piątek, 12 października 2018

18. Zabłąkany tłuczek

Znalezione obrazy dla zapytania quidditch harry potter 
Następny tydzień upłynął Clarze na bardzo intensywnych treningach. Jeśli myślała, że na rezerwie miała trudno to teraz, kiedy oficjalnie miała być wystawiona do gry, wymagano od niej większego zaangażowania niż dotychczas. No, ale trudno się dziwić. W końcu reprezentowała swój dom, więc odpowiedzialność była mocno odczuwalna. Radziła sobie zresztą całkiem nieźle, jednak nie była w stanie uniknąć pewnych problemów. 
Jak jeszcze dobrze jej się grało wraz z Rani, tak z Daviesem już nie bardzo. Tam, gdzie koleżanka podawała i współgrała z nią fair play, chłopak oddawał kafel bardzo niechętnie. Może nie na tyle, żeby zauważył to Harrison, ale obie szukające czuły, że Krukon nie do końca lubi dzielić się piłką, a z tym również sławą czy jakkolwiek on się na to zapatrywał. 
Na dodatek mecz miał się odbyć w połowie stycznia, więc Clarze, w powietrzu, było przeraźliwie zimno. Oczywiście, stroje zaczarowano na tyle, żeby trzymały ciepło, ale to nie zmieniło faktu, że jak tylko wracała do pokoju wspólnego to była przemarznięta. Wtedy do akcji wkraczała Fiona, natychmiast rozganiając inne osoby tak, aby dziewczynka mogła siedzieć przy kominku z herbatą zdobyta jakąś pokątną drogą. Zazwyczaj przy tym mruczała coś na Harrisona, jednak zawsze uważała, żeby jej uwag nie usłyszała Lindsey.
W ogóle, gdyby nie pomoc Fiony, Patricka i Laurel, Clara czuła, że byłaby na poważnie w tyle z nauką. No, może nie aż tak, by na przykład nie zdać sprawdzaniu, ale mogła go zaliczyć na miarę Freda a to jej zupełnie nie satysfakcjonowało. Na szczęście przyjaciele cierpliwie zostawali z nią i pomagali jej się uczyć, szczególnie, że prefekci mieli jednak nieco więcej czasu wolnego niż drugoklasiści. Dzień przed meczem jednak oboje odesłali zestresowaną dziewczynkę wcześniej do łóżka, mając nadzieję, że się wyśpi. Nie mogli się bardziej mylić.
— Czy. Ona. W. Ogóle. Spała? — wykrzyknęła  rano przy stole Fiona, mierząc Clarę wzrokiem. 
Dziewczynka faktycznie wyglądała, jakby przez całą noc nie zmrużyła oka. Jej cera pobladła, przez co fioletowe sińce pod oczami były bardziej widoczne, tak samo jak z lekka zaczerwienione oczy. Mętnym wzrokiem wpatrywała się w swoją kanapkę, przeganiając włosy związane w bardzo niedbały kok, z którego już wymykały się kosmyki. Siedząca obok niej Laurel westchnęła.
— Szczerze? Na pewno poszła spać wcześniej ode mnie, ale wstała też wcześniej. Nie wiem, ale poważnie myślę nad tym, że ona i bliźniacy założyli się z Krwawym Baronem o to, kto będzie dzisiaj gorzej wyglądał.
Fiona zerknęła przez ramię na stolik Gryfonów. Faktycznie, Fred i George pomimo, że był to już ich drugi mecz, wyglądali jak dwa duchy. Siedzący obok nich Percy starał im się jakoś przemówić do rozsądku, ale sądząc po jego minie nie do końca mu to wychodziło.
— Myślę, że Wood na razie wygrywa tę konkurencję — rzuciła Krukonka, prześlizgując wzorkiem po stole Gryfonów. — Ten to już na pewno nie złapał ani krztyny snu...
