sobota, 23 listopada 2019

4. W wirze spotkań

Podobny obraz

Clara była w Gringocie tylko raz, więc ciężko było jej ukryć zdziwienie, gdy jeden z goblinów zaprowadził ich do ciemnego korytarza, a następnie kazał im wsiąść do czekającego tam na nich wózka. Ponieważ nigdy wcześniej nie była nigdzie poza główną salą banku, szybkość z jaką poruszał się magiczny wózek sprawił, że znów zrobiło się niedobrze. Gdy wreszcie zatrzymali się, z wielką ulgą wysiadła z wózka, nadal lekko zielonkawa na twarzy. 
 Pani Weasley z troską kazała  jej zostać obok wózka wraz z Ginny i Ronem, którzy z resztą też nie wyglądali za dobrze, a sama poszła za goblinem w głąb oświetlonego pochodniami korytarza. Po chwili wróciła wraz z sakiewką z pieniędzmi, którą szybko schowała do torebki.
— Jak się czujecie? — zapytała spoglądając na dzieci. Cała trójka tylko jęknęła. Niezadowolona zmarszczyła nos. — Nie dałoby się może tym razem pojechać trochę wolniej? — spytała. Goblin w odpowiedzi wyszczerzył ostro zakończone zęby.
— Wózki jadą z jedną prędkością — wyjaśnił skrzekliwym głosem. Clara jęknęła w duchu.
 Po wyjściu z banku przysiedli na jednym ze schodków, dając całej trójce odpocząć, a przy okazji ustalając, jak to określiła pani Weasley, "plan działania".
— Myślę, że najlepiej będzie, jak się rozdzielimy, matko — zasugerował Percy. — Poszłabyś z Ronaldem i Ginewrą po ich sprawunki, a my pójdziemy po nasze.
 Pani Weasley pokiwała głową.
— To dobry pomysł, Percy — przyznała, pieszczotliwie czochrając synowi włosy. Ten tylko się skrzywił, a bliźniacy uśmiechnęli się złośliwie.
— To może my pójdziemy z Clarą... Eeee... gdzieś, gdzie nie ma Percy'ego, a on do Esów i Floresów?
 Pani Weasley posłała Fredowi karcące spojrzenie. Natychmiast się skulił.
— Dlaczego nie możecie iść razem? — zapytała.
— Będziemy mu przeszkadzać w jego niezwykle ważnych poszukiwaniach książek — wtrącił George, ignorując szturchnięcie Clary. — A sami mamy ważne rzeczy do sprawdzenia i...
— Ja również — dodał straszy chłopak. Pani Weasley westchnęła.
— No dobrze. Spotkajmy się za... — spojrzała na swoją rękę, gdzie miała zawieszony zegarek. — ...za trzy godziny pod Florianem Fortescue, dobrze?
— Jasne, mamo! — zawołali bliźniacy i już chcieli odbiec jak najdalej dalej od rodziny, gdy powstrzymało ich jeszcze jedno zdanie matki.
— Ach... Niech któreś z was skoczy mi do apteki! Zioła mi się kończą.
 Wszyscy jej synowie jęknęli. Clara, marszcząc brwi, ośmieliła się wtrącić.
— Ja mogę to zrobić — zaoferowała się. Kobieta uśmiechnęła się ciepło.
— Jesteś pewna, kochanie? Można się w tym wszystkim trochę pogubić... i ci aptekarze mogą tak zacząć naciągać...
— Poradzę sobie — powiedziała Clara z uśmiechem. — Pani tylko powie co mam kupić i to zrobię.
— No dobrze... Więc potrzebuję...
 Pani Weasley szybko zaczęła wymieniać brakujące ingrediencje, a  Clara wyjęła z torby kawałek pergaminu i pióro, z trudem nadążając z zapisaniem wszystkich składników. Kiedy skończyła, pani Weasley zaznaczyła, że ma przynieść jej rachunek, ponieważ na pewno będzie chciała oddać pożyczone pieniądze. Na zapewnienia Clary, że to przecież żaden problem, pozostała głucha. Rozdzieliła między swoje dzieci zawartość sakwy i ruszyła w głąb uliczki.
— Chodź, Arie! — zawołał George, łapiąc ją za rękę. — Tu niedaleko jest sklep z gadżetami!
 Dziewczyna westchnęła, ale dała się pociągnąć w stronę sklepu. W sumie nie spodziewała się niczego innego bo bliźniakach.
 Tak jak w poprzednim roku, w sklepie z gadżetami spędzili zdecydowanie za dużo czasu. Clara żałowała, że w tym razem nie miała przy sobie Laurel, która pomogłaby jej wygonić przyjaciół ze sklepu; przynajmniej nie musiałaby czekać, aż obejrzą absolutnie każdą półkę, debatując czy stać ich na "Słynny zestaw doktora Filibustera dla początkujących", czy też może chcą zachować kieszonkowe na wyprawę do Hogsmeade. 
