piątek, 9 listopada 2018

20. Przez lustro

Znalezione obrazy dla zapytania hogsmeade
Z Cedrikiem rozstali się przy Wielkiej Sali a korzystając z tego, że go nie ma, Fred zatrzymał obie dziewczynki na półpiętrze.
— Dobra, także ja i George trochę myśleliśmy...
— ...i uznaliśmy, że najlepiej będzie odkrywać i to hasło i przejście razem — dokończył za brata drugi z bliźniaków. — No a że w Walentynki jest wypad do Hogsmeade... W sensie nie w Walentynki Walentynki, ale w sobotę po nich*...
—...to stwierdziliśmy, że to najlepsza data na tę eskapadę. Wiecie, zawsze możemy wtopić się w tłum par. No bo jakbyśmy poszli w dzień, w którym nie ma wycieczki, no to trochę dziwnie byśmy wyglądali. Poza tym, potrzebujesz odpoczynku, Clar. Co wy na to?
— Jasne! — zakrzyknęła Clara. — Już nie mogę się doczekać!
— Ja też nie — uśmiechnęła się Laurel. Obaj bliźniacy pokiwali głowami.
— No, to ustalone. W Walentynki wyruszamy.
***
Dożycie Walentynek okazało się dla Clary szczególnym wyzwaniem. Kiedy bowiem odpadły jej treningi quidditcha, nauczyciele jakby sobie przypomnieli, że dawno uczniowie nie mieli nawału prac domowych. Także dzień w dzień siedziała w bibliotece ucząc się. Niestety biblioteka powoli robiła się coraz bardziej zatłoczona. Mimo że do egzaminów zostało relatywnie sporo czasu, ci ambitniejsi już zaczynali się uczyć. Szczególnie dom Ravenclawu wpadł w ferwor nauki, także kiedy Clara poszukiwała ciszy do uczenia, musiała chodzić aż do Izby Pamięci lub sowiarni, żeby zaznać trochę spokoju.
Właściwie od pewnego czasu to właśnie Izba Pamięci stała się jednym z jej ulubionych miejsc w Hogwarcie. Nie dość, że miała tam ciszę, tak potrzebną do uczenia się, to rzadko kiedy tam ktokolwiek zaglądał a Clarze właśnie o to chodziło. W ten sposób mogła unikać Daviesa, który od czasu meczu bardzo uważnie jej się przyglądał. Dziewczynka miała wrażenie, że chłopak tylko szuka pretekstu do tego, żeby ona złamała umowę, ale mu się nie dawała. Wszyscy, jak na razie, trzymali się swojej obietnicy i ani Davies nie doświadczał żadnych nieprzyjemności ze strony jej przyjaciół, ani też żaden z jej starszych znajomych nic nie wiedział.
Tyle że Laurel nadal nie wydawała się przekonana ani do tego planu, ani w ogóle do słów Clary. Brunetka widziała to już gdy rozmawiała z całą czwórką. Jak jeszcze bliźniacy i Cedrik wyglądali tak, jakby jej wierzyli to blondynka wyraźnie dawała jej do zrozumienia, że nie kupuje ani jednego słowa przyjaciółki. Ale wyglądało na to, że na razie jej odpuszczała. Dziewczynka wyraźnie obrała taktykę smutnego patrzenia się na przyjaciółkę, jakby w nadziei, że ta pęknie i powie prawdę. Ale Clara nie mogła się jej dać, nawet jeśli zabijało ją to od środka. Musiała ją chronić.
W końcu jednak upragniony dzień nadszedł i Clara kłamałaby, gdyby powiedziała, że nie przywitała tego święta z wielką ulgą. Większość uczniów wybierała się do Hogsmeade, dzięki czemu szkoła była mniej zaludniona i o wiele cichsza, co dziewczynka niemalże świętowała z ogromną radością. Korytarze były niemal puste, także ona i Laurel o wiele szybciej niż zazwyczaj spotkały się z bliźniakami tuż przy portrecie Percivala Pratta.
