O
dziwo, następne dwa dni szkoły minęły Clarze dość szybko. Wszystkie lekcje
nagle zaczęły jej się o wiele łatwiej układać w głowie. Snape nie był tak
złośliwy jak zazwyczaj, a McGonagall jakoś złagodniała. Nauka łatwiej jej
wchodziła do głowy, a wypracowania "same się pisały".
Każdy kto
ją widział i znał wiedział, że coś się stało. Jednak ona jakoś nie zamierzała
odpowiadać co dokładnie. Jedynie Laurel domyślała się o co mogło chodzić. W
końcu sama wiedziała, jak to jest. I tym razem, inaczej niż zwykle, postanowiła
solidaryzować się z przyjaciółką i nie zdradzać jej małego sekretu. Także
gdy nadszedł piątek życzyła Clarze tylko mile spędzonego czasu i wzięła na
siebie bliźniaków, pozwalając jej wymknąć się na błonia. Dziewczynka zanotowała sobie w pamięci żeby odwdzięczyć się jej, gdyby podobna sytuacja
przydarzyła się z Woodem.
Dzień, jak
na początek września, był dość ciepły. Promienie słońca padały na trawę, która
w jakiś sposób nadal pozostawała soczyście zielona, a nie pożółkła jak nakazywałaby
natura. W taką pogodę nawet ciemna linia Zakazanego Lasu, majacząca się gdzieś
w oddali, nie wyglądała tak przerażająco. Przez jeden szalony moment chciała
nawet wejść pomiędzy jego gęstwiny, przespacerować się, ale natychmiast
odrzuciła ten pomysł. Nawet gdyby się tam udała, była pewna, że spotkałaby Hagrida.
Z
olbrzymem nigdy nie zamieniła nawet słowa. Przez cały rok był dla niej tylko
gajowym szkoły. Szczerze mówiąc, jego postura trochę ją przerażała. Wydawał się
dość... dziki, o ile tak mogła nazwać ludzką istotę. Szczególnie to wrażenie
potęgowały splątane, czarne włosy i broda. Oczywiście bliźniacy, którzy w
trakcie zeszłego roku mieli z nim zatargi, twierdzili, że jest całkiem w
porządku... Ale w sumie, według nich prawie każdy jest w porządku...
Potrząsnęła
głową, zdezorientowana. Czemu właściwie myśli teraz o Hagridzie? Nie powinna
może się skupić na tym, jak nie wyjść na idiotkę przed Cedrikiem?
Na samą myśl
o tym poczuła, jak zaczyna jej się robić gorąco. Na gacie Merlina, czemu w
ogóle się na to zgodziła?! Przecież u Laurel... No dobra, u Laurel zazwyczaj
wygrywała, ale... Tu będą latali na szkolnych miotłach! A jak spadną? Te u
przyjaciółki były jeszcze jako tako nowe, a tu? Latała na nich kilka razy
podczas lekcji, ale to nie znaczyło, że im ufała. Poza tym każdy gracz miał
chyba własną miotłę, a ona nie wiedziała czy, nawet jeśli ją przyjmą, sobie
jakąś kupi. Biorąc pod uwagę to, co mówiła Laurel, że nowa miotła niedługo wchodzi na
rynek bez sensu byłoby kupić teraz jakąś, aby za rok przekonywać rodziców na
kupno jakiejś...
Nagle
zrobiło jej się zimno, mimo że słońce grzało tak samo jak wcześniej. Nieco
poddenerwowana zauważyła, że nieuchronnie zmierza w stronę trybun. A właściwie
to już nawet przechodzi przez wejście dla widowni. Obejmując się rękoma
rozejrzała się uważnie dookoła.
Stała tuż
przed boiskiem do quidditcha. Po obu jego stronach wznosiły się trzy, ponad
dziesięciometrowe tyczki zakończone owalem. Clarze przypominały trochę
mugolskie przyrządy do robienia baniek mydlanych, tylko o wiele, wiele większe.