 Clara  uśmiechnęła się pod nosem. Przynajmniej wiedziała, co im kupi na święta.
 Kilka razy próbowała napomknąć, że muszą pójść do pobliskiego sklepu po atrament, ale bliźniacy tylko przytakiwali, lecz kiedy  natknęli się na, Lee Jordana,  zagłębili się z nim w rozmowie tak bardzo, że już kompletnie przestali zwracać uwagę na Clarę. Poirytowana wyszła na zewnątrz, dochodząc do wniosku, że równie dobrze może się rozejrzeć, czy nie ma w pobliżu czegoś ciekawszego.
 Wtedy zauważyła znajomą postać zmierzającą w jej kierunku. Był to Hagrid, gajowy Hogwartu. Mężczyzna był tak wysoki, że nie sposób go było nie zauważyć. Szczęśliwa, że widzi kolejną znajomą twarz, Clara pomachała do niego. Olbrzym uśmiechnął się.
— Ach! Cześć, Clara! — powiedział, podchodząc do niej. Dziewczyna uniosła głowę.
— Cześć, Hagridzie! Co u ciebie?
 Olbrzym wyprostował się z godnością, a jego ciemne oczy pojaśniały, jakby ze szczęścia.
— Nie mogę ci powiedzieć— odparł tajemniczo. — Tajne sprawy Hogwartu, rozumisz. Dumbledore kazał.
— Naprawdę? — zdziwiła się. — Tak tajne, że nie możesz mi powiedzieć? Nic a nic?
— Nic a nic! — wykrzyknął Hagrid z zadowoleniem. — Ale pewien jestem, że ten rok cię uszczęśliwi, niech skonam! Hogwart będzie jeszcze sławniejszy niż jest!
— Tak? A to dlaczego?
 Clara była zdziwiona. Wiedziała, że Hogwart i tak był słynną szkołą. Dlaczego teraz miałby się stać jeszcze słynniejszy? I czemu to taka tajemnica? Wbiła wyczekujące spojrzenie w olbrzyma, lecz ten nie zamierzał się ugiąć.
— Nie, nie, nic ode mnie nie wyciągniesz! — odparł, kręcąc głową. —  Ni słówka!
— Ale Hagridzie...
— Ni... I tak niedługo się dowiesz — dodał, mrugając do niej, po czym nachylił i szepnął: — Powiedz lepij jak ty się czujesz, co?
 Dziewczyna spuściła wzrok, nerwowo bawiąc się końcówką warkocza. Hagrid był pierwszą osobą, którą poinformowali o porwaniu Patricka. Naturalnie  chciał się dowiedzieć jak ona trzyma się po wydarzeniach z zeszłego roku. Przygryzła wargę.
— Dobrze — skłamała, podnosząc wzrok. Zmusiła się do uśmiechu. — Mogłoby być lepiej, ale na razie jest dobrze.
— Wisz co by ci pomogło?
— Zamieniam się w słuch.
— Wincyj zwierzątek. Ja wiem... - powiedział, kładąc jej ciężką rękę na ramieniu. — ... że te centaury to cię wystraszyły. Ale nie każdy jest zły. I też nie każdy zwierzak to rozwścieczona chimera.
— To dobrze się składa, że idę na opiekę nad magicznymi stworzeniami, prawda?
 Olbrzym zaśmiał się tubalnie.
— Bardzo dobrze, Claro. A bliźniacy?
— Też.
— No i widzisz. Wszystko samo się rozwiąże, co nie? — skinęła głową. W tym momencie na jednej z wież zegarowych zabrzmiał dzwon. Hagrid zmarszczył brwi. — A niech to cholibka, spóźnię się — mruknął do siebie. Poklepał Clarę po ramieniu, niemal wbijając dziewczynę w podłoże i rzekł: — No, ja spadam. Widzimy się w Hogwarcie!
 Dziewczyna jeszcze przez chwilę stała, patrząc za nim. Ciekawe o co mogło chodzić? Wiedziała, że Dumbledore ufa Hagridowi, ale sądziła, że gdyby miała to być jakaś naprawdę poważna sprawa, dyrektor powierzyłby zadanie raczej profesor McGonagall, nauczycielce transmutacji i wicedyrektorce. Czyli to nie mogło być aż tak ważne.
 Za sobą usłyszała mały dzwoneczek, oznaczający, że ktoś właśnie wyszedł ze sklepu. Z ulgą zobaczyła, że byli to Fred i George. Ku jej zaskoczeniu byli bez Lee, ale chłopak pewnie sam chciał się jeszcze rozejrzeć... Albo bliźniacy w końcu sobie o niej przypomnieli. Wolała tą drugą opcję.
— No nareszcie — jęknęła. — Dłużej nie mogliście?
— Na naszą obronę — wtrącił natychmiast George. — Bywaliśmy w takich sklepach dłużej.
— I nic w końcu nie kupiliście? — zapytała zdziwiona, zauważając, że wyszli bez żadnych pakunków. Chłopcy wzruszyli ramionami.
— Kupimy sobie coś  w Zonko — mruknął Fred. Clara ciężko westchnęła, na co w ogóle nie zwrócili uwagi. — Czyli gdzie teraz?
— Po ten przeklęty kałamarz — mruknęła pod nosem Clara, ruszając przed siebie.

