Dwadzieścia minut później stały na peronie, już przebrane w szaty Hogwartu, czekając. Bliźniacy byli z lekka zniecierpliwieni, przeskakując z nogi na nogę. Wieczór w Hogsmeade był wyjątkowo chłodny. Dziewczynki pocierały sobie ramiona, próbując w jakikolwiek sposób się rozgrzać.
— Gdzie te powozy? — mruknęła Laurel, przytupując z zimna.
— Nie mam zielonego pojęcia — odparł Fred, podskakując, aby choć trochę się rozgrzać. — Mam nadzieję, że szybko je przyślą...
W tym momencie usłyszeli dziwny dźwięk, przypominający tętent końskich kopyt. Zza zakrętu na wybrukowany peron podjechały wozy. Wszystkie były czarno-złote. Na drzwiczkach każdego z nich wymalowano emblant Hogwartu z ledwo widoczną dewizą szkoły: Draco dormiens nunquam titillandus. Z ust Clary wydarł się lekki okrzyk, gdy spostrzegła co ciągnie pojazdy.
Cugle były doczepione do uzd jednych z najbardziej wychudzonych koni, jakie można sobie wyobrazić. Wyglądało to tak, jakby zwierzęta zostały wyposażone przez naturę tylko w skórę, która okrywała same kości, a nie mięśnie. Nawet skrzydła były marne. Dziewczynka zadrżała na widok tych zwierząt.
— Arie? Wszystko w porządku? — zapytał George, wędrując za wzrokiem dwunastolatki. Nic jednak nie zauważył.
— T-tak... chyba — mruknęła cicho, przegarniając włosy.
Testrale, pomyślała, gdy już wchodziła po schodkach na powóz. Osobiście nie lubiła tych zwierząt. Odkąd natrafiła na nie w Zakazanym Lesie źle jej się kojarzyły. Gdy spotkała je po raz pierwszy, jeden z nich wrzucił ją i Geroge'a do rowu, rozdzielając ich z Fredem i Laurel. Przez niego trafili na niezbyt przyjazne centaury... Potem była cała ta akcja z profesor Bowman... A przecież w chwili gdy przeczytała czym są testarle, została im skradziona Mapa... Nic wiec dziwnego, że te konie nie kojarzyły się jej zbyt przyjaźnie.
— Zastanawialiście się już nad wyborem dodatkowych lekcji? — zapytała Laurel bliźniaków, kompletnie ignorując zamyśloną Clarę. Chłopcy wymienili spojrzenia, po czym głośno się zaśmiali.
— Lauruś, ty pamiętasz, że nie mówisz do swoich zarozumiałych kumpli, Krukonów, tylko do nas, tak? — zapytał Fred, ponownie się śmiejąc. — My i wybór poważnych decyzji w życiu tak wcześnie? Chyba żartujesz?
— Mówię serio. Powinniście wiedzieć co chcecie wybrać. Zamykanie oczu i wybieranie na chybił trafił jest beznadziejną metodą. Poza tym...
Wtedy do ich powozu z piskiem wpadła mała futrzana kulka. Cała czwórka z lekkim okrzykiem, gwałtownie podniosła się z miejsc, przyglądając się stworzeniu, a ono im. Clarze, która poprzez niespodziewane wtargnięcie zwierzaka się ocknęła, przypominało nieco kreta z bardzo dziwnym, długim ryjkiem, na końcu którego umiejscowiono czarne, paciorkowate oczy. Stworzenie utkwiło w niej swoje spojrzenie, przebierając niepewnie łapkami. W pewnym momencie zwierzę podskoczyło na siedzenie, przebiegło i skoczyło prosto na Clarę.
— Zdejmijcie to ze mnie! — krzyknęła przerażona dziewczynka, próbując zdjąć intruza z piersi, ale ono było uparte. Wpił się pazurkami w jej szatę, wspinając się wyżej.
Zupełnie nie zważało na trzy pary rąk, próbujące oderwać je od dziewczynki. Czarne oczka miało utkwione w jasnoniebieskim kamieniu zawieszonym na szyi dwunastolatki. Pewnie pokonało ostatnią prostą, dzielącą je od naszyjnika i szybkim ruchem zwinnej łapki zerwało łańcuszek. Zaciskając pazurki na zdobyczy szybko wyskoczyło z powozu.