— Na Merlina, wyglądasz jak wyjęta psu z gardła — skomentował Patrick, przełażąc przez ławę i siadając obok Clary. Ta spojrzała na niego nienawistnym wzrokiem.
— Sam nie wyglądasz lepiej po nocy patrolu  rzuciła kąśliwie. Ten uśmiechnął się przekornie, czochrając jej włosy. Prychnęła, za to chłopak powiedział:
— Ja przynajmniej mam kawę. A ty masz Fię, która prędzej umrze niż da ci się jej napić przed ukończeniem czternastego roku życia. 
Clara zaśmiała się słabo, skupiając się teraz bardziej na chłopaku. Ciekawe, czy będzie mu tak do śmiechu po meczu. W końcu on, tak samo jak i Laurel, wiedział o warunku, jaki przedstawił jej i Daviesowi Harrison, i nawet mu się podobał. Jednak dziewczynka ani razu mu nie wspomniała co dokładnie chłopiec robił na treningach oraz poza nimi. Będzie na nią zły? Nie, chyba nie... Przecież bliźniacy podali go jak osobę, która się o nią martwi, prawda? Więc w sumie czemu miałby się na nią złościć? 
Z rozmyślań wyrwał ją dźwięk odsunięcia się ławki po drugiej stronie. To jej drużyna szykowała się do wyjścia. Dziewczynka natychmiast poszła w ich ślady, ale przed wybiegnięciem powstrzymał ją jeszcze głos Fiony.
— Clara! Masz zjeść! 
Przewróciła oczami i wróciła do stołu. Chwyciła kanapkę w dłoń i wepchnęła ją sobie na raz do ust.
— Nie udław się — rzucił Patrick. — Bo Harrison nas zabije.
— Połalłam się — wymamrotała Clara. — Już? — dodała po przełknięciu, kierując to pytanie w stronę Fiony. Ta kiwnęła głową.
— Leć. I powodzenia! — odparła. Dziewczynka uśmiechnęła się i wybiegła z Wielkiej Sali.
***
W szatni, tym razem inaczej niż przy pierwszym meczu, postanowiła uważnie słuchać Harrisona, nawet jeśli wykład miałby trwać i z dziesięć minut. Chłopak pomimo tego, że tym razem nie grał, nadal musiał się pokazać, no i nie przepuściłby przecież okazji, aby nie dać drużynie jeszcze kilku ostatnich rad.
— Okay. Wiem, że dziś jest trochę kiepska pogoda, ale musimy się postarać. Gryfoni są bardzo zdeterminowani po porażce z Puchonami, także postarają się na nas odegrać, żeby skoczyć wyżej w tabeli. Nie możemy sobie na to pozwolić, dlatego naprawdę chciałbym, żebyście wszyscy na siebie uważali. Mówię serio. Duncan, Nielson, pilnujcie tłuczków. Pond, nie obraź się, ale nie ufam Weasleyom na tyle, żeby nie skrzywdzili mojej drużyny — powiedział, ostatnie zdanie kierując do Clary. Ta kiwnęła głową.
— Sama bym im nie ufała — odparła z uśmiechem. Przez twarz kapitana również przemknął uśmiech.
— No, słyszeliście, a Pond jest ekspertką od Weasleyów. Na tłuczki uważacie wszyscy. Rani, ty szczególnie, bo jak mi się znajdziesz w skrzydle szpitalnym to ja nie wiem co zrobię...
— Wtedy będziesz musiała ogarniać Daviesa sama — wyszeptała Krukonce do ucha druga ścigająca. Dziewczynka z całej siły powstrzymała się od chichotu.
