sobota, 9 listopada 2019

3. W płomienie

Znalezione obrazy dla zapytania proszek fiuu
  Gdy wypadli na podwórko, omal nie pozderzali się ze sobą. Fred szybko przejął inicjatywę i niemal natychmiast zaciągnął Clarę za dom.
— Słuchaj, sprawa jest prosta — zaczął, kucając niedaleko kurnika. Mówił przyciszonym tonem, a wzrok miał skupiony gdzieś dalej. Dziewczyna bezwiednie przykucnęła przy nim, kątem oka widząc, że George robi to samo. — Siedzisz cicho. Wypatrujesz gnoma. Łapiesz go, kręcisz nim i rzucasz za płot.
— Są strasznie głupie, więc jak złapiesz jednego, to reszta zwykle wychodzi by popatrzeć, co czyni naszą robotę prostszą — dorzucił George. Dziewczyna tylko pokiwała w zrozumieniu głową.
Przez chwilę siedzieli tak, w kompletnej ciszy, aż w końcu przy kurniku coś przemknęło. Szybciej, niż Clara się po nim tego mogła spodziewać, George nagle wyskoczył i złapał stworzenie za kostki. Uniósł dłoń w tryumfalnym geście a dziewczyna mogła się przyjrzeć gnomowi.
Niemal natychmiast się skrzywiła. Istotka była strasznie pomarszczona, wielkości niemowlęcia. Darła się wniebogłosy, ale George, nic sobie z tego nie robiąc, zwyczajnie zakręcił nią dookoła głowy i rzucił w dal. Clara aż rozdziawiła usta ze zdumienia, widząc, że gnom poszybował aż do końca pola.
— Niezły rzut, Georgie! — krzyknął Fred. — Ale mi i tak idzie lepiej! Clara, orientuj się!
Dziewczyna szybko rozejrzała się. Rzeczywiście, George miał rację. Zza kurnika zaczęło wychlać się więcej gnomów.
Pomna przedstawienia George'a szybko chwyciła jednego z nich. Skrzywiła się, słysząc ogłuszający pisk, także na ślepo zakręciła nad głową i rzuciła.
— No, nieźle! Ale popracuj nad celem! — usłyszała śmiech Freda.
— Jak będą ciszej, to może będę w stanie się skupić!
Przez dłuższą chwilę cała trójka ganiała za gnomami, łapiąc i rzucając je w powietrze, pokrótce nawet robiąc sobie z tego zawody. Clara dość szybko wpadła w rytm. Złapać, zakręcić, rzucić. W sumie, pomyślała w pewnym momencie, nawet fajny trening przed quidditchem.
Zawody przerwało dopiero trochę cichsze:
— Chłopaki... Mama was woła.
Cała trójka odwróciła się. Niedaleko domu stała mała dziewczynka. Clara natychmiast domyśliła się, że to musiała być Ginny, młodsza siostra bliźniaków. Ze zdumieniem jednak odkryła, że dziewczynka jakby... Skuliła się w sobie, natrafiając na jej spojrzenie. Uśmiechnęła się do niej automatycznie, podczas gdy jej przyjaciele westchnęli.
— Ech, no akurat zaczynało być fajnie... Zaraz wracamy! — mruknął Fred. Mijając Ginny, George jeszcze poczochrał jej włosy.
Dziewczyny zostały same.
— Hej, Ginny, jestem Clara — rzuciła szybko dziewczyna, podchodząc do niej. Dziewczynka zerknęła na nią, po czym natychmiast spuściła wzrok. Clara powstrzymała się od westchnienia. Czyli dlatego bliźniacy tak nie kwapili się, by odstawić jej kufer do pokoju siostry. Widocznie była bardzo nieśmiała.
Dookoła nich, gnomy powoli zaczynały się rozbiegać. Ginny wciąż milczała.
— Chcesz mi pomóc? — rzuciła Clara. — Jestem pewna, że będziesz w tym lepsza od bliźniaków.
Trochę czuła się źle, że tak podłożyła chłopaków, ale przynajmniej Ginny jakoś zareagowała na jej słowa. Dość szybko złapała najbliżej stojącego gnoma i natychmiast rzuciła nim w dal. Clara aż gwizdnęła, słysząc głuche tąpnięcie jakieś dwadzieścia stóp od nich.
— No, jakby to był kafel, to obrońca nie miałby szans — rzuciła, patrząc na dziewczynkę. Twarz Ginny pojaśniała.
— Lubisz quidditcha?
— Nawet w niego gram! — odparła radośnie Clara, szybko zbierając inne gnomy i bezwiednie rzucając nimi w dal. Przemilczała fakt o rezerwie. Skupiła się stworkach, wyobrażając sobie, że rzuca w dal Daviesem. Gnomy poleciały o wiele dalej od tego Ginny.
— A komu kibicujesz? Bo ja Hapriom i...
I na szczęście dziewczynka się otworzyła, a Clara mogła odetchnąć z ulgą.

