— Jak myślisz, dlaczego nie możemy wchodzić na to trzecie piętro? — zapytała Laurel następnego dnia przy śniadaniu. Clara wzruszyła ramionami.
— Nie mam pojęcia — odparła, ze spokojem smarując kanapkę dżemem. — W sumie nie wiem, czy chcę wiedzieć.
Komunikat dyrektora był jednym z głównych tematów w Wielkiej Sali. Clarze już zdążyło obić się o uszy kilka dziwnych i nieprawdopodobnych teorii. Lee twierdził, że Dumbledore na pewno próbuje ukryć skutki nieudanego eksperymentu Snape'a, a Debra Colton, jedna z dziewcząt dzielących z Clarą dormitorium, mówiła każdemu, kto chciał jej słuchać, że muszą tam być schowane informacje o odkryciach, na które świat czarodziejów nie jest jeszcze gotowy.
Clara z kolei starała się o tym nie myśleć. Owszem, słowa dyrektora ją zaciekawiły, ale również zaniepokoiły. Źle czuła się z tym, że w szkole czai się jakieś niebezpieczeństwo. Wstając rano z łóżka, przysięgła sobie, że choćby nie wiadomo co, nie pójdzie na trzecie piętro. To miał być spokojny rok.
Spojrzała na swój plan lekcji. Z zadowoleniem odkryła, że nowe zajęcia miały się rozpocząć już tego dnia od wróżbiarstwa. Uśmiechnęła się. Lekcja, której nie mogła się doczekać była pierwsza!
Dlatego też szybko skończyła śniadanie, zmuszając do tego samego Laurel. Wstając pomachała w stronę bliźniaków, dając im do zrozumienia, że chciała, aby za nimi poszli. Chłopcy skinęli jej głowami i pokrótce wszyscy razem kierowali się w stronę Wieży Północnej. Jedynie Clara była tam wcześniej, ale nawet ona nie była pewna drogi. Ostatnio odwiedziła to miejsce jeszcze przed Bożym Narodzeniem.
Kiedy po raz szósty przechodzili obok tego samego obrazu, sfrustrowana zwróciła się bliźniaków:
— Czy żadne z was nie zabrało ze sobą Mapy?
— Chyba ja? — odpowiedział niepewnie Fred, sięgając do tylnej kieszeni spodni. Odkrywając jednak, że jest pusta spojrzał pytająco na brata. Ten wzruszył ramionami.
— A nie była teraz wasza kolej? — zwrócił się do dziewczyn. Wymieniły spojrzenia.
— Możliwe — mruknęła Laurel i zaczęła grzebać w torbie. — Potrzymajcie — zwróciła się do przyjaciół i zaczęła ją rozpakowywać.
Reszcie z każdym kolejnym przedmiotem rosły oczy ze zdumienia. Pokrótce w każdej z trzech par rąk znajdowały się co najmniej dwie książki i pióro.
— Lori, jakim cudem ci jeszcze ramię nie pękło? — zapytał zaszokowany Fred i stęknął, gdy dziewczyna dołożyła mu jeszcze jedną książkę. Wzruszyła ramionami.
— Bywa — odparła spokojnie. — Ach! Mam ją! — wykrzyknęła, triumfalnym gestem wyciągając w końcu niepozorny kawałek pergaminu. George odetchnął z ulgą.
— Czyli możemy ci już oddać te wszystkie fanty?
— Tak. Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego.
Okazało się, że do klasy wróżbiarstwa mieli całkiem niedaleko. Zadowoleni przyspieszyli kroku i już po chwili stanęli pod drewnianą klapą w suficie.
— Który z was jest wyższy? — zapytała Clara, odwracając się bliźniaków. — Trzeba tam chyba zapukać...
— Oczywiście, że ja! — odpowiedzieli wspólnie Fred i George. Laurel westchnęła teatralnie.
— To zapukajcie razem — mruknęła.
