Clara zupełnie uspokojona słowami Fiony, spokojnie zeszła w stronę hangaru na łodzie. Na dworze zdążyło się już zrobić dość chłodno, więc zaczęła szybciej przebierać nogami, aby dotrzeć do celu. Z Laurel pożegnała się jeszcze w zamku. Przyjaciółka kilkakrotnie dawała jej do zrozumienia, że nie podoba jej się ta cała sytuacja, szczególnie biorąc pod uwagę nagłe zniknięcie Harrisona, choć zaznaczyła, że rozumie przyjaciółkę. Ta próbowała się uśmiechnąć pocieszająco, ale sądząc po minie dziewczynki nie do końca jej wyszło. Mimo to Laurel w końcu ja puściła.
Kiedy Clara dotarła wreszcie na miejsce, nie mogła się wyzbyć wrażenia, że może jednak faktycznie coś jest nie tak. Gdy pchnęła drzwi hangaru ku swojemu zdumieniu zauważyła, że wlot, przez który wpływały i wypływały łodzie, został zamknięty. Postanowiła jednak to zignorować, tłumacząc sobie, że być może hangar zamykano na noc, choć nawet jej wydawało się to być słabym argumentem. Szczególnie, że kilka rybitw nadal siedziało na cokołach a kilka z nich, nie mogąc sobie znaleźć miejsca na dole, usadowiły się na plandekach pokrywających łodzie tuż przy suficie.
Dziewczynka przez chwilę im się przyglądała, myśląc. Czy wyszła przed czy po Daviesie? Jakoś w ferworze oczekiwania na Harrisona nawet nie zwróciła uwagi, czy chłopak pojawił się na kolacji. W sumie, nie byli przecież umówieni na jakąś konkretną godzinę, tylko jakoś tak orientacyjnie. Usiadła więc na podłodze, czekając.
Kiedy przez małe okienka u góry przestało wyzierać słońce, a zimny wiatr zaczął coraz bardziej świszczeć, zaczęła wierzyć, że chłopak po prostu ją wystawił. Z jakiegoś powodu zrobiło jej się przykro. W sumie nie oczekiwała wiele, ale nadal poczuła się zawiedziona. Sfrustrowana poczuła jak łzy zaczęły zbierać się w jej oczach, chociaż uparcie nie pozwalała im wypłynąć. W sumie mogła się po nim tego spodziewać. Davies był zdecydowanie zbyt dumny, żeby ją przeprosić, nawet jeśli obiecał to Harrisonowi. Przycisnęła rękę do ust, starając się nie rozpłakać. Po chwili jednak opuściła swoją dłoń, zaciskając ją na wisiorku od Cedrika. Zimny, jasnoniebieski kamień nijak nie pomagał jej w jakimkolwiek ociepleniu się, ale w pewien sposób działał na nią kojąco. Po chwili stwierdziła, że woli jednak być wystawioną do wiatru niż paść ofiarą jakiegoś niewybrednego żartu.
Wstawała właśnie z zimnej podłogi, przytupując nieco, żeby się rozgrzać kiedy nagle usłyszała skrzypienie otwieranych drzwi. Wystraszona, natychmiast się odwróciła, odruchowo wyjmując różdżkę. Nie udało jej się jednak zauważyć kto wszedł do środka, ponieważ drzwi tak szybko jak zostały otworzone, tak samo się zamknęły.
— Davies? — zapytała niepewnie. Odpowiedział jej tylko skrzek rybitw i szum lekkich fal obijających się o murek na którym wcześniej wstała. Po chwili usłyszała stukot, jaki wydaje z siebie kamień potrącony czyimś butem.
— Lumos — mruknęła dziewczynka. Uniosła wyżej różdżkę, rozglądając się uważnie, jednak hangar nadal wydawał się być pusty. Poprzednie rozżalenie zastąpiła irytacja. Westchnęła. — Davies, wiem, że tu jesteś! — wykrzyknęła tak głośno, że aż ptaki się poderwały. — Serio, zabawa ze mną w kotka i myszkę nic ci nie pomoże! Jak chcesz mnie przeprosić, to najlepiej po prostu to zrób i oboje będziemy mieć to z głowy!
Gdzieś w górze usłyszała już jej znajomy, zimny śmiech. Przewróciła oczami.