Już wcześniej ustalili, że lepiej by było zacząć od odkrywania hasła niż tajnego wyjścia z zamku. W końcu, ile może zająć dogadanie się z obrazem, prawda?
— No to co? Gotowe uruchomić swoje krukońskie zdolności? — zapytał wesoło George. Obie dziewczynki zgodnie skinęły głowami, toteż chłopiec odwrócił się w stronę portretu i zapytał: — Czy możemy skorzystać z twojego przejścia?
Namalowany mężczyzna uniósł sceptycznie brwi. Po chwili przebiegły uśmiech przeszedł mu przez twarz.
— Szukaj trzech twarzy a dowiesz się, o czym marzysz — odparł nieco tubalnym głosem. Kiedy George się odwrócił, to jego mina była tak bezcenna, że wszyscy troje parsknęli.
— Ha, ha. Bardzo śmieszne — odparł. — Jakiś pomysł co to znaczy?
— Um... Wiecie co... Jest taki jeden portret — zaczęła Laurel. — No... Niedaleko czwartego piętra. Zabijcie mnie, jak chcecie, ale nie pamiętam jak on... Lub oni się nazywają....
— Jak to oni? — zapytał zaskoczony Fred.
— Za każdym razem, kiedy ten portret się odzywa, referuje do siebie w liczbie mnogiej i zazwyczaj mówi o sobie jak o trio — wyjaśniła natychmiast dziewczynka, przygryzając wargę. — Pewnie jest już stary i wariuje, ale... Można by go zapytać, czy nie zna hasła, prawda? W końcu, co nam szkodzi?
— Jasne. No to na czwarte pię... — zaczął Fred, jednak urwał, gdy schody oderwały się od ziemi akurat gdy postawi jedną stopę na nich — ...tro? — dokończył, widząc, że tylko on się wyrobił. Reszta stała, patrząc, jak schody przesuwają się, prowadząc już na drugą kondygnację.
— Spoko! — odkrzyknęła Clara. — Spotkamy się przed obrazem!
***
Niestety, okazało się, że obraz nie znał hasła. Kiedy Laurel uprzejmie zapytała, czy przypadkiem nie obiło mu się o uszy, odesłał ich do profesora Fronsaca. Jednakowoż stary nauczyciel, po tym, jak pochwalił ich za ciekawość, odesłał przyjaciół do jednego z obrazów, wiszących na drugim półpiętrze, nazywanym przez uczniów "pastereczką".
Był to jeden z bardziej lubianych przez nich dzieł. Kobieta na obrazie nigdy nie przepuszczała okazji, aby nie skomplementować przechodzącego obok Hogwartyczyka, dlatego swoistą tradycją stało się odsyłanie nieco przybitych przyjaciół właśnie pod ten obraz. Jednak po serii komplementów, jakie otrzymało każde z nich, pastereczka tylko odesłała ich do portretu Googla Kikuta.
— Jeśli on nie będzie znał hasła, to coś wysadzę — zagroził zadyszany Fred, gdy schodzili po schodach aby dostać się do sali tuż przy kolumnadzie. — Pół zamku przejść dla jednego hasła? To jest nienormalne...
— Mam tylko nadzieję, że to będzie przydatne przejście — zgodziła się z nim Laurel.  Na przykład prowadziłoby od zamku do sowiarni...
— W sowiarni nie ma obrazów — zauważyła przytomnie Clara. — Ale też bym wolała, żeby to nie było przejście, które prowadzi dwa kroki od Pratta...
Mówiąc to podeszła do obrazu. Przegarnęła włosy na prawą stronę i uśmiechnęła się promiennie.
— Przepraszam? Panie Kikut? — zapytała, próbując nie roześmiać się na dźwięk tego ostatniego słowa. — Czy zna pan może hasło...