Wbrew swoim planom rodzice Clary opuścili Norę dopiero wieczorem, co nie uciekło uwadze dziewczyny. Na jej zdziwione spojrzenie, mama jedynie zerknęła wymownie na męża. Wraz z panem Weasleyem, szli oni pogrążeni w rozmowie, nie zważając na nic dookoła. Wnioskując po minie pani Weasley, jakoś niespecjalnie jej to pasowało. Jednak gdy zebrali się do pożegnań, kobieta powiedziała:
— Zawsze jesteście u nas mile widziani
A Clarze spadł kamień z serca, gdy jej mama z najszczerszym uśmiechem odparła:
— A wy u nas.
I mimo, że wszyscy dorośli wymienili między sobą na tyle podejrzane uśmiechy, że zwróciło to uwagę ich dzieci, dziewczyna wciąż cieszyła się, widząc, że jednak jej rodzice może jeszcze nie do końca utracili wiarę w czarodziejski świat.
 Nora z pewnością zaliczała się do tego świata. Dla kogoś takiego jak Clara, nieobeznanego jeszcze do końca ze światem magii, była niesamowicie ciekawym miejscem. Już pierwszego wieczora dowiedziała się o co chodziło bliźniakom, kiedy wspomnieli o lustrze nad kominkiem. Gdy przejrzała się w nim, brudna po odgnomianiu ogrodu, jej odbicie krzyknęło: "Umyj się, kocmołuchu!". Tak się tego przestraszyła, że z wrażenia prawie wpadła na stojącą za nią Ginny.
 Ginny okazała się być niezłą współlokatorką. Dzięki ich wspólnej miłości do quidditcha, dość szybko odnalazły wspólny język. W dodatku, obiecała również pokazać swoją ulubioną płytę Fatalnych Jędz, co Clara przyjęła z radością.
 Za to Ron, młodszy brat bliźniaków, okazał się być zupełnym indywiduum. Pomimo tego, że przyjaźnie przywitał się z Clarą, zauważyła, że on i bliźniacy zdecydowanie mają ze sobą na pieńku. W ciągu jedynie dziesięciu minut zdążyli się posprzeczać kilkakrotnie i prawdę mówiąc, Clara była w stanie zrozumieć dlaczego. Jej przyjaciele nieco z wyższością odnosili się do swojego młodszego brata, na co ten się irytował. Szczególnie drażniło go, gdy nabijali się z jego ulubionej drużyny, Armat z Chudley, do czego nawet dołączyła Ginny. Clara, próbując ratować sytuację, poprosiła Rona aby jej opowiedział o drużynie, skutecznie przy tym zamykając Freda, gdy zwróciła mu uwagę, że zachowuje się zupełnie jak Percy. Wtedy Ginny głośno zabuczała, kierując uwagę brata na siebie, a Ron mógł w spokoju opowiedzieć dziewczynie ze wszystkimi szczegółami historię Armat. 
 Pomimo tych niesnasek, Clara z czasem zauważyła, że bliźniacy na swój sposób troszczyli się o brata, chociażby kryjąc go przed mamą, gdy ten nieuważnie zamiast rzucić gnomem za płot, trafił nim w jedną z doniczek. Winę wzięli na siebie.
 Oprócz lustra, Clarę najbardziej wystraszyły dziwne jęki dochodzące z góry domu. Już pierwszej nocy została obudzona przez dziwne łomotanie i wycie dochodzące ze strychu. Wystraszona, w pierwszej chwili chciała obudzić Ginny, ale widząc, że dziewczynka śpi, stwierdziła, że może w tym domu jest to normalne? Przewróciła się więc na drugi bok, starając się zignorować hałas i uspokoić łomoczące serce. Rano zaś zapytała bliźniaków o te odgłosy, a ci ze śmiechem odparli, że to tylko ich rodzinny ghoul. Na zdziwione spojrzenie Clary Fred dodał jeszcze, szczerząc się, ale zerkając również przez ramię czy pani Weasley nie patrzy:
— Laurel ma skrzata domowego, my mamy ghoula.
 Później już o nic ich nie pytała.
 Za to ona dostawała mnóstwo pytań od pana Weasleya. Już wcześniej wiedziała, że pracuje on w Urzędzie Niewłaściwego Użycia Produktów Mugoli. Fred i George również uprzedzali ją, że jest on szczególnie zaintrygowany wynalazkami mugoli. Nie spodziewała się jednak, że interesuje się absolutnie wszystkimi nowinkami technicznymi. Pan Weasley pytał ją zarówno o tak codzienne przedmioty jak zeszyt czy mugolskie gazety, jak i te bardziej skomplikowane, jak na przykład elektryczność lub telewizory. Na wiele z nich Clara zwyczajnie nie potrafiła odpowiedzieć, ale wtedy pan Weasley machał na to ręką i stwierdzał, że zapyta o to jej tatę.
