaciekawieniem głowy. Zgodnie z ich oczekiwaniami przez ciasne przejście usiłowali się przepchać bliźniacy.
— Hej! Fred! George! — wykrzyknęła Clara, machając w ich kierunku.
Obaj unieśli głowy, zauważając przyjaciółki. Uśmiechnęli się i ruszyli w ich stronę. Obie odsunęły się od drzwi, wpuszczając bliźniaków. Przez chwilę czekały aż załadują swoje kufry na górę.
— Widzę, że jednak dotarliście w jednym kawałku — stwierdziła Laurel, odwracając się w ich kierunku.
— Udało nam się ją przekonać, że naprawdę przypadkiem tam trafiliśmy — odparł Fred, z ulgą opadając na fotel. — A co, martwiłaś się? — dodał, uśmiechając się przekornie.
— Tak, spędzało mi to sen z powiek — sarknęła, przewracając oczami. — Clara mi świadkiem.
— Ooo jak uroczo — stwierdził George, siadając na fotelu obok brata. Laurel otworzyła usta, ale w tym momencie rozległ się przeciągły gwizd lokomotywy i pociąg powoli zaczął wytaczać się z peronu.
— Coś mówiłaś? — zapytał Fred z przekornym uśmiechem. — Bo niestety, wydaje mi się, że cię nie usłyszałem...
Dziewczynka nic nie odpowiedziała, tylko pufnęła ze złością, zakładając ręce na piersi.
***
Dalsza część podróży upłynęła im bardzo przyjemnie. Mimo że podczas wakacji pisali do siebie, opowiadali sobie wzajemnie o aktywnym wypoczynku, dalej wielu rzeczy sobie nie przekazali. Takowym szczególnie mogli się pochwalić bliźniacy. Dziewczynki były w głębokim szoku, gdy dowiedziały się, że nawet zrobili wszystkie prace domowe zadane na lato, choć miały podejrzenia, że nie była to inicjatywa bliźniaków a pani Weasley.
Głównie z ich opowieści wynikało, iż zdążyli pokłócić się i pogodzić z każdym członkiem ich rodziny. Oczywiście najwięcej sprzeczek pojawiało się pomiędzy nimi a Percy'm, któremu Clara po cichu współczuła.
Chłopcy właśnie kończyli opisywać jeden ze swoich eksperymentów, w którym dziewczynki w ogóle nie widziały sensu, kiedy w drzwi ich przedziału otworzyły się. W nich stał Oliver Wood, czternastoletni obrońca drużyny Gryfonów w quidditchu. Przez chwilę rozglądał się po pomieszczeniu, aż w końcu odezwał się:
— Hej wszystkim.
— Hej — odparli.
Zapadła dość niekomfortowa cisza. Laurel jakoś w tym momencie znalazła wielce interesujący ją fragment swojej dłoni. Nawet nie podniosła wzroku na chłopaka. Czternastolatek wziął głęboki oddech i zapytał:
— Laurel? Możemy porozmawiać? Na osobności?
— Jasne — mruknęła cicho, wstając i wychodząc na korytarz.
Wood zasunął za nią dni. Przez szkło dojrzeli, że chłopak odwrócił się w ich stronę plecami, opierając się lekko o framugę. Spojrzeli po sobie. Nawet nie potrzebowali słów, aby się zrozumieć. Natychmiast dopadli do wyjścia z przedziału, przykładając uszy do szyby.
— Jak tam wakacje? — zapytał Wood, spoglądając na Laurel. Dziewczynka westchnęła.
— Były trochę... Dziwne — odparła, nadal przyglądając się swoim dłoniom. — Miałam takie tam małe problemiki — dodała.
— Takie małe jak niedotarcie listu? — dopytywał Wood. Ta oparła się o zamknięte okno pociągu, przymykając oczy.
— Można tak powiedzieć — przyznała, w końcu na niego spoglądając. — Trudności były też z odesłaniem odpowiedzi, bo widzisz... — przygryzła wargę, zakładając automatycznie ręce na piersi. Jej wzrok powędrował gdzieś w bok. — Doszedł do mnie dość późno, także uznałam, że lepiej będzie już poczekać aż się spotkamy w pociągu...
— W takim wypadku nie wiem jakim cudem moja sowa wróciła do mnie dzień po wysłaniu listu — odparł nieco kąśliwie Wood. Laurel aż skuliła się w sobie. — Co więcej, zdołałem na drugi dzień wysłać nawet list do Percy'ego i jeszcze tego samego dnia dostać od niego odpowiedź. Czym się różni Percy od ciebie, Lori?
— Płcią? Wiekiem? — zapytała cichutko, przenosząc wzrok na podłogę. Fred, George i Clara uderzyli się rękoma w czoła.