***

Po zakupie kałamarza, atramentu, pergaminu i podręczników, skierowali się do apteki.
 Zanim tam weszli, opowiedziała bliźniakom o spotkaniu z Hagridem. Podobnie jak i ona, stwierdzili, że olbrzym pewnie nieco przesadził z powagą swojego zadania. Wszyscy lubili Hagrida, ale żadne z nich nie było w stanie sobie wyobrazić, żeby dyrektor powierzył jakieś niesamowicie ważne zadanie właśnie jemu.  Kiedy skończyła już swoją opowieść, Clara, dziwnie podekscytowana, pchnęła drzwi apteki.
 Jeszcze nigdy w niej nie byłą. Podczas jej pierwszego pobytu na ulicy Pokątnej, to profesor McGonagall kupiła potrzebne jej podstawowe składniki do eliksirów, a później po prostu nie były jej one potrzebne.
  Pierwszym co ją uderzyło był, duszący zapach, przypominający nieznacznie ten, który poczuła w pokoju bliźniaków kiedy weszła do niego po raz pierwszy. Jednak zamiast prochu strzelniczego tutaj czuć było zapachy przeróżnych ziół, podwieszonych u stropu apteki. Tym, co wywołało u  Clary  kaszel, nie były jednak zioła - był to smród jakby czegoś zgniłego zmieszanego z czymś gryzącym. Od razu zrozumiała, dlaczego żadne z dzieci pani Weasley nie chciało tu przyjść. Ten smród był nie do wytrzymania!
 Zebrała się jednak w sobie i, próbując się nie skrzywić, rozejrzała się po pomieszczeniu. Na podłodze stały beczki z przeróżną zawartością, a ściany zajmowały komody lub zawieszono na nich półki z puszkami i koszami pełnymi przeróżnych składników do eliksirów. Clarze udało się rozpoznać jedynie bezoar, oczy żuków i korzonki stokrotki. Reszta, szczególnie różne kolorowe proszki, były dla niej tajemnicą.
 Podchodząc do lady, wyjęła z torby pergamin z listą pani Weasley.
— Dzień dobry — powiedziała, siląc się na uśmiech, do  czarodzieja za ladą. Jak on jest w stanie tu pracować, przemknęło jej przez myśl.
— Witam. Czego panienka sobie życzy?
— No więc... — zaczęła i po kolei odczytywała składniki. Aptekarz ani razu nie poprosił jej o powtórzenie żadnego z nich. Krzątał się po pomieszczaniu, szybko znajdując wymieniane rzeczy. Kątem oka Clara spostrzegła, że bliźniacy podejrzanie długo wlepiają wzrok w róg, prawdopodobnie jednorożca. Na wszelki wypadek zerkała na nich co jakiś czas, chociaż wiedziała, że raczej nic z nim nie zrobią.
 Po dziesięciu minutach przed Clarą leżała już mała kupka składników, a kiedy była przy jednej z końcowych pozycji, do sklepu weszła kolejna osoba.
 Instynktownie odwróciła się, żeby zobaczyć kto to. Ku ladzie, dziarskim krokiem, szła dziewczyna, wyglądająca na kogoś w jej wieku. Była tak ruda i piegowata, że spokojnie mogłaby być spokrewniona z bliźniakami. Jednak, w odróżnieniu od nich, jej włosy nie były proste, tylko mocno kręcone.
 Rozmarzone spojrzenie brązowych oczu wbiła w jeden z pęków piór, podwieszonych u stropu. Clara zauważyła, że jeden z naszyjników, którymi nieznajoma był obwieszona, był ozdobiony takimi samymi piórami.
 Chyba za długo się na nią patrzyła, ponieważ dziewczyna uniosła wzrok. Napotykając spojrzenie Clary uśmiechnęła się do niej.
— O! Ty tutaj? — zapytała zaskoczona, wyraźnie ją rozpoznając. Podeszła bliżej. — Co kupujesz?