— Clara, ty też bo grasz relatywnie dobrze, jeśli o nich nie zapominasz. Próbuj być wszędzie, gdzie widzisz dziury a sobie poradzisz. Davies, pamiętaj na boisku nie jesteś sam. Pojedynczo grać może tylko Nick. Ty masz jeszcze dwie panie do współgrania, radziłbym ci z tego skorzystać. Szczególnie, że Wood jest naprawdę dobrym obrońcą, nie wiem, co mu się stało w tym roku, ale i tak zazwyczaj trudno go ograć w pojedynkę. Poza tym jak postaracie się nieco bardziej to nic się nie stanie. Musisz myśleć o innych, nie o sobie, bo przez swoje ego możesz pociągnąć całą drużynę w dół. A jak już nie chcesz na to patrzeć przez pryzmat drużyny to przez zwykłe dżentelmeństwo. Dziewczyny na to lecą... — powiedział, ale widząc wymowne spojrzenie obu ścigających natychmiast się zreflektował. — Panie mi wybaczą.
— Panie się zastanowią — ofuknęła go Geddes. Kapitan znowu niemalże się uśmiechnął.
— Dobra, mam nadzieję, że panie do końca meczu zmienią zdanie. Norman, bramki masz trzy, nie jedną, pamiętaj, żeby je okrążać. Te ścigające Gryfonów są naprawdę dobre i szybkie, więc musisz uważać. Nick, oczy na zniczu i...
— ...i na tłuczkach — powtórzyła monotonnie cała drużyna.
— Wiemy, Eddie — powiedział Duncan, zarzucając sobie kij na ramię. — Damy radę. Weasleyowie go nawet nie musną.
— Trzymam was za słowo. Serio jak całą drużynę ma Wood dobrą, to ten ich szukający jest beznadziejny... Biedny chłopak...
— Jeszcze trochę będzie mówił o tym kapitanie Gryfonów to pomyślę, że się zakochał — powiedziała półgębkiem Geddes do Clary. Ta się rozkaszlała, próbując tym samym zakryć nagły atak śmiechu. Siedzący trochę na uboczu Davies spiorunował je obie wzrokiem.
— Dobra. To chyba wszystko. Jak coś będę siedział na ławce i was obserwował, po meczu omówimy ewentualne błędy. A! I nie dajcie się Jordanowi! Ja wiem, że to komentator, ale chłopak ma swój styl i potrafi być naprawdę rozpraszający. Wychodzimy — z tymi ostatnimi słowami na ustach otworzył drzwi od szatni i wyszedł a cała drużyna ruszyła za nim.
Jak zwykle sędziowała pani Hooch. Stała na środku boiska, z rękami opartymi na bokach, czekając aż obie drużyny wyjdą. Obok niej leżała miotła. Clara, na lekko drżących nogach, szła w ogonku tuż za drugą ścigającą. Czuła jak nieprzyjemny węzeł zawiązuje jej się w żołądku. Wzięła głęboki oddech aby się rozluźnić.
— Kapitanowie drużyn, proszę podać sobie ręce — powiedziała.
Harrison wyciągnął rękę w tym samym momencie co Wood. Obaj uśmiechnęli się do siebie, choć ten Gryfona wyglądał nieco blado. Za jego plecami Clara dostrzegła, że bliźniacy mrugają do niej. Uśmiechnęła się do nich, czując się już nieco lepiej na widok znajomych twarzy.
— Powodzenia, Wood — powiedział Krukon
— Tobie również, Harrison — odparł chłopak. — Szkoda, że sam nie możesz grać.
— Zawsze możemy poćwiczyć na osobności po mojej wygranej — rzucił, szczerząc zęby.
— Nie pusz się.
Rani odwrócił się do Clary, bezgłośnie wymawiając "mówiłam ci".
— No dobrze, chłopcy pogaduszki później — przerwała ten flirt pani Hooch. — Miotły w dłoń  i kobieta zadęła w gwizdek, a drużyny wzbiły się w górę. Gra się rozpoczęła.
Nauczycielka rzuciła w górę kafel. Geddes natychmiast wystrzeliła do przodu, łapiąc go tuż przed  Katie Bell. Clara pomknęła za nią, trzymając się w miarę blisko. Kątem oka zauważyła, że Davies ustawił się mniej więcej w jej linii po drugiej stronie. Dobrze, czyli idą w głowę jastrzębia, nie ma sprawy, pomyślała.