— Davies, na litość boską! — warknęła. Po chwili wahania jednak postanowiła wejść po drabince na górę. Kiedy jej stopy dotknęły drewnianego podestu, ponownie uniosła różdżkę szukając chociażby cienia, który wskazałby jej gdzie chłopak się ukrywa. Nic takiego jednak nie zauważyła. Już naprawdę rozzłoszczona krzyknęła w przestrzeń:
— Jejku no! Wychodź, bo naprawdę puszczą mi w końcu nerwy!
— Jakbym miał się ciebie bać — usłyszała w końcu jego głos, praktycznie po drugiej stronie. Natychmiast skierowała różdżkę w tamto miejsce. Davies tam stał, wraz ze swoją w dłoni. Zanim Clara zdążyła cokolwiek powiedzieć, ten krzyknął:
— Expelliarmus!
Czerwony promień natychmiast uderzył w dziewczynkę, wyrywając jej przy tym różdżkę z dłoni. Krukonka mogła się tylko przyglądać jak przeleciała ona łukiem ponad łódkę wprost do rąk chłopaka. Ten uśmiechnął się zjadliwie łapiąc ją, po czym mruknął coś pod nosem, co widocznie było zaklęciem Lumos, bo po chwili Clara widziała go już wyraźniej. Ku jej zaskoczeniu z uznaniem przyglądał się jej różdżce.
— Ładna — stwierdził po dłuższej chwili. Zignorował wściekłe spojrzenie, jakim obdarowała go przeciwniczka i zapytał: — Z jakiego drewna?
— A co cię to interesuje? — odparła dziewczynka. Uniosła lekko podbródek i założyła ręce na piersi, starając się tym samym nieco zapanować nad nieco roztrzęsionym głosem. Ten posłał jej zjadliwy uśmieszek.
— Chciałem tylko zacząć jakoś konwersację, Pond — odparł. Z bólem Clara zobaczyła jak chowa jej różdżkę do kieszeni. — Wiesz, dobra różdżka nie powinna się marnować przy takiej szlamie jak ty.
Dziewczynka była z siebie naprawdę bardzo dumna, że nie wzdrygnęła się na dźwięk znienawidzonego słowa. Zamiast tego postanowiła, że będzie się zachowywać, jakby nic co robił Davies jej nie ruszało.
— To wszytko? — zapytała. — Nie masz mi nic nowego do powiedzenia? Bo jeśli nie, to wybacz, nie chcę marnować czasu na jakieś twoje chore gierki. Jest zimno i późno, poza tym nie czekałam na ciebie tylko po to, abyś znowu powtarzał mi jedno słowo wciąż i wciąż.
Tamten tylko prychnął.
— Nie, nie martw się. Chciałem z tobą przedyskutować jedną rzecz — odparł, niebezpiecznie spokojnym tonem głosu, który sprawił, że Clara niemal się wzdrygnęła, jednak dalej grała niewzruszoną:
— Jaką? — zapytała, starając się brzmieć tak pewnie jak Rani czy Fiona, gdy były zdenerwowane, próbując dodać przy tym lekką nutę wyniosłości. Na widok jej zachowania, Davies tylko drwiąco się uśmiechnął.
— Byłabyś okropną aktorką — skwitował. — Ale, wracając do meritum. Chciałem ci powiedzieć, że twoja wygrana jest tylko tymczasowa. Owszem, przyznam, że to z dzisiaj zdarzyło się przez moją nieuwagę. Mój błąd, doprawdy, powinienem bardziej uważać, kto się wokół mnie znajduje. Cóż, to nauczka na przyszłość. W każdym razie, brawo, nie myślałem, że się nie załamiesz przy Adairze.
— Dziękuję — warknęła Clara, czując, że narasta w niej wściekłość, a policzki zaczynają się rumienić pod wpływem wstydu. Okłamała Patricka. Osobę, na której bardzo jej zależało, a przecież szczerość jest podstawą każdej znajomości. Zamarła. O nie, co jeśli on się o tym dowie i ją znienawidzi? Ale... Po jednym kłamstwie? Przecież byłby chyba w stanie jej wybaczyć, prawda? Chociaż w sumie to nie był pierwszy raz kiedy go okłamała w sprawie Daviesa... Odruchowo przegarnęła włosy na drugie ramię, na chwilę zapominając o tym, jaką postać miała odgrywać.
Widząc jej reakcję chłopak uśmiechnął się do siebie.
