piątek, 5 kwietnia 2019

25. Skryty ból

 Znalezione obrazy dla zapytania gabinet dumbledore'a
Pół godziny później wszyscy siedzieli ściśnięci w gabinecie profesora Dumbledore'a. Clara nieco wtuliła się w potwornie zmęczonego Patricka, którego najpierw odstawiono do pani Pomfrey, aby sprawdzić co z nim. Na szczęścia kobieta orzekła, że chłopak jest tylko w szoku i pomimo rany na głowie nic mu nie jest. Dała mu więc tylko eliksir działający przeciwbólowo oraz opatrzyła mu ranę. Wtedy do sali przyszła profesor McGonagall i kazała wszystkim uczniom będącym tej nocy w Lesie zajść do Dumbledore'a.
 Dyrektor zaplótł ręce przed sobą, obserwując piątkę przyjaciół oraz profesor Goldberg, wciśniętą nieco w kąt, jakby chciała się ukryć , a która była już tam, kiedy uczniowie weszli do pokoju.
— No dobrze — zaczął, zaskakująco spokojnym tonem głosu. — Wiem, że dla was — tu spojrzał na dwunastolatków. —  Ta noc była bardzo ciężkim przeżyciem, lecz musimy to sobie wszystko wyjaśnić. Czy jesteście mi w stanie opowiedzieć jak to wszystko wyglądało z waszej perspektywy? Najdokładniej jak tylko potraficie — Cała czwórka niepewnie pokiwała głowami. Dyrektor uśmiechnął się zachęcająco. — Może zaczniecie od tego, dlaczego w ogóle byliście w Zakazanym Lesie? I to o tej porze?
Wszyscy spojrzeli po sobie. W końcu Fred z ciężkim sercem zabrał głos:
— Bo... Widzi pan, panie dyrektorze... Dziś są nasze urodziny...
— Były  przerwał mu Dumbledore, uśmiechając się łagodnie. — Już świta, panie Weasley.
— Oczywiście. Wczoraj były — poprawił się natychmiast chłopak. — I bardzo chcieliśmy się przejść.
— A dziewczyny obiecały, że pójdą z nami — wtrącił George.
— Dokładnie — potwierdziły obie Krukonki, kiwając głowami, na co Patrick spojrzał na nie w szoku.
— CO? — wyrwało mu się. Lecz po chwili syknął, jakby ból z rany przeszył mu czaszkę. Dumbledore spojrzał na niego
— Panie Adair, pan powinien odpoczywać — skarcił go łagodnie. — Co dalej?
— Usłyszeliśmy jakiś huk — włączyła się Laurel. — Co nas naprawdę przestraszyło. A potem czyjś krzyk.
— Spanikowałam — przyznała Clara, czując, że sama musi coś dodać. Chcoiaż nie podobało jej się, że wylądowała na dywaniku, chciała być jak najbardziej szczera z nauczycielem. — I chłopcy musieli nas uspokajać. Potem zdecydowaliśmy pójść do Hagrida, ponieważ był on najbliżej.
— Mądra decyzja — pochwalił ich dyrektor, tym samym zachęcając do dalszego mówienia. Przyjaciele jeszcze raz wymienili spojrzenia.
— On poszedł do szkoły — ciągnął Fred. — Ale widzi pan dyrektor... My... My nie byliśmy w stanie usiedzieć w miejscu..
— Nie, Fred — przerwała mu natychmiast Laurel. Wyprostowała się, nieco drżąc, ale spojrzenie miała pewne. — To JA nie byłam w stanie usiedzieć na miejscu, panie profesorze. Chłopcy i Clara próbowali mnie powstrzymać, ale ja nie mogłam po prostu tak siedzieć. Stwierdziłam, że chcę jakoś pomóc.
Clara zamarła. To była, szczerze mówiąc, ostatnia rzecz, jakiej się spodziewała po przyjaciółce. Oczywiście, Laurel byłą uczciwa, ale nie lubiła się przecież pakować w kłopoty jeszcze bardziej niż ona. Chociaż... Czy faktycznie? W końcu jednak od jakiegoś czasu zaczęła się mocno buntować... Mimo wszystko dziewczynka byłą w niemym szoku, podobnie zresztą jak i bliźniacy, co Krukonka stwierdziła, rzucając im szybkie spojrzenie.