 Na początku dziewczyna czuła się dziwnie, odpowiadając na pytania o sprawy, które były dla niej oczywiste. Później jednak zrozumiała, że przecież podobnie musieli się czuć jej czarodziejscy przyjaciele, kiedy ona zadawała pytania o ich świat. Po prostu wychowując się w dwóch różnych kulturach, tak odseparowanych od siebie, wiele musieli się o sobie nawzajem nauczyć. Dlatego pokrótce przestała na aż tak zwracać na to uwagę.
 Pewnego dnia kończyła właśnie szczegółowo wyjaśniać panu Weasleyowi konstrukcję i użycie długopisu, kiedy pani Weasley, po postawieniu na stole dzbanka herbaty, powiedziała:
— Myślałam o tym, żeby dziś wybrać się na Pokątną. Już najwyższy czas.
— Masz rację, mamo — odparł George, między jednym a drugim kęsem kanapki.
— Macie wszyscy swoje listy z książkami? — zapytała kobieta. Wszyscy jej synowie oraz Clara kiwnęli głowami. W tym momencie odezwała się Ginny.
— Mamo, a ja też mogę? Proszę? Obiecuję, będę grzeczna!
 Pani Weasley spojrzała z ukosa na swojego męża, który wyprostował się. Odchrząknął, poprawił okulary i powiedział:
— Chyba nie ma innego wyjścia, Molly. I tak powinienem już wychodzić, spóźnię się...
 Kobieta westchnęła, ale skinęła głową.
— Dobrze. Idźcie na górę i weźcie swoje torby. Za dziesięć minut widzę was w salonie.
 Kiedy się zebrali, pani Weasley już na nich czekała z małym wazonem w ręku.
— Na szczęście mamy jeszcze zapas — powiedziała z uśmiechem. — No, goście przodem — to mówiąc podeszła do Clary. Dziewczyna spojrzała na nią pytająco.
— Um... Co powinnam zrobić?
— Ach! Mamo! — zreflektował się Fred. — Clara nigdy nie podróżowała proszkiem Fiuu!
— Jak to nigdy?! — zdziwiła się Ginny i zmierzyła dziewczynę wzrokiem. Ta ledwie  powstrzymała się od zarumienienia.
— Ginny! — skarciła córkę pani Weasley. — Trochę taktu! Wybacz, kochanie, zupełnie o tym zapomniałam — zwróciła się do Clary. — To nic trudnego, naprawdę. Bierzesz trochę tego proszku, rzucasz w ogień na kominku, a kiedy staje się zielony, wymawiasz nazwę miejsca do którego chcesz dotrzeć. Tylko uważaj, żeby wyjść właściwym rusztem. I powiedz adres wyraźnie.
 Clara spojrzała na nią szeroko otwartymi oczami. Ma wejść w ogień? A nie poparzy się? A co jeśli wymawiając nazwę miejsca zakrztusi się? Czy wtedy wyląduje zupełnie gdzie indziej? I jak wróci?
— Um... A czy ktoś mógłby wejść pierwszy i pokazać mi jak to się robi? — zasugerowała nieśmiało, starając się nie patrzeć na pozostałych członków rodziny.
— Tak, oczywiście — odparła pani Weasley, po czym krzyknęła za siebie. — Fred! George! Pokażcie koleżance jak to się robi!
— A nie lepiej Percy-prefekt? — zasugerował cierpko George. Clara posłała mu karcące spojrzenie. Stojący obok nich Percy wyraźnie poczerwieniał, lecz mimo to z godnością uniósł głowę, przetarł odznakę prefekta, z którą się nie rozstawał, i powiedział:
— Oczywiście, że mogę to zrobić. Matko, proszę podaj mi proszek.
 Za jego plecami bliźniacy zrobili minę do Clary, ale ta tylko w niemocy pokręciła głową. Naprawdę, czasem nie mogła ich zrozumieć.
 — Patrz uważnie, Claro — odezwał się Percy, zwracając uwagę dziewczyny z powrotem na siebie. Wziął szczyptę proszku i rzucił nim w ogień. Ten nagle zmienił kolor na jaskrawozielony. Chłopak wziął głęboki oddech i wszedł w niego. Clara mimowolnie wstrzymała oddech, ale widząc, że nic się mu nie stało, natychmiast go wypuściła. Percy odwrócił się twarzą do pokoju, okulary schował do kieszeni płaszcza i powiedział:
— Ulica Pokątna!
 I nagle zniknął. Clara była tak zaskoczona, że przez chwilę nie mogła z siebie wydusić słowa. Skorzystali z tego bliźniacy, którzy pod pretekstem pokazania przyjaciółce jak to się robi raz jeszcze, powtórzyli wyczyn brata. Za każdym kolejnym razem dziewczyna czuła się spokojniejsza, dlatego kiedy Fred zniknął w płomieniach, postanowiła w końcu sama spróbować.
 Wzięła więc od pani Weasley szczyptę proszku i z mocno bijącym sercem wrzuciła go do ognia. Tak jak poprzednio, płomienie zmieniły kolor. Clara wzięła głęboki oddech i weszła w nie. Ku jej zdumieniu nie były one gorące, raczej przyjemnie ciepłe. Już miała coś powiedzieć, kiedy odezwała się pani Weasley.
— Ach! Łokcie! Łokcie trzymaj przy sobie! — Dziewczyna aż podskoczyła. — I zamknij oczy, sadza ci się może do nich dostać... I nie wychodź aż nie zobaczysz Freda, George'a i Percy'ego!
 Teraz już zupełnie się zestresowała. Sztywno pokiwała głową i powiedziała, starając się, aby popiół z kominka nie dostał się do jej ust:
— Ulica Pokątna!
  Nagle poczuła jakby potężna siła zaczęła ją unosić do góry. Miała wrażenie, że tak lecąc, obraca się wokół własnej osi. Przestraszona otworzyła oczy, jednak natychmiast tego pożałowała. Poprzez wszechogarniającą ją zieleń, zdołała dostrzec jakieś obrazy, które mogły być salonami innych czarodziejów. Przez krótką chwilę zastanowiła się, ile razy dziennie ktoś patrząc w swój kominek widzi innego czarodzieja.
  Myśl ta, choć zabawna, wcale nie sprawiła, że poczuła się lepiej. Od ciągłego wirowania zaczęło jej się robić niedobrze, a poza tym zaczęła odczuwać przejmujący chłód. Zamknęła w końcu oczy, żeby nie dostać oczopląsu, a po chwili poczuła, że skądś wypada, a dwie silne ręce łapią ją pod ramiona.
 Oszołomiona zaczęła kaszleć, starając się wyrzucić ze swoich płuc jak najwięcej sadzy. Poczuła, że ktoś klepie ją po plecach.
— Żyjesz? — usłyszała obok siebie głos George'a.
— No — odparła, kaszląc ponownie. Po chwili poczuła, że czuje się na tyle dobrze, żeby wstać. Przetarła oczy i spojrzała na bliźniaków, stojących po obu jej stronach. — Ale nigdy więcej. Już chyba wolę teleportacje skrzatów.
— Grunt, że nic ci nie jest — stwierdził Fred, klepiąc ją pocieszająco po ramieniu. — A teraz zejdźmy na bok, Ginny pewnie poleciała tuż za tobą...
 Odeszli obok kominka, z którego wypadła Clara. Dziewczyna rozejrzała się po pomieszczeniu, rozpoznając w nim Dziurawy Kocioł, pub czarodziejów. Jej uwadze nie umknęło, że tego dnia pub gościł o wiele więcej osób, niż kiedykolwiek widziała. Zauważyła też, że wszyscy, wraz z bezzębnym barmanem, wydawali się być aż nazbyt poruszeni. Podzieliła się tym spostrzeżeniem z Fredem i George'em akurat gdy Ginny wypadła z kominka. Fred i Percy podbiegli jej pomóc, a drugi bliźniak wzruszył ramionami.
— Też to zauważyliśmy — powiedział. — Ale jakoś nie mieliśmy ochoty pytać. Zobaczysz, jak przyjdzie mama, pewnie dowiemy się czegoś więcej.
 Tak też zrobili, a Clara, w oczekiwaniu na panią Weasley, zaczęła otrzepywać swoje ubranie i torbę z sadzy. Kilkakrotnie pytała bliźniaków czy jest brudna na twarzy, na co oni za każdym razem mówili, że nie. Mimo to dziewczyna nadal wycierała sobie twarz, aż w końcu Ginny upewniła ją, że na pewno jest czysta.
— No proszę, kogo ja widzę! — usłyszała nagle tuż za sobą znajomy, znienawidzony głos. Powstrzymując się od wywrócenia oczami, odwróciła się, tylko po to by zobaczyć...