— Hm, czyżbym trafił w czuły punkt, Pond? — zapytał, przesłodzonym tonem. Clara naprawdę musiała się mocno zebrać się w sobie, aby się nie wzdrygnąć — No cóż, bywa. Chociaż powinnaś się cieszyć, dzięki temu, prawie nie chciałem z tobą przeprowadzać tej rozmowy. Lecz niestety, twój prefekcik postanowił rozmówić się z Harrisonem, a tego wybaczyć nie mogę. Sprytny z niego chłopak, ten Adair. Muszę mu przyznać, on zna się na ludziach, wie co zrobić, żeby zabolało. Tak samo Harrison. Walnął mi chyba przemowę życia, ale pod koniec tak się załamał, że biedak musiał się przejść.
— I co? Nie czujesz wyrzutów sumienia? Nie jest ci przykro, że osoba, którą podziwiasz coś przeżywa przez ciebie? Po rozmowie z tobą nie dało się go znaleźć, a wierz mi, próbowałam! — odparła Clara, z powrotem przywołując na twarz maskę obojętności. Naprawdę, czy on nie myśli? Obwinia ją o Patricka, okay. Ale o zachowanie Harrisona? To już jest tylko i wyłącznie jego wina! Gdyby nie użył tego paskudnego przezwiska, toby się nic nie stało i oboje nie byliby w takiej sytuacji! Przez twarz Daviesa przeszedł cień, który przekonał dziewczynkę o tym, że chłopak w ten sposób nie pomyślał. Prawie pozwoliła sobie na tryumfujący uśmiech. Prawie.
— To nieważne. Pozbiera się. Jest w końcu przekonany, że przyszedłem cię przeprosić. Jest naprawdę dobrym kapitanem, choć z lekka naiwnym. Za bardzo wierzy w ludzi zresztą... Tak samo jak ty — prychnął. — Naprawdę, jestem zaskoczony, że tak szybko uwierzyłaś w moją zmianę. Powinnaś chyba posłuchać Burton od czasu do czasu. Ona to dopiero ma nosa, szkoda tylko, że przy okazji ma słaby gust.
— Od Laurel się odczep — przerwała mu natychmiast Clara, ponownie czując falę gniewu jaka nawiedziła jej umysł. — I może dojdź wreszcie do meritum, nie mam całej nocy.
— Spokojnie, Pond. Zaraz do tego dojdę. Gdzie ci się tak śpieszy co? Do tego Diggory'ego? — zapytał, bezczelnie pozwalając sobie na kolejny uśmieszek. Dziewczynka tylko zacisnęła usta. — Tak myślałem. Jednak masz rację, mam nieco obolałą rękę po tym całym przepisywaniu zdań, więc też chciałbym kończyć tę miłą pogawędkę...
— O, czyli jednak Fia miała rację! To pióro ci się jednak do czegoś przydało! — stwierdziła zgryźliwe Clara, chcąc mu chociaż trochę dopiec, sprawić, żeby ten pewny siebie uśmiech zniknął mu z twarzy. Jednak Davies tylko przewrócił oczami.
— Naprawdę, Pond? Nic innego nie masz? — prychnął. — W każdym razie chcę cię uświadomić, że nasza umowa nie trwa tylko ten rok, ale też następny i kolejny i kolejny, aż do końca szkoły.
Słysząc to Clara nie wytrzymała. Wybuchnęła prawdziwie zimnym śmiechem, aż zgięła się wpół. Śmiała się i śmiała, aż w końcu rozbolał ją brzuch. Wyprostowała się więc, otarła łzy, które w międzyczasie popłynęły jej po policzkach i spojrzała na Daviesa. Po jego minie była w stanie powiedzieć, że nie takiej reakcji oczekiwał. Pokręciła głową w niedowierzaniu. To się zaczynało robić absurdalne.
— A nie przyszło ci to kiedyś do głowy — powiedziała w końcu. — Że pewnego dnia argumenty ci się skończą? Za dwa lata wszystkie te miłostki będą dla mnie czy Laurel tak ważne jak zeszłoroczny śnieg. To co zrobili bliźniacy też z perspektywy czasu zostanie olane. A gdy nadejdzie taki czas — tutaj nagle spoważniała — Możesz mi wierzyć, że pójdę z tym prosto do dyrektora. Bo podczas gdy twoje groźby będą coraz mniej dla mnie czy innych ważne, ty nadal będziesz mnie szantażował. I uwierz mi, do tego czasu na pewno znajdę sposób, żeby nazbierać dowodów.