— Eeee — zająknęła się Clara, gorączkowo próbując sobie przypomnieć skąd może ją znać, ale w głowie miała kompletną pustkę  — To? — powiedziała niepewnie, zataczając ręką koło nad swoją małą kupką składników. Za sobą usłyszała stłumione śmiechy Freda i George'a. — A ty? — zapytała, starając nie dać po sobie poznać, że kompletnie jej nie poznała.
— Ach, tylko kilka rzeczy do mojej biżuterii — odparła uradowana, w chwili, gdy aptekarz postawił przed Clarą ostatni z potrzebnych składników. — Wiesz, jak to jest, prawda?
— Eee... tak — odpowiedziała Clara, zwracając swoją uwagę ku aptekarzowi, próbując nie spalić się ze wstydu. Nie lubiła takich sytuacji. — Ile to wszystko będzie kosztować?
 Oczy czarodzieja zabłysły.
— Dwadzieścia galeonów i cztery sykle — odpowiedział.
— ILE?! — rozległ się za nią zdumiony krzyk bliźniaków. Nawet nieznajoma wydała się wytrącona z równowagi. Za to Clara nie wiedziała co powiedzieć. To było za dużo, czy za mało, czy...? Jej wątpliwości przerwała dziewczyna.
— Ależ... Kiedy ostatnio u pana byłam ta smocza wątroba kosztowała dziesięć sykli... No i te żuki... Rano to było jeszcze pięć knutów! — wykrzyknęła, zupełne zdumiona. Dopiero wtedy Clara usłyszała jej irlandzki akcent. Aptekarz chyba się zmieszał, ponieważ potarł sobie brodę.
— Tak, panno Flanagan, ale widzi pani, doszły do mnie słuchy, że...
— Ja rozumiem proszę pana, ale to mógłby pan trochę spuścić z ceny? Tak dla ulubionej klientki? — zapytała dziewczyna, uśmiechając się. Aptekarz ciężko westchnął.
— Dobrze, ale tylko dlatego, że widzę tu panią codziennie — zamilkł na chwilę, przeliczając w głowie nowe ceny. — W takim razie... Dziesięć galeonów, pięć sykli i dwa knuty.
 Nie słysząc już żadnej oburzonej reakcji, Clara wyciągnęła pieniądze i zapłaciła. Bliźniacy, nie proszeni, podeszli, żeby pomóc jej z zakupami. Wyciągnęła jeszcze rękę po zwitek pergaminu z ceną i, dziękując aptekarzowi i nieznajomej wyszła z apteki.
— Do zobaczenia w  Hogwarcie! — usłyszała jeszcze za sobą krzyk dziewczyny.
 Kiedy wyszli na słoneczną ulicę bliźniacy nagle wybuchnęli śmiechem.
— No co? — zapytała Clara poirytowana. — Wy ją znacie? Kim ona jest?
— No nie mów, że nie znasz Peggy Flanagan! — wykrzyknął Fred, a widząc nierozumiejący wzrok Clary dodał: — No myślałby kto, tyle czasu z Cedrikiem spędzasz i nigdy ci o niej nie mówił?
— Nie?
— No dobra... Peggy jest... No... — zaciął się George, szukając odpowiednich słów. — Puchonką o bardzo ciekawym charakterze?
— Jak ciekawym? — zapytała Clara, kierując się w stronę lodziarni. I tak już prawie kończył im się czas.
— Czyta Żonglera — odparł Fred, takim tonem, jakby to miało wszystko wyjaśnić. — I robi własną biżuterię. Jak widziałaś, dość osobliwą.
— Była ładna! — zaoponowała Clara, ale jakby bez przekonania — I co w tym złego, że czyta coś innego niż Prorok?
— Później ci wytłumaczymy — odparł George, zauważając swoją rodzinę. Ginny z zadowoleniem jadła lody, co chwila kopiąc pod stołem Percy'ego. — Jakie to rozkoszne. Ach i jest z naszego roku.
— Serio?! — wykrzyknęła już zupełnie zszokowana Clara. — Myślałam, że znam wszystkich...
— Dlatego jest to takie zabawne — powiedział Fred. — No chodźcie już. Mama aż się rwie, by oddać ci pieniądze.