— Hej! Oddawaj! — wykrzyknęła Clara.
Zwierzę odwróciło się w jej stronę i pokazało jej język. Nie zastanawiając się długo dziewczynka wyskoczyła z powozu, biegnąc za stworzeniem.
— Clara! — wykrzyknęła Laurel, biegnąc za przyjaciółką. Chłopcy spojrzeli na siebie.
— Biegniemy? — zapytał Fred.
— Oczywiście! — odparł George i obaj pognali w ślad za dziewczynkami. Cała czwórka usłyszała z tyłu końskie rżenie.
— Co to było? — wykrzyknęła Laurel.
— Testarle! — odparła Clara, starając się nie stracić z oczu małego złodzieja, co było niezwykle trudnym zadaniem, biorąc pod uwagę mrok panujący w lesie i ciemne futro zwierzaka. — Niech ja cię tylko dorwę...
— Jakie testarle? Przecież to zwykły niuchacz, Clar! — wykrzyknął zaskoczony Fred, wyraźnie nic nie rozumiejąc. Dziewczynka tylko wzruszyła ramionami, gnając dalej w mrok.
Wtem zwierzak zanurkował w ziemię, pracując niezwykle szybko małymi rączkami i nóżkami, wykopując sobie tunel.
— O nie! Tak się nie bawimy! — wykrzyknęła Clara, mimo to z rozpaczą patrząc, jak postać stworzenia coraz bardziej nikła w głębinach ziemi. Odwróciła się do przyjaciół. — Jest jakieś zaklęcie, które mogłoby spróbować go przywołać z powrotem?
— Accio — odparł natychmiast Fred. Oczy obu dziewczynek w zdumieniu spoczęły na nim. — No co? Mama ciągle go używa w domu gdy chce coś znaleźć, to dość popularne zaklęcie...
Dziewczynka natychmiast wyciągnęła różdżkę i krzyknęła:
— Accio!
Nic się jednak nie wydarzyło.
— Musisz nazwać rzecz którą przywołujesz — poinstruował ją George. — Bo tak to możesz przywołać... no... Merlin wie co...
— Accio naszyjnik! — wykrzyknęła piskliwie Clara. — Accio niuchacz! Accio!
Jednak nadal nic się nie działo. Ani jej naszyjnik, ani tym bardziej zwierzak nie wypłynął spod ziemi. Zrozpaczona schowała twarz w dłoniach, czując jak słone łzy zaczęły spływać jej po policzkach.
— Ej... Arie... To tylko naszyjnik — powiedział cicho George, delikatnie klepiąc ją po plecach. — Był aż tak drogi?
— Nie wiem — jęknęła dziewczynka, siadając na wilgotnej ziemi. — Dostałam go w prezencie — powiedziała cichutko, nadal płacząc.
Zapadła cisza, przerywana tylko szlochami Clary. Laurel przysiadła obok niej, obejmując przyjaciółkę ramieniem i starając się ją ze wszystkich sił pocieszyć. Bliźniacy również kucnęli, próbując rozśmieszyć brunetkę. Nic nie pomogło. W pewnym momencie Clara poczuła jak coś uparcie kopie ją w udo.
Zapadła cisza, przerywana tylko szlochami Clary. Laurel przysiadła obok niej, obejmując przyjaciółkę ramieniem i starając się ją ze wszystkich sił pocieszyć. Bliźniacy również kucnęli, próbując rozśmieszyć brunetkę. Nic nie pomogło. W pewnym momencie Clara poczuła jak coś uparcie kopie ją w udo.
— Nie jestem pewna, czy kopanie mnie jest dobrym pomysłem — wymamrotała, nadal skrywając twarz w dłoniach. Pozostała trójka wymieniła spojrzenia.
— Nikt cię nie kopie — wymamrotała Laurel. Zaskoczona dziewczynka oderwała dłonie od twarzy unosząc wzrok na przyjaciółkę.
— Przecież czuję... — odparła, ale w słowo weszli jej bliźniacy.
