piątek, 23 listopada 2018

21. Związane ręce

Znalezione obrazy dla zapytania eliksiry hp

Nastał marzec, a z nim coraz więcej nauki oraz finał rywalizacji domów w Quiddtichu. Gryfoni niestety przegrali ze Ślizgonami miażdżącą przewagą dwustu pięćdziesięciu punktów do zera co bardzo mocno podłamało Wooda. Często widywano go snującego się po korytarzach z bardzo przygnębioną miną, podobnie zresztą jak bliźniaków i w ogóle całą drużynę Gryfonów. W pewnym momencie całej szkole było ich tak szkoda, że nawet Ślizgoni nie mieli serca robić sobie z nich żartów. Przecież też byli ludźmi.
W kontraście Harrison, widząc jak bardzo jego znajomy przeżywa przegraną  chyba obrał sobie za punkt honoru aby wygrać mecz. Clarze wydawało się własnie, że robił to już nie tylko dla Krukonów, aby przynieść chwałę ich domowi, ale po to, żeby właśnie pokazać, iż tegorocznej drużynie Ślizgonów da się przeciwstawić. A w związku z tym cała drużyna trenowała trzy razy bardziej niż zazwyczaj.
Mimo że Clara i Davies byli w rezerwie, i przez cały luty kapitan zazwyczaj dawał im wolne, odsyłając ich z powrotem do pokoju wspólnego to na początku marca, tuż po przegranej Gryffindoru jakby na nowo chciał ich włączyć do ćwiczeń drużyny. W efekcie wszyscy wracali do zamku przemoczeni, zabłoceni i przemarznięci do szpiku kości.
Przez to Clara nie miała za bardzo czasu, aby zapytać Fionę i Patricka o ich spotkanie u pani Puddifoot. Częściej niż z prefektami rozmawiała ze znajomymi z drużyny, lub po prostu uczyła się, także najzwyczajniej w świecie nie miała głowy do romansów. No i to też nie było tak, ze Patrick i Fiona zaczęli się zachowywać jakoś inaczej w stosunku do siebie nawzajem. Nadal się sprzeczali, dbali o Clarę i po prostu zachowywali się jak przyjaciele.
Kiedy nadszedł dzień meczu ze Ślizgonami przy śniadaniu Clara doświadczyła bardzo, bardzo dziwnej sytuacji. Zazwyczaj siadywała tak, żeby widzieć stół Gryfonów, w linii wzroku bliźniaków. Dzięki temu często mogli się skontaktować za pomocą wzroku kiedy chcą wyjść, bez krzyczenia do siebie. Poza tym była fanką przedziwnych sytuacji jakie czasami zdarzały się przy tym stole jak od czasu do czasu wybuchająca waza. Jednak tym razem zobaczyła tam coś, co było definitywnie ostatnią rzeczą, jaką by się spodziewała,
Mianowicie tuż za bliźniakami, śmiejąc się i żartując stał... Davies. Ku zupełnym osłupieniu dziewczynki żaden z Weasleyów nie wyglądał, jakby chciał się na niego rzucić i zamordować na miejscu. Wręcz przeciwnie śmiali się wraz z nimi i bynajmniej nie wyglądał to na wymuszone zachowanie. Clara  siedziała, w niemym osłupieniu przypatrując się tej surrealistycznej scenie tak długo, że wszyscy trzej poczuli jej wzrok na sobie. Bracia pomachali do niej ze szczerymi uśmiechami na ustach. Ponad nimi Davies posłał w jej stronę nieco ironiczny uśmieszek, który sprawił, że zrobiło jej się zimno. Mimo to zdobyła się na fałszywy uśmiech, odmachując bliźniakom.
— A ty co tak się gapisz jak cielę na malowane wrota? — usłyszała tuż nad uchem głos Patricka. Zamrugała kilkakrotnie.
— Co? — zapytała głupio. Chłopak zaśmiał się.
— Przysięgam, ten twój stres co i rusz przyjmuje nową formę — powiedział. — Ale przynajmniej teraz już jesz, więc jest pół sukcesu...
— Ha, ha — mruknęła dziewczynka sponad kanapki.  Mam jeszcze pół dnia na zamartwianie się  dodała, znów skupiając uwagę na stole Gryfonów. Davies chyba już zbierał się do wyjścia, bo klepnął bliźniaków po ramionach i odwrócił się, przesuwając dłonią nad stołem. Chyba ponownie poczuł wzrok dziewczynki na sobie, bo wyszczerzył w jej kierunku zęby. Ta natychmiast opuściła wzrok, jednym uchem słuchając opowieści Patricka o tym jak ostatnio musiał się użerać z kimś z jej roku. Sama zaś skupiła się na bliźniakach.