— A mniej więcej wiedzieliśmy gdzie iść —  postanowił szybko dodać George. — Więc nie chcąc puścić Laurel samej, poszliśmy wraz z nią.
— Skąd wiedzieliście, gdzie rytuał ma się odbyć? — zapytał Dumbledore, lustrując każdego z osobna wzrokiem. Clara przełknęła ślinę.
— Zdaliśmy się na Kła — skłamała. — Sam pan wie, panie profesorze, że on zna Las. Złapał trop centaurów i my poszliśmy za nim.
Dyrektor uniósł w rozbawieniu brwi. Dziewczynka sama przed sobą musiała przyznać, że to co przed chwilą powiedziała, brzmi mało prawdopodobnie. Lecz mężczyzna posłał w jej kierunku spokojny uśmiech.
— No dobrze — rzekł, wyraźnie dając jej do zrozumienia, że tego nie kupuje, ale na razie pozwala temu przejść. — Przypuszczam, że wtedy wypuściliście w niebo czerwone iskry? — pokiwali głowami. — Roztropna decyzja. A potem wydarzyły się te nieprzyjemności tak? — kolejne kiwnięcie. — Podsumowując, najpierw postępowaliście dobrze, lecz później, kierowani impulsami panny Burton złamaliście kilka szkolnych reguł, aby ratować przyjaciela? — ci wymienili spojrzenia, ale jednak ponownie skinęli. Dumbledore westchnął.
— Panie profesorze? — zapytała niepewnie Laurel. Mężczyzna spojrzał na nią, wyraźnie zbolałym wzrokiem. Dziewczynka zamknęła oczy, jakby zbierając się w sobie. — Czy... Czy może pan ich nie karać? — zapytała. — To była moja wina, to ja ich tam ściągnęłam, oni chcieli mnie zatrzymać i...
Clara ponownie zamrugała. No nie, ona chyba nie myśli, ze pozwolą jej od tak wszystko wziąć na siebie? Przecież chciała dobrze. Już otwierała usta, kiedy uprzedził ją Fred.
— Nie no, Lori...  zaoponował łagodnie. — Jak już to ja i George jesteśmy winni... To my zaciągnęliśmy was do Lasu...
— Tak, ale gdyby nie ja...
— Na razie się nad tym zastanowię — przerwał im Dumbledore. — Jeszcze chciałbym wysłuchać wersji wydarzeń pana Adaira i profesor Goldberg. Czy pan może zacząć? — zapytał, kierując to pytania w stronę Patricka. Ten ostrożnie przytaknął.
— Kilka minut po kolacji wyszedłem z zamku — przyznał. — Chciałem się przejść po błoniach, panie profesorze, nic więcej — przyznał szybko. Mężczyzna tylko pokiwał głową. — Nie wiem jak znalazłem się na skraju Lasu. Wiem tylko, że coś tam przykuło moją uwagę. Chyba jakichś niuchacz albo inne stworzenie... Nie jestem w stanie teraz powiedzieć co... W każdym razie wszedłem nieco głębiej i nagle zostałem pchnięty a potem uderzyłem się głową o pień drzewa.
Na te słowa Clara nieco bardziej wtuliła się w chłopaka, zamykając oczy, z całych sił próbując sobie tego nie wyobrazić. Ten lekko pogłaskał ja po ramieniu, dalej mówiąc:
— To musiał być ten huk, który usłyszeli bliźniacy. Naturalnie krzyknąłem, lecz ponownie mną pchnięto z taką siłą, że gdy znowu się uderzyłem, to myślę, że straciłem przytomność. Następną rzeczą jaką pamiętam, jest to, że obudziłem się, będąc trzymanym przez centaury. A resztę pan profesor już zna.
Dyrektor pokiwał w zrozumieniu głową. Wzrok wszystkich znajdujących się w pomieszczeniu spoczął na profesor Goldberg. Kobieta westchnęła, przejeżdżając ręką po twarzy. Wyglądała na bardzo zmęczoną. Mimo to, oderwała się od ściany, o która się opierała i machnęła różdżką. Clara z przerażeniem, ale też i z dziwnym zaciekawieniem przyglądała się, jak rysy twarzy nauczycielki zaczęły się zmieniać. Twarz nieco jej się wydłużyła. Nieco korpulentny noc zmniejszył się. Włosy powoli zmieniły barwę na kasztanowy brąz a gdy profesorka otworzyła oczy, kolor tęczówek zmienił się na zielony. Ta, jak gdyby nigdy nic, ponownie machnęła różdżką, nie zważając na zdumione spojrzenie Dumbledore'a. Tuż przed nią zawisły dwie srebrne smugi dymu, gotowe na to, aby zobrazować jej słowa.
