sobota, 7 grudnia 2019

5. Harry Potter

Podobny obraz
Niestety czas Clary u Weasleyów dobiegł końca o wiele za wcześnie. Rzecz jasna tęskniła za rodzicami; zawsze cieszyła się na myśl o tym, że w wakacje i ferie będzie mogła ich znów zobaczyć po miesiącach rozłąki. Jednakże w domu rodzinnym nie miała tego, do czego była przyzwyczajona w Hogwarcie: magii.
Wśród mugoli nie mogła pokazywać, że umie czarować. Co prawda w domu uczyła się i opowiadała rodzicom historie, których nie zawarła w liście, oraz prenumerowała Proroka Codziennego. Jednak to była zaledwie namiastka; Clara często tęskniła do świata czarów, gdzie codziennie widywała nowe cuda.
U Weasleyów, gdzie magia była na porządku dziennym, czuła się zupełnie inaczej. Obserwując panią Weasley, gotującą i sprzątająca za pomocą magii, nie mogła się nadziwić, że można coś zrobić trzy razy szybciej. Podobnie było przy pomaganiu w ogrodzie, graniu w pseudo-quidditcha, czy słuchaniu o przypadkach w pracy pana Weasleya. Nagle poczuła się, jakby gdzieś należała i wszyscy mówili jej językiem.
Dziwiło ją trochę, że u Laurel nie czuła się tak swobodnie. W końcu w domu przyjaciółki również grała w quidditcha, ba, poznała tam jej skrzata domowego. Jednak u Laurel, w przeciwieństwie do Weasleyów, nie było tej rodzinnej atmosfery. U przyjaciółki szybko wpadła w rutynę, a tu każdy dzień był niespodzianką. Nie wiadomo było, kiedy rozlegnie się wybuch w pokoju bliźniaków lub kiedy któreś z rodzeństwa potknie się na schodach i nie spadnie tylko dlatego, że pani Weasley błyskawicznie rzuciła zaklęcie. W Norze było głośno, ciepło i rodzinnie. U Laurel zazwyczaj panowała cisza oraz pełna napięcia atmosfera. I choć Clara nigdy by się do tego nie przyznała przed przyjaciółką, sądziła, że odwiedziny u bliźniaków dobrze by jej zrobiły.
  Gdy  rodzice Clary w końcu  przyjechali (pani Weasley zaproponowała użycie proszku Fiuu, ale Clara kategorycznie się nie zgodziła), miała mieszane uczucia. Cieszyła się, że wraca do domu i spędzi trochę czasu z nimi przed wyjazdem do Hogwartu, ale też żal jej było ponownie zostawiać ten magiczny świat. Chociaż, po spojrzeniach jakie wymienili sobie jej tata z panem Weasleyem, domyślała się, że państwo Weasley będą częstymi gośćmi w jej domu podczas jej nieobecności. A to ja nader cieszyło.
Resztę wakacji  spędziła na opowiadaniu  o tym, co działo się u Weasleyów, a jej rodzice za to podzieli się opowieściami o ich urlopie w Sherwood. Tak też było teraz, kiedy już zapakowani, wieźli Clarę na King's Cross.
— Ach, Clar, nie mówiłam ci — odezwała się mama. — Ale postanowiliśmy z ojcem w końcu się przejść tą ścieżką, którą odkryłaś, jak byłaś mała.
Clara, zajęta sprawdzaniem swojej torby po raz trzydziesty tego poranka, spojrzała pytająco. Zmarszczyła brwi.
— Jakiej ścieżki?
— Nie pamiętasz? Jak byłaś mała, jakoś z cztery lata temu, postanowiłaś, że sama pójdziesz na spacer, nie mówiąc nam o tym.
— Musiało mi wylecieć z głowy — przyznała dziewczyna, nadal nie przypominając sobie takiej sytuacji. — Pewnie dostałam straszną karę, co?
— No, nie taką straszną — odezwał się tata zza kierownicy. — Miesiąc bez deseru. Poza tym ktoś cię wtedy odprowadził, mówiąc, że zdziwiło go, co taka mała dziewczynka robi sama w lesie.
— Dobrze, że był to dobry człowiek — mruknęła mama. — W każdym razie, jak cię zapytaliśmy którędy poszłaś, pokazałaś jedną z tych mniej uczęszczanych ścieżek i...
Clara przestała słuchać. Była zaskoczona tym, że zupełnie nie wiedziała o co chodzi. Zawsze miała wrażenie, że pamiętała absolutnie każda ich wycieczkę do Sherwood. I była pewna, że gdyby się zgubiła, prawie na pewno by o tym nie zapomniała. A tak... pustka.
Nie miała czasu za długo się nad tym zastanawiać, gdyż właśnie wjechali na parking dworca. Pierwsza wyskoczyła z samochodu, aby poszukać wózka, na bagaż.
Wracając, dostrzegła coraz więcej ludzi z osobliwymi pakunkami, takim jak klatki na sowy czy fikuśne kufry. Uśmiechnęła się.
Na peron 9 i 3/4 dotarli w ekspresowym tempie, dodatkowo poganiani przez Clarę. Później było jej żal, że aż tak spieszyła się na pociąg, który do odjazdu miał jeszcze dobre dwadzieścia minut, zamiast spędzić te ostatnie minuty z rodzicami. Nie mogła jednak się uspokoić. Gdy zobaczyła czerwony parowóz i kłębiący się wokół niego tłum, poczuła, że serce bije jej mocniej. W końcu będzie w szkole.