Pomimo lekkiego zestresowania uśmiechnęła się, wyobrażając sobie bańkę, jaka
wyszłaby z takiej tyczki. Może kiedyś podsunie ten pomysł bliźniakom...
Na samym
środku boiska leżały obok siebie miotła i jakaś dziwna skrzynia. O dziwo,
Cedrika jeszcze nie był, co nieco ją zdziwiło. W końcu to nie leżało w stylu chłopaka aby się spóźniać... Zaciekawiona i lekko zaskoczona dziewczynka podeszła do przedmiotów.
Pierwszą
rzeczą po jaką sięgnęła była właśnie miotła. Krukonka, choć nie do końca
się na nich znała, stwierdziła, że musiała być dość nowa. Świadczyła o tym
błyszcząca rączka, choć nosiła pewne ślady polerowania. Ogon również był w
bardzo dobrym stanie. Witki nie odstawały od niego, utrzymane w miejscu za
pomocą srebrnych zapinek. Clara podniosła miotłę na wysokość oczu, próbując
znaleźć nazwę modelu. Jednak rączka, mimo bycia wypolerowaną, litery miała tak
zatarte, że były niemal nie do odczytania. Dziewczynka westchnęła, odkładając
ją z powrotem na trawę.
Teraz
przyjrzała się skrzynce. Była bez wątpienia szkolna i podłużna. W zasadzie
bardziej przypominała mniejszy kufer. Na wszystkich jej bokach bardzo dokładnie
wymalowano emblanty wszystkich domów. Za to na samym środku wieka był
szczegółowo przedstawiony herb Hogwartu. Zaciekawiona otworzyła go.
Ciężkie
wieko zaskrzypiało, a oczom dziewczynki ukazały się dwie metalowe kule,
oplecione rzemieniami. Jej uwadze nie umknęło, że wydawały się mieć swoje
własne, agresywne usposobienie. Piłki ewidentnie chciały wyskoczyć z kufra i
pozabijać wszystkich w zasięgu ich "wzroku". Clara stwierdziła, że
musiały to być tłuczki.
Pomiędzy
nimi ziała dość spora dziura. Dwunastolatka domyślała się, że musiała być ona
na kafla. Zmarszczyła brwi. Wydawało jej się to być trochę dziwne... Czemu nie
ma jednej z ważniejszych piłek w grze? To niemożliwe, aby szkoła jakąś
zgubiła... Wtem usłyszała czyjś krzyk:
— Refleks!
Pisnęła,
odwracając się akurat w porę, aby zobaczyć jak coś szybko leci w jej stronę.
Automatycznie wyciągnęła ręce przed siebie, aby po kilku sekundach zorientować
się, że trzyma w nich sporawą, pomarańczową, skórzaną piłkę. Rozejrzała się
dookoła, próbując dostrzec napastnika, ale nikogo nie zobaczyła. Dopiero czyjś
śmiech sprawił, że zerknęła w niebo. Parę stóp nad nią, na miotle, krążył
Cedrik, widocznie bardzo rozbawiony.
— Oh. Ha. Ha.
Ha — sarknęła Clara. — Bardzo zabawne!
— Bardzo! —
odparł chłopak, zniżając się do jej poziomu, ale nie schodząc z miotły. —
Przynajmniej się przekonałem jaki masz refleks.
— Można to
było zrobić delikatniej! — stwierdziła, zakładając ręce na piersi, z furią
zdmuchując kosmyk z twarzy. Jednak ten ponownie opadł jej na oko, wywołując u
chłopaka dość ironiczny uśmiech. Uniósł sarkastycznie brew.
— Nie
zamierzasz związać włosów? — zapytał.