— Mildred? Mildred Prescott? — zapytał zaszokowany dyrektor. Kobieta skinęła głową.
— Dwadzieścia lat temu rozpoczęłam swoje naukę tutaj, w Hogwarcie — zaczęła, a jedna ze smug uformowała sylwetkę kobiety w stroju czarownicy. — Miałam wielu przyjaciół, lecz tylko jeden z nich był tym najlepszym. Jamie Brandon. Był Puchonem z równoległej mi klasy — w tym momencie druga smuga utworzyła chłopca, który chwycił wyobrażenie profesor Goldberg za rękę. Wbrew sobie, Clara lekko się uśmiechnęła. — Nasza przyjaźń, po pewnym czasie przerodziła się w uczucie — dodała po chwili wahania kobieta, rumieniąc się lekko. — Na początku szóstej klasy zaczęliśmy ze sobą chodzić. Nie chcąc, z jakiegoś powodu, się ujawniać, spotykaliśmy się w tajemnicy. Częstym punktem naszych schadzek był Zakazany Las. Pewnego dnia, tuż pod koniec szóstej klasy właśnie tam umówiliśmy się, żeby porozmawiać — w tym momencie kolejna smuga dymu utworzyła pnie kilku drzew, które otoczyły ludzkie postaci. 
— Niestety, mieliśmy pecha — dodała pokrótce kobieta, nieco zdławionym głosem. — Kiedy my byliśmy zatopieni w rozmowie, nagle usłyszeliśmy w pobliżu tętent kopyt. Nie przestraszyło to nas. W końcu ufaliśmy, że nam, jako uczniom, nic się nie przytrafi, w szczególności z rąk centaurów. Na brodę Merlina, jacy my byliśmy głupi — głos jej się załamał a w oczach pojawiły się łzy, podczas gdy wyobrażenie centaura pojawiło się tuż nad tymi ludzkimi. Ku przerażeniu Clary zwierzę trzymało napięty łuk, kirując strzałę w ich stronę. — Centaury na początku chciały schwytać mnie — przyznała. — Lecz Jamie zdążył mnie obronić. Krzyknął, do tych... Tych potworów, żeby wzięli jego zamiast mnie. Protestowałam, próbowałam go przekonać, że to zły pomysł, ale... — tu kobieta przerwała, już nawet nie próbując kryć swoich łez. Schowała twarz w dłoniach, podczas gdy centaur schwytał chłopca i zarzucił go sobie przez ramię.
Przez chwilę w gabinecie panowała cisza, przerywana tylko szlochami nauczycielki. Clara sama poczuła, jak ponownie łzy zaczęły napływać jej do oczu, choć musiała przyznać, że czuła się dziwnie. Nie przywykła do tego, aby w widywać płaczących dorosłych. Oni zawsze byli dla niej jakąś ostoją, kimś, u kogo ona mogła szukać schronienia. Widok rozpaczającej nauczycielki nieco złamał jej ten obraz. Przełknęła ślinę, łapiąc Laurel za rękę i poczuła, że przyjaciółka ściska jej własną równie mocno co i ona.
I nagle przypomniała sobie słowa centaura sprzed kilku miesięcy. Zanim ostrzegł ją o Laurel, dodał, że nikt nie powinien w tym roku zbliżać się do Lasu. Mówił, że skończy się to tragicznie. Dopiero teraz zrozumiałą, że musiał referować do tego rytuału. Czemu wcześniej o tym nie pomyślała? Te słowa zupełnie wypadły jej z głowy, była zbyt skupiona na tym, żeby pomóc przyjaciółce niż, prawdopodobnie, całej szkole. Ale jeśli rytuał był tak niebezpieczny to czy sam dyrektor nie powinien powziąć odpowiednich kroków, aby zapobiec aby historia się powtórzyła? Poczuła się winna. Nawet bardzo, bardzo winna. Może gdyby bardziej skupiła się na tej informacji niż na Laurel, nic by się nie stało?