Ku jej zdumieniu na twarz Daviesa powrócił ten sam zimny uśmiech.
— I myślisz, że o tym nie pomyślałem? — rzucił, w niedowierzaniu kręcąc głową. — Pond, jesteś głupsza niż myślałem, a to już coś. Wiem, że kiedyś to co na ciebie mam straci ważność. Ale co z tego? Jaką masz gwarancję, że zrobisz coś, czego będziesz żałować, a ja się o tym nie dowiem? Nie uwolnisz się ode mnie tak łatwo, mogę ci obiecać. Dlatego też jak stąd wyjdziesz, powiesz wszystkim, że cie ładnie przeprosiłem, okazałem skruchę, co ci się tam podoba. I będziesz siedzieć cicho. Zrozumiano?
Clara w niemocy kiwnęła głową. Dobrze, na razie teraz ją miał, ale kiedyś...
— Świetnie. A teraz — zerknął na zegarek. — Czas na mnie — i nim Clara zdążyła zareagować już schodził po drabinie.
— Czekaj! — wrzasnęła i rzuciła się w kierunku swojej, ale chłopak był szybszy. Gdy dziewczynka dopadła do drzwi, ten już był za nimi, a gdy je szarpnęła, odkryła, że już są zamknięte. Zaczęła uderzać w nie pięściami. — Davies! — wydarła się. — Oddawaj mi różdżkę! Albo wypuść mnie stąd!
W odpowiedzi usłyszała zimne prychnięcie.
— Nie martw się. Twoja różdżka będzie na ciebie czekać w pokoju wspólnym. A co do wypuszczenia cię... — zamilkł, wyraźnie nasłuchując. Clara również przestała uderzać w drzwi. Po chwili, jakby z oddali usłyszała kocie miauczenie. Zamarła. —...to zaraz to pewnie nastąpi — wyszeptał Davies. — Powodzenia, Pond — po chwili usłyszała już tylko szybko oddalające się kroki.
Przerażona, ponownie przycisnęła dłoń do ust, starając się jak najbardziej oddalić się od drzwi. Spróbowała zebrać myśli, ale paraliżujący ją strach to uniemożliwiał. Kiedy pierwszy szloch wstrząsnął jej ciałem, jeszcze mocniej zacisnęła wargi, aby żaden dźwięk się zza nich nie wydostał.
Czy to jej kara za to, że nie pamiętała o słowach centaura? Może powinna się z tym pogodzić, dać się złapać? Czy faktycznie na to zasługiwała? Pokręciła głową, chwytając się za włosy i czochrając nie. Nie. Nie, to nie tak. Nie może się tak po prostu poddać. Ta sytuacja nie ma nic wspólnego z tamtymi wydarzeniami. Musi stąd wyjść! Ciepłe łzy zaczęły płynąc jej po twarzy, podczas gdy ona starała się gorączkowo zebrać myśli.
Co robić, co robić? Jest tutaj sama, nie ma różdżki a Filch, dzięki Pani Norris, pewnie zaraz przyjdzie. Laurel miała rację, nie powinna przychodzić tutaj sama. W rozpaczy zacisnęła ręce na włosach, targając za nie mocno. Co zrobić żeby się stąd wydostać?
Nagła myśl wpadła jej do głowy. Czy tutaj akurat nie było jakiegoś przejścia obrazowego? Natychmiast wstała. W ciemnościach jakie ją pogrążały, nie była w stanie niczego zobaczyć. Dlatego też zaczęła szybko wodzić palcami po ścianie, jak niewidoma, starając się wyczuć pod nimi coś co nie byłoby zimnym kamieniem. Minutę później jej opuszki natrafiły na to czego szukała, a w sekundę później usłyszała rozeźlony głos:
— Młoda damo, no naprawdę, to się nie godzi...
— Nieważne! — wydyszała, czując, że panika powoli zaczyna przejmować jej ciało. — Hasło jest głupie! Hasło jest głupie....
Portret tylko jęknął, ale usunął swoje ramy, a Clara natychmiast wbiegła w korytarz, akurat gdy zza drzwi usłyszała głośny skrzek Filcha:
— Ktoś tam buszuje, kochana? No, zaraz sprawdzimy, sprawdzimy...