Tata wszedł z nią do wagonu przeznaczonego dla uczniów trzeciej klasy, żeby pomóc córce wnieść bagaż. Długo rozglądali się za odpowiednim przedziałem, kiedy nagle z jednego z nich Clara usłyszała, jak ktoś woła jej imię.
Natychmiast odwróciła się w tamtym kierunku. Z przedziału wychynęła blondwłosa głowa Laurel, która machała do przyjaciółki jak oszalała.
— Laurel! Na gacie Merlina, jak ja się za tobą stęskniłam! — wykrzyknęła, przytulając ją. Laurel roześmiała się.
— Ja za tobą też! Jejku! Nie sądziłam, że w tym roku będzie mi tak trudno! Dzień dobry, panie Pond.
— Dzień dobry, Laurel — odezwał się tata Clary, wchodząc za córką do przedziału. — Jak minęły ci wakacje?
— Bardzo dobrze, dziękuję. Walia jest piękna latem — odpowiedziała z uśmiechem dziewczyna, zakładając ręce z tyłu i prostując się. — A państwu?
— Również dobrze. No, Clar, to chyba już wszystko. Wyjdziesz na peron, pożegnać się z twoimi niemagicznymi staruszkami?
— Tak, oczywiście. Zaraz wracam — powiedziała jeszcze do Laurel i wyszła na peron.
Robiło się coraz tłoczniej, także rodzice odciągnęli ją trochę na bok. W gwarze usłyszała jak ktoś o coś prosi Lee, co później zakończyło się głośnym piskiem. Uśmiechnęła się pod nosem, po czym spojrzała na rodziców.
— No także... — zaczął niepewnie jej tata, patrząc na żonę. Ta westchnęła. — Chcieliśmy ci tylko powiedzieć, że...
— ...że chcemy, żebyś na siebie uważała — dokończyła mama. Clara uniosła brew. — Nie rób min — upomniała córkę. Ta powstrzymała się od przewrócenia oczami. — Wiesz. Nie wchodź do tego lasu, patrz jak latasz przy quidditchu...
— Mamo — przerwała jej dziewczyna. — Poradzę sobie. Myślę, że po tamtych przygodach dwa razy pomyślę, zanim złamię jakiś punkt regulaminu...
— Wiemy, wiemy — uspokoił ją tata, kładąc jej dłoń na ramieniu. — Po prostu martwimy się o ciebie.
— Niepotrzebnie — powiedziała, a widząc wciąż nieprzekonane miny rodziców, dodała: — Serio, tato. Jeśli coś się będzie działo, to wam napisze, okay? Nie macie się czym martwić.
— No dobrze — westchnęła mama. — Teraz się już ładnie pożegnajmy.
I nachyliła się, żeby objąć córkę. Po chwili jej mąż uczynił to samo. Stali tak przez chwilę, dopóki Clara nie uznała, że się spóźni. Pomachała im jeszcze na pożegnanie i weszła do wagonu.
Laurel już na nią czekała, w międzyczasie głaszcząc Morganę poprzez pręty klatki . Przyjaciółki spojrzały na siebie.
— Walia? — zapytała Clara, siadając naprzeciwko niej. Laurel wzruszyła ramionami.
— Rodzice chcieli, żebym odpoczęła, i to jak najdalej od lasów, więc...
— Rozumiem.
Przez chwilę panowała cisza. Za zamkniętymi drzwiami przedziału słychać było śmiechy i ostatnie słowa pożegnań. W końcu Laurel odezwała się.
— Jak się czujesz?
— Ty mi powiedz — westchnęła Clara. — Jest lepiej, niż kiedy się dowiedziałam, że jedziemy do Sherwood. Ale wiesz, czasem nadal mi się to śni.
Laurel w zrozumieniu pokiwała głowa.
— Mam podobnie — przyznała. Na chwilę jej twarz pojaśniała. — Chociaż, trochę to pomogło z moimi relacjami z rodzicami.
— Naprawdę? Jak to?
— Jakoś... Nie wiem — dziewczyna pochyliła się do przodu. Splotła palce przed sobą i zamyśliła się. — Jakby nareszcie znaleźli dla mnie czas — przyznała w końcu.  — Wiesz, ostatni raz byliśmy razem na wakacjach jak miałam może z siedem lat. Także zdziwiłam się, że nagle chcieli ze mną wyjechać, zamiast posłać mnie gdzieś z Szeptuchem albo z dalszą rodziną czy coś...
— To chyba dobrze, prawda? — zapytała niepewnie Clara. Przyjaciółka pokiwała głową, a na jej ustach zamajaczył się uśmiech.
— Nawet bardzo. Jestem im wdzięczna, że nie pytali co dokładnie się tam stało. W dodatku nie utrudniali mi kontaktów z żadnym z was.
— Z żadnym? — zapytała Clara, uśmiechając się zawadiacko. Efekt był natychmiastowy. Laurel zmieszała się i spuściła wzrok. Już miała coś powiedzieć, kiedy pociągiem nagle szarpnęło. Usłyszały przeciągły gwizd i pociąg nareszcie ruszył.
— Z żadnym — powtórzyła Laurel z uśmiechem. — Także wiesz, gadałam trochę z Oliverem.
— Co u niego?
Przez następne pół godziny dziewczyny rozmawiały o tym, o czym nie wspominały w listach. Laurel opowiedziała jej o swoich wakacjach w Walii. Clara szczególnie zdziwiła się, gdy dziewczyna ze śmiechem opowiadała, jak to jej ojciec został "przez przypadek" wepchnięty przez matkę do wody. Trudno jej było wyobrazić sobie poważnych i wyniosłych rodziców przyjaciółki w takiej sytuacji.