W końcu kobieta nieco się uspokoiła.
— Jamie kazał mi biec do zamku, poszukać pomocy — odezwała się mocno zdławionym tonem, podczas gdy las wraz z chłopcem znikł a dziewczynka zaczęła biec w miejscu. — Tak też zrobiłam. Narobiłam niezłego rabanu, woźny chciał mnie w ogóle wygonić i dać mi karę — po czym uniosła rozwścieczony wzrok na dyrektora.— ŻADNE z was nie chciało mnie wysłuchać. Do PANA zostałam dopuszczona dopiero, gdy Remus Lupin przekonał kogo było trzeba, że nie panikuje o nic. Gdyby nie on i jego paczka przyjaciół, nawet by nie został zawarty ten cholerny pakt!
— Mildred — przerwał jej łagodnie Dumbledore. — Nie zapominaj się. Tu są jeszcze dzieci.
— I dobrze! Niech słuchają! — piekliła się dalej kobieta. — Dopiero za ich wstawiennictwem był pan łaskaw mnie wysłuchać. I owszem, zostałam wysłuchana, część kadry weszła do Lasu... Czy pan pamięta z czym wrócili?!
— Nie — odparł cicho dyrektor, skupiając wzrok na nauczycielce. Ta zaśmiała się zimno, sprawiając, że Clarze włosy dęba stanęły, po czym wyciągnęła z rękawa... Niegdyś żółty, lecz teraz już brudny i nieco wyblakły, krawat Puchonów.
— Wrócili z TYM — powiedziała przez zaciśnięte zęby. — Tyle zostało po Jamiem Brandonie. Na moje pytania odpowiedziano mi tylko, że zaginął. Lecz ja wiedziałam swoje. Po skończeniu szkoły zaczęłam studiować centaury, by w końcu odkryć ten cholerny rytuał, którego świadkiem byliśmy my tutaj wszyscy zgromadzeni. Wtedy sobie obiecałam, że pomszczę Jamiego. Że zabiję tego centaura, który dzięki śmierci mojego przyjaciela miał stać się wodzem. Wszystko zaplanowałam. Wiedziałam, że w tym roku lub w następnym na pewno znowu przyjdzie czas na rytuał. Dlatego też, gdy zobaczyłam w "Proroku Codziennym" pańskie ogłoszenie bez namysłu się zgłosiłam.
— Dlatego też wybrałaś, aby uczyć bardziej o obronie przed magicznymi stworzeniami niż przed ciemnymi mocami? — zapytał spokojnie Dumbledore, splatając przed sobą ręce. Kobieta w odpowiedzi tylko prychnęła, po czym machnęła ponownie różdżką, a smuga dymu rozpłynęła się w nicość.
Czyli co, pomyślała osłupiała Clara. Czyli dyrektor jednak nie wziął na poważnie wydarzeń sprzed kilkunastu lat? Nie, to przecież niemożliwe. Prawda, centaury chroniły swoich tajemnic, ale Hagrid zdawał się wiedzieć o co chodzi. W czym gajowy był lepszy od Dumbledore'a? Chociaż... Dyrektor na początku roku chyba mówił, że w tym roku wejście do Zakazanego Lasu jest surowo zabronione? Czy bardziej niż zwykle? Tego nie potrafiła sobie przypomnieć. Mimo wszystko wydawało się, że słyszała takie słowa. Czyli jednak znał zagrożenie? Już nic nie rozumiała. Pozostało jej tylko ufać, że mężczyzna wiedział, co robił...
— Jednego tylko nie rozumiem — powiedział dyrektor. — Skąd pomysł na Tinę Goldberg? I dlaczego zmieniłaś swą tożsamość?
— A czy zaufałby pan Mildred Prescott? Dziewczynie, która przez swój ostatni rok w Hogwarcie została uznana za pomyloną? — odpowiedziała pytaniem kobieta. Mężczyzna nic jej nie odpowiedział, na co ona zareagowała gorzkim uśmieszkiem. — No właśnie. A dlaczego Tina Goldberg? To proste. W moich studiach bardzo często przewijało się imię żony Newta Scamandera i po prostu mi się spodobało. Poza tym ta kobieta miała wyczucie co do innych i w sumie, można by powiedzieć, że utożsamiałam się z nią.