Chwilę jej zajęło, żeby przerwali swoją rozmowę i spojrzeli na nią. Dopiero wtedy wskazała delikatnie głową w stronę drzwi. Tamci kiwnęli swoimi a Fred uniósł delikatnie zaciśnięta pieść. Dziewczynka zaś pokazała pięć placów. Ci znów skinęli i wrócili do przerwanej rozmowy a Clara oddała już swoją pełną uwagę Patrickowi, który zupełnie nie zauważył, że  w pewnym  momencie przestała go słuchać. Akurat trafiła na moment, w którym opowiadał jej, że Snape'owi zaginęła buteleczka z jakimś eliksirem, ale jakim nie był w stanie powiedzieć. Clara kiwała głową, klepiąc go po ramieniu. Po chwili dołączyła do nich Fiona, ale za to dziewczynka przeprosiła i przelazła przez ławkę.
Jeszcze chwilę musiała postać, zanim dołączyli do niej bliźniacy.
— No, co chciałaś? — zapytał George. Ta założyła ręce na piersi.
— Lepszym pytaniem byłoby czego chciał Davies? — zapytała prosto z mostu. Chłopcy unieśli brwi, po czym wymienili spojrzenia. W końcu się zaśmiali. — Co jest? — zapytała nieco poirytowana.
— Nie, nic — odparł spokojnie Fred. — Po prostu... To urocze, że się martwisz, ale spokojnie. Facet po prostu chciał nas o coś zapytać.
Clarze w jednej sekundzie milion myśli przeszło przez głowę. Jeszcze mocniej zacisnęła ramiona na piersi i odezwała się, starając się, żeby jej głos brzmiał spokojnie:
— Serio? O co?
— Coś tam czy nie mamy przewidywań co do dzisiejszego meczu — odparł George z uśmiechem. Dziewczynka sama też poczuła, że się uśmiecha. Czyli było bezpiecznie. No, chociaż tyle. Przynajmniej raz miała nieco mniej powodów do zamartwiania się.
—  I co powiedzieliście? — zapytała, kierując się w stronę wyjścia na dziedziniec. Chłopcy poszli za nią.
— Oczywiście, że wam! — zakrzyknęli obaj.
— Serio, Clar, myślę, że to jest jedna z tych niewielu gier, kiedy cała szkoła kibicuje drużynie która nie jest ślizgońska — dodał Fred. — O, hej, Lori!
— Hej — odparła dziewczynka, która spokojnie siedziała pod ścianą, nieco z dala od klasy. Uniosła na ich wzrok, po czym zmrużyła nieco oczy.  Czy to coś ze mną, czy wy macie końcówki włosów zielone?
Zdziwiona Clara sama również spojrzała na bliźniaków. Faktycznie, słabe marcowe słońce, które odbijało się w ich włosach sprawiało, że ich refleksy wyglądały na zielonkawe, ale chłopcy tylko wzruszyli ramionami.
— To pewnie przez stres Arie — rzucił wesoło George. Ta przewróciła oczami, ale nie zdążyła nic odpowiedzieć, gdyż gong ogłaszający lekcje zupełnie by ja zagłuszył. Ograniczyła się więc tylko do wymownego przewrócenia oczami. Odwróciła się w stronę drzwi by wraz z klasą ustawić się w ogonku.
Tego dnia na transmutacji dostali dość proste zadanie, przynajmniej dla Clary. Po rutynowym zapisaniu kilku regułek dostali do ręki żuka, którego mieli przemienić w guzik. Tak jak Laurel i Clarze dość dobrze szło, to reszta klasy zdawała się być nieco w tyle. Fred na przykład zaczął cicho narzekać, że jego guzik ma jeszcze czułki i zaczął się zastanawiać, czy nie powinien ich oderwać, żeby zaliczyć, ale spojrzenie, jakim obrzuciła go Laurel natychmiast wybiło mu ten pomysł z głowy.
Dopiero Clarze udało się dojść do tego, co chłopak robił źle. Według niej w złym miejscu machał różdżką podczas wypowiadania zaklęcia. Także szeptem nieco mu podpowiadała, korzystając z tego, że jej przyjaciółka ją zasłania. Na szczęście nauczycielka jej nie zauważyła, a chłopakowi w końcu wyszło. Uśmiechnął się z wdzięcznością do Clary, która tylko z skinęła głową, jednak w pewnym momencie uniosła wzrok na jego włosy. Gwałtownie wzięła wdech zasłaniając sobie usta dłonią.