— Davies — mruknęła, mimowolnie zakładając ręce na piersi. Na dźwięk tego nazwiska Fred i George również się odwrócili, stając bliżej Clary.
— Pond. Weasley. Weasley — odpowiedział tamten, kiwając głową Fredowi i George'owi. Żaden z nich nie odwzajemnił gestu. — Cóż za chłodne przywitanie.
— No cóż — fuknęła Clara. — Bywa.
— Co ty tu robisz, Davies? — zapytał Fred, mierząc go wzrokiem. Ten wzruszył lekko ramionami, nadal się uśmiechając.
— Prawdopodobnie to samo, co wy — odparł. — Idę na zakupy. Może kupię sobie nowa miotłę. Wiesz, Pond, nowy sezon quidditcha się zbliża, a chyba Norman i Jones skończyli szkołę w tym roku. Harrison będzie robił ponownie rekrutację...
 Clara zamrugała. Faktycznie, ich ścigający i obrońca byli w siódmej klasie kiedy ona była na rezerwie w drużynie. Kompletnie o tym zapomniała!
— ...a w tym roku nie mogę sobie pozwolić na rezerwę — kontynuował Davies, wypowiadając ostatnie słowo z obrzydzeniem.
— I liczysz na to, że szybsza miotła ci w tym pomoże? — prychnęła Clara. — Harrison nie jest taki, on patrzy na talent...
— Szybsza miotła może być dodatkowym atutem, Pond — odpowiedział spokojnie Davies. — A akurat teraz wszedł nowy Nimbus...
 Fredowi i George'owi oczy się otworzyły szerzej ze zdziwienia.
—  Ty chcesz sobie kupić Nimbusa 2000? — wykrztusił Fred. — Nie wciskaj mi kitu, Davies, to jest w tym momencie najdroższa miotła na rynku...
— I najlepsza, ale cóż, skoro was nie stać, to trudno. Ja już mam drogę wyznaczoną do zwycięstwa. A ty znowu będziesz siedzieć na ławce.
 Clara poczuła, że zaczyna się coraz bardziej denerwować. Spuściła wzrok, zaciskając ręce w pięści. Nie da się sprowokować. Doskonale wiedziała, że jest lepsza od Daviesa. Poza tym, zdawała sobie sprawę, że w razie czego Rani, dziewczyna kapitana drużyny oraz druga ścigająca, prędzej umrze niż pozwoli aby to Davies dostał się do drużyny, z szybsza miotłą czy bez. No i co najważniejsze, przez ostatnie kilka dni, często wychodziła z bliźniakami, Ginny i Ronem pograć w pseudo-quidditcha. Także ćwiczyła.
 Już miała mu coś odpowiedzieć, kiedy Davies prychnął.
— Poza tym... Jeśli chcesz przyjść na rekrutację wyglądając w ten sposób...
 Odruchowo zawstydziła się, spuszczając oczy, jednak po chwili wstyd ustąpił złości. Już otwierała usta, żeby powiedzieć mu żeby się od niej odczepił albo spojrzał na siebie, albo coś tego pokroju, kiedy dotąd milczący, stojący na uboczu Percy postanowił się wtrącić.
— Czy możecie się uspokoić? Jestem pewny, że Harrison, podobnie jak Oliver na  pewno będzie wybierał sprawiedliwie, ze względu na talent, a nie na wygląd czy szybkość miotły.
 Davies uniósł głowę, by spojrzeć na piętnastolatka. Clarze nie umknął fakt, że mina mu zrzedła, gdy dostrzegł błyszczącą odznakę prefekta na jego piersi.
— Znasz Olivera Wooda? — zapytał zdumiony.
— Tak — powiedział Percy z uśmiechem, który Clara naprawdę rzadko widziała. — Tak samo jak Harrisona. I przykro mi słyszeć, że masz tak niskie mniemanie o swoim kapitanie.
— Ale... ja wcale... — zaciął się Davies. Końcówki jego uszu poczerwieniały. — Nieważne — powiedział w końcu i ponownie spojrzał na Clarę. — Niech wygra lepszy. Do zobaczenia w szkole.
 Nagle obrócił się na pięcie i zniknął pośród tłumu. Clara rozkrzyżowała ramiona i westchnęła.
— Dzięki, Percy — powiedziała ze szczerym uśmiechem. Tamten tylko wzruszył ramionami, jednak jej uwadze nie umknęło, że także się uśmiechnął.
 W tym momencie z kominka z gracją wyszła pani Weasley.
— No! — wykrzyknęła ucieszona. — Czy mamy już wszystkich?
— Tak mamo! — pisnęła Ginny, łapiąc matkę za rękę.
— No dobrze. A więc najpierw do Gringotta, a później ustalimy plan działania. Za mną, kochani!