Tak też zrobili. Z drewnianej klapy natychmiast wysunęła się srebrna drabina. Spojrzeli po sobie niepewnie. Jedynie Clara wydawała się niewzruszona i zaczęła się wspinać.
— No chodźcie — rzuciła w dół. — Bo się spóźnimy!
Kiedy wszyscy już dotarli na górę, poczuli ciężki zapach olejków, kadzideł, ziół, i parzonej herbaty. Jednak w przeciwieństwie do apteki, ta silna woń nie przeszkadzała Clarze. Bliźniacy natomiast zasłonili twarze rękawami.
— Jak można się uczyć w takiej duchocie? — mruknął niezadowolony George. Dziewczyna rezolutnie wzruszyła ramionami.
— Przynajmniej zimą będzie ciepło — powiedziała zajmując miejsce przy jednej z kolorowych puf, nadal chłonąc wzrokiem pomieszczenie.
Klasa wydała jej się bardziej przytulna niż kiedy była tu pierwszy raz; czuła się wtedy nieco onieśmielona jej osobliwością. Machnęła na przyjaciół, żeby usiedli obok niej.
Wtedy usłyszeli czyjś aksamitny głos.
— Czy to już są wszyscy?
W krąg światła ognia, buchającego z kominka, weszła profesor Trelawney. Za plecami Clara usłyszała jakby stłumiony wdech zdumienia jej klasy. Nawet Fred i George wyglądali na zafascynowanych. Ona jednak tylko uśmiechnęła się.
Widziała profesor wróżbiarstwa już kilka razy i zdążyła się przyzwyczaić do jej osobliwego wyglądu, przypominającego wyrośniętą, migoczącą ważkę. Rozumiała jednak, że większość uczniów spotkała kobietę pierwszy raz, więc jej aparycja mogła budzić zdziwienie.
— Ale czupiradło — usłyszała gdzieś za sobą głos Daviesa. Zaskoczona i zbulwersowana odwróciła głowę w jego kierunku.
Chłopak siedział trochę nad nią. Clara uniosła brew, widząc, że był obok Flanagan, która również nie wyglądała na zadowoloną z jego komentarza. Nawet szturchnęła go, posyłając mu karcące spojrzenie. Davies w jednej chwili spuścił wzrok i mruknął coś pod nosem, co nieco zaskoczyło Clarę. Ograniczyła się więc do spojrzenia na niego ze złością i ponownie zwróciła swoją uwagę na nauczycielkę.
Kobieta zdawała się nie zauważyć nieprzyjemnego komentarza, ponieważ kontynuowała z tajemniczym uśmiechem.
— Nazywam się Sybilla Trelawney i będę waszą przewodniczką po nieodgadnionym świecie przyszłości. Zdaję sobie sprawę, że większość z was widzi mnie po raz pierwszy. Cóż, rzadko kiedy zaszczycam swą obecnością szkolne zgromadzenia, ponieważ długie przebywanie między ludźmi, szczególnie niewierzącymi, zakłóca moje trzecie oko.
Fred, George i część klasy zachichotała cicho na jej ostatnie słowa. Clara szturchnęła bliźniaków, spoglądając na nich z wyrzutem.
— Wybraliście studiowanie wróżbiarstwa, co, jak widzę, jest szczególnie odważnym posunięciem przez wielu z was. Niestety, muszę was zmartwić informacją, że nie każdy tu się znajdujący osiągnie ten sam poziom oświecenia co reszta klasy. Wiele wybitnych czarownic i czarodziejów, choć zręcznie posługują się magią, przekształcają martwe rzeczy w żywe czy usidlają w swych wywarach emocje, nie są w stanie przejrzeć mgieł przyszłości — mówiła spokojnie nauczycielka, zatrzymując się wzrokiem na każdym z uczniów. Clara zadrżała gdy jej spojrzenie na chwilę zatrzymało się na niej. — Książki niestety wam w tym nie pomogą. Istnieje wiele poradników, ale bez elementu trzeciego oka, będą wam zupełnie bezużyteczne. W pierwszym semestrze zaczniemy od czegoś prostego: fusów oraz dłoni. Kochanie, ja bym jednak obawiała się chłopców o czarnych włosach — zwróciła się do Peggy. Ta wyraźnie posmutniała, zerkając na Daviesa, który zamrugał kilkakrotnie, robiąc ogłupiałą minę. Clara przygryzła wargę, żeby nie uśmiechnąć się wrednie.
