poniedziałek, 22 kwietnia 2019

26. Uśpiona czujność

  Znalezione obrazy dla zapytania the black lake harry potter
Nastał maj, a wraz z nim egzaminy. W związku z tym większość uczniów, w szczególności piąto- i siódmoklasiści, chodzili po szkole bardzo zestresowani. Oczywiście, najczęściej to Krukonów można był zauważyć cały czas powtarzających poszczególne przedmioty i uciszających praktycznie wszystkich wokół nich.
Jedną z takich osób była właśnie Clara, która bardzo potrzebowała ciszy aby móc w skupieniu powtarzać. Egzaminy zawsze ją stresowały, także nie cały czas chodziła zdenerwowana. Poza tym dziewczynka po wydarzeniach z kwietnia nadal czuła się winna całego zajścia. Nie mogła wyzbyć się wrażenia, że gdyby pamiętała o słowach centaura, taka sytuacja by się nie wydarzyła. Próbowała siebie przekonać, że mimo wszystko skończyło się dobrze, uratowano przecież więcej niż jedną osobę, ale... Cały czas czuła się z tym źle. Nawet jej własne urodziny nie pomogły jej odzyskać humoru.
Z drugiej strony, jeśli ona czuła się źle, to przez dłuższy czas Patrick przyjął całe to zdarzenie fatalnie. Owszem, był szczęśliwy, że w końcu udało mu się z Fioną, ale mimo wszystko to on przeżył najwięcej tamtej nocy. Przez pierwsze tygodnie chodził po zamku jak nawiedzony. Większość Krukonów, w szczególności osoby z jego roku, bardzo się o niego martwili, choć nie tylko. Osoby z młodszych roczników, którym pomagał przez rok jako prefekt, tez nagle poczuły się w obowiązku jakoś mu pomóc. Kilka razy zdarzało się, że ktoś go przekonał aby poszedł do pani Pomfrey albo chodzono do profesora Flitwicka prosząc go, żeby zwolnił chłopaka z lekcji na dzień lub dwa. Nauczyciel oczywiście zgadzał się. Krukoni zdawali się utworzyć jakąś niepisaną zasadę, żeby nie zostawiać go samego, a nawet starli się zrobić wszystko, żeby zajmować mu myśli, więc prosili o pomoc w nauce, wykorzystując nadchodzące egzaminy.
Clara westchnęła. Niby na osłodę, przez sytuację związaną z profesor Prescott dyrektor wspaniałomyślnie odwołał testy z obrony przeciw czarną magią, ale przecież zostawała cała reszta, którą dziewczynka naturalnie chciała zdać jak najlepiej. Ku jej zaskoczeniu, jakimś cudem również i bliźniacy postanowili w tym roku się pouczyć. Zapytani o to przez zdziwione Clarę i Laurel tylko wymownie wzruszyli ramionami, argumentując, że skoro odpadł im przedmiot, z którego oboje byli pewni, że zdadzą to postanowili teraz skupić się na innych. Na sceptyczne spojrzenia przyjaciółek odpowiadali tylko wzruszeniem ramionami, a gdy któraś z nich mówiła, że nie ma szans aby nadgonili w kilka tygodni materiał, jaki ignorowali przez miesiące tylko przewracali oczami.
A jakby tego jeszcze było mało musieli również wybrać nowe przedmioty, które miały ich obowiązywać w trzeciej klasie. Clara przez to miała nie lada problem. Większość z tych przedmiotów brzmiała naprawdę bardzo interesująco i szkoda jej było którykolwiek z nich odpuścić. Zresztą cały czas była pomna słów Laurel, że te przedmioty mogą pośrednio zaważyć o ich przyszłej karierze, dlatego bardzo denerwowała się wyborem. Jej przyjaciółka miała o tyle dobrze, że rodzicie wysłali jej list, doradzając przy tym jakie przedmioty powinna wybrać, ale ta po jego otrzymaniu tylko prychnęła.
