sobota, 21 grudnia 2019

6. Sensacja Hogwartu

 Znalezione obrazy dla zapytania wielka sala
Znajdowała się na leśnej polanie. Jasne promienie słońca przebijały się przez zieloną koronę drzew. Gdzieś w pobliżu słyszała spokojnie płynący strumyk. Clara niepewnie zaczęła iść, ciągnięta w stronę wody. Było jej gorąco, chciała się ochłodzić.
 Z polany weszła w głębszy las, w którym nie czuła się zbyt pewnie. Każdy najmniejszy trzask gałązki, każde pohukiwanie sowy przyprawiało ją niemal o zawał serca. Co i rusz oglądała się przez ramię w obawie przed niebezpieczeństwem. Jednak szum wody stawał się wyraźniejszy, a to dodawało jej otuchy. Przynajmniej się ochłodzę, pomyślała.
 Nagle tuż obok usłyszała coś na kształt tętentu kopyt. Przerażona zatrzymała się wpół kroku. Rozejrzała się, czując serce podchodzące jej do gardła. Nic. Cisza. Tylko własny nierówny oddech.
 Kiedy już niemal przekonała samą siebie, że tylko się przesłyszała, w oddali rozległo się końskie rżenie. Przerażona puściła się biegiem. Nie patrzyła gdzie pędzi. Ważne było tylko to, żeby znalazła się jak najdalej od tego dźwięku.
 Liście chlastały jej twarz. Pospiesznie rozgarniane gałęzie raniły dłonie, ale biegła dalej. Czuła, że po policzkach płyną jej łzy przerażenia zmieszane z potem, ale nie zważała na to. Byle dalej, byle szybciej. To były jedyne myśli w jej głowie.
 W końcu wypadła z gęstwiny na małą łąkę. Dopiero wtedy złapała oddech.
 Wyczerpana upadła na kolana. Przyłożyła ręce do twarzy, rozpaczliwie próbując się uspokoić. Wdech. Wydech. Wdech. Wydech.
 Dopiero po jakimś czasie poczuła się na tyle bezpiecznie, że odważyła się podnieść wzrok. Ku swojemu zaskoczeniu znajdowała się tuż przy strumyczku, ku któremu oryginalnie zmierzała. Za nim zauważyła drewnianą chatkę. Ucieszona, ale i zaintrygowana podeszła bliżej.
 Zanurzyła dłonie w zimnej wodzie i oblała nią twarz. Następnie nieco jej zaczerpnęła i upiła kilka łyków. Od razu poczuła się lepiej. Wzięła jeszcze jeden głęboki wdech, napełniając płuca przyjemnym, leśnym powietrzem. Westchnęła.
 Z ciekawością podeszła do drewnianej chatki. Kto mógłby tu mieszkać? pomyślała. Obeszła budynek ze wszystkich stron, usiłując zajrzeć do środka przez brudne okna. Nic jednak nie była w stanie zobaczyć.
 Stanęła przed drzwiami, zastanawiając się. Zapukać czy nie? W końcu nie wiedziała, kto  mógł tam mieszkać. Ktoś na pewno miał dobry powód, żeby zaszyć się tak daleko od ludzi... A co jeśli jest szalony?
 Nagle ponownie usłyszała tętent kopyt, bliżej niż wcześniej. Serce zabiło jej mocniej. Nie miała siły już biec. Musiała wejść do środka.
 Natychmiast chwyciła za klamkę i spróbowała je otworzyć. Bezskutecznie. Drzwi były zamknięte na klucz. Sfrustrowana zaczęła rozpaczliwie szukać różdżki. Do dźwięku kopyt doszedł dźwięk głuchego odgłosu uderzania. Serce zamarło jej w piersi.
 W końcu udało jej się wyjąć różdżkę z kieszeni. Szybko przycisnęła jej koniec do kłódki i pisnęła, jak tylko mogła najciszej:
Alohomora.
 Zamek natychmiast puścił a Clara weszła do środka, po czym natychmiast zamknęła drzwi za sobą. Oparła się o nie, nasłuchując.