— To nie my. Ale ktoś chyba przyszedł cię przeprosić — powiedział George, uśmiechając się lekko. — Spójrz w dół.
Clara opuściła wzrok. Tuż przy jej nodze, uparcie uderzając ryjkiem o jej nogę stał niuchacz. Kiedy odkrył, że dziewczynka mu się przygląda uniósł obie łapki w gorę. Dwunastolatka bardzo niepewnie wzięła go na ręce i uniosła go na wysokość swoich oczu.
Zwierzątko wygodnie usadowiło się na jej dłoni. Swój wzrok utkwiło w dziewczynce. Wyraz pyszczka wydał się być niezwykle skruszony. Gdy niuchacz upewnił się, że oczy każdego z zebranych spoczęły właśnie na nim, bardzo powoli sięgnął do kieszeni na brzuszku. Przez chwilę szperał w niej, by wyciągnąć z jej środka... naszyjnik Clary. Zaciśniętą łapkę wyciągnął w stronę dziewczynki, nadal nie spuszczając z niej wzroku.
Zwierzątko wygodnie usadowiło się na jej dłoni. Swój wzrok utkwiło w dziewczynce. Wyraz pyszczka wydał się być niezwykle skruszony. Gdy niuchacz upewnił się, że oczy każdego z zebranych spoczęły właśnie na nim, bardzo powoli sięgnął do kieszeni na brzuszku. Przez chwilę szperał w niej, by wyciągnąć z jej środka... naszyjnik Clary. Zaciśniętą łapkę wyciągnął w stronę dziewczynki, nadal nie spuszczając z niej wzroku.
Właścicielka uśmiechnęła się delikatnie. Drugą rękę wyciągnęła przed niuchacza, a ten upuścił na nią naszyjnik. Przekrzywił główkę, nadal sprawiając wrażenie skruszonego.
— Nie gniewam się już — powiedziała na głos. Zwierzę pokiwało główką i łapką wskazało na dół, dając Clarze znać, że chce już na ziemię. — Zaczekaj chwilkę —odparła. Naszyjnik delikatnie odłożyła na kolana i sięgnęła do swoich włosów. Po chwili wyciągnęła z nich wsuwkę, sprawiając, że kilka kosmyków opadło jej a czoło.
— Masz. Wymiana — powiedziała, delikatnie obracając przedmiot tak, aby zaczął błyszczeć.
Niuchacz utkwił wzrok w spince, bezwiednie wyciągając krótkie łapki w jej stronę. Clara zaśmiała się lekko dając mu ją i opuszczając go na ziemię. Zwierzę szybkim ruchem schowało wsuwkę do kieszonki i wskoczyło do swojego tunelu. Clara natychmiast zapięła łańcuszek na szyi i wstała.
— No dobra... Ktoś wie, gdzie mamy powóz? — zapytała. Reszta już otwierała usta, aby zaprzeczyć, gdy usłyszeli końskie rżenie. — Okay, nie było pytania — mruknęła, odwracając się tyłem.
— Lepiej się pośpieszmy — dodała Laurel. — Nie chcę się spóźnić... I zmarzłam...
— Spokojnie... Na pewno będziemy na czas — odparł Fred.
***
— Spóźniłyście się — mruknął Patrick z dezaprobatą, gdy Clara i Laurel chyłkiem zajęły miejsca przy stole Krukonów. — Ominęłyście piosenkę Tiary.
— O nie — jęknęła Laurel. — Mówiłam chłopakom, że się spóźnimy...
— A czemu w ogóle jesteście tak późno? — zapytała Fiona, podczas gdy pierwszy uczeń został przydzielony do Hufflepuffu, a Tiarę włożyła dość niska, azjatycka dziewczynka o nazwisku Chang.
Clara już otwierała usta, aby odpowiedzieć przyjaciółce, kiedy natychmiast wybuchła burza oklasków, gdyż jedenastolatka została Krukonką. Ponowna próba wytłumaczenia została przerwana następnymi gromkimi brawami, gdy Marietta Edgecombe usiadła przy stoliku obok Azjatki.
— Może się wam wytłumaczymy już po ceremonii? — odparła, przekrzykując tłum. Fiona jedynie kiwnęła lekko głową.