— Co jest? — zapytał Fred, próbując się przyjrzeć własnej głowie. Kiedy dziewczynka nic nie odpowiedziała, ten odwrócił się w stronę brata. — Georgie co...  — zaczął, ale urwał widząc brata. Ten z kolei w niemym szoku wpatrywał się w niego.
— Masz zielone włosy! — wyszeptali obaj przerażeni, wskazując na siebie palcami. Na te słowa Laurel, która była mocno skupiona na przemienianiu kolejnego żuka uniosła na nich wzrok. Zakryła usta, kaszlem zamaskowując śmiech.
— Co to za rozmowy? — usłyszeli podniesiony głos profesor McGonagall z katedry. Cała czwórka wymieniła spojrzenia.
— Nic takiego, pani profesor! — odparła Clara. Kobieta nawet nie spojrzała w ich stronę kiwając lekko głową, toteż dziewczynka natychmiast odwróciła się do bliźniaków, którzy w przerażeniu zaczęli nawzajem przejeżdżać rękami po włosach.
— Myślicie, że to od zaklęcia? — zapytał Fred. Obie dziewczynki wzruszyła ramionami.
— Niby metamorfomagię mamy mieć dopiero w piątej czy szóstej klasie... — powiedziała spokojnie Laurel, z ciekawością przypatrując się bliźniakom. — ...ale niewykluczone, że przez przypadek odkryliście, jak to zrobić.
— Po prostu pójdźcie do niej po lekcji — dodała Clara. — W końcu jest wasza opiekunką, aż tak się nie powinna wściec.
— Ty jej nie znasz jak my... — odparł martwo Fred. — Ale chyba nie będziemy mieli innego wyjścia. Poczekacie?
Poczekały. Na widok bliźniaków przez twarz pani profesor przemknęło coś na kształt uśmiechu. Lecz po kilku nieudanych próbach odczynienia domniemanego zaklęcia zmarszczyła brwi. W końcu machnęła różdżką, wykonując nią jakieś skomplikowane ruchy, by w końcu pokręcić z dezaprobatą głową.
— To nie przez wasze nieudane zaklęcie — orzekła w końcu. — Ale przez jakiś eliksir. Musicie z tym iść do profesora Snape'a. Powinien wam z tym pomóc, a chyba teraz macie z nim lekcje, prawda?
— No, to już jesteśmy martwi — mruknął Fred, kierując się w stronę lochów, gdzie właśnie miała się odbyć lekcja. — Snape prędzej poda nam truciznę niż nam to odczyni.
— Jest nauczycielem — zaoponowała Clara. — Poza tym Patrick mówił, że...
Stanęła, przypatrując się podłodze ponieważ nagła myśl przyszła jej do głowy. Rano Patrick mówił, że nauczycielowi eliksirów coś wykradziono. Z kolei Davies był dziś przesadnie miły dla bliźniaków. I to przesunięcie ręką nad stołem.... To było dość dziwne. Czy akurat tam nie stały kubki bliźniaków? Może on dolał tam eliksiru... Ale w sumie po co by to robił?
— Dobra, ale no... Clara? Clara! — głos George'a wyrwał ją z myśli. — Co jest? Co tak stoisz? Coś nie tak?
— Nie, nic, nic — odparła z uśmiechem. — Co mówiłeś?
— Że ostatnią rzeczą, jakiej potrzebujemy to bycie chodzącą reklamą Slytherinu w dniu meczu — odpowiedział za brata Fred. — Serio, wy macie dziś ten finał po obiedzie, a my wyglądamy tak, jakbyśmy zamiast wspierać was, wspieramy całym sercem Ślizgonów...
Czyli o to mu chodziło?, zapytała samą siebie Clara. Żeby ich upokorzyć? Ale po co? I tak przecież to nic nie znaczy. Snape powinien im dać antidotum, a nawet jeśli nie, to Laurel ma przecież dwie niebieskie bandany, więc mogą je sobie po prostu zawiązać na włosach. Tą myślą podzieliła się na głos. Chłopcy natychmiast błagająco spojrzeli na Laurel i zaczęli niemalże na wyścigi składać jej coraz to większe obietnice, aby tylko im pożyczyła chustki. Ta tylko lekko skinęła głową, ale i tak odesłała ich wzrokiem do Snape'a.