Witam, witam. Studia mnie przeorały na poważnie i się rozchorowałam. Yay, sezon późnojesienny! Mam nadzieję, że chociaż Wy jesteście zdrowi i że wszystko u Was gra. Jeśli się zaczynacie niecierpliwić co do akcji, przysięgam, niedługo się zacznie więcej dziać!
NOWY ROZDZIAŁ 7.12!
Sonia

9 komentarzy:

  1. Witaj :)
    Trafiłam tutaj wczoraj ale historia mnie zaciekawiła. Jest zabawna i tylko czekam aż się zacznie dziać coś więcej. Nowi bohaterowie dają się lubić a ten niemiły przypomina trochę Malfoya XD
    Na pewno tu jeszcze zajrzę :)
    Pozdrawiam cieplutko i zapraszam do siebie :)
    Pani Black

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że historia ci się podoba ^^
      Sonia ❤️

      Usuń
  2. Hej!
    Zaczynam właśnie oceniać Twojego bloga i przyznam, że... nieco się gubię. Jest szansa, żebyś szybciutko napisała dla mnie straszczenie pierwszego tomu na maila? Takie rach-ciach, bez rozwodzenia się, ale żebym wiedziała, na czym stoję.
    Z góry dziękuję : )
    Elektrownia
    nikonorow.maria@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, szybkie streszczenia właśnie poleciało na Twojego maila. Nie mogę się doczekać, żeby przeczytać Twoją opinię ^^

      Usuń
  3. Juhu, Harry Potter! Strasznie na niego czekam, bo bardzo jestem ciekawa, jak wpiszesz swoją opowieść w to, co działo się w tomach. :)

    Wesleyowie to jednak strasznie rodzinne typy. Ja rozumiem, że wzięli pod skrzydła Harry'ego, bo był sierotą, ale Clara ma rodziców. Dlaczego nie oni pomagają córce w sprawunkach?

    Podoba mi się scena w aptece, sama nie wiem dlaczego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Clara dalej jest u Weasleyów, a rodzice przecież dali jej pieniądze przed odjazdem w poprzednim rozdziale c;
      Też ją lubię ^^
      Sonia

      Usuń
    2. Ja wiem, że jest u nich gościem i że dostała kasiurę od rodziców. Po prostu tak ważne sprawy - w tym przypadku zakup sprawunków do szkoły - raczej nie zrzuca się na karb ludzi, których się w zasadzie nie zna. A rodzice Clary właściwie właśnie to zrobili. W przypadku Harry'ego to miało sens, bo był sierotą i po prostu nie miał z kim tego zrobić, ale Clara ma rodzinę. Hermiona z tego co pamiętam (choć mogę się mylić, bo czytałam te książki już dość dawno) też nie robiła zakupów z Weasleyami. Pamiętam scenę, w której Grengerowie próbowali wymienić pieniądze u Gringota.

      Trochę szkoda, że rodzice Clary nie biorą w tych scenach udziału, fajnie byłoby zobaczyć perspektywę ludzi, których córka nieoczekiwanie okazuje się czarownicą. I dzięki temu przypomniałam sobie właśnie, że w tomach o Harrym też mi brakowało większej ilości państwa Grenger ;)

      Usuń
    3. Oj, z Hermioną różnie bywało. W drugiej i trzeciej owszem, ale dalej już była chyba wszędzie tam gdzie Harry... Zakon, Książę, Czara (mam wrażenie, że poszła z panią Weasley po szatę wyjściową, choć to mogła być moja wyobraźnia, ale w Zakonie już na pewno zakupy robili wspólnie) chyba też, więc debatable, chociaż widzę tę uwagę, może mi się w przyszłości przydać ^^

      Usuń

  4. Kilka szybkich uwag:
    "Pierwszym co ją uderzyło był, duszący zapach, przypominający nieznacznie ten, który poczuła w pokoju bliźniaków kiedy weszła do niego po raz pierwszy." - tutaj coś wyraźnie jest nie tak z przecinkami.
    No i Florian Fortescue, Nie Fortusce.
    Ogólnie to tak spokojnie w tym rozdziale, nie powiem, zaciekawiła mnie ta Peggy, może być fajnym dodatkiem do historii, czekam, aż pojawi się po raz kolejny :D

    OdpowiedzUsuń

theme by xvenom | sg