— Dobrze — powiedział w końcu dyrektor, po ciszy, która zapadła po ostatnich słowach kobiety. — Teraz, kiedy już wszystko wiem, mogę przystąpić do działania. Państwo Weasleyowie, panny Pond i Burton — zaczął, zwracając się w stronę przyjaciół. Clara zadrżała, lecz mimo to nie trzęsła się aż tak, jak Laurel, która dygotała niczym osika, pomimo wspierającej jej ręki Fred na ramieniu. — Pomimo pewnej... Hm... Frywolności co do potraktowania reguł, która to w szczególności odznacza panów Weasleyów... Jestem skłonny was nie ukarać — Clara po drugiej swojej stronie poczuła, że Laurel przestała oddychać. Poklepała wiec ją lekko po kolanie wolną ręką, żeby przypomnieć jej o nabieraniu i wypuszczaniu powietrza. — Mimo wszystko zachowaliście się bardzo dojrzale jak na swój wiek. Dzięki szybkiemu myśleniu udało wam się zapobiec tragedii. Po dwadzieścia punktów kolejno dla Gryffindoru i Ravenclawu za roztropność — wszyscy odetchnęli z wyraźną ulgą, a przez twarz dyrektora przemknął uśmiech. — Idźcie wszyscy odpocząć. Później szepnę słówko waszym nauczycielom. Na dzień dzisiejszy, że jesteście zwolnieni z brania udziału w lekcjach. Ale pamiętajcie. Nikt nie może się dowiedzieć o tym, co się wydarzyło — zastrzegł. Cała piątka pokiwała głowami.
— Dziękujemy — powiedziała cicho Laurel wstając. Dyrektor tylko im skinął i dłonią wskazał ręką na drzwi. Kiedy już wychodzili usłyszeli tylko jego głos: — A z panią... Muszę porozmawiać.
Natychmiast zamknęli je, odseparowując tym samym gabinet od siebie. Cała piątka wypuściła oddechy, które nawet nie wiedzieli, że wstrzymywali. Dopiero wtedy Clara poczuła jak cały strach, zdenerwowanie i swoista rozpacz, które zbierały się w niej od początku tej dziwnej przygody osiągnęła swój punkt kulminacyjny. Odwróciła się w stronę Patricka rzucając mu się na szyję i zaczynając głośno płakać.
— NIGDY WIĘCEJ MI TAK NIE RÓB! — krzyczała uderzając go dłońmi w pierś. Ten nachylił się, aby lepiej ją przytulić i zaczął ją powoli pocieszać. Po chwili do dziewczynki dołączyła Laurel, również zaczynając płakać.
Stali tak może jeszcze przez kolejne dziesięć minut, aż w końcu szlochy Laurel i Clary umilkły. Patrick spojrzał przekornie na bliźniaków, którzy, nieco speszeni, stali na uboczu.
— No dobra, no chłopaki — powiedział przekrzywiając głowę i uśmiechając się z przekorą. — Wiem, że też tego potrzebujecie. Nikomu nie powiem— obiecał, wyciągając w ich stronę rękę.
Obaj bliźniacy z wdzięcznością również podeszli do chłopaka się przytulić a Clara nareszcie poczuła się, jakby mogła złapać oddech. Lecz to nie miał być koniec niespodzianek.
Gdy wyszli zza gargulca, czekali na nich Fiona, Percy i, nie wiedzieć czemu, Wood. W momencie, w którym rudzielec dostrzegł swoich braci, natychmiast rzucił się w ich kierunku. Oni stanęli sztywno nie wiedząc czego się spodziewać, a gdy chłopak objął ich oboje ci, lekko skonsternowani, zaczęli klepać go po plecach. Samemu Percy'emu ramiona mocno się trzęsły a oddech miał tak nierówny, że brunetka natychmiast uznała, iż musi on płakać. Wood za to podszedł do Laurel, delikatnie ją do siebie przytulając. Na pytające spojrzenie Clary odpowiedział:
— Percy'ego o świcie wezwała profesor McGonagall. Spodziewał się wszystkiego... Więc mnie obudził, pytając, czy nie mogę wraz z nim iść. Wspominał też, że McGonagall mówiła również coś o dwóch Krukonkach więc wiesz... Tym bardziej sam musiałem sprawdzić czy z...