 Kiedy myślała, że wszystko już ucichło, z lasu rozległ się czyjś rozeźlony ryk. Przerażona przytknęła sobie dłoń do ust by nie krzyknąć. Rozejrzała się w rozpaczy po pomieszczeniu, szukając czegoś, czym mogłaby zabarykadować drzwi. Jej wzrok padł na ogromną szafę. Drżącą ręką wycelowała w nią różdżką.
Accio, szafa — wyszeptała. Ku jej zaskoczeniu, mebel natychmiast pomknął w jej kierunku. Ledwo zdążyła się przed nim usunąć.
 Dopiero wtedy poczuła się bezpieczniej. Wyjrzała przez okno. Z lasu nadal słyszała ryk. Nie była w stanie ustalić czy oddalał się czy zbliżał. Miała nadzieję, że to pierwsze.
 Usiadła i oparła się o szafę. Przerażona zacisnęła ręce na naszyjniku od Cedrika, starając się uspokoić. Czymkolwiek było to coś w lesie, nie widziało jej. Ona to usłyszała, ale to dlatego, że zachowywało się nieprawdopodobnie głośno. Nie mogło jej tutaj znaleźć...
 Ryk rozległ się jeszcze bliżej. Mimowolnie pisnęła. Skuliła się, chowając głowę w kolanach. Niemal podskoczyła, gdy o szyby zaczęły miarowo uderzać krople deszczu. Zamknęła oczy.

— Clar?
 Dziewczyna z lekkim okrzykiem otworzyła oczy.
— Spokojnie! To tylko ja!
  Clara zamrugała. Znajdowała się w przedziale, a tuż przed nią stała zatroskana Laurel. Kątem oka dostrzegła też Freda i George'a, którzy również wyglądali na poruszonych. Przekrzywiła głowę.
— Coś się stało? — zapytała głupio. Gdzieś z boku usłyszała westchnienie.
— Krzyczałaś przez sen — powiedział George, kładąc jej dłoń na ramieniu. — Co ci się śniło?
 Teraz to Clara westchnęła. Nie mogąc znieść zatroskanych spojrzeń przyjaciół, wyjrzała przez okno. Zauważyła, że już dawno wyjechali z Anglii i musieli być już gdzieś w Szkocji. Krajobraz zrobił się bardziej ponury, a o szybę zaczął uderzać deszcz. Mimowolnie wzdrygnęła się.
— Niby to co zwykle — powiedziała, odwracając się z powrotem do przyjaciół. — Las, ucieczka przed centaurami — reszta pokiwała głowami. — Ale było coś jeszcze.
— Co? — zapytała Laurel, siadając naprzeciwko przyjaciółki. Ta wzruszyła ramionami.
— Wbiegłam na jakąś polanę z chatką. I coś ryczało w lesie.
 Przez chwilę w przedziale panowała cisza, przerywana miarowym turkotem pociągu. Dziewczyna skupiła się na nim, starając się nie myśleć o śnie. Jej wzrok padł na jedno z foliowych opakowań na siedzeniu. — Była już pani z wózkiem?
— Już dawno — przyznał Fred, nieco zaskoczony tą nagłą zmianą tematu. — Ale coś jeszcze zostało, jak chcesz to bierz...
 Clara uśmiechnęła się słabo i sięgnęła po czekoladową żabę. Jadła ją powoli, starając się zignorować ciężka atmosferę, jaka zapadła między nimi. Nagle drzwi przedziału odsunęły się, więc odwrócili się w tamtym kierunku.
 W wejściu stali chłopiec i dziewczynka. Po ich szatach Clara stwierdziła, że definitywnie musieli być pierwszoroczniakami. Chłopiec był pyzaty i wyraźnie bardziej nieśmiały od jego koleżanki, która stała nieco przed nim. Uśmiechnęła się i powiedziała z lekką nutą wyniosłości w głosie:
— Przepraszam, czy nie widzieliście może ropuchy?
— Nie — odpowiedzieli wszyscy chórem. Nieznajomy wyraźnie posmutniał.
— Uciekła mi! — zaczął lamentować. — Zawsze mi ucieka! Już jej nie znajdę!
— Na pewno ją znajdziesz — próbowała go pocieszyć Laurel.
