piątek, 26 października 2018

19. Jak ptak w klatce

Znalezione obrazy dla zapytania skrzydło szpitalne
— TO TWOJA WINA! — wykrzyknął Davies w stronę Clary, jak tylko drzwi szatni zamknęły się za ostatnią osobą. Dziewczynka parokrotnie zamrugała.
— Słucham?! — zapytała zdziwiona, siadając na jednej z ławek.
— Słyszałaś! To! Twoja! Wina! — darł się nadal Krukon, stając tuż przed nią.
— Niby dlaczego?!
— Bo to twoi przyjaciele? Pewnie im coś nagadałaś a teraz oni się mszczą! Co ja takiego ci zrobiłem, hm?
— Davies, uspokój się! — huknął nagle za nimi Harrison. — I zejdź z Pond — dodał. Poczekał, aż wszyscy usiądą i powiedział: — Dobra. Na spokojnie. Davies, czemu uważasz, że w twój domniemany zamach maczała palce Pond?
— Bo Weasleyowie to jej przyjaciele? I mnie nie lubią? Jako pałkarze daje im to przewagę i mogą szastać we mnie tłuczkami jak im się podoba!
— Och, na litość boską! — wykrzyknęła wyraźnie rozsierdzona Rani, siedząca obok Clary. — I co z tego? Przecież Clara też dostała od nich tłuczkiem! I to w bark! Żaden z Weasleyów nie dawał jej forów, przez to, że się z nią przyjaźnią, także dlaczego mieliby się mścić akurat na tobie? Ja też dostałam od nich tłuczkiem!
— A właśnie, Pond... Jak twój bark? — zapytał Harrison.
— Nadal boli — przyznała dziewczynka. Kapitan spojrzał prosząco na drugą ścigającą.
— Sprawdzę jej to, jak już wszyscy wyjdziecie. Ale ty może na razie unikaj Ratio i Adaira w pokoju wspólnym — obiecała. Chłopak uśmiechnął się z wdzięcznością.
— No dobra, ale mogli to robić, żeby odwrócić uwagę! Poza tym, wy wszyscy dostawaliście w trakcie meczu! Ja tuż po zakończeniu! — próbował nadal kłócić się Davies, ale kapitan uniósł dłoń w górę, natychmiast go uciszając.
— To są tylko twoje domysły — odparł spokojnie. — Jakiś dowód? — Davies zacisnął usta w cienką kreskę, ale tylko pokręcił głową. — No właśnie. Ostrzegam cię, że takie bezpodstawne oskarżania nie będą tolerowane w przyszłości. Także pilnuj się, bo możesz stracić rezerwę.
Na te słowa chłopak totalnie zamarł. Otwierał i zamykał usta jak ryba wyjęta z wody, jednak żaden dźwięk nie był w stanie się z nich wydobyć.
— Ale... — wykrztusił w końcu.
— Żadnego ale — uciął natychmiast Harrison.  I koniec tematu — po czym na twarz przywołał ciepły uśmiech. — No dobrze, jak już to mamy z głowy...
Przez następne kilka minut kapitan chwalił drużynę za dobry mecz. Kazał im odpocząć i skorzystać z przyjęcia, które Krukoni wydali na ich cześć, przy okazji napomykając, że muszą się dobrze przygotować do meczu ze Ślizgonami, bo z nimi podobno ma być znacznie trudniej.
— Pond, Davies... Pomimo sytuacji sprzed chwili, graliście naprawdę dobrze, oboje macie talent. Jak na razie jednak oboje zostaniecie na ławce rezerwowych, ale zobaczymy w następnym roku, okay?
— Jasne — odparła Clara z uśmiechem, w kontraście do ponurego "spoko" mrukniętego przez ścigającego. Siłą woli powstrzymała się od przewrócenia oczami.
— Dobra, to wszystko. Chłopaki, lepiej się zbierajmy, żeby Rani mogła w spokoju sprawdzić bark Pond...