— Już ją lubię — mruknęła do niej Laurel. Ta mrugnęła do niej i ponownie skupiła się na słowach kobiety.
— W drugim semestrze czeka nas kryształowa kula oraz wróżenie z płomieni... Aczkolwiek niektórzy z was nie będą w stanie uczestniczyć na lekcji zimą, z powodu chorób... Moja droga — zwróciła się do Laurel, która zasłuchana w słowa nauczycielki aż podskoczyła. — Czy mogłabyś mi podać największy srebrny dzbanek?
— Oczywiście, pani profesor — odpowiedziała nieśmiało dziewczyna i najszybciej jak mogła podała kobiecie wskazany przedmiot. Trelawny uśmiechnęła się dobrotliwie. Odbierając dzbanek, delikatnie dotknęła jej nadgarstka.
— Dziękuje ci... a przy okazji... Czy w pracy twoich rodziców nie było ostatnio zamieszania?
— N-nie? — wyjąkała niepewnie.
— No cóż, niedługo się to zmieni — powiedziała z dziwnym smutkiem kobieta. Laurel odwróciła się do przyjaciół i na drżących nogach usiadła obok Clary. Ta ją delikatnie poklepała.
— To pewnie nic takiego — próbowała ją pocieszyć, ale ta wyraźnie posmutniała.
— Nie rozumiesz — rzuciła. — Sama miałam jakieś dziwne przeczucia i...
— Ustawcie się proszę po filiżanki — przerwała jej profesor Trelawney. — Podzielcie się w pary i wypijcie nalaną przeze mnie herbatę. Następnie lewą ręką zakręćcie filiżanką, postawcie ją denkiem do góry, i wymieńcie się nimi ze swoimi partnerami. Strony szósta i piąta zakupionych przez was egzemplarzy “Demaskowania Przyszłości” powinny wam w tym pomóc. Ja również służę radą.
W klasie zapanowało małe zamieszanie kiedy wszyscy sięgali po wspomniane filiżanki i ciesząc się tą chwilą relaksu, rozmawiali między sobą. Clara i Laurel wymieniły spojrzenia.
— Czyli mówiłaś, że...? — próbowała nieśmiało kontynuować rozmowę Clara, ale przyjaciółka tylko wzruszyła ramionami.
— To nieważne — mruknęła. — Już się przyzwyczaiłam, że często mam takie przeczucia.
— Może to twoje trzecie oko — odezwał się za nimi Fred. Jednym haustem wypił ciepły napój. Dziewczyny wybałuszyły oczy. — No co? Swoją droga, ta kobieta jest cudowna. Już ją lubię.
— Nieco szacunku, Fredericku — ofuknęła go Laurel, prostując się. Clara posmutniała. Znając Laurel oznaczało to, że faktycznie uznała rozmowę za zakończoną. Westchnęła. Nie pozostało jej nic innego jak tylko dopić swoją herbatę.
Dziewczyny szybko osuszyły swoje filiżanki i podały je sobie nawzajem. Laurel zmarszczyła brwi, obserwując fusy przyjaciółki.
— Wiesz co... — mruknęła, zaglądając na strony podręcznika. — Z tej strony masz chyba maskę... to oznacza oszustwo... czyli ktoś będzie próbował cię oszukać... Albo może już to zrobił?
— Może znowu Davies — rzuciła Clara, łypiąc złym okiem na chłopaka. Peggy właśnie zabierała się za jego filiżankę. Dziewczyna miała cichą nadzieję, że w jego będzie coś jeszcze gorszego. Tymczasem Laurel spokojnie kontynuowała.