— NIC CI NIE POWIEM! — zakrzyknął namalowany człowiek. Clara zamrugała. — Nic ci nie powiem, dopóki ci dwaj są tutaj!  dodał, wskazując na coś tuż za nią.
Dziewczynka odwróciła się zszokowana, z góry zakładając, że chodzi o Freda i George'a, ale nie. Namalowany palec wyraźnie wskazywał na dwójkę Ślizgonów z czwartej klasy. Spojrzała wymownie na przyjaciół.
— Serio? — wyrwało się Laurel. — Jak mamy ich przegonić? Wszcząć pojedynek czy co?
— Użyjcie sprytu! — zaskrzeczał Kikut, po czym zamilkł.
— Fred... Chciałeś coś wysadzić, prawda? — zapytała Krukonka, patrząc wymownie na przyjaciela. Ten mocno pokręcił głową.
— Nie w czwartoklasistów! — natychmiast zaoponował. — Jeszcze mam swój honor! I ja naprawdę chcę żyć!
— Dobra, spokojnie, to był tylko luźny pomysł — uspokoiła go Clara. — Ale serio... Jak mamy sprawić żeby sobie poszli?
— Nie możemy... No wiecie... Poczekać? Jak każda racjonalna osoba by zrobiła? — zapytał George, pocierając sobie niepewnie kark.
— Normalnie tak bym zrobiła — odparła Clara. — Ale dzień krótki a my mamy jeszcze w planach to przejście i...
W tym momencie u szczytu schodów rozległ się czyjś znajomy głos.
— Rosemary! Daniels! Pozwólcie na chwilę!
To profesor McGonagall zawołała Ślizgonów na górę. Cała czwórka stanęła jak wryta, wpatrując się w kobietę z niedowierzaniem
— Wygodne! — zawołał Fred, jak już otrząsnął się z pierwszego szoku i ruszył w stronę portretu. — Teraz co do hasła...
Volo futurus unus — odparł szybko Kikut. Wszyscy zamrugali w niemym niezrozumieniu wpatrując się w obraz. — O co chodzi z waszymi spojrzeniami? — zapytał, wyraźnie zdziwiony obraz.  To moje hasło!
— Umm... I dziękujemy ci za nie — wtrąciła szybko Laurel, stając przez Fredem, który wydał z siebie nieartykułowany dźwięk.  Ale właściwie chcieliśmy cię zapytać, czy nie znasz może hasła Percivala Pratta?
Portret wyraźnie się zamyślił.
— Hm...  — powiedział w końcu. — Kiedyś... Kiedyś je znałem... — cała czwórka spojrzała na niego jak na wyrocznię. Jednak natychmiast nadzieja ich opuściła, ponieważ portret dokończył. — Ale już nie pamiętam. Lecz nie martwcie się tym tak! — dodał, widząc ich zawiedzione miny.  Spróbujcie porozmawiać z portretem Giffarda Abotta! To świetny człowiek, na pewno wam pomoże! Jak przejdziecie przez moje przejście, znajdziecie się całkiem szybko obok niego!
— Okay — westchnęła Clara. — Volo futurus unus.
Ramy obrazu odsunęły się od ściany a przyjaciele weszli do środka korytarza, przy smętnym śpiewie Freda, powtarzającym jak mantrę "zabije się, zabije się, zabije się..."
***
Na całe ich szczęście ten portret już znał hasło. Najpierw, widząc błagalną minę Freda pocieszył go, mówiąc, że ich nie zawiedzie i zdradził im tę tajemnicę która brzmiała...
— Hasło. Jest. Głupie — wycharczał George w stronę Percivala Pratta.
— Zagadka rozwiązana. Brawo! Zasłużyliście na tę nagrodę! Przechodź przyjacielu, nie otwieram się dla wielu — wykrzyknął namalowany mężczyzna i odsunął się poza swoje ramy. Cała czwórka spojrzała po sobie i z ciężkim westchnięciem weszła w obraz.