— Poszukajcie może u Lee Jordana — poradził Fred. — On zawsze ma coś ze sobą.
— Albo poproście kogoś z wyższej klasy, żeby rzucił Zaklęcie Przywołujące. Tak na pewno się znajdzie — dorzuciła ze swojego miejsca Clara. Chłopak lekko się uśmiechnął.
 — Dziękujemy — powiedziała dziewczynka i skinęła głową. Drzwi zamknęły się.
— Do Lee? Serio? —zapytała Laurel, unosząc sceptycznie brew. — Czy on nie wziął ze sobą tarantuli?
— Być może? — odparł Fred z niewinną minką. Obie dziewczyny przesadnie westchnęły.
— Przez pół podróży dyskutowaliśmy o okrutnych żartach, Fredericku...
— Zaczynasz brzmieć jak Percy...
 Clara mimowolnie uśmiechnęła się słysząc ich dyskusję. Była zaskakująco miłym odciągaczem uwagi od koszmaru.
 Był inny od poprzednich. Już się przyzwyczaiła, że zwykle biegła w Zakazanym Lesie i goniły ją centaury, ale ten dom i ryk były czymś nowym. Wzruszyła jednak ramionami. To mógł być tylko jej mózg  rozwiewający "nudę" poprzednich koszmarów. A przynajmniej tak wolała myśleć.
 Przez resztę podróży przysłuchiwała się rozmowie przyjaciół, od czasu do czasu wtrącając swoje zdanie. Wkrótce na korytarzach rozległ się komunikat o rychłym przybyciu do Hogwartu. Przyjaciele kolejno dali sobie chwilę prywatności na przebranie się, a później wspólnie pozdejmowali swoje bagaże. W końcu znaleźli się na peronie w Hogsmeade.
 Na zewnątrz było stosunkowo dość chłodno i tłoczno. Złapali się więc za ręce żeby się nie zgubić i zaczęli szukać wolnych powozów. Nagle usłyszeli czyjeś wołanie.
— Hej! Clara! Laurel!
 Unieśli głowy tamtym kierunku. W jednym z powozów, machając do nich szaleńczo ręką siedział Cedrik Diggory. Podeszli do niego.
— Hej! Cieszę się, że was zauważyłem — powiedział, uśmiechając się. Przesunął się na wąskiej ławce i spojrzał na nich. — Siadacie ze mną?
— Jasne — zadecydował za dziewczyny Fred i wgramolił się na miejsce naprzeciwko Puchona. — Dzięki stary.
— Spoko — odparł Cedrik. Zerknął jeszcze na Clarę. Jego twarz rozjaśnił uśmiech, gdy zobaczył, że dziewczyna nadal nosi naszyjnik od niego.
 Po chwili siedzieli już razem. Chłopcy wymienili uściski dłoni, a dziewczyny dały się przytulić. Laurel, patrząc znacząco na przyjaciółkę zajęła miejsce obok George'a, zmuszając tym samym dziewczynę, żeby usiadła obok Cedrika. Na oskarżające spojrzenie przyjaciółki odpowiedziała jedynie wzruszeniem ramionami.
 Powóz ruszył. Bliźniacy natychmiast podzielili się z chłopakiem informacją o przybyciu Pottera do szkoły. Cedrik był równie podekscytowany co Laurel.
— Myślicie, że będzie dobry w quidditcha jak jego ojciec? — zapytał rozentuzjazmowany. Widząc zdumione spojrzenia reszty, dodał: — No wiecie, w Izbie Pamięci są te puchary z wyrytymi nazwiskami byłych graczy... James Potter był jednym z nich... Słyszałem, że był naprawdę dobry...
— Cóż jeśli tak, to Oliver będzie chciał go mieć w swojej drużynie — mruknęła Laurel, poprawiając czerwoną bandankę na włosach.
— I wtedy na pewno wygramy! — wykrzyknął Fred, co natychmiast spotkało się z protestem Cedrika i Clary.
 Zbliżali się już do zamku, kiedy nagle coś z wielkim piskiem wpadło między ich nogami.
— Och nie — jęknęła Clara, zaglądając do swojej torby.
— Co to jest? — zapytał zdumiony Cedrik. Reszta spojrzała po sobie wymownie.