Clara, nie pozostając jej dłużna, opowiedziała o wakacjach u Weasleyów. Głównie o spotkaniu Daviesa na Pokątnej, i o mękach, jakich doświadczyła na zakupach z bliźniakami. Przy okazji poinformowała ją o spotkaniu z Hagridem.
— Dziwne — Laurel zmarszczyła brwi. — Tak po prostu cię spławił?
— No — potwierdziła Clara, bardziej opierając się o fotel. — Jakieś ważne sprawy.
— Hagrid i ważne sprawy? — dziewczyna uniosła sceptycznie brwi. — A nie sądzisz...
Nagle drzwi od ich przedziału otworzyły się z hukiem. Obie podskoczyły na swoich siedzeniach. W drzwiach stali podekscytowani bliźniacy Weasley.
— Czy wy nie możecie ostro... — zaczęła Laurel, ale Fred natychmiast jej przerwał.
— NIE UWIERZYCIE KOGO SPOTKALIŚMY! — wykrzyknął, rzucając się na siedzenie obok Laurel. Ta natychmiast przesunęła się bardziej w stronę okna, prostując się.
— No, kogo? — rzuciła.
— HARRY'EGO POTTERA! — odparł równie rozgorączkowany George, niemal podskakując w miejscu. Laurel natychmiast zerwała się z siedzenia.
— Żartujecie! — wykrzyknęła. — Jak? Kiedy? Gdzie?!
Clara również spojrzał na przyjaciół poruszona. O Harrym Potterze wiedziała tyle, ile w poprzednim roku opowiedziała jej profesor Prescott. I mimo, że na wspomnienie o nauczycielce poczuła ukłucie żalu, ekscytacja wzięła nad nią górę.
— W wagonie dla pierwszaków! — odparł Fred. — Uwierzycie? I my pierwsi go poznaliśmy!
— O mój Boże, o mój Boże, o mój Boże! — wykrzyknęła Laurel i sama zaczęła podskakiwać. Po chwili zreflektowała się, widząc rozbawione spojrzenia przyjaciół. Odchrząknęła. — To znaczy...
— Jak to się stało? — poratowała przyjaciółkę Clara, patrząc na George’a. Ten nonszalancko wzruszył ramionami.
— No wiecie, zauważyliśmy jak jakiś chłopak zmaga się z walizką, no to mu pomogliśmy jako, że jesteśmy altruistami — zaczął chłopak, wyniośle patrząc na przyjaciółki. Te zerknęły na siebie wymownie. — No i nagle Fred zobaczył, że ma bliznę... Wiecie, tego pioruna na czole...
— No to  go zapytałem — dodał Fred. — I on powiedział, że tak!
— O mój Boże! — zapiszczała Laurel, przykrywając usta dłonią. Przez chwilę oczy chodziły jej od drzwi do bliźniaków. Wzięła kilka oddechów, uspokajając się. — Nie, Laurel, to nie jest małpka w zoo, nie powinnaś tam teraz iść...
— O to się nie martw, Lori — powiedział ze śmiechem Fred. Złapał ją za rękę i pociągnął z powrotem na siedzenie. Pisnęła, a później łypnęła na chłopaka. Ten wyszczerzył do niej zęby. — Chyba się zaprzyjaźnił z Ronusiem...
— Z waszym bratem? — zapytała Clara. Jej również zaczęła się udzielać ekscytacja Laurel. Chłopiec, Który Przeżył będzie chodził do jej szkoły! To takie wspaniałe!
— A ilu Ronów znasz, Arie? — usłyszała odpowiedź George'a, który również klapnął obok niej. — Tak z naszym kochanym braciszkiem. Swoją drogą... — na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmieszek, jaki zawsze miał, gdy udało mu się kogoś wkręcić: — ...niezły żart mu zrobiliśmy.
— Jaki? — zapytała Laurel, ściągając brwi. Fred również się uśmiechnął.
— Bo on ma szczura, Parszywka, po Percym — zaczął. Clarze nie umknął fakt, że przyjaciółka się wzdrygnęła. — No i chciał żeby się wyróżniał, więc ja, jako dobry, starszy brat, dałem mu "zaklęcie" — przy ostatnim słowie pokazał palcami cudzysłów. George zaśmiał się.
— Słoneczko na dole, kaczeńce na górze, zrób się zaraz żółty, głupi, tłusty szczurze! —  powiedział, nienaturalnie wysokim, skrzekliwym głosikiem. Clara trzepnęła go w ramię. — Ała! Za co?
— Ty już wiesz za co! — odparła dziewczyna. — Przecież tak nie można! To wredne!
— Oj, nie przesadzaj! To tylko niewinny dowcip na rozpoczęcie roku! I tak nie mogę uwierzyć, że się na to nabrał! — zawtórował bratu Fed, ale po chwili on sam został klepnięty w pierś przez Laurel. — No wiecie!
— To wcale nie jest śmieszne! — oburzyła się Laurel. — A jak ty byś się czuł...
  I zaczęli się kłócić. Clara, przyglądając się im, nagle poczuła się zmęczona. Wyjrzała przez okno. Nadal był piękny słoneczny dzień, ale miarowy turkot  pociągu powoli zaczął ją usypiać. Oparła się bardziej o fotel i zamknęła oczy. Pokrótce dźwięki kłótni zaczęły się rozpływać. Pozostał tylko statyczny turkot, lecz po chwili on też znikł. Zasnęła.