Parę minut później Clara już była w zamku, kierując się w stronę skrzydła szpitalnego. Według koleżanki będzie żyć, ale ogromny siniak mógł jej sprawić ból co najmniej przez miesiąc, także dziewczyna wysłała ją do pani Pomfrey po coś przeciwbólowego.
Zaczęła kluczyć pomiędzy korytarzami, próbując tam dotrzeć, kiedy nagle poczuła jak ktoś chwyta ją za prawy bark, ciągnąc ją do tyłu. Próbowała krzyknąć, ale ten ktoś zasłonił jej usta ręką. Starała więc się tej osobie oprzeć, ale tamta była silniejsza.
Zaciągnięto ją do pustej klasy i z łoskotem zamknięto drzwi. Dopiero wtedy dziewczynka poczuła, że napastnik ją puszcza. Natychmiast odwróciła się na pięcie, machinalnie wyjmując różdżkę z rękawa.
— Rozum ci odjęło, Davies?! — wydarła się, gdy tylko zobaczyła kto za nią stoi. Chłopak tylko się uśmiechnął.
— Tak samo jak i tobie, Pond — mruknął, opierając się o framugę drzwi. Clara zamarła.
— Daj mi wyjść — pozwiedzała spokojnie, kierując czubek różdżki w stronę Ktukona, ignorując przenikliwy ból w ramieniu.
— Dam, jak wysłuchasz mnie do końca — odparł, uśmiechając się leniwie.
— Mogę to zrobić idąc do skrzydła szpitalnego — zauważyła przytomnie. — Teraz przestań się zachowywać jak psychol i mnie stąd wypuść. Bo zacznę krzyczeć.
— Nawet jak zaczniesz, to nikt cie nie usłyszy. Rzuciłem na drzwi Muffilato, także powodzenia. Poza tym chciałem z tobą porozmawiać na osobności.
— Super — warknęła, odgarniając włosy z twarzy. — Nadal ci chodzi o ten tłuczek? Bo jeśli tak to...
— Słyszałem twoją rozmowę sprzed tygodnia — przerwał jej. Dziewczynka zamarła z dłonią we włosach. Zamrugała kilkakrotnie.
— Nie wiem o czym mówisz — odpowiedziała, starając się, aby jej głos brzmiał beznamiętnie. Ten ponownie się uśmiechnął.
— Doskonale wiesz, Pond — odparł. — Och, biedna ja, mam złego kolegę w klasie, ale będę tajemnicza i zrobię z tego wielką sprawę! Litujcie się nade mną! Brońcie mnie! — dodał, imitując jej głos i trzepocząc rzęsami. Clara przewróciła oczami, zresztą podobnie jak i Davies, który jeszcze splunął. — Żałosne.
— Co ma moja rozmowa z moimi przyjaciółmi do ciebie? — zapytała, pozornie opanowanym tonem głosu, chociaż sama czuła się nieco wyprowadzana z równowagi.
— Oboje chyba wiemy. Weasley powiedział, że w trakcie meczu spróbuje się na mnie odegrać. I co się stało? Odegrał się. Tylko, że nikt nie może mu tego udowodnić.
— Mhm, tak, na pewno. Wiesz co? Chyba dostałeś tym tłuczkiem mocniej niż myślałam! — prychnęła, zakładając przy tym ręce na piersi, próbując ukryć tym samym drżenie rąk. Coraz mniej jej się to podobało. Po co w ogóle ją tu zaciągał?  I to jeszcze w taki sposób! Przecież nie po to, żeby jej to po prostu oznajmić, tak? Miał w tym jakiś cel...
— Oboje wiemy, że to prawda, ale niestety, nikt nam nie uwierzy, prawda? A tym bardziej mnie — syknął, podchodząc do niej bliżej. Dziewczynka za to instynktownie zrobiła krok w tył. — To ja jestem tym złym, co nie?
— Nikt tak... — zaczęła niepewnie, ale Davies natychmiast jej przerwał.
— Zamknij się! — krzyknął. — Cała drużyna teraz mnie widzi jako nienormalnego!
— Tia, doskonale to udowadniasz zamykając mnie tutaj — prychnęła po czym dodała z przekąsem:  To czemu nie powiedziałeś im o tej podsłuchanej rozmowie, co? Miałbyś punkty u nich!