— Nie wierzę — mruknął Fred. — Mózgu jej odjęło przez te wakacje czy co?
Pozostała dwójka w milczeniu pokręciła głowami z dezaprobatą. Wood westchnął.
— Coś się stało przez te wakacje? Nie wiem, pokłóciłaś się z rodzicami? — zapytał, odklejając się od drzwi i podchodząc w stronę dwunastolatki. Ta objęła się rekami, nadal przypatrując się podłodze.
— Nie, nie. Wszystko w porządku — skłamała, przygryzając wargę. — Naprawdę — dodała, unosząc w końcu wzrok. — Co było w tym liście?
— A no wiesz nic ważnego... Między innymi informacja o tym, ze zostałem kapitanem Gryfonów, ale no... — odparł chłopak z ironią. Laurel otworzyła usta ze zdumienia.
— Naprawdę?! — zapiszczała, próbując wskrzesić w sobie odrobinę entuzjazmu. — To czyni z ciebie jednym z najmłodszych kapitanów ostatnich lat! Wow!
— Tylko ja sądzę, że ona ma zadatki na naprawdę dobrą aktorkę? Przecież dowiedziała się tego od nas... — mruknął George. Clara wzruszyła ramionami.
— Widać jak chce, to potrafi — odparła cicho.
— Tia... ale no wiesz, nic ważnego tak? — powiedział Wood zgryźliwie, unosząc rękę aby odgarnąć włosy. Na ten widok Laurel pisnęła i skuliła się w sobie, chowając twarz w dłoniach. Widząc to chłopak natychmiast opuścił dłoń.
— Lori? — zapytał, a w jego głosie słychać było strach. Dziewczynka nic nie powiedziała, tylko zaczęła kręcić głową. — Lori... Przecież wiesz, że NIGDY bym cię nie uderzył, tak? A już na pewno nie z powodu takiej błahostki jak nie odpisanie na list... — dodał łagodnie, podchodząc do niej.
— Wiem... — odparła cichutko.
Wood westchnął i przytulił ją mocno do siebie. Dziewczynka oderwała dłonie od rąk, obejmując nimi Gryfona. Głowę oparła na jego piersi. Nie płakała. W domu zdążyła wypłakać już wszystkie łzy i nie miała siły na kolejne.
— Galopujące gargulce — zaklął Fred, nie mogąc uwierzyć swoim oczom. Pozostałej dwójce najzwyczajniej w świecie odebrało mowę. Po dłuższej chwili Laurel delikatnie odsunęła się, nadal nie patrząc na Wooda. — Clara... Co się stało w te wakacje?
— Później wam powiem — szepnęła cicho dziewczynka, skupiając się na przyjaciółce.
— J... Ja powinnam już iść — mruknęła. — Widzimy się na uczcie, tak? — dodała, unosząc wzrok, uśmiechając się lekko.
— Jasne. Do zobaczenia — odparł chłopak również się uśmiechając.
— No i... Jeszcze raz gratuluję — dodała, podchodząc się w stronę drzwi przedziału. Czternastolatek tylko się uśmiechnął kiwając głową. Już miał odejść, ale zatrzymał się, odwracając się ponownie w jej stronę.
— Czekaj jesteś już w drugiej klasie, prawda? — zapytał, Tym razem to Laurel oparła się o szybę, przewracając oczami z uśmiechem.
— Brawo, Sherlocku — odparła. Wood zaśmiał się.
— A to znaczy, że możesz się ubiegać o przyjęcie do drużyny...
— W życiu! — natychmiast zaoponowała. — Ja chcę jeszcze żyć!
— Cóż, w takim razie wygarną mamy w kieszeni — odparł.
— Zobaczymy! — wykrzyknęła Laurel.
Widząc, że chce otworzyć drzwi od przedziału, trójka w nim się znajdująca natychmiast rzuciła się na siedzenia. W chwili rozsunięcia się wejścia Fred pochylił się do przodu, zaplatając palce przed sobą i zapytał:
— Więc twierdzisz, że lubisz chleb, tak, Clar?
— Tak... — odparła dziewczynka z całej siły nie starając się wybuchnąć śmiechem. — O! Lori! Co chciał Wood?
— E... nic ciekawego — mruknęła blondynka siadając obok przyjaciółki. — Dlaczego rozmawiacie o chlebie?
***
***
Minęła kolejna godzina, podczas której bliźniacy wybyli do innego przedziału. Dziewczynki stwierdziły, że wolą zostać niż rozprostować nogi. Rozmawiały więc o niczym, aż w końcu przerwało im rozsunięcie się drzwi. Obie z zaskoczeniem uniosły wzrok z radością zauważając, że do przedziału weszli...
— Patrick! Fiona! — wykrzyknęły obie, podbiegając do obu prefektów i ich przytulając.