Przychodzę do Was po dwóch tygodniach piekła studenckiego. Kto by pomyślał, że na filologii angielskiej będę się uczyła o układzie oddechowym i funkcji poszczególnych organów w procesie wytwarzania dźwięku... O ludzie..
Następny rozdział 23 LISTOPADA
Sonia

2 komentarze:

  1. "skutecznie przy tym zamykając Freda" - brzmi, jakby Clara wepchnęła chłopaka do kufra i zatrzasnęła za nim wieko. Myślę, że lepiej brzmiałoby coś w stylu "skutecznie zamykając Fredowi usta".

    Tak w sumie sobie pomyślałam, że skoro Clara jest jedynaczką (a nie wiadomo również, czy ma jakiekolwiek kuzynostwo), to gościna w tak dużej rodzinie musi być dla niej sporym przeżyciem. :) Sama wiem po sobie, jak taka familia może być chaotyczna :D

    Przestałam lubić Daviesa, teraz już tylko mnie irytuje. Póki co odnoszę wrażenie, że jego postać stoi w miejscu, ale mam nadzieję, że jeszcze się rozwinie i przestanie być typową Scary Sue. Może w końcu da się poznać z jakieś innej strony? Naprawdę na to liczę, niejednoznaczni bohaterowie są najciekawsi.

    Btw, chłopak ma rację i szybka miotła naprawdę jest sporym atutem :D

    Czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaraz zmienię 😅
      Jeśli chodzi o Daviesa: shit, naprawdę jest tak źle, że jest Scary Sue? Damnit... Ale spokojnie, tak jak mówiłam, swoje powody ma, wyjaśni się, tylko jeszcze nie teraz *wink wink*
      Sonia

      Usuń

theme by xvenom | sg