W końcu zdecydowały, że może lepiej będzie pozmawiać  ze starszymi klasami. Tak też jeśli się nie uczyły, dyskutowały z Patrickiem czy Fioną o wadach i zaletach poszczególnych przedmiotów. Czasami Clara pytała również o to Cedrika lub Rani, a nawet Percy'ego. Jednak bardzo często taka mnogość osób z którymi rozmawiała defektowała w tym, że zostawiono ją ze sprzecznymi opiniami na temat na każdego z tych przedmiotów.
Właśnie dlatego, gdy po raz piętnasty usłyszała od Percy'ego dlaczego numerologia jest o wiele ciekawsza od wróżbiarstwa, co zupełnie zaprzeczało temu, co powiedziała jej wcześniej Rani, uznała, że powinna skorzystać z dobrej pogody jaka nawiedziła Hogwart i wyjść z zamku. Oczywiście, to nie znaczyło, że zrezygnowałaby z powtarzania. Dlatego też, z nosem utkwionym w książce zmierzała przez błonia w kierunku Czarnego Jeziora.
Na jej nieszczęście większość uczniów chyba wpadła na dokładnie ten sam pomysł co ona, także w pobliżu jej ulubionego miejsca  znajdowało się tylu hałaśliwych ludzi, że nie miała wyjścia; musiała poszukać spokoju gdzieś indziej. Westchnęła i skierowała swoje stopy w nieco bardziej zaciszny kątek Jeziora, bardzo blisko szuwar.
Zaczęła ostrożnie schodzić, co chwila unosząc wzrok sponad książki, żeby się nie potknąć; spadek terenu był dość mocny z tej strony, poza tym niektóre drzewa wypuścił tak grube korzenie, że wystawały one ponad ziemię. Na wprost siebie dostrzegła jakiegoś chłopaka z jej domu, który stał tuż przy brzegu, który usilnie starał się coś wyłowić z wody. Kątem oka również zauważyła Fionę i Patricka, wyglądających na bardzo zajętych sobą. Uśmiechnęła się do siebie i z powrotem wróciła do książki, nie zauważając tym samym zdradliwego korzenia.
Jak się można spodziewać naturalnie potknęła się o niego, tracący przy tym równowagę. Natychmiast wysunęła ręce przed siebie, aby uchronić się przed upadkiem, jednak nie udało jej się podeprzeć. Zdarła sobie tylko dłonie. Straciła równowagę i przeturlała się w dół, prosto do wody. Zanim jednak to się stało, poczuła, że w coś uderza, a po chwili usłyszała drugi chlust. Przeklęła się w myślach, domyślając się, że przez przypadek wtrąciła do wody również i tego chłopaka. Gdzieś w oddali usłyszała czyjś śmiech, który pewnie należał do Patricka. Westchnęła, podnosząc się z wody i podchodząc do potrąconej przez niej osoby, która próbowała wykaszleć płyn z siebie.
— Hej, wszystko w porządku? — zapytała, odgarniając przy tym mokre włosy z twarzy. Ten podniósł się, odwracając się do niej. W tym momencie uświadomiła sobie KOGO przez przypadek wrzuciła do wody wraz z sobą. Rogera Daviesa. O nie, pomyślała. Dlaczego ze wszystkich uczniów Hogwartu musiała wrzucić jego? Nie mogli to być bliźniacy? Albo Laurel? Nawet profesor Snape byłby lepszy niż on!
— Nie możesz patrzyć jak idziesz, Pond? — warknął. Podniósł się, przy czym zignorował wyciągnięta w jego stronę rękę Clary. Ta  nerwowo przeczesała włosy palcami.
— Nie chciałam, naprawdę — powiedziała cicho, ale ten tylko prychnął.