— Mówiłam, że on teraz będzie nas nachodził za każdym razem — mruknęła Laurel. Puchon spojrzał na nią nierozumiejącym wzrokiem. Westchnęła.
— To nasz znajomy niuchacz — powiedział Fred, ostrożnie podnosząc stworzonko z podłogi.
 Miał rację. Na jego dłoni znajdował się mały zwierzak, jakby skrzyżowanie kreta z dziobakiem. Małe, czarne oczka wbił w chłopaka, wyciągając do niego chciwie rączki.
— O nie, mały, ja nic dla ciebie nie mam — odparł i odwrócił dłoń tak, żeby niuchacz patrzył na Clarę. — Ale ona owszem.
 Rzeczywiście, w swojej dłoni dziewczyna trzymała małą wsuwkę do włosów, ozdobioną cekinami. Zwierzątku zaświeciły się oczy. Mimo wszystko Clara uśmiechnęła się.
— Masz — powiedziała. — Opłaciliśmy już swój haracz?
 W odpowiedzi niuchacz wyskoczył z ręki Freda. Cała czwórka odetchnęła głęboko. Cedrik, wciąż skonfundowany spojrzał na przyjaciół.
— Co tu się właśnie...
— Długa historia — ucięła Laurel. — Pod koniec roku ja mu coś dam — rzuciła do pozostałych. Ci tylko skinęli głowami.
***
 Rozstali się tuż przed wejściem do Wielkiej Sali, każde idąc w kierunku swojego stołu. Clara i Laurel zajęły swoje miejsca pomiędzy Patrickiem a Fioną. Uśmiechnęli się do siebie.
— Co u was? — zapytała Clara.
— A, nic ciekawego — odparł Patrick, obejmując Fionę. Ta przewróciła figlarnie oczami. — Chociaż przyznam, miałem najlepsze wakacje od lat.
— Pat! — syknęła dziewczyna, uderzając go lekko w pierś. Ten wyszczerzył zęby, udając że nie widzi skrzywionych min przyjaciółek.
— Cóż, ten rok szkolny też się nieźle zapowiada — wyszeptała Laurel, widząc, że na salę właśnie wchodzą pierwszoklasiści. — Ważna osobistość przyjechała do Hogwartu.
 Patrick i Fiona wymienili zdumione spojrzenia. Będąc prefektami raczej oni szybciej by się dowiedzieli o jakichś ważnych gościach niż trzecioklasiści. Spojrzeli wyczekująco na dziewczyny. Clara wyszczerzyła do nich zęby.
— Zobaczycie — mruknęła półgębkiem, ponieważ profesor McGonagall właśnie wyszła na podest i położyła Tiarę Przydziału na stołku. Kapelusz rozwarł jeden ze swoich szwów i zaczął śpiewać:
Może nie jestem śliczna,
Może i łach ze mnie stary,
Lecz choćbyś świat przeszukał,
Tak mądrej nie znajdziesz tiary.
Możecie mieć meloniki,
Możecie nosić panamy,
Lecz jam jest Tiara Losu,
Co jeszcze nie jest zbadany.
Choćbyś swą głowę schował
Pod pachę albo w piasek,
I tak poznam kim jesteś,
Bo dla mnie nie ma masek.
Śmiało, dzielna młodzieży,
Na głowy mnie wkładajcie,
A ja wam zaraz powiem,
Gdzie odtąd zamieszkacie.
Może w Gryffindorze,
Gdzie kwitnie męstwa cnota,
Gdzie króluje odwaga
I do wyczynów ochota.
A może w Hufflepuffie,
Gdzie sami prawi mieszkają,
Gdzie wierni i sprawiedliwi
Hogwarta szkoły są chwałą.
A może w Ravenclawie''
Zamieszkać wam wypadnie
Tam płonie lampa wiedzy,
Tam mędrcem będziesz snadnie.
A jeśli chcecie zdobyć
Druhów gotowych na wiele,
To czeka was Slytherin,
Gdzie cenią sobie fortele.
Więc bez lęku, do dzieła!
Na głowy mnie wkładajcie,
Jam jest Myśląca Tiara,
Los wam wyznaczę na starcie!