— PATRICKU EDMUNDZIE CHOLERNY ADAIRZE! — przerwała mu Fiona, patrząc Krukonowi prosto w oczy.
— H... hej Fia — wyjąkał Patrick, starając się wyprostować, lecz było to niemożliwe, gdyż dziewczyna posyłała mu właśnie swoje najbardziej miażdżące spojrzenie, po d którym zawsze kulił się w sobie.
— Hej Fia?! — wykrzyknęła piskliwy tonem. — To ty uciekasz po kolacji, mówiąc mi, że na pięć lat naszej przyjaźni ty się we mnie podkochujesz od trzech, nie dając mi dojść do słowa, potem widocznie UCIEKASZ DO ZAKAZANEGO LASU, JA NIE WIEM, GDZIE TY SIĘ ZNAJDUJESZ, ZAMARTWIAM SIĘ CAŁĄ, CHOLERA, NOC, NAD RANEM PRZYCHODZI DO MNIE FLITWICK, MÓWIĄC, ZE COŚ CI SIĘ STAŁO, A TY JEDYNE CO MASZ MI DO POWIEDZENIA, TO "HEJ FIA"?!
— Ee... tak? — mruknął chłopak. Fiona przewróciła oczami i podeszła kilka kroków do niego.
— Czy ty masz w ogóle pojęcie... — zaczęła niebezpiecznie spokojnym tonem głosu. —...jak bardzo się martwiłam? Nikt w szkole cię nie widział. Sądziłam, że pojawisz się na patrolu, więc zamieniłam się z Alice, bo miała przydział z tobą... NADAL cię nie ma. Myślałam, że oszaleję ze strachu. A potem jeszcze ten Flitwick! Na brodę Merlina, obawiałam się już najgorszego, wiesz? — powiedziała, to ostanie już wymawiając szeptem. Łzy zaczęły powoli płynąc jej po twarzy. — Nie byłam w stanie pogodzić się z myślą, że... Że ty mogłeś już nie żyć, nie znając mojej cholernej odpowiedzi!
Na te słowa cały korytarz zamarł. Percy zdążył już puścić bliźniaków, którzy to, idąc w ślad za resztą, wlepili wzrok w dwójkę prefektów. Patrick poprawił okulary.
— Um... wiesz co, Fia, jestem już zmęczony i...
Clara z całej siły powstrzymała się przed uderzeniem w czoło. On tak na serio?
— O nie — przerwała mu natychmiast dziewczyna. — Tym razem mi nie uciekasz — i położyła mu obie dłonie na ramionach. Wzięła głęboki oddech przymykając oczy a gdy je z powrotem otworzyła uniosła je tak, aby skupić się wprost na jego niebieskich tęczówkach. — Patrick. Ja też jestem w tobie zakochana, okay? Może nie aż tak długo jak ty, ale wiem, że jestem. Nie wiem dlaczego tak długo tańczyliśmy wokół siebie, ale taka jest prawda.
Powiedzieć, że Patrick osłupiał to jak nic nie powiedzieć. Chłopak po prostu zamarł, ruszając ustami jak ryba wyjęta z wody, nie potrafiąc wydać z siebie żadnego dźwięku. Na ten widok Fiona tylko się uśmiechnęła.
— A... A ten twój chłopak? — wykrztusił z siebie w końcu Krukon. Dziewczyna zaśmiała się.
— Ten z rana? — zapytała. Skinął głową. Ta pokręciła swoją w niemym niedowierzaniu. — Inteligencja Blair właśnie sięgnęła dna — mruknęła sama do siebie. — Mówiłam o TOBIE, idioto!
— Ale... — próbował jeszcze coś powiedzieć chłopak, ale przerwał u w końcu Wood.
— Och na litość boską, pocałujcie się w końcu!
I tak zrobili. Fiona stanęła lekka na palcach a Patrick się nachylił i złączyli swoje usta. Clara i Laurel zaczęły znowu piszczeć, ale tym razem ze szczęścia, bliźniacy uśmiechnęli się do siebie, a Wood z Percym przybili sobie żółwiki.
Parę minut później, gdy Clara, zupełnie wykończona, kładła się do łóżka przez myśl przemknęło jej coś, co jej mama zawsze potarzała po jakiejś potężnej kłótni: wszystko dobre, co się dobrze kończy.