— Kto by mi uwierzył? Harrison działa na dowodach a nie na opowieściach, chyba już zauważyłaś! — odparował, robiąc kolejne kroki w jej stronę, a ta skrupulatnie się cofała. Nagle uśmiechnął się zimno i poprawił sobie grzywkę. — W każdym razie... Mam być tym złym? Więc niech tak też będzie.
— Czego ty w ogóle chcesz? — zapytała Clara z niezadowoleniem odkrywając, że jej głos się zaczął nieco łamać. To się zaczynał robić coraz bardziej niebezpieczne. Przez myśl przemknęło jej czemu właściwie nie zacznie uciekać. Davies raczej niewiele może, są w tej samej klasie, więc... Ale z drugiej strony on został wychowany w rodzinie magicznej. Może potrafi rzucić jakieś zaklęcia, których ona nie potrafi? W końcu Muffialto nie było w ich programie nauczania...
— Umowy. Upewnisz się, że ani bliźniacy, ani ten twój Puchon, ani ci twoi przyjaciele prefekci nie zrobią mi nic. NIC, jasne? Żadnego dyscyplinarnego zwolnienia z drużyny, żadnych odjętych punktów czy żartu na mnie. Od tej chwili jestem nietykalny.
— Bo co?
— Bo inaczej spotkamy się w... Mniej sprzyjających okolicznościach — odparł. Coś w jego uśmiechu nie podobało się Clarze. Był zbyt pewny siebie, jakby już wiedział, że ją miał. Jednak w sumie, co dokładnie na nią miał? Gdyby powiedział o sytuacji, to Clara może by dostała jakąś reprymendę a bliźniacy...
Zamarła na chwilę. No tak. Weasleyowie mają i tak za dużo problemów. Poza tym to też nie jest tak, że ona sama ich nie podejrzewała o celowy atak. A za takie coś mogą być zawieszeni, ich mama będzie zła a z tego co Clara pamiętała, nie do końca im się z nią układało. W dodatku jeszcze te małe spięcia w trakcie roku... Nie chciała żeby jej sprawa jakoś wpłynęła na relacje braci między sobą.
 Także zmusiła się, żeby spojrzeć Daviesowi w oczy. Z całej siły powstrzymała się od wzdrygnięcia, widząc jakie są zimne. Wzięła głęboki oddech.
— Dobra — powiedziała. — Niech ci będzie.
— Widzisz? Wiedziałem, że można się z tobą dogadać — odparł, klepiąc ją w ramię. Clara syknęła z bólu. — Och, wybacz! Czyżby to był twój biedny bark? Może powinnaś iść do skrzydła szpitalnego, bidulko? — zapytał kpiąco przesłodzonym tonem, odsuwając się od niej.
Dziewczynka natychmiast z tego skorzystała i podbiegła do drzwi. Chwyciła za klamkę próbując je otworzyć jednak ta nie puściła. Za sobą usłyszała śmiech. Wzdrygnęła się.
— Hmm, no tak, zapomniałem wspomnieć, że je zamknąłem. Spróbuj Alohomory! Taka szlama jak ty chyba sobie poradzi z takim prostym zaklęciem, co?
Słysząc te słowa Clara natychmiast się odwróciła.
— Coś ty powiedział? — syknęła. Ten ani drgnął.
— To, co słyszałaś. Ale ups, chyba nie będziesz mogła nikomu o tym powiedzieć, co? — odparł. Dziewczynka zacisnęła dłoń na różdżce, unosząc brew. — A, a, a, Pond! Sama też nie możesz się na mnie mścić.
— Dlaczego? Przecież grozisz tylko mi — odparła, unosząc różdżkę wyżej.
— No, nie do końca — odpowiedział. — Widzisz... Jakbyś też rzuciła na mnie zaklęcie... Chyba sama już sobie uświadomiłaś w jakie kłopoty mogliby wpaść bliźniacy, gdyby cała sprawa wyszła, nie mówiąc już o tobie. Mamy cały rok, ja jestem w stanie znaleźć dowody, o to się nie martw... Poza tym Oliver Wood nagle by się dowiedział o tym, jak bardzo nim jest zauroczona Laurel... Tak samo jak Fiona o Patricku... I Cedrik o tobie. 