 Rozległy się brawa. Zdumiona Clara zerknęła na przyjaciół.
— Zaśpiewała inną niż na naszym roku — szepnęła do Patricka. Ten wzruszył ramionami.
— Co roku jest inna — mruknął. — Wiedziałabyś to, gdybyś nie spóźniła się w zeszłym roku.
 Dziewczyna zdążyła jedynie spojrzeć na niego z oburzeniem, ponieważ profesor McGonagall  zaczęła odczytywać kolejno listę uczniów.
 Wywołany podchodził do stołka i Tiara decydowała o jego przyszłym domu. Pierwsza dziewczynka została Puchonką. Clara zamarła gdy dziewczynka, która szukała ropuchy, siedziała na stołku prawie pięć minut. Tak niewiele brakowało, a byłaby hatstallem, podobnie jak ona... Jednak Tiara zadecydowała, że w końcu będzie w Gryffindorze. Po drugiej stronie sali rozległy się brawa.
 Clara i Laurel wymieniły spojrzenia, kiedy profesor McGonagall dotarła w końcu do litery "P". Zdziwiło ją, że dwie bliźniaczki zostały rozdzielone. "Patil, Padma" została Krukonką i natychmiast została przywitana przez Rani Geddes, ściągającą drużyny, za to "Patil, Pravati" przydzielono do Gryffindoru.
— Nie wiedziałam, że tak można — powiedziała bardziej do siebie, niż do przyjaciół, jednak Fiona zdołała ją usłyszeć.
— Wiesz, nie każda para bliźniaków ma ten sam charakter. Tiara to widzi — powiedziała, klaszcząc kiedy "Perks, Sally Anna" trafiła do Hufflepuffu. I wreszcie...
— Potter, Harry!
 Na sali rozległy się szepty, kiedy niski, chuderlawy, czarnowłosy chłopiec na drżących nogach podszedł do stołka. Clara poczuła, że serce zabiło jej mocniej z emocji.
— Harry Potter? To o nim mówiłyście?
— Tak, o nim! — odpowiedziała Patrickowi wyraźnie podekscytowana Laurel. Clara również ochoczo pokiwała głową, nie kryjąc swojego zainteresowania. Prefekt otworzył usta w zdumieniu. — Och, żeby trafił do Ravenclawu!
— Wow — wydusił z siebie w końcu, wbijając wzrok w chłopca. — Nie sądziłem, że pod koniec mojej kariery w szkole...
— Myślałam, że będzie wyższy — mruknęła Fiona. Reszta spojrzała na nią z wyrzutem. — No co?
— To przecież jest legenda!
— No tak, ale...
 Ich krótką sprzeczkę przerwała Tiara, która wydarła się na cały szew:
— GRYFFINDOR!
 Przy stole Gryfonów wybuchła ogólna radość. Harry Potter, nadal lekko drżąc podszedł do ich stołu, gdzie już witał go Percy. Clara usłyszała krzyk bliźniaków "Mamy Pottera, mamy Pottera". Przewróciła oczami.
Równocześnie poczuła jakąś falę zawodu. Szkoda, ten chłopak wyglądał na mądrego... reszta wydawała się odczuwać to samo.
— Jeszcze brat bliźniaków — mruknęła Laurel, powodując, że Clara ponownie skupiła się na Ceremonii. Zignorowała ciche westchnienia prefektów. Przecież Ron nie był taki jak bliźniacy... Chociaż chciała, żeby chłopiec był w domu wraz ze swoimi braćmi.
 Także gdy w końcu przyszła pora i na niego, skrzyżowała palce pod stołem. Nie minęło wiele czasu, nim Tiara ogłosiła, że nowy z Weasleyów również będzie Gryfonem. Ucieszone Clara i Laurel zaczęły głośno klaskać. Ron również wydawał się być zadowolony. Zajął miejsce obok Pottera.
 W końcu Ceremonia dobiegła końca i nadszedł czas na przemowę dyrektora. Clara, odwrotnie niż w zeszłym roku, postanowiła zignorować głód i skupić się na  jego słowach. Nie chciała powtórzyć swojego błędu i znowu wpaść w tarapaty.