Szczęśliwych, trochę spóźnionych Mikołajek! Mam nadzieję, że u Was wszystko w porządku, ja miałam dwa tygodnie piekła 😅
Lubię ten rozdział. Naprawdę. Jest w nim coś takiego... Nie wiem. Nie jestem w stanie tego opisać, ale naprawdę go lubię (co nie oznacza, że z reszty nie jestem zadowolona).
A Wam? Jakie macie odczucia?
NASTĘPNY ROZDZIAŁ 21.12!
Sonia

4 komentarze:

  1. Na początku rozdziału zjadło Ci dwa akapity.

    Czyli Laurel będzie miała teraz dobre stosunki z rodzicami? W ogóle podobała mi się refleksja Clary na temat tego, jak bardzo oba domy - bliźniaków i Laurel - się różnią. Niby nic wielkiego, ale jednak robią robotę.

    Do następnego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. WAIT, JAK TO MI ZJADŁY? Mogłabyś mi jakoś to wyjaśnić?? Bo na komputerze wszystkie akapity są tam, gdzie powinny być...
      A dziękuję, stwierdziłam, że taka refleksja by się przydała ^^
      Sonia

      Usuń
  2. Reakcja Laurel to złoto xd Ktoś tu bardzo fangirluje Harry'ego Pottera xdd Cieszę się ogólnie, ze jej rodzice najwyraźniej trochę zmienili wobec niej podejście. Ciekawe tylko, czy na stałe...
    Ten prank bliźniaków to w sumie bardzo delikatny i niewinny patrząc na inne kanoniczne pranki, które mogłyby zabić/okaleczyć/ztraumatyzować xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. EJ NO, SKORO JEST Z CZARODZIEJSKIEJ RODZINY XDD
      A z rodzicami.... *eyes emoji*

      Usuń

theme by xvenom | sg