— Nie zrobiłbyś tego — wyszeptała, patrząc na niego z przerażeniem. Ten tylko uniósł brew. - Czekaj... Skąd ty to w ogóle wszystko wiesz? Czy ty mnie szpiegowałeś?
— Tu nie trzeba szpiega, wszystko widać z kilku mil. Serio Pond, powinnaś nauczyć się kontrolowania swoich uczuć.
— To jest szantaż — powiedziała. — Zdajesz sobie sprawę, że jak to wyjdzie, to cię wyrzucą? Albo zawieszą?
— Po pierwsze nie wyjdzie to poza tę klasę, jeśli chcesz utrzymać swoje głupie sekreciki oraz uchronić Weasleyów od zawieszenia. Po drugie... Pieniądze, Pond, pieniądze. Myślisz, że ta szkoła nie jest przekupna? Ja dostanę tylko po rękach i znowu wrócę. Także radzę ci trzymać się tej umowy.
Clara patrzyła na niego z niedowierzaniem. Jakim cudem on na to wszystko wpadł w mniej niż kilka minut? To było aż za dobrze rozplanowane. Podejrzanie za dobrze! Ale... Dopóki on grał mistrza gry, ona musiała się go słuchać. Odwróciła się do niego tyłem i mrucząc zaklęcie otworzyła drzwi.
— Jesteś chory — rzuciła tylko i pognała w stronę skrzydła szpitalnego.
***
Naprawdę wiele energii kosztowało jej przekonanie pani Pomfrey, że jej szybki puls to tylko skutek tego, że biegła. To przecież wcale nie tak, że jest przerażona Daviesem. O nie. To przez bieg. I adrenalinę po meczu. Tak. To tylko i wyłącznie to, pani Pomfrey.
Na jej szczęście pielęgniarka tylko uniosła brew na jej wymówki, ale o nic nie pytała. Ku jej zaskoczeniu kobieta nawet nie powiedziała słowa, gdy w trakcie opatrywania jej barku do skrzydła wpadli bliźniacy, Laurel i Cedrik. Na chwilę tylko odgrodziła ją parawanem, żeby chłopcy nie podglądali, ale gdy skończyła, dała jej tylko buteleczkę eliksiru z przykazaniem, żeby brała łyk raz na dzień. Po tym po prostu wyszła do swojego gabinetu, zostawiając przyjaciół samych.
Przez chwilę patrzyli po sobie w zupełnej ciszy. W końcu Cedrik się odezwał.
— Także... Jest po meczu...
— Nom... — westchnęła Clara, podciągając nogi pod siebie. — Chyba winnam wam wyjaśnienia, prawda? — wzrok jej przyjaciół mówił sam za siebie. — Okay — powiedziała, biorąc głęboki oddech i próbując zebrać myśli. Stwierdziła, że może jak nie będzie na nich patrzeć, to może pójdzie jej lepiej. — A więc... Pamiętacie nasz mecz z Puchonami? Ten z listopada — wszyscy kiwnęli głowami. — No to, gdy już się skończył, Harrison chciał porozmawiać ze mną i z Daviesem na osobności. Bo wiecie, był zraniony, twierdził, że w dzisiejszym na pewnie nie zagra... A miał dwóch rezerwowych na składzie, prawda? Także... Stwierdził, że nie chce aby któreś z nas czuło się pokrzywdzone. Umówił się z Jonesem, że ten również ustąpi miejsca, abyśmy oboje mogli zagrać. Tylko że... — tutaj Clara przerwała na chwilę biorąc oddech. — Postawił nam warunek.
— Czego dotyczył? — zapytał Fred.
— Ja i Davies musieliśmy się nauczyć dogadywać. Brak docinek, ale w miarę normalne, zdrowe koleżeństwo — i spójrzmy do czego to doprowadziło, pomyślała gorzko.