— Zabiję się — powtórzył po raz któryś tego dnia Fred.
— Tak, wiemy, Freddie — mruknęła Laurel, klepiąc go po ramieniu. — Ale będzie dobrze. Zobaczymy tylko gdzie to prowadzi i wyruszymy na poszukiwanie przejścia. W końcu jeszcze jest jasno a ludzie pewnie nie wrócą przed kolacją...
— W ogóle, też wam tak zimno? — zapytał George.
Clara przyznała mu rację. Ten tunel było o wiele chłodniejszy od tego, który był przy astronomie lub profesorze Fronsacu. Miała wrażenie, że wychodzi się na dwór... Co okazało się nie być tak dalekie od prawdy.
Kiedy bowiem wyskoczyli z ram obrazu stali w... hangarze na łodzie.
— CZY WY SOBIE ZE MNIE ŻARTUJECIE?! — wykrzyknął poirytowany Fred tak głośno, że mewy, które przycupnęły na jednym z cokołów poderwały się do lotu.
— Ciszej! — syknęła Laurel. — Dźwięk się niesie po wodzie, tak?
— No dobra, ale... Hangar na łodzie? Serio? — jęknął zrezygnowany.
— Cóż... Chcieliśmy skrót przez pół zamku? To go mamy — odparła Clara, starając się podtrzymać przyjaciela na duchu. — A teraz serio, wracajmy. Naprawdę mam nadzieję, że to  drugie przejście nas nie zawiedzie...
***
Mapa Huncwotów zaprowadziła ich na jeden z korytarzy czwartego piętra. Jak przytomnie zauważyła Clara, było to jedno z tych mniej używanych pomieszczeń w szkole. Zazwyczaj uczniowie przechodzili głównym, a ten na uboczu był... No z lekka zapomniany, delikatnie mówiąc.
Stało w nim dużo rzeźb, przypominających figury szachowe i kilka zbrój, które definitywnie wymagały czyszczenia i polerowania. Na samym zaś środku korytarza wisiało dość duże lustro. Przyjaciele spojrzeli po sobie sceptycznie.
— No chyba nie przez lustro — mruknęła dziewczynka, dotykając palcami chłodnej tafli szkła. — To byłoby za proste. Poza tym nie bawmy się w Alicję...
— W kogo? — zapytał George, unosząc wzrok sponad Mapy. Clara westchnęła.
— Alicja po drugiej stronie lustra — powiedziała a widząc zdumione spojrzenia przyjaciół, dodała: — Mugolska bajka dla dzieci. Kiedyś wam opowiem.
— Okay... Ale sądząc po mapie, właśnie to musimy zrobić — odparła Laurel. Zaskoczona dziewczynka zerknęła przyjaciółce przez ramię. Przy kropkach oznaczonymi ich nazwiskami pojawił się nowy wyraz, wypisany bardzo ładnym charakterem pisma, zupełnie innym od czegokolwiek napisanego na Mapie. Przyjaciele spojrzeli po sobie.
— Brzmi jak zaklęcie... — powiedział niepewnie Fred. — Spróbować?
— A jak wybuchniesz? — ofuknęła go blondynka. — Przecież to Huncwoci! Mogą robić sobie z nas żarty, tak?
— To po prostu się odsuńcie — odparł chłopak wzruszając ramionami i stanął tuż przed lustrem. Zerknął jeszcze na nich, by potem skupić wzrok na Mapie. Po czym trzy razy uderzył końcem różdżki o środek lustra, mrucząc przy tym: — Pervitrum!**
Przez chwilę nic się nie działo, także Gryfon nieco zrezygnowany odwrócił się w stronę przyjaciół.