 Ku jej zaskoczeniu Dumbledore powiedział tylko kilka niezrozumiałych słów i zakończył. Zdumiona spojrzała na prefektów.
— O co mu chodziło?
— A bo ja wiem — wzruszył ramionami Patrick. — Pewnie i tak wszystko opowie po uczcie...
 Cóż, Clara nie zamierzała narzekać. Natychmiast rzuciła się na jedzenie. W końcu przez całą podróż zjadła tylko  śniadanie i czekoladową żabę. Była potwornie głodna.
— Czy ona jadła coś w trakcie podróży? — usłyszała tuż za sobą głos Eddiego Harrisona, kapitana drużyny Krukonów. Zaskoczona oderwała się na chwilę od swojej drugiej porcji spaghetti i spojrzała na niego, uprzednio ściskając rękę Laurel. Chciała jej w ten sposób dać do zrozumienia, żeby skłamała.
— Coś tam jadła — przyznała dziewczyna. Clara odetchnęła z ulgą. — Co u ciebie, Harrison?
— No cóż, chciałem tylko przekazać Pond, że mamy wakat na ścigającego i obrońcę — odparł rudzielec.
— Wiem. Davies mi mówił, spotkałam go na Pokątnej — odpowiedziała dziewczyna, wycierając usta. Odchrząknęła, czując na sobie ciężkie spojrzenia Patricka i Fiony. — Nie mogę się doczekać eliminacji.
— Planuję je na koniec września, więc lepiej się przygotuj — to mówiąc klepnął ją po ramieniu i odszedł dalej, tam gdzie siedziała Rani, która właśnie coś tłumaczyła tej Patil. Clara mimowolnie uśmiechnęła się.
— Czyli planujesz dalej coś robić z tym quidditchem? — zapytała Fiona, gdy potrawy zmieniły się w desery. Clara przytaknęła, nakładając sobie kawałek tarty kajmakowej. Dziewczyna ściągnęła brwi: — To świetnie, ale nie sądzisz, że...
— Dam sobie radę. Poza tym jakby co, mam was, prawda? — wyszczerzyła zęby. Fiona westchnęła.
— Tak. Szczególnie z tymi nowymi lekcjami. Jak będziecie miały problem z wróżbiarstwem to walcie do mnie czy Rani...
 Rozmowa zeszła na nowe przedmioty. Clara, już najedzona, uśmiechnęła się. W zamku czuła się podobnie jak u Weasleyów. Cała ta magia wokół niej była niesamowita. W murach szkoły czuła się bezpiecznie. Nie musiała się obawiać, że gdy sąsiedzi przyjdą na cotygodniową herbatę coś jej się wymknie. Tu mogła spokojnie rozprawiać o wszystkim. Za tym uczuciem najbardziej tęskniła podczas wakacji.
 Zaczęła się czuć coraz bardziej senna, kiedy Dumbledore powstał. Wszystkie rozmowy natychmiast ucichły, a dziewczyna zmusiła się do skupienia.
 Dyrektor przypomniał o zakazie wstępu do Lasu. Jego niebieskie oczy zwróciły się w stronę bliźniaków, chociaż Clara miała nieprzyjemne wrażenie, że spojrzał również na nią. Przełknęła ślinę. Potem przekazał wiadomość od Filcha, wspomniał o quidditchu... nic nowego... I nagle ostatnia informacja przykuła jej uwagę:
— Muszę was poinformować, że w tym roku wstęp na korytarz na trzecim piętrze, ten po prawej stronie, jest zabroniony. Dla wszystkich, o ile nie chcą umrzeć w straszliwych mękach.
 Clara zamrugała. Odwróciła się do przyjaciół, ale oni również wyglądali na zdumionych.
— To dziwne — mruknął Patrick. — Nic nam o tym nie mówił... A chyba powinien, chociażby, żebyśmy mogli się jakoś na to przygotować...
— Przynajmniej w tym roku ostrzega na serio — mruknęła Fiona, krzyżując ręce na piersiach. Clara skinęła głową. W zeszłym roku dyrektor podobno tylko wspominał o zakazie wchodzenia do Lasu, a reszta to zignorowała, bo w końcu takie ostrzeżenie mówił co roku. Teraz jednak...