— Sęk w tym, Clari, że ty próbowałaś, a on... — powiedział Cedrik. Clara pokręciła głową.
— Nie, to nie tak! — wykrzyknęła, unosząc na nich wszystkich wzrok. To był błąd. Trzy pary oczu wpatrywały się w nią z takim napięciem, że ona sama znów musiała spojrzeć w dół. Musiała coś wymyślić, żeby nie postawić Daviesa w złym świetle, ale żeby też nie odchodzić od prawdy... Za bardzo. — Po prostu... Po prostu on ma z tym trudności.
— Tak, szczególnie było to widać, gdy niemalże wyzwał cię od szlam — rzuciła kąśliwie Laurel. Chłopcy pokiwali głowami, za to Clara pokręciła swoją.
— Nie, to nie o to chodzi — powtórzyła, starając się, aby jej głos brzmiał przekonująco. Chyba jej nie wyszło, bo odezwał się George.
— A o co? Arie, serio, jestem pewien, że jak tylko zniknęliście w szatni to on zaczął cię obwiniać o ten tłuczek, którym dostał!
— Czekaj co? — zdziwił cię Cedrik. — Kiedy on dostał tłuczkiem? Z tego co widziałem, to celowaliście tylko w Clarę i Geddes?
— I tak, i nie — odpowiedział Fred. — W ogóle, Clar, dobrze się czujesz? Nadal czuję się winien za ten bark...
Dziewczynka uniosła wzrok, szczęśliwa, że na chwilę temat się zmienił. Skupiła się na szczerzącym się Fredzie, starając się zupełnie zignorować zmartwione spojrzenie, jakie Laurel posyłała jej z boku.
— Jest okay, pani Pomfrey działa cuda — powiedziała, zmuszając się do uśmiechu.
— No ba — odparł George. — W każdym razie, wiem, że było to trudno zauważyć, Diggory, ale właśnie na tym polegał geniusz całego planu. Widzisz, kiedy cała szkoła była skupiona na O'Harze i jego zniczu, nikt nie zwrócił uwagi na tłuczka...
— ...początkowo faktycznie posłaliśmy go w stronę Geddes — wtrącił Fred. — Ale to jest szybka dziewczyna, wiedzieliśmy, że zdąży się z tym tłuczkiem minąć. Za to Davies.... No, on ma nieco wolniejszą miotłę niż ona, poza tym był nieco dalej...
— ...więc tłuczek uderzył go w bok głowy. Nie martw się, nie uderzyliśmy na tyle mocno, żeby go zabić czy też poważnie zranić. Znamy swoją siłę — dodał szybko George, widząc przerażone twarze Cedrika i Clary. Czyli faktycznie oni to zaplanowali, pomyślała. Mimo wszytko poczuła się trochę lepiej. Czyli to ukrywanie ich, osobliwa rozmowa z Daviesem miała jakiś sens. Z drugiej strony... Teraz, mając to potwierdzenie od bliźniaków poczuła, że naprawdę utknęła.
— Nie wiem czy mam być przerażony, czy powinienem was podziwiać. Plan godny Ślizgona — powiedział szczerze Puchon. Obaj bliźniacy uśmiechnęli się od niego, ale zanim zdążyli cokolwiek powiedzieć, odezwała się Laurel:
— I super, cieszy to nas wszystkich, ale to nadal nie wyjaśnia, dlaczego Clara broni Daviesa.
Dziewczynka przygryzła wargę. Dzięki, Lori, pomyślała w duchu. Ponownie opuściła wzrok, odgarniając włosy do tyłu.
— No bo... — zaczęła. Na gacie Merlina, jak ona ma go wytłumaczyć?! — No bo on mi zazdrości, że mam więcej przyjaciół i się dogaduję z ludźmi a on nie, i musiał to sobie jakoś odbić, i...
— Clara! Czy ty sama siebie słyszysz?! Odbić? To czemu akurat na tobie? Od odbijania są poduszki! — wykrzyknął wściekły George. Reszta solidarnie pokiwała głowami, ale dziewczynka tylko westchnęła.