— Oczywiście, że nie chciałaś — odparł, mierząc ją wzorkiem. Po czym zerknął nieco za siebie, a jego szczęka napięła się. — No i patrz co zrobiłaś! Moje pióro jest jeszcze dalej niż wcześniej! Jak ja je teraz wyciągnę?!
— Może spróbuj Accio? — zasugerowała nieśmiało, starając się nie patrzeć na jego rozwścieczoną twarz. Kiedy usłyszała jego zimny śmiech aż skuliła się w sobie.
— Jasne — syknął. — Jestem szczęśliwy, że zaczęłaś mnie bardziej poważać, ale w naszym wieku to jeszcze niemożliwe. Flitwck będzie nas o tym uczył za dwa lata. Chyba taka wielka Krukonka jak ty zdaje sobie z tego sprawę, co? — zapytał i uśmiechnął się kpiąco.
Clara wbiła wzrok w dół, modląc się, aby Patrick i Fiona jakoś zareagowali, bo jak tak dalej pójdzie to ucieknie z płaczem do dormitorium. Jednak Davies nadal bezlitośnie kontynuował swój monolog.
— W sumie, chyba nie. Aż dziw uwierzyć, że taka szlama była w stanie się dostać do Ravenclawu... — po chwili uśmiechnął się zjadliwe, zupełnie nie zwracając uwagi na to, że Clara mimowolnie szuka różdżki w kieszeni, przy czym wzdrygnęła się, słysząc znienawidzone słowo. — W sumie... To dość zabawne — mruknął do siebie i zanim dziewczynka zdążyła zapytać co dokładnie go śmieszy, ten krzyknął: — PATRZCIE PAŃSTWO! SZLAMA W SZLAMIE!
Clara poczuła jak łzy zaczynają jej mimowolnie napływać do oczu, jednak zanim ona sama zdążyła wyciągnąć różdżkę, oboje usłyszeli z tyłu rozwścieczony głos Patricka:
— Coś ty powiedział?!
Natychmiast się odwrócili. Krukońscy prefekci w końcu postanowili wyjść zza szuwarów i schodzili w ich stronę. Clara niemal by się wzdrygnęła na widok rozzłoszczonej twarzy przyjaciela, gdyby nie zdążyła siebie przekonać, że to nie na nią jest zły. Kątem oka zerknęła na Daviesa. Chłopak wyraźnie był przerażony. Ten podły uśmieszek zniknął mu z twarzy, a on sam jakby zbladł.
— Powtórz to, co powiedziałeś — powiedział Patrick, niebezpiecznie spokojnym tonem głosu. Wzrok miał wbity w młodszego Krukona. — Czy nagle, w obecności kogoś starszego zabrakło ci języka, co?
Tamten nawet się nie odezwał.
— Tak myślałem — odparł Patrick. — Dwadzieścia punktów od Ravenclawu. Mam nadzieję, że to był pierwszy i ostatni raz — dodał, kierując pytające spojrzenie na Clarę. Ta uśmiechnęła się słabo, odpowiadając:
— Tak. Nie zdarzyło się to wcześniej.
— Mam taką nadzieję — odparł Patrick, obrzucając pogardliwym spojrzeniem Daviesa. Dziewczynka zaś szybko pomodliła się w duchu, żeby przypadkiem to się nie rozniosło w pokoju wspólnym, bo Rani przecież wiedziała, że coś jest nie tak... A jeśli to ona się wyda? Nie no... W końcu obiecała! — Ale nie myśl sobie, Davies, że to tak przejdzie bez echa  na te słowa obaj Krukoni zamarli, wpatrując się w prefekta jak w wyrocznię. Ten, nieco zaskoczony zachowaniem Clary, kontynuował: — Porozmawiam o tym z Harrisonem. Zna cię lepiej, to pomoże mi w wyznaczeniu kary.