— Ale z kolei jak się na nią spojrzy w ten sposób — powiedziała, przekrzywiając głowę. — Widać jakby... zasłonę? To chyba znaczy sekret... Chociaż jakby była odsunięta, czyli go odkryjesz... Może nie będzie tak źle... och nie — jęknęła, przekrzywiając głowę po raz ostatni. Clara, której ta wróżba coraz mniej się podobała, uniosła spojrzenie na przyjaciółkę. — To wygląda na piórko... Czyli niespójność.. Czyli... Zostałaś, albo zostaniesz oszukana, jednak odkryjesz to i jakiś sekret ,i to cię wytrąci z równowagi... Tak to rozumiem...
— No to pięknie się zapowiada moja przyszłość — powiedziała Clara, starając się zignorować smutne spojrzenie Laurel. Mimo to zapisała symbole wraz z ich znaczeniami na kawałku pergaminu. — Może się mylisz?
— Może tak — odparła, pocierając nadgarstki w zdenerwowaniu. — Przynajmniej mam taką nadzieję — mruknęła tak cicho, że dziewczyna prawie jej nie usłyszała. Zerknęła na nią kątem oka, niemal się krzywiąc. Uśmiech Laurel wyglądał na wymuszony. — A moja? Może chociaż będziemy cierpiały razem?
— Świetne podejście — sarknęła Clara. Zajrzała do filiżanki, mrużąc oczy. Przekrzywiała głowę, próbując wśród rozmokłych brązowych fusów dostrzec jakiś kształt. Westchnęła. — To chyba jednak nie dla mnie.
— Próbuj!
— No dobra... O, czekaj! — wykrzyknęła rozpoznając wreszcie jakiś kształt. — To... To chyba jest... Naparstek... aj, zmiany w domu... — Laurel otworzyła szeroko oczy ze zdumienia. Zacisnęła usta, uśmiechając się do niej współczująco. Znów zaczęła przekrzywiać filiżankę, próbując teraz jak najdokładniej zauważyć jakikolwiek kształt, który mógłby jednak znaczyć coś dobrego. Coś ścisnęło jej się w żołądku, dostrzegając kolejny znak. — A tutaj... tutaj... to jest chyba kruk... zła wiadomość...
— No cóż, pewnie profesor Trelawney miała rację — powiedziała smutnie Laurel, wodząc wzrokiem za nauczycielką.
— Zawsze mogę się mylić... I tak jest on dość rozmyty... — zastrzegła szybko. No przecież nie może wywróżyć przyjaciółce aż tak złej przyszłości! — I tutaj jeszcze jest... O! Klucz! Czyli, że będziesz miała jakieś nowe możliwości! Czyli nie ma tragedii! — wykrzyknęła w końcu, uśmiechając się. Jednak lekko posmutniała, widząc, że Laurel jednak pozostawała niepewna. Podobnie jak ona, spisała wszystkie symbole.
— Miejmy nadzieję, że chociaż to się sprawdzi — westchnęła.
— Hej, w ogólnym rozrachunku moja przyszłość wygląda gorzej — powiedziała Clara, klepiąc ją po ramieniu, chociaż sama poczuła w gardle gulę. Ciekawe o co mogło chodzić?
Nie miały jednak czasu na dłuższe zastanawianie się, ponieważ profesor Trelawney zaczęła właśnie na głos odczytywać symbole w filiżance Freda.
— Och, mój drogi, to wcale nie jest zabawne — powiedziała, piorunując wzrokiem chłopaka. — Twój brat naprawdę nie ma talentu... Pomylić róg z kołem! Koło, czyli dobry los, możesz się powoli zacząć cieszyć, mój drogi — na te słowa Fred wygodnie rozparł się na pufie, szczerząc zęby do przyjaciółek. Te spojrzały na niego z wyrzutem. — Ach, oczywiście w towarzystwie jajka... Czyli sukces... No cóż, chyba masz szczę... — nagle kobieta przerwała. Z przerażeniem w oczach wpatrywała się w ostatni z symboli. — Och! Mój biedny, biedny chłopcze!