— Nie wiem — przyznała szczerze. — Ale po drodze na niego wpadłam — dodała szybko, ponownie podnosząc wzrok na przyjaciół. Po minie bliźniaków domyśliła się, że już o tym wiedzieli. No tak, Mapa była w tym tygodniu ponownie w ich rękach. Penie w taki sposób zebrali cała ekipę i poszli w ogóle do skrzydła, zamiast czekać na nią niewiadomo gdzie.
— Co powiedział? — zapytał Cedrik.
— Przeprosił — skłamała, zaczynając bawić się swoimi palcami i unikając wzroku przyjaciół. Laurel wymownie uniosła brew, ale nic nie powiedziała. — Obiecał, że się poprawi i że w ogóle jest mu przykro. Poza tym, jest już po meczu, nie rywalizujemy o pozycję, skoro Harrison wystawia do gry normalny skład w meczu ze Ślizgonami, także sprawa zamknięta, prawda? — zapytała, próbując włożyć w swój głos jak najwięcej optymizmu. Spojrzenia z którymi się spotkała wyrażały coś zupełnie przeciwnego. Laurel westchnęła.
— Clar. To nie może przejść bez echa — zaczęła bardzo spokojnie. — Chłopak męczył cię od jakiegoś czasu...
—...wyzywał... — rzucił Fred.
— ...sprawiał, że czułaś się beznadziejnie... - dorzucił George.
 ...w ogóle uprzykrzał ci życie — zakończył Cedrik. Laurel obdarzyła ich wszystkich łaskawym uśmiechem, po czym nachyliła się w stronę Clary, łapiąc ją za rękę.
— Rzecz w tym, że on nie może nie zostać w jakikolwiek ukarany — powiedziała.  Serio. Musisz powiedzieć przynajmniej Patrickowi i Fionie o tym, jak cię traktował. No dobra... — dodała po chwili namysłu. — Może Fii nie, bo od dwudziestu minut ochrzania Harrisona o twój bark... Bliźniacy w porę wysłali po mnie Chang, bo tam już chyba doszło do rękoczynów...
— I nas to ominęło!? — jęknęli obaj Weasleyowie. Przez twarz Laurel przemknął cień uśmiechu, ale natychmiast spoważniała.
— Chociaż Flitwickowi. To nie może być tak, że on cię dręczył i w zamian nie dostaje żadnej nauczki. To nie fair.
— Nie możemy... Nie wiem, poczekać? — zapytała Clara.
— Na co ty chcesz czekać, Clari? — zapytał zaszokowany Cedrik. — Przecież wszystko masz na tacy!
— Tak, ale... — urwała. Jak ich przekonać, żeby nic nie robili? — Fred, George, jedyną przyczyną, dzięki której wasz plan wypalił było to, że nie było dowodów, że to wy — powiedziała, kierowana nagłą myślą. — Harrison sam powiedział, że to tylko słowa Daviesa. Co jeśli tak samo pomyśli o mnie?
— Ty masz nas za świadków — zaoponował George, ale Clara pokręciła głową.
— Ale wy jesteście stronniczy — powiedziała. — Potrzebujemy po prostu jakiegoś dowodu, innego niż nasze słowa przeciwko jego słowom. Znaczy, ja wiem, że Patrick i Fiona nam uwierzą, ale profesor Flitwick? Lub Dumbledore? Oni na pewno będą potrzebować czegoś silniejszego.
Reszta zamarła. Przez chwilę w pomieszczeniu znowu panowała cisza, aż w końcu odezwała się Laurel.
— Okay — powiedziała. — Masz rację. Potrzebujemy dowodów.
— Dokładnie — podchwyciła natychmiast dziewczynka. — On sam musi się wydać. Także wiecie, żadnych żartów czy docinków z naszej strony w jego. On sam musi się wydać. Okay?
— Okay — powiedzieli wszyscy. Clara w końcu poczuła, że może prawdziwie odetchnąć z ulgą. Zrobiła to. I oni są uspokojeni i Davies ma co chciał. Jakimś cudem z tego wybrnęła. — A teraz naprawdę, zabierajmy się stąd, bo chcę trochę skorzystać z imprezy na cześć mojej drużyny — dodała wesoło, i zeskoczyła z łóżka. Skierowała się do wyjścia ze skrzydła a reszta ruszyła za nią.