— Kary?! — wykrzyknął Davies, teraz już wyraźnie roztrzęsiony. Gdyby Clara go nie znała, zrobiłoby jej się go żal. A tak... nie mogła się wyzbyć przekonania, że los w końcu zaczyna jej sprzyjać. Mimo to, wciąż czuła, że to nie skończy się dobrze. Tymczasem wystraszony, choć chyba bardziej rozsierdzony, Davies kontynuował: — Daj spokój, Adair. Jest końcówka roku, nie opłaca się, poza tym...
— To czy się opłaca czy nie zostaw mnie do oceny — warknął chłopak. — Może gdyby obok przechodził jakiś Ślizgon to by ci przyklasnął, ale niestety trafiłeś na mnie. A ja takich słów nie traktuje lekko. Ciesz się, że jesteś Krukonem, bo inaczej bez skrupułów odjąłbym tych punktów i z trzydzieści pięć, jeśli by miało cię to czegoś nauczyć  powiedział, ale po chwili westchnął, lustrując oboje uczniów.  A teraz, może skorzystajcie z przerwy i nieco odpocznijcie. Davies, pewnie usłyszysz coś o swojej karze jeszcze przed kolacją. I może idźcie do pokoju wspólnego — dodał, już nieco łagodniej.  — Jakoś nie chcę aby któreś z was się rozchorowało pod koniec roku. Pani Pomfrey już i tak ma pełne ręce roboty z ludźmi, którzy uwierzyli w fałszywe talizmany.
Clara bez słowa wyszła z wody. Przyjęła od Fiony książkę, która wypadła jej z rąk, gdy się sturlała w dół. Jednak Davies się nie ruszył, patrząc tęsknie w dal. Starsza Krukonka zauważyła to.
— A tobie co jeszcze nie pasuje? — zapytała.
— Moje pióro — odparł tylko chłopak. Dziewczyna westchnęła, ale wyciągnęła swoją różdżkę.
Accio, pióro — mruknęła a przedmiot natychmiast podleciał jej do ręki. — Masz — powiedziała, podając mu je, ale zanim tamten zdążył jej podziękować, dodała: — Może ci się przyda wieczorem.
Objęła Clarę ramieniem i odwróciła się. Cała trójką ruszyli w stronę zamku, zostawiając chłopaka z tyłu. Jednak zanim nawet dotarli do Wielkich Schodów, Fiona zapytała dziewczynkę:
— Jesteś pewna, że to był pierwszy raz?
— Tak — skłamała Clara bez mrugnięcia okiem. Obaj prefekci wymienili spojrzenia, ale nic na to nie powiedzieli. Tymczasem dziewczynka nie mogła wyzbyć się wrażenia, że to wszystko się dobrze dla niej nie skończy.
***
Siedziała już trochę w swoim dormitorium, gdzie została odesłana przez Fionę od razu po wejściu do pokoju wspólnego, gdy do środka wpadła Laurel, wyraźnie rozwścieczona.
— Gdzie on jest? — warknęła. Gdy usadowiła się na łóżku przyjaciółki, ta wychynęła spod kołdry, patrząc na nią nieco nieprzytomnym wzrokiem.
— Kto? — zapytała głupio, chociaż podskórnie wiedziała o co chodzi.
— Jak to "kto"? Davies, oczywiście! — wykrzyknęła dziewczynka, wyrzucając ręce w górę. — Niech ja go dorwę! Żeby wrzucać ciebie do jeziora i jeszcze używać tego słowa! Aż dziw, ze Patrick nie...
— Woah! — wykrzyknęła Clara, natychmiast podrywając się z łóżka. — Nie przesadzaj! Owszem, użył tego słowa, ale to nie on wrzuciła mnie do wody, tylko ja jego i to przez przypadek! — powiedziała, a widząc sceptyczna minę Laurel dodała: — Naprawdę! Pat i Fia mogą poświadczyć! Potknęłam się i wepchnęłam go do wody, a siebie wraz z nim!