— Chyba mu... — zaczął, ale wtedy tuż za nim tafla szkła jakby zmarszczyła się. Przez chwilę wirowała, tworząc w swoim środku spiralę tak silną, że stojący nieco dalej od chłopaka przyjaciele poczuli ruch powietrza. Nagle, jakby niewidzialna siła wciągnęła Freda do środka.
— FRED! — wykrzyknął zaszokowany George, natychmiast podbiegając w stronę lustra. Jednak jego brata już nie było. Ten zaczął bardzo szybko i nierówno oddychać. Upadł na kolana, próbując się uspokoić.
— George... George spokojnie... — powiedziała Clara siląc się na spokojny ton głosu, kładąc mu rękę na ramieniu. Sama jednak była nieco przerażona. W końcu na jej oczach właśnie wciągnęło jej przyjaciela do lustra co było, szczerze mówiąc, ostatnią rzeczą, jaką się spodziewała. — Może już jest po drugiej stronie.
— Może tak — odparł chłopak słabo, podnosząc. — Zaraz zobaczymy — dodał, ściągając niebezpiecznie brwi. Wyciągnął swoją różdżkę. Stojąca za nimi Laurel spojrzała na niego z niedowierzaniem.
— Chyba żartujesz — powiedziała. — To lustro właśnie wciągnęło ci brata.
— To go odda — odparł buńczucznie Gryfon, jednak zanim sam powtórzył zaklęcie, odwrócił się w stronę przyjaciółek. — Idziecie?
Clara zerknęła wymownie na Laurel. Ta westchnęła, ale podeszła kilka kroków do przodu, żeby zrównać się z nią i drugim z bliźniaków.
— Jak umrzemy  powiedziała. — To was zabiję.
— Spoko — odparł George z fałszywym uśmiechem. — Pervitrum!
Lustro ponownie zadrgało a Clara instynktownie zamknęła oczy, łapiąc za rękę George'a,. Poczuła, że Laurel zrobiła to samo po jej drugiej stronie. Nagły podmuch wiatru, taki sam jak przy Fredzie sprawił, że nie była w stanie ustać w miejscu. Chciała krzyknąć, ale jej głos został jakby zassany.
W następnej sekundzie poczuła, jak uderza głową o coś twardego.
— Dziesięć punktów kolejno dla Ravenclawu i Gryffindoru za lądowanie — usłyszała znajomy głos. Otworzyła oczy.
Znajdowała się w jakimiś wilgotnym korytarzu, leżąc na twarzy. Z jękiem odwróciła się na plecy i powoli usiadła.
— Wszyscy żyją? — zapytała. Dwa inne odgłosy potwierdziły, że owszem, wszyscy są relatywnie żywi. — Fred? Jesteś tu?
— Jestem — usłyszała głos gdzieś za sobą.
Odwróciła się. Gryfon siedział oparty o taflę lustra. Ku zaskoczeniu dziewczynki nie odbijało ono tunelu, w którym właśnie się znajdowali. Wręcz przeciwnie. Po drugiej stronie widać był wnętrze korytarza z którego zassało ich do środka. Zaciekawiona, podeszła do niego, przyglądając się uważnie pomieszczeniu przed nią.
— Lustro fenickie — wyszeptała zachwycona. Czując wzrok przyjaciół na sobie, machnęła tylko ręką. — Mugolskie urządzenie. My widzimy co jest po tamtej stronie, ale oni nie widzą nas.
— Super! — wykrzyknął z ekscytacją George. — Czyli teraz, jeśli byśmy myszkowali na czwartym piętrze możemy się po prostu tu schować! Genialne!
Jego ekscytację przerwał Fred.
— Au! — wykrzyknął. W nikłym świetle, jaki dawał blask pochodni zza lustra, dziewczynka spostrzegła, że trzyma się za zaczerwieniony policzek. — Za co?
— Nie wiem o czym mówisz — odparła Laurel, podejrzanie spokojnym tonem głosu. — Naprawdę, Freddie! — dodała. — To przez przypadek! Jest tu tak ciemno, że po prostu cię nie widziałam!