— Pond, uważaj! — usłyszała obok głos Daviesa. Instynktownie uchyliła się, w samą porę przed tłuczkiem. Kątem oka spostrzegła George'a. Uniosła lekko brew. Dobiegł ją również głos Lee Jordana.
— Jeden z Weasleyów już sobie obrał Pond za cel... Czyżby jakiś rozłam w przyjaźni?
Clara przewróciła oczami akurat na moment w którym Rani udało się ograć Wooda. Mieli pierwszy gol dla swojej drużyny. W przelocie przybiła ze ścigającą piątkę.
— No dobrze, to dopiero pierwszy gol! — skomentował Jordan. — W każdym razie, Wood odrzuca piłkę do Angeliny Johnson... Ta leci, leci... Nurkuj, Angelino, to tłuczek! O nieee, wypuszcza kafel, prosto w ręce Pond... No, brawo Pond, przygotowana jesteś... Odrzuca w stronę Daviesa, zawracając... Ten znów do Pond...  Ona na dół do Geddes.... Która nie łapie! Kafel po stronie Gryfonów!
Clara i Davies zerknęli wymownie na Krukonkę. Ta wykrzyknęła:
— Przepraszam! —  i natychmiast pomknęła za ścigającym drużyny Gryfonów, lecz tamten był już za daleko. Wrzucił kafel do bramki, niestety nie zauważając tłuczka posłanego w jego stronę przez Duncana.
— To był f... JAK TO NIE FAUL!? Duncan wyraźnie chciał go zabić! — pieklił się Jordan, ale decyzja pani Hooch była niezmienna. Pałkarz Krukonów żadnej z zasad nie złamał. — No dobrze... Piłka po stronie Krukonów... Davies leci w górę, leci... No, gdyby nie Nielson to już by go nie miał... I zrzuca, prosto w ręce Pond... Która pikuje, pikuje... Czy to nie znicz?
Clara zupełnie zignorowała te uwagę. Już w zeszłym roku przyzwyczaiła się, że Jordan dość często robił takie uwagi, żeby zdezorientować graczy drużyny przeciwnej niż Gryfoni. Dlatego też z łatwością wbiła Woodowi kolejną bramkę, dopiero po której zerknęła w górę na krążącego wyżej Nicka. Ten nawet nie drgnął, ergo brak znicza. Pozwoliła więc sobie na tryumfujący uśmiech w stronę Geddes, która uniosła dwa kciuki w górę.
Mecz jednak robił się powoli coraz trudniejszy. Podczas gdy ona i Rani naprawdę współpracowały, Daviesowi chyba zaczęło powoli przeszkadzać to, że z kolejnych sześciu goli dla Krukonów, on sam wbił tylko jednego. Okazjonalnie im podawał, owszem, ale w paru sytuacjach wolał sam przebić się przez jedną ze ścigających Gryfonów niż podać do lecącej obok niego koleżanki drużyny. Za każdą taką sytuacją dziewczyny wymieniły spojrzenia, ale co mogły zrobić? Przynajmniej jeszcze wygrywali.
W pewnym momencie Clarze udało się odebrać kafla Johnson i już miała wbijać następnego gola kiedy...
ŁUUUP! Dostała tłuczkiem prosto w bark, przez co upuściła piłkę.
— Jezu, Fred! Zabiję cię! — krzyknęła w przestrzeń, rozcierając sobie bolące miejsce. Zawołany patrzył na nią z przerażeniem w oczach, tak samo zresztą jak i Rani.
— Będę żyć, nie dawajcie pauzy... — mruknęła, widząc ich miny. — NIE DAWAJCIE PAUZY! — powtórzyła głośniej, dostrzegając, że na dole Harrison już zaczął unosić ręce w górę a Davies zdołał złapać jej piłkę i kierował się na bramkę. No przecież mu tego nie odbierze, tak? Poza tym wolała nie odbierać my tych pięciu minut sławy...
Kapitan na dole skinął głową a Clara tylko pomodliła się w duchu, żeby Fiona go potem nie dopadła gdzieś w ciemnym korytarzu. W sumie jego albo któregoś z bliźniaków. 