Dziewczynka biegła taks szybko jak potrafiła co i rusz potykając się o szatę, ale nawet na to nie zważała. Jedyne co miała teraz w głowie to jak najszybsza ucieczka z tamtego miejsca. Gdy wreszcie zobaczyła upragniony koniec tunelu, pomimo zmęczenia postarała się biec jeszcze szybciej. W końcu wypadła z ram portretu. Jednak tuż przy samym wyjściu zahaczyła o krawędź swojej szaty. Zacisnęła oczy i wyciągnęła ręce, oczekując nieuchronnego spotkania z zimną podłogą, ale ono nigdy nie nastąpiło. Poczuła, że ktoś chwyta ją w pasie i pomaga jej wrócić do pozycji stojącej. Przerażona krzyknęła i otworzyła szeroko oczy.
Przed sobą zobaczyła wyraźnie rozzłoszczone oraz przerażone twarze bliźniaków i Laurel. Zdumiona spojrzała w bok i dostrzegła żółtą naszywkę na czarnej szacie, jaką osoba która ją złapała nosiła. Cedrik, uświadomiła sobie w zdumieniu.
— Clar? — zapytała ostrożnie Laurel, takim tonem głosu, jakim się często mówi do wystraszonego zwierzęcia. Przyjaciółka natychmiast skierowała swój przerażony wzrok na nią, próbując złapać oddech po ostatnim szaleńczym sprincie. — Co się stało?
Dziewczynka rozejrzała się wokół siebie. Wszyscy jej przyjaciele wyglądali albo na rozwścieczonych, albo na zmartwionych a ona... Ona po tym wszystkim co się przed chwilą stało, nie miała sił, nie chciała ich okłamywać. Dlatego tylko spuściła głowę i drżąc na całym ciele wyszeptała:
— D-Davies... On... On zamknął mnie w hangarze. Miałaś rację — dodała szybko patrząc na Laurel. — Miałaś rację, on wcale nie chciał przeprosić, on chciał mnie tylko nastraszyć. On... — zatrzymała się na chwilę próbując złapać oddech. Na swoich plecach poczuła jak ktoś delikatnie głaska jej plecy. Schowała twarz w dłoniach, próbując się uspokoić.
— On zabrał mi różdżkę — wydusiła w końcu, a jej przyjaciele wydali z siebie zduszone okrzyki. — A potem zamknął mnie w hangarze, gdzie... gdzie akurat przechodziła P-Pani No-Norris...
Po tym zupełnie się załamała. Zakryła sobie usta dłonią, starając się jakoś stłumić w sobie szloch, ale jej się nie udało. Przeżycia z ostatnich kilku minut uderzyły w nią ze zdwojoną siłą i po chwili Clara zaczęła płakać jak bóbr. Jednak tylko przez chwile była w tym sama. Pierwsza podeszła do niej Laurel, przyciskając ją mocno do siebie. Dziewczynka z wdzięcznością schowała twarz w jej szyję pozwalając sobie rozkleić się zupełnie. Po chwili poczuła również, że i chłopcy postanowili dołączyć do przytulenia. Stali tak przez chwilę, pozwalając Clarze zupełnie się wypłakać. Kiedy dziewczynka w końcu przestała się trząść, usłyszała tuż przy swoim uchu głos Freda:
— Lori... Przypomnij mi, żebym na następne urodziny kupił ci kwiaty. I pluszaki. I czekoladowe żaby. I w ogóle wszystko czego sobie zapragniesz.
— Dorzucę się — powiedzieli w tym samym czasie George i Cedrik. Laurel zaśmiała się cicho, za to Clara uniosła głowę, żeby spojrzeć na przyjaciółkę nic nierozumiejącym wzrokiem. Ta uśmiechnęła się słabo.
— Wiesz przecież, że od razu nie podobało mi się to spotkanie — zaczęła spokojnie, odganiając przyjaciółce włosy z twarzy. — Także jak tylko ty sobie poszłaś, ja poczekałam aż Fred, George i Cedrik skończą jeść. Powiedziałam im o wszystkim. Na początku chcieliśmy po prostu siedzieć w pobliżu Wielkiej Sali, wiedząc, że ewentualnie ty albo Davies nas miniecie.
— Potem bliźniacy zaczęli jakoś bardzo często chodzić do łazienki — wtrącił Cedrik. Na te słowa reszta uśmiechnęła się pod nosami. — I jakieś pięć minut temu stwierdzili, że musimy zmienić posterunek. Po drodze wyjaśnili mi, że chodzi o przejście. I proszę — zakończył. — Jesteś tutaj.