— A właśnie... Czy ktoś może rzucić lumos? — zapytała Clara. — Nic nie widać.
— Jasne... — mruknął Fred zrzędliwie. — Wszystko, żebym nie dostawał od Lori po twarzy... Lumos!
Nikłe światło różdżki rozświetliło nieco pomieszczenie. Przyjaciele spojrzeli po sobie a następnie ruszyli w ogonku przed siebie.
Korytarz był bardzo, bardzo długi. Ponadto był bardzo wilgotny i w niektórych jego miejscach tak śmierdziało, że przyjaciele musieli sobie zatykać usta i nosy szalikami. Światło różdżki Freda nieco pomagało, ale i tak Clara kilkakrotnie potknęła się o wystający korzeń.
Mimo to nie poddawali się. Perspektywa zobaczenia Hogsmeade w pełnej krasie dodawała im nieco otuchy, także z uporem szli dalej. W pewnym momencie ścieżka zaczęła piąć się w górę, co Laurel przywitała z jękiem. Jednakże machnęła na Freda, gdy ten zaproponował, trochę ironicznie, że może ją ponieść.
W końcu po jakimś kwadransie dotarli do czegoś na kształt schodków. Bardzo, bardzo ostrożnie zaczęli się po nich wspinać. W paru momentach musieli łapać się jedno drugiego, bo stopnie były śliskie, a nie było poręczy. W pewnym momencie do ich nosów zaczął dochodzić zapach czegoś co przypominało im świeżo wystrzelony proch. Niepewnie spojrzeli po sobie, ale szli dalej aż w końcu Fred uderzył się w głowę.
— Au! — syknął.
— To nie ja! — odparła natychmiast Laurel, unosząc ręce w górę. Chłopiec zaśmiał się.
— Wiem — powiedział, rozcierając sobie głowę dłonią. — To przez tę klapę na górze — i już uniósł ręce, żeby ją podnieść, kiedy powstrzymała go Clara.
— Poczekaj! — zaprotestowała cicho. — A co jeśli ktoś tam jest?
Gryfon tylko przyłożył palec do ust. Przez chwilę nasłuchiwali, ale nic nie usłyszeli, także Fred wzruszył ramionami i odepchnął klapę. Po kolei zaczęli wychodzić, podając sobie ręce i pomagając sobie nawzajem.
Kiedy i Clarze udało się wyleźć z dziury, uważnie rozejrzała się po pomieszczeniu. Byli w czymś na kształt magazynu. Wszędzie walały się pudła z przeróżnymi gadżetami. Fred z ciekawością podszedł do jednego z nich. W świetle jego różdżki wyraźnie było widać napis. "Zonko". Chłopak  odwrócił się w stronę brata.
— Myślisz, że mógłbym...
— Absolutnie nie — zaoponował George. — Jak już, to musimy sami kupić, nie kraść. To nie fair, Freddie.
— Ale tu mogą być prototypy! — próbował się kłócić. — A jeśli my szybciej zrozumiemy jak to działa...
— Nie, Fred — odparł stanowczo jego brat. — Trzeba być uczciwym. Poza tym minie sporo czasu zanim...
— Ciii! — syknął, spoglądając na przyjaciółki. Tym w trakcie sprzeczki wzrok szedł od jednego do drugiego, jak na meczu tenisa. Kiedy jednak uciszył George'a, obie uniosły pytająco brwi.
— Okay, o co wam chodzi? — zapytała Clara, zakładając ręce na piersi.
— O nic — odparli obaj natychmiast.
— Jak to o nic? — prychnęła Laurel. — Ostatnio albo się kłócicie albo jesteście w świetnym synchronie... Poza tym tobie George zaczęły podskakiwać stopnie. Teraz się sprzeczacie o prototypy..
—...nie wspominając o tej spektakularnej kłótni z listopada — dodała brunetka. — Zakładacie skl...