Ceremonia Przydziału minęła dwunastolatce wyjątkowo szybko. Może dlatego, że tym razem nie stała w tłumie pierwszoklasistów, przerażona tym, co ma się za chwilę dziać. Pewnie gdyby się nie spóźniła, na twarzach jedenastolatków dojrzałaby strach, który ogarnął także ją gdy oczekiwała na przydział... Przypomniało jej się jak gdy, już po przydziale, zmierzała w stronę stołu Ravenclawu, towarzyszyły jej szepty uczniów powtarzających ciągle jedno słowo.
Hatstall. Mówili to nawet wtedy, gdy już rok szkolny oficjalnie się rozpoczął. Szczególnie ci, pochodzący z rodzin o czystej krwi lub po prostu wychowujący się z magią od dziecka, zdawali się być jej szczególnie ciekawi. A ona nawet nie wiedziała co to znaczy... W sumie nadal nie wie...
Nie mogła uwierzyć, że zapomniała o czymś tak intrygującym. Oczywiście, gdyby przezwisko to było powtarzane sporadycznie, sama pewnie by jakoś się tym nie interesowała. Jednak przez cały rok słyszała szepty o tym, że jest hatstallem. Szczególnie Ayers lubiła jej to wypominać. "Jestem ciekawa, co takiego skłoniło Tiarę do przydzielenia cię do Ravenclawu, Pond" syczała. "Ty się nigdzie nie nadajesz, może dlatego jesteś hatstallem".
Nie mogła uwierzyć, że zapomniała o czymś tak intrygującym. Oczywiście, gdyby przezwisko to było powtarzane sporadycznie, sama pewnie by jakoś się tym nie interesowała. Jednak przez cały rok słyszała szepty o tym, że jest hatstallem. Szczególnie Ayers lubiła jej to wypominać. "Jestem ciekawa, co takiego skłoniło Tiarę do przydzielenia cię do Ravenclawu, Pond" syczała. "Ty się nigdzie nie nadajesz, może dlatego jesteś hatstallem".
Nie miała pojęcia, czemu akurat teraz, po roku, stwierdziła, że chce o tym porozmyślać. Może to magia Ceremonii Przydziału tak na nią wpływała? Tak... To mogło być to.
Ci wszyscy uczniowie dziś zostają przydzieleni do domów. Miejsc, które przez siedem lat będą ich, gdzie będą z ludźmi, którzy dzielą podobne cechy co oni. Będą z nimi przebywać, siedzieć razem w pokoju wspólnym. Niekiedy zdarzą się kłótnie, czasem pewnie wszyscy będą siedzieli ściśnięci w jednym, odosobnionym tłumku, starając się wzajemnie pocieszyć. jak w każdej społeczności potworzą się przyjaźnie i antypatie. Jednak mimo wszystko dom w Hogwarcie to rodzina. Przejściowa, ale jednak. Kto wie, czy wśród tych przestraszonych pierwszoklasistów nie ma mugolaka z sierocińca, który nigdy nie poznał swojej prawdziwej rodziny? Tu może nareszcie poczuje się tak, jakby jakąś miał. Niektóre osoby zapewne się zapamięta na całe życie... Tak jak ona będzie pamiętać Patrick i Fione.
Z rozmyślań wyrwał ją głęboki głos Albusa Dumbledore'a.
— Witam nowych uczniów w Hogwarcie — zaczął uroczystym tonem, rozkładając ręce tak, że z jego perspektywy objęły całą salę. — Wiem, że wszyscy jesteście głodni... — tu zrobił malutką przerwę, a oczy wszystkich uczniów spoczęły błagalnie na jego posturze. — ...dlatego na razie daruje sobie przemowę i pozwolę wam napełnić brzuchy tak, że nie dacie rady się ruszyć i będziecie musieli mnie wysłuchać — i usiadł, a cała sala gromko zaklaskała w dłonie.
— No dobra, Ceremonia skończona, mówcie — zarządziła Fiona, przy okazji nabierając wielką kulkę tłuczonych ziemniaków i upuściła ją na talerz Clary, a potem nabrała taka samą ilość, zrzucając ją na talerz Laurel. Dziewczynki już otwierały usta, żeby ją w jakiś sposób powstrzymać, ale ta uprzedziła je, mówiąc: — Nic nie jadłyście od przejazdu pociągiem. I nie — dodała, widząc nadąsaną minę dwunastolatki. — Czekoladowe żaby się nie liczą, Clar.