— Dziwne — szepnęła do Laurel. Ta skinęła głową i już chciała coś powiedzieć, kiedy nagle cała szkoła zaczęła śpiewać hymn Hogwartu. Nie mając większego wyboru dołączyły się do chóru.
 Po odśpiewaniu i po wysłuchaniu pożegnania od dyrektora dziewczyny były jednymi z pierwszych, które opuściły Wielką Salę. Po dwóch latach w szkole, wiedziały, że jeśli nie wyjdą pierwsze, do dormitorium i do sypialni dotrą może po północy, przez te wszystkie pierwszaki.
 Wychodząc, Clara jeszcze usłyszała Percy'ego, który, wczuwając się w swoją rolę kazał jedenastolatkom ustawić się przed sobą.
 Z zadowoleniem odkryły, że są jednymi z pierwszych Krukonów na wieży. Odetchnęły i już spokojniej weszły do swoich sypialni.
 Clara prawie natychmiast rzuciła się na łóżko. Wokół niej jej współlokatorki dyskutowały o  nowym zakazie. Bardzo chciała ich posłuchać, a nawet włączyć się w rozmowę, ale była tak najedzona i zmęczona, że nie dała rady. Szybko więc umyła się, przebrała i zasnęła. Miała nadzieję, że nowy dzień będzie spokojniejszy.

WESOŁYCH ŚWIĄT KOCHANI!
Życzę Wam zdrówka, szczęścia, pomyślności, odczucia wszytskich aspektów greckiej miłości, a piszącym również weny... i relaksu.
Wow, patrząc wstecz w życiu bym nie pomyślała, że bedę, mając prawie 20 lat, dalej pisała ten fic, ale here I am. Jestem wdzięczna za każdego z Was, dosłownie, każdą osobę, która przewinęła się przez ten blog i zostawiła coś po sobie. Mam nadzieję, że w nowej dekadzie {he he he} ponownie się spotkamy. I mam ndzieję, że ja sama będę coraz lepsza. A na razie...
WESOŁYCH ŚWIĄT I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU <3
NASTĘPNY ROZDZIAŁ 4.01
Sonia

4 komentarze:

  1. Tętentu kopyt, nie tętnu :p Potem masz już dobrze, więc po prostu ci literki zjadło :D W ogóle totalnie już nie pamiętam z kim dziewczyny dzielą dormitorium xd Nawet jednej osoby xd
    W ogóle ten moment, kiedy Cedric uśmiechnął się widząc, że Clara nosin jego naszyjnik był taki uroczy!
    Co do snu, zaczynam się poważnie obawiać, że Clara znowu (!!!) wyląduje w Zakazanym Lesie. No biedna dziewczyna xd Mogłabyś jej tego oszczędzić ;p
    Ale ciekawe co ją ściąga. Chimera? Byłoby ciekawie. I troszkę strasznie. No smok na pewno nie xdd Wesołych Świąt!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. sksksks już poprawiłam, kajam się nisko!
      Wieeem! Pokochasz rozdział dwunasty :P
      Zobaczymy, zobaczymy co ten sen tak bardzo :P
      <3

      Usuń
  2. Milutko się czyta :)
    Ciekawi mnie jak to poprowadzisz. Cóż Harry Potter miał pewną magię, ponieważ dorastało się razem z nim. Raczej już nie odmłodnieję ale takie opowiadanie przywołuje nostalgię. Oczywiście w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Na pewno tu zostanę. Ciekawe co przydarzy im się w tym roku ;)
    Zapraszam do siebie i pozdrawiam cieplutko
    Pani Black

    OdpowiedzUsuń
  3. Taka rada odnośnie snów: tak jak mówił Leonardo w Incepcji, sny są mało logiczne, wiec opisując je, można pobawić się ich irracjonalnością :) Nagłe przeskoki z jednego planu na drugi, drzewa zamieniające się w dłonie, albo zwierzęta o ludzkich twarzach - na co tylko wyobraźnia pozwoli. Poza tym, dzięki temu sen stanie się dodatkowo nieco niepokojący.

    Do następnego!

    OdpowiedzUsuń

theme by xvenom | sg