— Skoro tak mówisz... — westchnęła blondynka i usiadła na swoim łóżku. Przez długi czas wpatrywała się w przyjaciółkę z założonymi rękami, po czym powiedziała: — No cóż, masz szczęście, że wszyscy pamiętamy o naszej obietnicy. Bo uwierz mi, jak tylko bliźniacy się dowiedzieli to ledwo się powstrzymali od zrobienia mu czegoś. Ja sama musiałam uspokajać Cedrika.
— No cóż — mruknęła Clara, przekładając włosy na lewą stronę i przecierając oczy. Lekko się uśmiechnęła, wyobrażając sobie Laurel powstrzymująca Cedrika, ale po chwili spoważniała. — Tym razem możesz być pewna, że dostaniesz to, na co zasłużył. Pat i Fia przecież go usłyszeli, a obie  ich znamy, nie zostawiliby tego tak. Także z miejsca poleciały punkty — na samo wspomnienie tej sytuacji ponownie uśmiechnęła się lekko, czując jakieś dziwne ciepło wewnątrz siebie. — No i Pat jeszcze chciał porozmawiać z Harrisonem o karze dla Daviesa.
— Aaaaa, więc o tym rozmawiali! — powiedziała Laurel. Zauważyła pytające spojrzenie przyjaciółki, więc natychmiast dodała: — Zanim do ciebie przyszłam, na dole nieco się nasłuchałam dyskusji Patricka z Harrisonem i w ogóle z całą drużyną. Wtedy jeszcze nie do końca rozumiałam o co chodzi, bo plotki dotarły do mnie dopiero gdy Chang przyleciała do mnie, z prośbą, żebym ogarnęła nieco bliźniaków. Jednak z tego, co udało mi się usłyszeć większość drużyny była wściekła, szczególnie ta druga ścigająca. Ta... No, jak ona ma?
— Rani Geddes — odparła natychmiast dziewczynka, zamierając. A co, jeśli Rani jednak powiedziała o tym wydarzeniu z szatni? Wyjdzie, że kłamała, Patrick nabierze podejrzeń i...
— No, właśnie, ona — pokiwała głową Laurel. — Strasznie była rozeźlona. Ona chyba najbardziej wszystkich przekonywała, że Daviesa należy wywalić z drużyny.
— Ale ustalili coś w końcu? — zapytała Clara, nerwowo przegarniając włosy. Nagle zrobiło jej się zimno, lecz to nie miało nic wspólnego z wodą z jeziora. Zaczęła gorączkowo myśleć. Jeśli tak, to nie uwolni się od Daviesa. To znaczy, oczywiście, z logicznego punktu widzenia to przecież była jego wina. Mógł się nie wydzierać. Ale jego przecież to nie obchodziło. Przecież zawsze szukał winnych wokół siebie, a nie w sobie. Kiedy przyjaciółka po prostu wzruszyła ramionami przeraziła się jeszcze bardziej.
W tym momencie w wąskie okno ich dormitorium zapukała sowa. Obie dziewczynki wymieniły zaskoczone spojrzenia. Clara wygrzebała się spod ciepłej kołdry, by wpuścić ptaka do środka. Na łóżku rozsiadł się wygodnie ogromny puchacz, którego dziewczynka nie znała. Nie wyglądał on na jedną z tych szkolnych sów, więc musiał należeć do któregoś z uczniów. Dziewczynka odwiązała list, który był przy łapce zwierzęcia. Nieznajoma tylko zahukała głośno i natychmiast wyleciała przez otwarte okno.
— To było... Dziwne — skwitowała Laurel, przyglądając się ptakowi, jak wracał do Sowiarni, po czym zerknęła na kopertę, którą Clara trzymała w dłoniach. — Od kogo to jest?
— Nie wiem — odparła tamta. — Nie znam tego charakteru pisma.
 Po chwili wahania rozerwała kopertę, wyjmując z niej list. Otworzyła go i zaczęła czytać.