— Nie? —
odparła, odgarniając je do tyłu. Chłopak ponownie się zaśmiał. — Co cię tak
śmieszy? — dodała poirytowana. W odpowiedzi Cedrik przegarnął swoje włosy i
powiedział, imitując głos Clary:
— Nie,
pozwolę moim włosom latać wokół siebie i utrudniać mi widoczność, aż w końcu
dostanę tłuczkiem w głowę!
— Wcale nie!
— ofuknęła go Clara. Chłopak przyjął podobną postawę co ona.
— Wcale nie!
— powtórzył. Dziewczynka zgrzytnęła cię zębami.
— Zaraz cie
zrzucę z tej miotły — warknęła. Uśmiechnął się, odlatując nieco wyżej.
— Jak
zamierzasz to zrobić? Jesteś nieco zbyt nisko — odparł szczerząc do niej zęby.
Dziewczynka
odłożyła kafel na ziemię. Odgarnęła włosy do tyłu, wiążąc je na szybko w koński
ogon. Chwyciła miotłę i przełożyła przez nią nogę, zadzierając trzonek mocno do
góry. Wystrzeliła w niebo niczym korek od butelki. Lekko pisnęła, natychmiast
stabilizując lot. Ponownie usłyszała śmiech, tylko tym razem kilka stóp niżej.
— Bardzo
ładnie, panno Pond! Start pierwsza klasa! Dostaje pani dziesięć punktów na
dziesięć możliwych!
— Zaraz
wyjdę poza skalę, jak do ciebie dotrę, panie Diggory! — zawołała, zniżając się.
Chłopak odleciał na drugi koniec boiska.
— No proszę,
chciałbym to zobaczyć! Może jeszcze trafisz we mnie kaflem z tej odległości?
— Żebyś się
nie zdziwił! — odparła, zwężając niebezpiecznie oczy.
— Zaskocz
mnie więc! — odkrzyknął, cierpliwie czkając.
Clara
zgrzytnęła zębami. Zwróciła trzonek miotły w dół, w kierunku skrzynki. Kiedy
już upewniła się, że zdąży w razie czego wyhamować, skręciła lekko w prawo,
wyciągając lewą rękę. Chwyciła nią kafel i zaczęła pikować w górę, aby po
chwili zrównać się na wysokość z Cedirkiem. Jednak tuż zanim wyhamowała
zamachnęła się ręką, rzucając piłką prosto w niego.
Chłopak
wyciągnęła ręce chcąc ją złapać, ale ta wyślizgnęła mu się z rak, wpadając
prosto do bramki, stojącej tuż za nim. Widząc to, dziewczynka zaśmiała się
radośnie. Podleciała do Puchona z tryumfalnym uśmiechem błąkającym jej się na
ustach.
— No i co? —
zapytała, odgarniając te nieposłuszne kosmyki, które wymknęły jej się spod
gumki.
— No cóż... —
zaczął Cedrik, przyglądając się uważnie uradowanej twarzy Krukonki. — Nieźle — dokończył, z rozbawieniem obserwując jak usta przyjaciółki układają się w
idealne "o", a ciemne brwi ściągnęły się.
— Nieźle? —
zapytała. — Nieźle? — powtórzyła, już nico bardziej piskliwe, podlatując w jego
stronę. — Że to niby było "nieźle"? — pisnęła, pukając go placem w
klatkę piersiową. Widząc jej złość Cedrik zaśmiał się. — I co cię tak śmieszy? —
ofuknęła go, zakładając ręce na piersi.
— Jesteś
zabawna, gdy się złościsz — powiedział spokojnie. Dziewczynka pufnęła,
odwracając od niego miotłę i siadając plecami do niego. Westchnął. — Ojej, ktoś
tu chce mi strzelić focha?
Cisza.
Przewrócił oczami, nadal się uśmiechając.
— No dobrze.
Jeśli powiem, że to było cudowne, to będziemy kontynuować trening?
Nadal cisza.
— No dobrze.
Zrobiłaś to cudnie, sam nie zrobiłbym tego lepiej! — powiedział, wkładając w
swój głos jak najwięcej fałszywszego entuzjazmu. — Już?