— Dorzućcie mnie do składki na kosz dla Laurel — powiedziała Clara, w końcu się uśmiechając, po czym przypomniała sobie o czymś. — A Davies?
— Nie widzieliśmy go, a przecież minąłby nas — odparł Fred. — Także raczej na wieżę jeszcze nie wrócił... I dobrze — dodał, a jego oczy pociemniały. — Nie wiem co mu zrobię, gdy go spotkam...
— Czemu się o tym nie przekonamy? — usłyszeli wszyscy rozzłoszczony krzyk na dole. Cała piątka odwróciła się, aby zobaczyć nikogo innego jak Daviesa, stojącego z różdżką wyciągniętą w ich stronę.
Wszyscy, prócz Clary, wyciągnęli również i swoje. Dziewczynka poczuła jak przy okazji Cedrik łapie ją za dłoń i pociąga do tyłu tak, żeby pozostała przez niego zasłonięta.
— No dalej! — zakpił Davies, uśmiechając się złośliwie. — Kto pier...
— Expelliarmus! — wykrzyknął Cedrik. Zaskoczony Krukon mógł tylko patrzeć jak różdżka wyrywa mu się z ręki i leci w stronę Puchona, który zwinnie ją złapał. — Za dużo gadasz — mruknął chłopiec i pokazał przedmiot Clarze. — To twoja?
Pokręciła głową.
— Nie. To jego — odparła.
— Lepiej oddaj Clarze różdżkę, Davies! — warknął Fred. Ten uśmiechnął się cierpko.
— Bo co, Weasley? Co ty i twój braciszek mi zrobicie, co? Nie macie już dość kłopotów?
— A czy ty jesteś naprawdę taki głupi, na jakiego wyglądasz? — prychnęła Laurel. — Spójrz prawdzie w oczy, Davies. Jest czterech na jednego. Przegrałeś.
Ten tylko wzruszył ramionami.
— I co z tego? Macie moje słowo przeciwko jej. Nie możecie mi nic udowodnić!
— Ale za to możemy sprawić, że ten uśmiech w końcu zniknie z twojej twarzy! — warknął George, który w końcu nie wytrzymał i zbiegł po schodach, uderzając Krukona prosto w nos. Ten, zaszokowany chwycił się za bolące miejsce, ledwo uchylając się od kolejnego ciosu.
— George! — wykrzyknęła Clara, zbiegając po schodach do Gryfona. Chłopak wtedy dostał od Krukona w brzuch, na co natychmiast zareagował Fred, wyprzedzając dziewczynkę na schodach, aby pomóc bratu, co z kolei spowodowało, że tuż za nim pognał Cedrik z Laurel.
Bliźniacy byli tak wściekli, że ledwo patrzyli, gdzie celowali. Jednak pokrótce wspólnymi siłami Krukonek i Puchona udało się ich w końcu oddzielić od Daviesa.
— Puszczaj mnie, Laurel! — warknął Fred, próbując się wyszarpać, ale ta nie dawała za wygraną i pomimo znacznej różnicy wzrostu była w stanie go utrzymać. — Chcę mu złamać nos!
— Jak śmieliście w ogóle podnosić na mnie rękę! — wrzasnął z drugiej strony Davies, próbując się z kolei uwolnić od Cedrika. — Tylko czekajcie jak pójdę z tym do Dumbledore'a!
— Nie pójdziesz — odparła Clara, pod wpływem pomysłu, jaki nagle jej wpadł do głowy. Cała reszta spojrzała na nią w zdumieniu. — Nie pójdziesz, bo wtedy ja powiem o tym, że mnie zamknąłeś w hangarze. Będzie tak jak mówiłeś. Moje słowo przeciwko twojemu. I zobaczymy komu dyrektor bardziej uwierzy a jestem pewna, że po ostatnim wydarzeniu z Goldb... Prescott chciałby zaznać nieco spokoju.
— No to co niby proponujesz? — powiedział Davies, przestając się rzucać, jednak mimo to, Cedrik nadal go trzymał.