— Napadł na nas niuchacz — odparła brunetka sięgając po widelec i zaczynając jeść. Kątem oka zauważyła, że przy stole Gryfonów bliźniacy tłumaczyli się Percy'emu. Z miny chłopaka nie potrafiła wywnioskować czy im wierzy, czy nie. — Ukradł mi naszyjnik — tu jej palce bezwiednie powędrowały do jasnoniebieskiego kawałka szkła. Fiona też tam spojrzała.
— Ładny — stwierdziła, przyglądając się wisiorkowi. — Od kogo?
— Dlaczego miałoby być od kogoś? Może sama go kupiłam? — zapytała Clara i czując, że się rumieni, natychmiast utkwiła wzrok w jedzeniu. Szesnastolatka zaśmiała się.
— Nie jesteś osobą, która nosi biżuterię, Clar. A ten naszyjnik musi być dla ciebie ważny. Wniosek? Dostałaś go od kogoś, dla ciebie ważnego. Więc? Kto to jest?
— Kto co dostał od kogo? — zapytał Patrick, wychylając się w stronę dziewczyn. Laurel zerknęła na Clarę, która błagalnie pokazywała, aby nic nie mówić. Przyjaciółka stwierdziła, że tego nie widzi.
— Clar. Naszyjnik. Od Cedrika — odparła. Przyjaciółka posłała jej spojrzenie pod tytułem "zabiję cię" i uśmiechnęła się przeuroczo. Patrick zmarszczył brwi.
— Nie lubię go — mruknął, biorąc łyk zupy. Fiona przewróciła oczami.
— To już wiemy. Coś więcej chcesz na ten temat powiedzieć?
— Desery! — krzyknęła Clara, uprzedzając tym samym Irlandczyka.
Posiłek trwał jeszcze przez kolejne dwadzieścia minut, aż w końcu resztki jedzenia znikły, a talerze i puchary zalśniły złotem. Wtedy Dumbledore ponownie wstał i zwrócił się do uczniów:
— Witam w zamku Hogwart. I tych starszych, i tych młodszych. Dla wszystkich chciałabym, jak co roku, przypomnieć, że wchodzenie do lasu, który graniczy z zamkiem jest surowo zabronione — tu jasnoniebieskie oczy dyrektora spoczęły na bliźniakach. — Równocześnie z wielką radością chciałbym również powitać nową nauczycielkę do obrony przed czarną magią, panią profesor Tinę Goldberg.
Wspomniana kobieta wstała, a wszyscy uczniowie spojrzeli na nią. Była dość niewysoką osobą o krótkich, czarnych włosach i głęboko osadzonych, piwnych oczach. Widząc to nagłe zainteresowanie młodzieży, opuściła je, zaplatając przed sobą szczupłe, białe palce. Dumbledore, widząc lekkie zmieszanie pani profesor, ponownie podjął:
— No dobrze. Oczywiście pan Filch, nasz szkolny woźny, prosił aby wam przekazał...
Clara odkryła, że coraz mniej słuchała dyrektora. Senność spowodowana przejedzeniem się i zmęczeniem po podróży zaczęła powoli wygrywać z jej mózgiem. Nim się obejrzała leżała już z jedną ręką na stole, opierając o nią głowę. Informacje przelatywały jej przez głowę. Coś o tym, że dodano kilka przedmiotów zakazanych... Do Lasu wstęp jest surowo zabroniony... To już wiedziała z poprzedniego roku przecież...
Po chwili, która dziewczynce wydawała się być wiecznością, reszta szkoły odśpiewała hymn i dyrektor odesłał wszystkich do łóżek. Clara i Laurel nawet nie poczekały na Patricka i Fionę, którzy zajęli się pierwszakami. Na tyle szybko, na ile im pozwalały zmęczone nogi, wspięły się na szczyt wieży Krukonów. Już chciały wejść do środka, kiedy usłyszały melodyjny głos, dochodzący z kołatki:
— Jeśli chcecie wejść, odpowiedzcie mi na to: co lata gdy się rodzi, leży gdy żyje i znika gdy umiera?