— No patrzcie, ktoś się chyba za nami stęsknił — wykrzyknął rozbawiony Irlandczyk, obejmując obie Krukonki. — A w listach zaprzeczały jak mogły...
— Jak tam wasz wakacje? Dobrze ci było u Laurel, Clar? — zapytała Fiona, puszczając dwunastolatki i siadając na jednym z siedzeń. Te wymieniły spojrzenia.
— Były dość... przyjemnie — odparła Clara, przegarniając włosy do tyłu. — A co u was? Bo w listach raczej mało o sobie opowiadaliście, no oprócz wyników SUMów...
— Też spędziliśmy je całkiem ciekawie, ale już po wynikach — stwierdził Patrick, siadając obok szesnastolatki. — Choć w sumie wolałem wracać do szkoły.
— Nie to mówiłeś, kiedy musieliśmy trzy minuty temu rozdzielać pierwszaków... — mruknęła Fiona. Chłopak spiorunował ją wzrokiem. Po chwili odrzucił głowę do tyłu ciężko westchnął.
— Dobra, powiedzmy, że masz racje — odparł. — Ale w takim wypadku nie możesz zaprzeczyć, że całe lato siedziałaś w stresie, martwiąc się o wyniki tak bardzo, że wręcz błagałaś mnie o to, żebym przyjechał.
— Nie BŁAGAŁAM. Poprosiłam i to tylko raz — zaoponowała natychmiast dziewczyna. Patrick uniósł sceptycznie brew.
— Jaaaaaaasne — mruknął. — W każdym razie tegoroczne pierwszaki to zło — westchnął, ponownie odrzucając głowę do tyłu i przymykając oczy. — W ciągu jednej godziny trzeba było porozdzielać chyba piętnaście osób... Merlinie, daj cierpliwość... Już Fred i George są problematyczni...
— Daj spokój, nie może być aż tak źle — odparła Clara, zastanawiając się, czy to samo powiedział prefekt Gryffindoru, gdy rok temu natrafił na nią, Laurel, bliźniaków i Ayers. No cóż, w tym przypadku mógł mieć rację, bo nawet nauczyciele nie przypominali sobie większych rozrabiaków od Weasleyów. Wtem cała czwórka usłyszała przeciągły trzask w głośnikach.
— Pociąg Hogwart Ekspress za dwadzieścia minut wjedzie na stację Hogsmeade. Prosimy o powolne zbieranie sowich rzeczy oraz jakiegoś prefekta aby odnalazł ucznia bądź uczniów odpowiedzialnych za wylanie smaru na korytarz.
— Na brodę Merlina... — jęknęła Fiona, wstając. — Już na ostatniej prostej... Jak spotkam tych uczniów... — to mówiąc wyszła, a za nią Patrick. Dziewczynki wymieniły spojrzenia.
— Fred i George — powiedziały równocześnie.
— Ewentualnie jeszcze Jordan — mruknęła Clara, otwierając kufer i wyciągając z niego szatę Hogwartu.
***
Joł! Jestem, żyję, rozdział wstawiony, mimo, że umierałam już powoli w trakcie tg tygodnia... ALE JEST, TAK?! Btw nieco podrasowałam bohaterów, choć na razie zawierają oni spoilery XD Także aż do 7 czy 8 rozdział mogą zawierać SPOILERY!
Dedyk dla Jawy <3
Sonia
Dedyk dla Jawy <3
Sonia
Dzięki za dedyk i przepraszam za spóźnienie. Czuję się już lepiej, ale kaszel m się wzmocnił. Mimo tego, znajduję siły na skomentowanie.
OdpowiedzUsuńSytuacja w Wawrzynach jest patologiczna, masakra, jak ci rodzice są nieprzygotowani do życia w rodzinie... Nie uważali na WDŻ, czy co...
Rozmowa o chlebie wygrała rozdział xD
NMBZT!
Nie no, padałam z tym chlebem. Najlepszy na świecie XDD
OdpowiedzUsuńW każdym razie siemanko! Przybywam i ja, w nadziei, że kom się spodoba. A więc rozdział jest mega, a szczególnie ten chleb! Aha, miałam jeszcze napomknąć, że w jakimś zdaniu napisałaś jakiś dość śmieszny błąd, bo użyłaś zupełnie innego słowa, ale nie mogę tego znaleźć xD Także uznajemy, że nie było 😂
w każdym razie (to już drugie) moim zdaniem powinno tu być więcej czytelników, bo blog jest warty. Ale przekonałam się ostatnio, że im gorszy blog, tym więcej czytelników. Poważnie, moje marne początki Impossible czytało z 8 osób, a teraz ledwo 3!
Także trzymaj się i nie martw!