 Pond,
 jako, że moje zachowanie dotychczas było faktycznie karygodne, postanowiłem Cię przeprosić. Rozmawiałem z Harrisonem i on ma rację, osoba z takim statusem krwi jak nie, nie powinna się zniżać do takich odzywek. Swoją karę mam odbyć dziś wieczorem, mam nadzieję, że na dobre wybije mi to słowo z głowy. Jednak pomyślałem, i Harrison zgodził się ze mną, że to nie wystarczy. Dlatego też chciałbym się z Tobą spotkać po kolacji, w hangarze na łodzie. 
 Proszę, uszanuj to, że jest to dla mnie szczególnie trudne, przyznać się do błędu, dlatego przyjdź sama. Nie wiem, jak bym zareagował gdyby chociażby Burton z Tobą przyszła. Mam nadzieję, że to zrozumiesz.
 Pozdrawiam.
Roger Davies
— Kretyn — prychnęła natychmiast Laurel, gdy przyjaciółka skończyła czytać. — Oczywiście, że ktoś idzie z tobą. Nie zostawię cię z nim samą! 
— No nie wiem... — mruknęła Clara, odkładając list obok. — On jest dość... Nieśmiały, więc to możliwe, że przy którymś z was nic mi nie powie.
— I może jeszcze co? — żachnęła się jej przyjaciółka, po czym złapała ją za ramiona, tak, aby zmusić Krukonkę do spojrzenia na nią: — Clar, mówimy o Daviesie. Ufam jemu tak samo jak bliźniakom, że nie odpalą łajnobomby gdy są w ich pobliżu. Nie możesz pójść tam sama. Za każdym razem, gdy jesteś z nim sam na sam coś się dzieje. On czegoś chce. Czego, nie wiem, ale nie powinnaś się narażać. Wierzę w twoje zdolności czarodziejskie, ale nie znamy przecież zaklęć obronnych, przynajmniej jeszcze nie. Nie chcę, żeby ci coś zrobił.
Clara przygryzła wargę, z całych sił starając się nie patrzeć w oczy przyjaciółki. Jasne, miała rację, ale co innego mogła zrobić? Poza tym, gdyby Davies faktycznie coś kombinował, musiałby to zrobić bardzo szybko, skoro wieczorem miał mieć szlaban. I przecież by się nie narażał po raz kolejny tego samego dnia, aby znów się ośmieszyć... Poza tym, rozmawiał o tym z Harrisonem, a ten nie był głupi. Nie zgodziłby się na nic, co mogłoby zaszkodzić któremuś z członków drużyny. Choć w sumie skąd pomysł, że chłopak powiedział kapitanowi dokładnie co planuje? Zerknęła na swoje ręce i westchnęła.
— Zapytam Harrisona o czym rozmawiał z Daviesem — zadecydowała, unosząc wzrok na Laurel. — Jeśli napomknął o tym jak ma mi to wynagrodzić, to mi o tym powie. Wtedy pójdę. Okay?
— Okay — dała w końcu za wygraną tamta. — Ale nie podoba mi się to  dodała. Clara tylko uśmiechnęła się słabo.
***
Po pewnym czasie obie dziewczynki zeszły na kolację, mając nadzieję, że po drodze spotkają Harrisona. Wcześniej próbowały go znaleźć w pokoju wspólnym, niestety bezskutecznie. Po spektakularnej rozmowie z Patrickiem oraz po, podobno, dość cichej dyskusji z Daviesem chłopak po prostu zniknął. Przyjaciółki straciły część popołudnia, szukając go po zamku, ale tu też wszystko zawiodło. Laurel przy okazji zapytała nawet Wooda, a Clara Rani, ale oboje nic nie wiedzieli. Usiłowały również znaleźć bliźniaków skoro Mapa była w ich posiadaniu, ale to również się nie udało. Dlatego też zrezygnowane skierowały się na wspólny posiłek.