W tym momencie usłyszeli jakieś głosy zza zamkniętych drzwi. Wymienili spojrzenia i natychmiast skoczyli za regał, stojący najbliżej wyjścia. Te się otworzyły i do środka wszedł jakiś mężczyzna, mrucząc coś pod nosem. Przyjaciele, niewiele się zastanawiając skoczyli przez otwarte drzwi, wybiegając prosto na środek sklepu.
— To było łatwe — przyznał Fred. — To teraz... Kto chce zwiedzić Hogsmeade?
Laurel zmierzyła go wzrokiem.
— Nie myśl sobie, że cię ominie ta rozmowa, Fredericku — mruknęła.
— Nie mogę się doczekać — odparł chłopiec, szczerząc zęby. — Ale na razie... Chodźmy się zrelaksować, co?
***
Na szczęście Hogsmeade tak zachwyciło dziewczynki, że niemal zupełnie zapomniały o ich wymianie zdań w magazynie Zonko.
Wioska wyglądała szczególnie malowniczo. Clarze przypominała nieco ulicę Pokątną, ale o wiele, wiele większą. Mnóstwo czarodziejów przewijało się przez ulice, otwarcie rozmawiając o magicznych sprawach. Każdy ze sklepów miał w sobie coś... Coś czego nie była w stanie ująć słowami. Jakby od każdego miejsca wręcz wylewała się magia. Nawet zwykły chrzęst śniegu pod stopami wydawał się być jakiś bardziej szczególny.
Gdzieś w oddali usłyszeli spokojne bicie dzwonu a tłum ludzi rozmawiających ze sobą wpływał na nich w pewien sposób relaksująco. Jakiś grajek nakręcił kilka pozytywek naraz, wysyłając w świat delikatne dźwięki muzyki. Clara myślami wybiegła do trzeciej klasy, gdy będzie mogła w spokoju siedzieć w jednej z licznych kawiarenek, popijając kawę (pewnie bez kofeiny, bo Fiona by ją zamordowała) i w spokoju się ucząc albo spotykając z przyjaciółmi.
Przez parę pierwszych minut zwyczajnie krążyli po placu, nie do końca wiedząc, co zrobić. Zimny wiatr gwizdał im w uszach, ale im to nie przeszkadzało, gdyż byli zbyt zachwyceni domkami i sklepami przed nimi. George zaproponował najpierw, żeby skoczyć do pubu Pod Trzema Miotłami, ale wszyscy natychmiast się wycofali, widząc przez witrynę tłum, jaki był w środku pomieszczenia. Poza tym, Fred jeszcze dostrzegł w środku profesor Goldberg, więc tym bardziej pomysł odpadł. Dziewczynce przy tym nie umknął fakt, że nauczycielka obrony wydawała się mocno czymś przybita. Mimo to, niemal natychmiast o tym zapomniała, słysząc jak Laurel zaproponowała pójście do herbaciarni madame Puddifoot. Jednak i ten pomysł nie był zbyt trafiony, bo jak w pubie był tłum singli tak w kawiarence aż roiło się od par. Cała czwórka wymieniła zdegustowane spojrzenia i już miała wychodzić, kiedy Clara pisnęła zasłaniając sobie usta dłońmi:
— Czy to nie Harrison? Z Rani? — zapytała zaskoczona. Laurel na te słowa natychmiast przeskanowała pomieszczenie.
— Faktycznie! — wykrzyknęła. — Myślałam, że jest ze Stark?
— Ja też tak myślałam! — odparła dziewczynka. — Kiedy zerwali?
 Może zerwali, może nie zerwali, idźmy stąd , błagam. Patrick i Fiona też tu są  odparł George, popychając przyjaciółki w stronę drzwi, ale one na te słowa natychmiast się odwróciły.
— CO?! — wykrzyknęły.