***
Hej ^^ Jak Wam się podoba ten rozdział? Naprawdę długo nad nim pracowałam i chciałam, żeby wyszedł jak najlepiej. Ocenę pozostawiam oczywiście Wam, ja jednak muszę przyznać, że jestem z niego zadowolona.
I dziękuje za feedback w sprawie zakładki z bohaterami. Ja sama jeszcze muszę to rozplanować, ale ten odzew jest naprawdę bardzo ważny, więc ślicznie dziękuję ^^
Pozdrawiam
Sonia

4 komentarze:

  1. — Rzecz w tym, że on nie może nie zostać w jakikolwiek ukarany — powiedziała. -- zjadłaś tu słowo "sposób".

    A rozdział bardzo na plus, ciekawa jestem, co z tego wszystkiego wyniknie. Ładne zawiązanie konfliktu :)
    Ciągle jestem zaintrygowana Davisem, on wyraźnie do czegoś dąży. Czyżby tylko do pozycji w drużynie, czy do czegoś więcej? A może jest tak rozgoryczony wygłupami Weasleyów, że chce jedynie świętego spokoju? :D To w sumie byłoby zabawne :)

    Tylko czy ja dobrze zrozumiałam, że Davies szantażuje Clarę donosem na bliźniaków za to, co zrobili na meczu, choć nie ma na to dowodów, jak potwierdzają wszystkie inne postacie? Gdzie był w tym wszystkim sędzia? I reszta nauczycieli na trybunach?
    I jasne, Davies słyszał rozmowę, ale to wciąż słowo przeciwko słowu. Chyba, że serum prawdy można stosować na nieletnich xD

    Ale nieźle kombinuje. Szanuję typa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętaj, że Cedrik też nie zauważył "ataku" a pani Hooch nic nie odgwizdała, także nauczyciele raczej też nie byliby w stanie zauważyć, że coś jest nie tak. Sprawa wynikła pomiedzy dwoma drużynami.
      Bardzo się cieszę, że rozdział sie podobał ^^ to jeden z tych, w któryvh się boje, że coś błędnie przedstawiłam/ wyolbrzymiłam/ odrealniłam także mega się cieszę ^^ Jeszcze kilka takich będzie, w notatce odautorskiej to zaznaczę, także myślę o tym, że ten pierwszy przeszedł jest bardzo krzepiąca.
      Co do Daviesa: z rozdziału na rozdział coraz trudniej o nim pisać a to chyba o czymś świadczy c; Szczególnie, że ostatnio dowiedziałam się czegoś o nim z kanonu, co kompletnie mi wywala pół fabuły do góry nogami, ale spokojnie, mam wrażenie, że to ogarnęłam xd
      Sonia ❤️

      Usuń
  2. Zanim ten fragment, ale tutaj bardziej uderza fakt jakim socjopatą jest Davies i jest to przerażające. Jak już napisałam wcześniej, ten człowiek zrobi wszystko dla swojej ambicji i jest to przerażające...
    Trochę szkoda, że Clara daje się szantażować, ale faktem jest, że nie ma takiego charakteru i ludzi za sobą, żeby zastraszyć Daviesa bardziej, a podejrzewam, że tylko coś takiego by na niego zadziałało, skoro nie ma na nic dowodów. Dlatego mam nadzieję, że z pomocą innych jakoś uda im się znqleźć wyjście z tej sytuacji, chociaż naprawdę obawiam się ich reakcji kiedy dowiedzą się, że Clara ich okłamała i nie powiedziała o szantażu...
    Faktem jest, że Davies jest inteligentny, więc naprawdę wyjdzie ciekawa bitwa w stylu Krukońskim :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahaha XD No, zobaczymy, zobaczymy jak się potoczy dalej xd
      Sonia ❤️

      Usuń

theme by xvenom | sg