W
odpowiedzi, Clara zwróciła się w jego stronę śmiejąc się.
— Już.
Możemy kontynuować?
***
Dwie
godziny później zmęczeni, ale szczęśliwi, kierowali się w stronę zamku.
Nadchodził już zmierzch, błonie robiły się coraz ciemniejsze, a słonce powoli
zaczynało znikać za horyzontem sprawiając, że wieczór robił się coraz
chłodniejszy.
Ale im
to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Zimno sprawiło, że trzymali się bliżej
siebie. Dzieliły ich tylko miotły, które po chwili i tak znikły w szkolnym
składziku, wraz z kufrem. Przez całą drogę do Wielkich Schodów żartowali i
rozmawiali o szkole. Kiedy już stanęli na parterze Clara odwróciła się i
zapytała:
— Zamierzasz
przyjść na ten test?
— Chciałbym —
powiedział, wzdychając. — Naprawdę — dodał, widząc jej minę. — Ale pamiętaj,
jestem w końcu z innej drużyny. Twój przyszły kapitan mógłby stwierdzić, że
szpieguję, aby zobaczyć wasz skład i taktykę.
— A... OK...
— mruknęła dziewczynka, smutniejąc. Ku jej zdumieniu chłopak uśmiechnął się.
— Kiedy masz
te testy? — zapytał. Clara odgarnęła włosy, marszcząc brwi.
— W... chyba
w następny piątek.
— Chyba? -
dopytywał, unosząc brew. Westchnęła.
— Na pewno.
— O której?
— Tak jak my
dziś. Od razu po kolacji — odparła, uważnie mu się przyglądając. Cedrik położył
sobie rękę na policzku, wyraźnie intensywnie nad czymś myśląc.
— Odprowadzę
cię na ten trening — powiedział w końcu. — I poczekam za boiskiem, okay?
— Okay —
odparła, uśmiechając się. — Dzięki.
— Jeszcze mi
nie dziękuj — odparł z uśmiechem. — Pamiętaj, w poniedziałek po lekcjach znowu
poćwiczymy. Musisz nieco poprawić hamowanie i celność, dobrze?
— Mhm.
Po
czym stanęła na palcach i mocno go przytuliła. On uśmiechnął się, odwzajemniając uścisk. Stali tak przez chwilę, grzejąc się wzajemnie. Jednak, oczywiście, musieli w końcu się od siebie odsunąć. Dziewczynka zerknęła na niego
z uśmiechem.
— Dobranoc —
powiedziała i odwróciła się w stronę schodów. Cedrik patrzył jeszcze na nią
przez chwilę, zanim odparł:
— Dobranoc —
i zszedł na dół.
Gdy
dziewczynka dotarła na górę, zastała pokój wspólny niemal pusty. Większość
Krukonów poszła już pewnie spać. Nieliczni zostali aby się pouczyć lub...
porozmawiać. Chyba właśnie o tym myślała Laurel, która siedząc pod jednym z
nielicznych wąskich, lancetowatych okien, machała do przyjaciółki jak
oszalała. Clara szybko do niej podbiegła.
— I? Jak
było? — zapytała przyjaciółka, gdy brunetka usiadła naprzeciw niej. Uśmiechnęła
się.
—
Fantastycznie! — odparła. — Ced naprawdę wielu rzeczy mnie nauczył! Wiedziałaś, że... — tu nastąpił ponad pół godzinny monolog Clary. Opisała w nim dosłownie wszystko, co wydarzyło się w trakcie treningu. Laurel słuchała jej
uważnie z uśmiechem malującym się na ustach. Kiedy w końcu przyjaciółka
skończyła, powiedziała:
— Czyli co?
Przekonał cię, abyś dołączyła do drużyny?