— Galopujące gargulce — mruknęła zmęczona Laurel. — Płatek śniegu.
— Bardzo dobrze — odparła kołatka, a drzwi przed nimi się otworzyły.
Pokój wspólny świecił pustkami. Pierwszaki jeszcze nie nadeszły, więc panowała tam błoga cisza. Dziewczynki powlokły się na górę. Przelotnie przywitały się z trzema pozostałymi współlokatorkami. Ubrały się i umyły. Po ospałym wzajemnym życzeniu dobrej nocy, rzuciły się na łóżka, wtulając głowy w miękkie poduszki i okrywając się ciepłą kołdrą. Natychmiast zasnęły, z uśmiechem na ustach.
***
Ja wiem! Miał być wczoraj, wiem! Ale praktycznie cały dzień nie było mnie w domu a rozdział nie został poprawiony, so... Wybaczcie ^^ Koniec roku się zbliża i nauczyciele szturmują jeśli chodzi o oceny i na razie idzie mi nieźle... Zobaczymy jak dotrwam do ferii, Boże...
Dedyk dla Magdy <3
Sonia
Dedyk dla Magdy <3
Sonia
Dobra, mam nadzieję, że zdążę przed kolejnym aktem.
OdpowiedzUsuńNiuchacz jest super. To było takie słodkie, jak do niej wrócił :) W ogóle, jak czytam o Tobie, widzę przed oczami Tinę, na której jest "wzorowana".
Widzę, że w końcu poruszyłaś wątek hatstall xD No nieźle, długo na to czekałam :p
Ok, dzwonek.
Czekam na następny :*
NMBZT!
Hei!!!
OdpowiedzUsuńNo tak, wiem, że jestem spóźniona, ale wczoraj się zaczytałam a dzisiaj od rana byłam na łyżwach xd
No więc bardzo mi się podoba! Wszyscy z powrotem w szkole, jak oni mogą się tak cieszyć? Hehe, no i się wydało! Teraz i Patrick z Fioną wiedzą o Cedriku xD HAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA
Jestem złym człowiekiem xd Dzięki za dedykację, rozdział super!
Do zobaczenia!
NMBZT!
Meg 😘
Jeszcze cztery rozdziały i wszystko nadrobię.
OdpowiedzUsuńHmmm. Chyba faktycznie powinnam zapoznać się z poprzednią częścią opowiadania. Dlaczego Clara widzi testrale? Czyjej śmierci była świadkiem?
Niuchacz pewnie przypadł Ci do gustu po obejrzeniu „Fantastycznych Stworzeń”, prawda? Tylko skąd on wziął się w powozie? Niuchacze nie chodzą sobie tak po prostu po Zakazanym Lesie, Hogsmeade czy błoniach szkoły. Podobnie było z elfem na Pokątnej. Clara go zauważyła, pobiegła za nim… i tyle. Zniknął. Żadnych myśli o nim, tak samo ten niuchacz — totalnie z dupy. Zastanawiam się, na ile to zapychacze mające na celu ubarwić schemat doskonale znany fanom HP i potterowskich fanfików (nudne wakacje, list, zakupy na Pokątnej, spotkanie z kolegami, podróż do szkoły, uczta, sen — dopiero później bohaterowie mają różne przygody), a na ile jakieś subtelne znaki od Ciebie, które nakazują wyrobić sobie w czytelniku myśl, że magiczne stworzenia z jakichś powodów lubią Clarę, co wyjaśni się później, a Ty powoli dajesz nam tego dowody. Jeśli to drugie — znakomicie, bo nic nigdy nie dzieje się nagle i bez powodu, więc takie powolne wprowadzenie do czegoś większego jest na ogromny plus, ale jeśli to pierwsze… Nie za bardzo. Lepiej w jednym rozdziale napisać króciutko o tym, że Clara zrobiła zakupy, potem jakiś ogólny opis reszty wakacji i podróży (w końcu w HP1 od powrotu Harry’ego z Pokątnej do podróży na peron minęło zaledwie kilka krótkich, ogólnych akapitów). Lepiej pokrótce i fajnie coś opisać, niż ciągnąć sztampę przez X rozdziałów.