NIECH BĘDZIE Z TOBĄ MOC!
Meg :*
Hej. Komentuje ale moge powiedziec tylko ze jestem na 10 rozdziale bo ostatnio mialam zwiechce w czytaniu przez moje zle samopoczucie. Ale na raxie blog mi sie bardzo podoba. Gratuluje talentu i pozdrawiam ^^
OdpowiedzUsuńZanim zacznę: o jakich spoilerach piszesz w notce od autora? Do kolejnych części? Możesz już się nie obawiać, że komuś coś zaspoilerujesz, seria ma już tyle lat, że pisanie o zdarzeniach z książek nie podchodzi już pod spoiler. XD
OdpowiedzUsuńW opowiadaniach nie powinno się używać liczb (chyba że w roku albo w liście, fragmencie z jakiejś gazety, która jest niejako cytatem, tekstem, który bohater ma przed oczami) , peron 9 i 10 możesz napisać słownie. Podobnie jest z godzinami.
Trochę dziwnie, że rodzice Clary jednak nie przybyli, żeby pożegnać ją na peronie. Nie dość, że nie widzieli córki przez ohoho, kiedy spędzała wakacje w domu przyjaciółki, to nawet nie zjawili się, żeby chociaż pocałować ją na pożegnanie. A Clara nawet się tym nie przejęła. Dziewczynka ma dwanaście lat, nadal tęskni za rodzicami, jeśli wszystko jest w rodzinie tak, jak powinno być.
Czy Fred i George paradowali po pociągu bez koszulek albo w podkoszulkach na ramiączkach, że Clara mogła stwierdzić, że ich ramiona są piegowate?
Hmm, czyżby między Woodem i Laurel coś się działo? Coś, co zmierza w kierunku romantyczności? Mam nadzieję, że to przytulenie było tylko przyjacielskie, bo Laurel ma dopiero dwanaście lat. XD
SUM-ów. Jeśli odmieniasz skrótowce, zawsze robisz to po dywizie.
Powiem tak: ciężko mi się wypowiadać na temat rozdziału (i obawiam się, że na temat dalszych również), ponieważ jestem już chyba troszkę za stara na opowiadania tego typu. Mogę Cię naprowadzać, oceniać postęp, ale nic nie poradzę, że teksty na poziomie „Harry’ego Pottera” jedynki czy dwójki są kierowane przede wszystkim do innej grupy wiekowej, a ja (mając już niemal dwadzieścia trzy lata) trochę się nudzę, czytając o problemach dwunastolatków, o których piszesz w sposób, który spodoba się właśnie takiej grupie wiekowej. To nic złego, gdybym miała właśnie tyle lat, pewnie byłabym zachwycona, ale teraz ciężko mi traktować poważnie super przyjacielskie stosunki piątoklasistów z drugoroczniakami. Między nimi jest trzy lata różnicy, a w tym wieku to ogromna przepaść. Przeciętny piętnasto, szesnastolatek szuka towarzystwa rówieśników albo najlepiej starszych (którzy z kolei traktują ich jak dzieciaki), a dwunastolatki odbiera jak dzieci. Aczkolwiek muszę Ci przyznać, że kreacja Laurel i Clary jest adekwatna do wieku, faktycznie zachowują się jak najzwyklejsze nastolatki. No i nie pretendują do Mary Sue, co jest chyba największym plusem, ponieważ OC często mają tendencje do marysueizmów.
http://dark-love-riddle.blog.onet.pl/
Spoilery dotyczą bardziej OC, które się jeszcze nie pojawiły w opowieści, ale są w "Bohaterach". Ja wiem, kanoniczne postaci sa względnie niemożliwe do zaspoilerowania, więęęęc... XD
UsuńWiem, rozumiem, dlatego tym bardziej doceniam, że w ogóle czytasz :P Co do zachowania Fii i Patricka: cóż, te dwie postaci, z tego co ostatnio zauważyłam, mocno wzoruję na osobach z mojego otoczenia, które własnie tak się zachowują, choć nie wykluczam, ze mają własnych znajomych :P
Co do Laurel i Clary: ja NAPRAWDĘ się staram, żeby nie były "sójkami" więc byłabym wdzięczna za ewentualny krzyk, ze za bardzo w tę stronę zmierzają ^^
Sonia
'Tegoroczne pierwszaki to zło' - czyli tekst absolutnie każdego starszego rocznika w każdej szkole XD Oj, coraz bardziej nie podoba mi się ta sytuacja Lori, bo zaczyna być nieco creepy. Jej rodzice na początku wydawali się całkiem w porządku, nawet jeśli byli nieco zdystansowani, ale to, jak ona się zachowuje, nie może być przepadkiem. Laurel, dziecko, wyżal się, będzie ci lżej!
OdpowiedzUsuń