— Tak! —
wykrzyknęła uradowana. Jednak po chwili zmarkotniała. — Choć wiesz... Mam problem z miotłą. Ta na której latałam była spoko, ale w sumie nie wiem, czy
powinnam używać tych szkolnych... Nie daj Boże się rozleci...
Na te
słowa Laurel uniosła sceptycznie brew.
— Czekaj... —
powiedziała, zakładając ręce na piersi. — Mówiłaś, że w prawie ułamku sekundy
poleciałaś w dół, a potem się wzniosłaś... Mogłabyś mi jeszcze raz opisać tę
miotłę?
— Napis
miała zatarty... Ale widać było, że polerowano ją dość często. Zadbana, dość
smukła, czarna... Witki chyba były z wierzby, ale wiesz, nie znam się na
drzewach i... — urwała, widząc, ze Laurel unosi rękę do góry. — O co chodzi?
— To nie
była szkolna miotła — powiedziała stanowczo. — Tak, jestem tego pewna — dodała,
widząc, że Clara już otwiera usta, aby jej przerwać. — Wiem, bo ostatnio
chodziłam częściej na mecze niż ty. I Oliver również mimochodem mi sprzedaje
parę informacji co do tego. Clar, to była miotła Cedrika. Ostatnio kupił nową i
do tej pory nie wiedziałam, co zrobił ze starą. Dlatego jest tak dobrze
utrzymana.
— Żartujesz...
— odparła zaszokowana dziewczynka. Laurel pokręciła przecząco głową,
uśmiechając się.
— Naprawdę
musi mu na tobie zależeć — stwierdziła. Clara po chwili odwzajemniła gest.
— Faktycznie
— przyznała, opierając policzek na dłoni. — Musi.
***
O Jezu... Wreszcie rozkminiłam te akapity, yaay ^^ Jestem z siebie dumna, tylko... Będę się musiała w takim razie tak samo zając poprzednimi rozdziałami, a na razie nie mam na to zbytnio czasu, bo sprawdziany, meeh... Ale w ferie się za to pewnie zabiorę.
W każdym razie, dedyk dziś dla Frozenki, za to wiadro bardzo zimnej wody, którego potrzebowałam Rozdziały u Ciebie wkrótce nadrobię (pewnie w ferie), obiecuję ^^
I przepraszam, że znowu w sobotę, a nie w piątek, no ale życie osobiste... XD
Sonia <3
HEEEYYYYOOO
OdpowiedzUsuńWprawiłaś mnie w euforię! To jest tak cudowny rozdział! Mega Shippinggggggg 💙💙💙💙 KOCHAM NO POPROSTUNO.
W każdym razie nie mam ostatnio weny na komentarze, nw czemu. Zazdroszczę ferii, moje skończyły się tydzień temu, Kiwi ma teraz a Ty jeszcze nie masz ale BĘDZIESZ. CO ZA NORMALNIE PATOLOGIA NO
DOBRA, nie pisze tu nic dalej bo nic dobrego z tego nie wyjdzie.
NMBZT :PP
Witam <3
OdpowiedzUsuńJeju, jak ja czekałam na ten shiping. Aww. To jest takie słodkie! I jak sobie dogryzają, po prostu ideał <3
Uwielbiam takie wstawki z codziennego życia, są bardzo klimatyczne.
Rozumiem co przeżywasz. Mnie od miliona sprawdzianów uchroniła choroba, ale już tylko kilka dni i odpoczniemy ^______^
W ogóle każdy rozdział mógłby mieć Będą i Clar - są słodycy!
W ogóle jak nazwać taki ship? Claredrik? XD
NMBZT!
Tak, to prawda - shipuję Cedrika i Clarę, straszna choroba, ale nic na to nie poradzę. Serio, Diggory jest cudowny i go kocham, widać, że zależy mu na Clarze, więc z całego serduszka liczę na to, że dziewczyna dostanie się do drużyny, a ich przyszłość będzie świetlana :3
OdpowiedzUsuń