Nie sądzę, by niuchacze były na tyle ludzkie (jak np. skrzaty domowe albo elfy), aby wiedziały, co oznacza pokazywanie języka.
Zaklęcia fajnie zaznaczać kursywą. Ale bez znaków interpunkcyjnych. Tylko samą inkantację.
No dobra, Accio niuchacz mnie rozbawiło. XD Trochę jak Accio Hagrid w HP7.
Okej. Clara jest „hatstallsem”, a zaraz po ceremonii wszyscy tak o niej mówili, dlaczego po prostu nie zapytała, co to oznacza? Laurel albo jakiegoś innego ucznia… Percy albo starsi uczniowie (z którymi Clara się zaprzyjaźniła) z pewnością wiedzieli. Wszyscy, którzy ją tak nazywali, wiedzieli. Clara niby jest w Ravenclawie, ale jak na Krukonkę jest mało rozgarnięta.
Clara nie wie, dlaczego akurat podczas ceremonii chce o tym porozmyślać… Pomogę jej. Autorce nie chce się opisywać ceremonii, dlatego tak jest. XD Nie musisz wypisywać wszystkich nazwisk i wielkiego zniecierpliwienia, które towarzyszy przydziałom. Możesz pokrótce wspomnieć, że np. w tym roku przy stole Krukonów siadły zaledwie trzy osoby. Albo po prostu króciutko opisać uczniów, którzy zwrócili uwagę Clary (np. ci, którzy właśnie trafili do jej domu). Takie wyłączanie się (zwłaszcza dla świeżo upieczonej drugoklasistki, a nie siódmoklasistki, która kilka razy widziała ceremonię przydziału) jest już mocno oklepane i na kilometr pachnie podstępem autora.
Plus za Ravenclaw. W opkach zawsze jest albo Gryffindor, albo Slytherin, więc naczytałam się masę opisów tych dormitoriów, różnych haseł i stereotypów o Gryfonach i Ślizgonach, dlatego jestem ciekawa, jak przedstawisz Krukonów i ich pokój wspólny. No i zagadki, ta kołatka to chyba najfajniejsza rzecz w ich dormitorium.
http://dark-love-riddle.blog.onet.pl/
O testralach jeszcze nic nie wytłumaczyłam, zostawiam to na razie dla siebie. Faktycznie niuchacz mnie natchnął po FZ. Kieruję się w tę drugą odpowiedź i staram jej się nie zgubić, bo nie chcę powtórzyć błędów z pierwszej "części" :/
OdpowiedzUsuńI zaklęcia BYŁY kursywą, tylko gdy poprawiałam rozdział, aby były akapity (które magicznie się nie pojawiły i muszę to naprawić) nie sprawdziłam, czy kursywa jest jak wcześniej. Zaraz się pewnie zabiorę za naprawę...
O społeczności Krukonów rozpisałam się w rozdziale "Szlamy i Kruki" z pierwszej "części", gdzie naprawdę zostałam wrednym osobnikiem i właściwie pół rozdziału to opis pokoju + krukońskie nawyki... Chyyyba powinnam to oznaczyć bardziej jako dodatek, meh...
Sonia
"Clara nie wie, dlaczego akurat podczas ceremonii chce o tym porozmyślać… Pomogę jej. Autorce nie chce się opisywać ceremonii, dlatego tak jest. XD" - okej, przyznaję się, śmiechłam okrutnie XD Chociaż przyznaję, teraz liczę na szybsze rozwinięcie akcji, bo początek roku szkolnego jest dobrze opisany na początku (ach, i uwielbiam 'Szlamy i Kruki', nawet jeśli połowa rozdziału jest opisem, bo jest po prostu dobrze napisany).
OdpowiedzUsuńI w sumie faktycznie udało ci się przedstawić Clarę jako (momentami) niezbyt lotne dziewczę... Nie wiem, czy takie było twoje zamierzenie, ale nieco kłóci się z charakterystyką Krukonów (no, chyba, że mądrość Krukonów to nie to samo, co zdrowy rozsądek, ja się nie znam)