Gra toczyła się dalej.
— No dobrze! Dla przypomnienia! Mamy sto punktów do trzydziestu! No gdzie jest ten znicz, niech ten mecz się już zakończy... — powiedział po pewnym czasie Jordan.
Chcąc nie chcąc, dziewczynka musiała przyznać mu rację. Z bolącym prawym barkiem grało jej się znacznie gorzej. W końcu to była jej ręka wiodąca, lewą grała znacznie gorzej także, niestety, musiała trochę usunąć się w cień.  Na szczęście Rani i Davies radzili sobie całkiem nieźle bez niej. Duncan i Nielson jeszcze bardziej uważali na tłuczki od Weasleyów, które to z kolei zdawały się już ją omijać. Dziewczynce przemknęło przez myśl, że może chcieli zrekompensować jej trochę początek i teraźniejszy przenikliwy ból, który na pewno będzie jej towarzyszył co najmniej do końca meczu.
Z takimi myślami odrzuciła kafel do Daviesa, nie chcąc ryzykować straty punktu. Wtem ruch wyżej przykuł jej uwagę. Nick chyba nareszcie spostrzegł znicza, ponieważ nagle zanurkował, a tuż za nim szukający Gryfonów.
— ...chyba O'Hara zauważył wreszcie znicz... No ma szczęście, że Duncan go pilnuje.... No lećże za nim Beadles, przytrzymaj mu chociaż miotłę, żeby zwolnił... TO BYŁ ŻART PANI PROFESOR, NIE BEADLES, NIE RÓB TEGO... Na gacie Merlina, ten chłopak przecież zaraz rozbije się o ziemię!
Ale Nick doskonale wiedział co robi. Kiedy już wszystkim, włączając w to jego drużynę, wydawało się, że z tego meczu trzeba go będzie odnosić do skrzydła szpitalnego na patelni, ten poderwał się z ręką w górze.
— NO NIE WIERZĘ, ŻE DAŁ RADĘ! — wydarł się Jordan.
Szukający trzymał trzepocący się, złoty znicz. Cała drużyna Krukonów wydarła się z radości na całe boisko i już zaczęła lądować, przy okrzyku Jordana, który powściągliwie ogłosił, że mecz zakończył się wynikiem dwustu sześćdziesięciu do trzydziestu, kiedy usłyszeli głośny krzyk:
— ZABIJĘ CIĘ, WEASLEY!
Clara odwróciła głowę. Za nią zniżał się do lądowania George wraz ze wściekłym Daviesem, trzymającym się za bok głowy. Z kolei niedaleko jej nogi leżał zaryty w ziemię tłuczek. Konkluzja? Ścigający jej drużyny dostał w głowę i obwinia o to jej przyjaciela.
W tym momencie przypomniała jej się rozmowa z bliźniakami i Laurel sprzed tygodnia. "Sami nie będziemy się mścić na Daviesie. Ale po meczu lub w jego trakcie...". Dziewczynka poczuła, jak robi jej się zimno. O nie.
— Człowieku, o czym ty mówisz?! — odparł George, zeskakując z miotły. — To nie ode mnie!
— To od twojego brata! Od któregoś z was na pewno! — pieklił się nadal chłopak.
— Jesteś pewien, że to nie tłuczek, którego odbiłem w stronę Geddes tylko, że akurat na ostatku ty się napatoczyłeś? — rzucił kąśliwe Fred, podlatując w ich stronę. — Daj spokój, chłopie! Jeśli pani Hooch nie odgwizdała, to nic się nie stało!
Clara w duchu musiała przyznać mu rację. Nauczycielka nie bez powodu miała oczy przyrównywane do jastrzębich. Nic nie umknęło jej uwadze, a już na pewno nie swoisty zamach na uczniu.
— Mogła nie zauważyć!
Drużyna Krukonów spojrzała po sobie. W końcu Harrison westchnął i podszedł do Daviesa, uważnie egzaminując mu głowę.
— Będziesz żył — mruknął po czym krzyknął w tył: — Wood! Pozwól na chwilę!
Gryfon podszedł w jego kierunku. Clarze wydawało się, że wyglądał na strasznie zmęczonego. Harrison chyba również to zauważył, ponieważ zanim się odezwał, poklepał Szkota po ramieniu.
— Wybacz, stary, ale chyba mamy problem — powiedział. — Serio, nie chcę ci dokładać...
— Dam radę — mruknął Wood zmęczonym głosem, ściskając przy tym sobie grzbiet nosa. — O co chodzi?
— Według mojego ścigającego, któryś z Weasleyów prawie go zabił, moment po meczu...
— To był zamach! — wtrącił się Davies.
— Zamknij się — odparowali bliźniacy.
— CISZEJ! — huknęli obaj kapitanowie.
— To się nazywa synchronizacja — rzucił Harrison, puszczając oko w kierunku Wooda. Ten lekko się uśmiechnął. — W każdym razie, to trzeba będzie załatwić.
— Definitywnie — odparł Gryfon. — Masz jakieś dowody, że to byli akurat moi pałkarze? A nie, na przykład, nie wiem, zabłąkany tłuczek? — Harrison zerknął na Daviesa. Ten tylko wzruszył ramionami, patrząc nienawistnie w stronę bliźniaków. —  W takim razie sprawa zakończona. Harrison, widzimy się potem tak?
— Dogadamy się — odpowiedział z lekkim uśmiechem. — I... Wood? — rzucił, widząc że chłopak już odwraca się do wyjścia. Ten odwrócił się, patrząc na niego lekko pytająco. — To był dobry mecz. Serio.
— Dzięki — mruknął na odchodnym szatyn. I powlókł się smętnie w stronę szatni Gryfonów z Weasleyami za sobą. 
Clara kątem oka dostrzegła Laurel, która przyglądała się całej tej sytuacji, wyglądając na lekko rozdartą. Gdy brunetka złapała z nią kontakt wzrokowy skinęła głową w stronę Wooda. Ta uśmiechnęła się z wdzięcznością i pognała za chłopakami. Za to dziewczynka ruszyła za swoją drużyną, mentalnie przygotowując się na to, co może nadejść.
***
Hej ^^ 
Jak Wam się podobał rozdział? Ja muszę przyznać, że jest to chyba jeden z moich ulubionych. Bardzo lubię pisać te rozdziały o quidditchu ^^
Dedyk dla Wężogłowej, za to, że się przebiła przez wszystkie stare rozdziały ^^
Sonia 
P.S. Ach i jeszcze małe pytanie: czy wolelibyście, żeby zakładka "Bohaterowie" została tak, jak jest teraz czy lepiej by było, gdybym podzieliła to na części to jest stworzyć podstrony z bohaterami pod tytułem "Bohaterowie "Kruk i Lew" i tym podobne? Wtedy napisałabym coś o profesor Goldberg i Bowman itd., w odpowiednich rubrykach skoro na przykład taka Bowman raczej dalej nie weźmie udziału a jest to swojego rodzaju OCka? Proszę, wypowiedzcie się na ten temat.
P.S.2 No, i uznajmy, że wszystkiego najlepszego Sonia z okazji osiemnastki (mimo, że urodziny mam 15.10, ale ciiiii xdd)