***
Ale ja za to jeszcze nie kończę. mamy jeszcze kilka rozdziałów przed nami z tej księgi, kochani,a pewnie wiecie co jeszcze nam zostało do rozwiązania...
W każdym razie, chciałam Was przeprosić. Mówiłam, że wrócę w lutym i wracam w kwitnieniu. Co się stało?
No cóż, pomijając naukę, jakoś... Nie wiem. Straciłam pasję do blogowania. Miałam wrażenie, że nikt na mnie nie czeka, że to co robię jest bez sensu a w te historię straciłam wiarę. Ale mim wszystko zebrałam się w sobie. I dziś siadłam i poprawiałam, wbrew temu, co się teraz dzieje z nasza oświata i jak bardzo może to się odbić na mnie... Potrzebuję ucieczki a blogosfera jednak nadal pozostaje jej formą. mam nadzieję, ze mi wybaczycie.
jak Wam się podobał rozdział? Zostawcie swoje opinie w komentarzach.
Widzimy się ( ale już nie po dwóch miesiącach :p)
Sonia
P.S. Szukając inspiracji pewnie pogram w LEGO HP... W tej grze jest to coś, co mi zawsze pomaga. c;
P.S.2. To jest oficjalnie 50 post na tym blogu. Yaaay!
P.S.3. Własnie się zorientowałam: dodałam ten post 4 dni po urodzinach bliźniaków. Lol

4 komentarze:

  1. No przecież jestem zalogowana, jasna cholera, kiedy tylko wracam na tę stronę to od razu jakiś błąd, ughhh...
    Ale dobra.
    FIONA I PATRICK, BRAWO, W KOŃCU! ILE JA NA TO CZEKAŁAM!
    W ogóle Clara była przeurocza w tym rozdziale, dobrze że Patrick uderzył się w głowę, a nie połamał żebra xD Inaczej byłoby po nich xD
    Dumbledore, jak wiadomo, nie kara uczniów, jeśli nie są ze Slytherinu, więc ja nie wiem dlaczego ci ludzie się stresują xD
    W ogóle hogwartckie zatrudnianie nauczycieli w pełnej chwale xDD

    NMBZT

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bloger lubi się bawić, my to już wiemy...
      KTO NIE CZEKAŁ 😂 A Dumbledore to wiadoma sprawa: ma rece, ma nogi, znikome doświadczenie? No to pyk, nauczyciel xd
      Sonia

      Usuń
  2. "Wyprostowała się, nieco drżąc, ale oczy miała pewne" - powinno być "spojrzenie miała pewne", bo jak rozumiem, chodziło ci o ich wyraz - w tej formie zdanie brzmi nieco zabawnie ;)

    "Gdy wyszli zza gargulca, czekali na nich Fiona, Percy i, nie wiedzieć czemu, Wood. W momencie, w którym czternastolatek tylko dostrzegł(…)" - tutaj natomiast druga część zdania sugeruje trochę, że dotyczy Wooda. Domyślam się, że Wood i Percy różnią się wiekiem, ale ja aż tak dobrze nie znam kanonu, żeby pamiętać, ile kto ma lat w danym momencie i mi to umknęło. Przez to miałam sekundowy mindfuck xD


    O jacie, jaki zwrot akcji! Już się domyśliłam, że nauczycielka miała związek z tamtym chłopcem, ale reszta całkiem mnie zaskoczyła :D Po raz kolejny Hogwart udowadnia, że jest najbezpieczniejszą szkołą na świecie xD

    Dlaczego Fiona opiernicza Patricka przy wszystkich, jednocześnie przyznając się, że chłopak wyznał jej wcześniej miłość?! Fiono, takie rozmowy przeprowadza się na osobności! Ja wiem, że emocje i niedawne otarcie się o śmierć, ale na miejscu Patricka zapadłabym się pod ziemię D:
    I fuj, tak się całować przy wszystkich! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, już poprawione! Co do wieku Olivera i Percy'ego - są równolatkami w kanonie. Teraz zmieniłam na "rudzielec", powinno być przejrzyściej.
      No cóż... Patrick i tak gorzej wpaść już nie mógł c;
      Co do zwrotu akacji: Jeżu słodki w malinach, jak ja sie cieszę, że się podoba! Nawet nie wiesz jak się nim denerwowałam!
      Sonia

      Usuń

theme by xvenom | sg