Obie jadły nieco niemrawo, co chwila spoglądając na wejście do Wielkiej Sali, jednak żadna ze wchodzących osób nie była kapitanem Krukonów.
— Czekacie na kogoś? — mruknął w końcu Patrick, gdy obie dziewczynki po raz kolejny oderwały spojrzenia od jedzenia, wpatrując się w wejście.
— Tak — odpowiedziała natychmiast Clara, spoglądając na przyjaciela. — Na Harrisona. Widziałeś go może?
Patrick westchnął, przecierając oczy pod okularami.
— Nie widziałem go od jego rozmowy z Daviesem — odparł, nagle brzmiąc tak, jakby był bardzo zmęczony. — Zamieniłem z nim jednak parę słów. Stwierdził, że musi złapać nieco świeżego powietrza, przemyśleć tę całą sytuację z tobą i Davisem. Pewnie poszedł na boisko do quidditcha.
To akurat nie była prawda. Pierwszym miejscem jakie dziewczynki sprawdziły było właśnie boisko i szatnie, ale po chłopaku nie było ani śladu. Przyjaciółki wymieniły bezradne spojrzenia.
— A o czym chciałyście z nim porozmawiać? — zapytał, przyglądając się im uważnie. Clara wzruszyła ramionami.
— Chciałam tylko wiedzieć, czy faktycznie kazał Daviesowi mnie przeprosić na osobności — odparła, starając się, aby jej głos brzmiał lekko, jakby wcale się nie przejmowała nadchodzącym spotkaniem.
— Kazał — wtrąciła się Fiona, nachylając się do nich. — To był jeden z warunków, żeby został w drużynie. Akurat schodziłam z dormitorium dziewcząt i usłyszałam jak o tym rozmawiali. Także nie masz się czego bać, Clar.
Dziewczynka, teraz już wyraźne zrelaksowana spojrzała tryumfująco na Laurel. Przyjaciółka posłała jej tylko blady uśmiech.
***
Wesołych Świąt! Wow, pierwszy raz JAKOŚ się wyrobiłam, żeby czas w opowiadaniu i tutaj się zgadzał, lol. Mam nadzieję, ze Wasze święta mijają spokojnie i radośnie!
W ogóle kto by pomyślał, że opisywanie sceny upadku będzie takie trudne... Żebyście widzieli mapkę jaką sobie rozrysowałam z przyjaciółką, żeby sprawdzić, czy to jest możliwe, o mamo...
W każdym razie widzimy się! Może nie dokładnie za dwa tygodnie, bo wtedy wypadają moje matury (o ile będą), ale coś koło tego.  ^^
Sonia

1 komentarz:

  1. Heh, ale ci się fajnie zgrało z tym majem :D

    Fajny rozdział, taki lekki oddech po ostatnich wydarzeniach, choć dziwi mnie trochę, że bohaterowie o nich nie rozmawiają, w końcu mogły być nie lada traumą dla niektórych z nich.

    I Claro, Davies ewidentnie coś knuje! Gdyby rzeczywiście chciał cię przeprosić, równie dobrze mógłby chcieć się spotkać w chociażby bibliotece! Te hangary na łodzie brzmią podejrzanie... choć równie dobrze może zorganizować romantyczny wypad na jezioro, no nie powiem, zaskoczyłby mnie ten obrót spraw ;)


    P.S. Rysunki pomocnicze jak zawsze pomocne :D A sam upadek wyszedł naprawdę całkiem zgrabnie (hue, teraz nasuwa mi się taki czerstwy dowcip, że opis upadku był zgrabny, ale nie sam upadek - lepiej już zamilknę).

    P.S.2. Nie wiem jak szybko dodasz następny rozdział, dlatego już teraz życzę ci powodzenia na egzaminach :)

    OdpowiedzUsuń

theme by xvenom | sg