4 komentarze:

  1. Ojej, wszystkiego najlepszego!

    I dziękuję za dedyk :3

    Davies mnie intryguje. Wcześniej wydawał się szczerze skruszony za akcję na testach, a teraz robi w zasadzie to samo. W dodatku ryzykuje, że z powrotem zostanie posadzony na ławce. Dlaczego on to robi? Czyżby chęć wykazania się była aż tak silna?

    Rozmowa kapitanów przed meczem była urocza. Shipuję :D

    A co do zakładki z bohaterami - możesz spróbować, najwyżej w praniu wyjdzie, czy się sprawdzi. Nic innego nie jestem Ci w stanie doradzić, bo póki co rzadko tam zaglądałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za opinię i za życzenia ^^ Co do Daviesa: spokojnie. Powoli. Wszystkiego się dowiemy a na razie cieszy mnie, że intryguje, to znaczy, że w pisaniu jego postaci idę w dobrym kierunku. A co do kapitanów: KTO NIE SHIPUJE XD

      Usuń
  2. "- Panie mi wybaczą.
    - Panie się zastanowią."
    Cudowne xd
    Ah ci Wood i Harrison! jak ich nie shipować, naprawdę!
    Ogólnie Davies jest dziwacznym człowiekiem, typowy gościu, który idzie po trupach do celu, no, zobaczymy jak to dalej z nim będzie.
    A tymczasem lecę nadrabiać xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeden z moich bardziej lubianych cytatów tutaj :P a wiesz, Wood i Harrison są cudni. Co do Daviesa... He. Hehehehehehe
      Sonia ❤️

      Usuń

theme by xvenom | sg