Faktycznie. W jednym z cichszych zakątków herbaciarni siedzieli na przeciw siebie przyjaciele Krukonek. I wyglądali na bardzo zadowolonych ze swojego towarzystwa. Fred jęknął.
— Jezu no, wypytacie ich o to jak będziemy w zamku — mruknął. — Ja wiem, ekscytacja i te sprawy, ale jesteśmy tu nielegalnie, tak? A oni są prefektami, więc dziewczyny...
Laurel przewróciła oczami.
— Nie ma z wami żadnej zabawy — jęknęła. Gryfon wydał z siebie obrażone dźwięki, teatralnie kładąc sobie dłoń na sercu.
— Ranisz mnie, Lori — powiedział.
— Taki był mój cel — odpowiedziała z uśmiechem, poprawiając sobie na głowie jasnoróżową bandankę. Clara i George wymienili spojrzenia.   To co? Gdzie teraz?
Finalnie stanęło na tym, że poszli do Miodowego Królestwa. Sklep, co prawda zatłoczony, był bardzo przytulny. Wszędzie gdzie tylko nie spojrzeli leżały przeróżne słodycze. Przyjaciołom aż zaświeciły się oczy. Zerknęli po sobie i natychmiast poszli w ślad za tłumem uczniów, akurat okupujących sklep, rzucając się na półki.
Po godzinie, najciszej jak tylko mogli, przemknęli się do swojego przejścia. Każde z nich niosło po jednej torbie swoich zakupów przed sobą. Powrót był już o wiele przyjemniejszy. Pomimo, że wszyscy czuli się niewyobrażalnie zmęczeni, jakoś raźniej im się wracało.
Dzięki Mapie Huncwotów udało im się przemknąć przez korytarze Hogwartu tak, żeby nikt nie zauważył ich toreb. Gdy dziewczynki dotarły do swojego dormitorium  natychmiast schowały słodycze do swoich kufrów i obie rzuciły się na łóżka. Clara bardzo próbowała nie spać, oczekując na Patricka i Fionę, ale emocje z tego dnia w końcu wygrały i po pięciu minutach walki ze samą sobą odpłynęła w objęcia Morfeusza.
***
* Nie mogłam dać w Walentynki, ponieważ w roku 1990 wypadał w środę
** Ja i moja znikoma znajomość łaciny twierdzą, że to dosłownie oznacza "przez szkło"
Hej, wiem, że rozdział taki fillerowy, ale takie tez niekiedy są potrzebne. Mimo wszystko, mam nadzieję, że się podobał ^^ Dedyk dla Atari mojej kochanej za cudowny wierszyk utworzony z mojego błędu :P
Sonia

3 komentarze:

  1. Bardzo przyjemny rozdział, chyba stanie się moim ulubionym - to szukanie hasła xD

    Ciekawe jak one mają zamiar wypytać Patricka i Fionę nie dając im do zrozumienia, że były w miasteczku i ich widziały :D będą się musiały napocić ;)

    Czekam na ciąg dalszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, bardzo się cieszę, że Ci się podoba ^^ Plus to szukanie hasła to także moje przelanie frustracji na papier, bo taki sam event miałam w grze i pod koniec miałam reakcję podobną do Freda :P

      Usuń
  2. Ta McGonagall tak bardzo convenient xxxd
    Hasło mnie umarło, wśród tych wszystkich skomplikowanych haseł, łacińskich cytatów jakiś obraz wolał pożartować xd Ja osobiście mam łacinki powoli dość, bo uczyć się sentencji na ten przedmiot to porażka xd
    W ogóle dzień w Hogsmeade naprawdę cudowny i serio nie uważam, żeby rozdział był szczególnie fillerowy. W końcu to szkoła, wiekszosc ludzi siedzi i się uczy, więc taka wyprawa to dość duża przygoda, kiedy nie jest się Harrym Potterem xd

    OdpowiedzUsuń

theme by xvenom | sg