— Nikt nikomu nie wspomni o wydarzeniach z tej nocy — powiedziała spokojnie Clara, puszczając George'a. — Nic się dzisiaj szczególnego nie wydarzyło. Ty mnie przeprosiłeś w hangarze a wracając nie wiem, przewróciłeś się, uderzyłeś i dlatego wyglądasz jak po bójce. Na bliźniaków nikt nie zwróci uwagi, bo zawsze można powiedzieć, że się pobili między sobą, a Cedrik, który akurat przechodził obok, przekonał was wszystkich, że musicie iść do skrzydła szpitalnego. Mamy impas, Davies — zakończyła swój wywód.
Po jej słowach zapadła cisza. Każdy wyraźnie myślał o jej słowach. W międzyczasie Fred i Davies zostali puszczeni. W końcu Krukon uśmiechnął się, przekrzywiając głowę.
— Ty jednak jesteś dobra, Pond — mruknął. — Dobrze. Nie jestem idiotą. Wiem, kiedy się wycofać. Niech będzie jak chcesz — po czym wyciągnął rękę przed siebie, którą Clara po chwili wahania zdecydowała się uścisnąć. — Twoja różdżka — dodał po chwili, oddając dziewczynce jej własność. Odwrócił się i spojrzał z wyczekiwaniem na Cedrika, który po chwili mierzenia go wzrokiem i lekkim szturchnięciu od Clary oddał mu jego. Davies jak gdyby nigdy nic ruszył w stronę skrzydła szpitalnego.
— Ładnie rozegrane — pochwaliła przyjaciółkę Laurel. Ta delikatnie się uśmiechnęła.
— Fred, George, Cedrik powinniście iść za nim — powiedziała Clara, spoglądając na chłopaków. Bliźniacy wyglądali naprawdę źle, choć nie tak jak Davies. Uśmiechnęli się słabo.
— Dobrze — powiedział George. — Tylko... Arie?
— Hm?
— Nigdy więcej nie ukrywaj przed nami taki spraw, okay?
— Okay — powiedziała, uśmiechając się delikatnie. Uspokojeni bliźniacy zaczęli się kierować w górę.
— To samo ze mną, dobrze? — zapytał Cedrik,, uśmiechając się. Ta, nieco onieśmielona, zdobyła się na to, żeby skinąć tylko lekko głową. Ten lekko ją przytulił i poszedł za bliźniakami.
Clara stała chwilę patrząc za nim i czując jak się rumieni. Dopiero po czasie usłyszała ciche buczenie Laurel. Spiorunowała ją wzrokiem, na co przyjaciółka wyszczerzyła zęby. Dziewczynka po chwili się zaśmiała podchodząc do niej i przytulając jeszcze raz mocno do siebie:
— Dziękuję — wyszeptała. Laurel odwzajemniła uścisk.
— Od czego ma się przyjaciół, prawda? — powiedziała z uśmiechem.
***
Hej, cześć!
Mam ogromną nadzieję, że rozdział się Wam podobał! Został tylko jeden do końca księgi, a później będę planowała część trzecią! Z niecierpliwością czekam na Wasze przemyślenia na temat tego rozdziału!
Sonia
Nadal nie rozumiem dlaczego Clara pozwala się szantażować zamiast powiedzieć prawdę i przeboleć to wszystko. Zresztą kto by uwierzył Daviesowi, który każdy wie, że ma agendę przeciwko Clarze i jej nienawidzi, więc dlaczego jego słowa miałby być prawdą? W końcu mnóstwo ludzi słyszało jak ja obraża i dręczy itd.
OdpowiedzUsuńNo nic, rozdział super, fajnie się rozwinęła akcja, nawet jeśli irytuje mnie zachowanie Clary xD
NMBZT ❤️
No nic,
No nie powiem, nie zaskoczył mnie tej obrót spaw xD Mam nadzieję, że ktoś w końcu utrze Daviesowi nosa, przydałoby mu się. I tak mi przyszło do głowy - czy w Hogwarcie jest szkolny psycholog? Ewidentnie jest tu potrzebny :D
OdpowiedzUsuńZaczęłam się też po raz kolejny zastanawiać nad motywacjami Daviesa. Dlaczego tak nienawidzi Clary? Czy to zazdrość? Oooh, albo też jest nieczarodziejskiego pochodzenia i w ten sposób próbuje ukryć własne niedostatki (według siebie) :D
Mam nadzieję, że w przyszłości nie zrezygnujesz z tej postaci i dasz się jej rozwinąć :)
I tak na marginesie, czy przypadkiem w następnym roku szkolnym do Hogwartu nie zawita Harry? :O