Nauczyciel eliksirów wyraźnie był tego dnia nie w humorze gdyż od razu po wejściu do klasy kazał im zająć się swoimi kociołkami i się nie odzywać. Lecz gdy jego wzrok spoczął na bliźniakach, pierwszym co zrobił to oskarżył ich o kradzież eliksiru. Za nic miał sobie tłumaczenia Weasleyów, że jak raz w życiu to nie oni. Fred w dodatku na swoje nieszczęście skomentował, że przecie nie są tacy głupi, żeby akurat na lekcję eliksiru zażywać to, co rzekomo ukradli tylko po to żeby dostać szlaban. Snape tylko warknął, że mają być cicho, a jeśli koniecznie muszą wiedzieć, to płyn sam z siebie miał przejść po dwunastu godzinach. 
Clara, podczas całej tej sprzeczki uważnie obserwowała siedzącego niedaleko niej Daviesa. Ten wydawał się być zupełnie nieprzejęty całą tą sytuacją. Sprawiał wrażenie, że jest zupełnie pochłonięty swoim kociołkiem, jednak Clarze nie umknął fakt, że gdy Snape za pyskowanie dał obu bliźniakom po tygodniu szlabanu, Krukon uśmiechnął się zjadliwie. Dziewczynka tylko mocno zacisnęła zęby.
Mogła oczywiście zacząć bronić przyjaciół i oskarżyć Daviesa, ale nie miała na to dowodów, tylko własne słowa. A była w zupełności pewna, że nawet gdyby nie była szantażowana przez chłopaka i mogłaby się odezwać, to taki nauczyciel jak Snape od osoby która nie byłaby Ślizgonem potrzebowałby niezbitych dowodów, których, niestety, nie miała. Na domiar złego po skończonej lekcji Davies podczas odkładania składników na półki wyjął z kieszeni buteleczkę i odstawił ją na miejsce, więc Clara miała już zupełną pewność, że to on. Westchnęła. Ta bezsilność ją wykańczała.
Smętnie poszli więc na obiad. Podczas niego Clara, zatopiona w myślach jednym uchem słuchała rozmowy Fiony z Laurel, która zrelacjonowała jej wydarzenia sprzed kilku godzin. Czuła, że coś zawiązuje jej się w żołądku i bynajmniej nie było to z powodu ostatniego meczu w tym sezonie. No, połowicznie przez to pewnie też, ale w duchu wiedziała, że będzie też musiała porozmawiać o tym incydencie z Daviesem. To, że ona ma związane ręce nie znaczy, że będzie pozwalała na takie traktowanie swoich przyjaciół. W końcu dziś mogli być bliźniacy następnego dnia może i Laurel! Musi znaleźć sposób , żeby obiecał jej, aby sam robił to, czego oczekiwał od niej.
Tak długo myślała nad tym, co ma  mu powiedzieć, że obiad minął. Z rozmyślań wyrwało ją klepnięcie w ramię od Rani. Dziewczyna uśmiechnęła się do niej i głową wskazała na wyjście, gdzie już zbierała się jej drużyna. Clara natychmiast wyskoczyła z ławki i pognała w stronę innych Krukonów, odprowadzona jeszcze okrzykami "powodzenia" przez swoich przyjaciół.
***
Mamy kolejny spokojny rozdział, ale osobiście sądzę, że takie są potrzebne. Poza tym nie martwcie się, następny będzie już pełen akcji ^^
Jak Wam mija ten dzień? Ja po trzech dniach próbnych maturek idę się zrelaksować i obejrzeć nowe Fantastyczne Zwierzęta. Mam taką ogromną nadzieję, że mi się spodobają ^^
Sonia

2 komentarze:

  1. Heh, śmieszek z tego Daviesa :D

    Czym Clara się tak przejmuje, bliźniakom zafarbowało tylko włosy na zielony kolor, też kiedyś takie miałam xD a tygodniowy szlaban to nic, nie pierwszy i nie ostatni w ich karierze; a że niesprawiedliwy, to no cóż... Wiele rzeczy im się upiekło, więc im nie zaszkodzi :D

    A rozdział bardzo mi się podobał, wincyj takich!

    OdpowiedzUsuń
  2. Typowy Snape.
    Ale dobra, Davies im dokuczył, ale to nie koniec świata, włosy łatwo zakryć, a jest marzec, więc w sumie czapka nie jest jeszcze jakoś dziwna, szczególnie że Hogwart jest e szkockich górach, a to w sumie takie kombo zimna xd
    W ogóle biedny ten Slytherin, zawsze wszyscy przeciwko nim w tym Quidditcha xd

    OdpowiedzUsuń

theme by xvenom | sg