W tym momencie cała klasa zwróciła na nią uwagę. Fred, zaskoczony, spojrzał z powątpiewaniem na nauczycielkę. Zapanowała taka cisza, że dałoby się usłyszeć nawet najmniejszy brzęk filiżanki. Kobieta, jakby nieświadoma napięcia jakie stworzyła, milczała. Po dłuższej chwili wydusiła z siebie:
— Och... Nie powinnam ci tego mówić... naprawdę nie... Taki młody jeszcze jesteś...
— Pani profesor — odezwał się z drżącym głosem George. — Co jest w filiżance mojego brata?
Kobieta zwróciła smutne spojrzenie w jego kierunku.
— Ponurak, mój drogi! — wykrzyknęła z trwogą. — Ponurak!
Clara natychmiast wydała z siebie lekki okrzyk, a jej zawtórowała Laurel. Nawet za bardzo nie przejęła się, widząc, że część klasy teraz zwróciła na nie uwagę. Myśli dziewczyny natychmiast pognały w stronę pierwszej klasy, gdy przez przypadek znalazła o nich wzmiankę w książce. Ponurak to wielki, potężny, widmowy, czarny pies o czerwonych oczach. W sztuce wróżbiarskiej jest uznawany za omen rychłej śmierci...
Poczuła jak blednie.
— Te młode damy doskonale wiedzą, o co chodzi! — kontynuowała profesor Trelawney, wskazując na nie dłonią. Clara zadrżała. Czując, jak przyjaciółka szuka jej dłoni, szybko ścisnęła ją za palce. Laurel również drżała. — Wielki, widmowy pies, lubujący się w cmentarzach... Och, kochany chłopcze, to omen śmierci!
W klasie zapadła cisza. Wszyscy wlepili wzrok we Freda, który nagle pobladł nawet pod piegami. George nie wyglądał lepiej. Zaczął spoglądać na brata jakby miał się zaraz rozpłynąć w powietrzu. Nawet Davies wyglądał na poruszonego.
Clara poczuła jak robi jej się zimno. Czy Fred nie wspomniał, że kiedyś jego wujek zobaczył ponuraka i zmarł następnego dnia? Z przerażeniem wbiła wzrok w chłopaka, próbując zwalczyć łzy. Nie, to niemożliwe! To na pewno jakaś pomyłka, to musiała być pomyłka!
W klasie nadal panowała martwa, pełna napięcia cisza. Nikt nawet nie próbował żartować, zwrócić uwagi, że to przecież tylko garstka fusów.
— Ja... Ja myślę, że na dziś to powinien być koniec lekcji — powiedziała cicho profesor Trelawney. — Zbierzcie swoje rzeczy i... och... — westchnęła, przykrywając oczy dłonią. Ciężko westchnęła. — I uważajcie na siebie.
***
Przez kolejne lekcje cała czwórka czuła się beznadziejnie. Z wielkim smutkiem Clara odkryła, że nie jest w stanie skupić się na słowach profesor Babbling. Jej myśli wciąż wracały do Freda. To zwyczajnie niemożliwe, żeby tak zwyczajnie miał umrzeć! Bo co, bo jakaś przepowiednia? Nie mieściło jej się to zupełnie w głowie.
Zmartwiona spojrzała obok siebie. George smętnie położył głowę na ławce, wpatrując się tępo w przestrzeń.
Wyraźnie przygasł po lekcji wróżbiarstwa. Chodził za bratem jak cień, roztaczając wokół siebie smutną atmosferę. Na każdej lekcji bliźniacy siedzieli możliwie jak najbliżej siebie, a kiedy w końcu musieli się rozstać, ponieważ mieli zajęcia w dwóch różnych miejscach, uścisnęli się tak mocno, jakby już nigdy mieli się nie zobaczyć.
Na Freda ta przepowiednia też nie wpłynęła najlepiej. Snuł się po korytarzach, a na lekcji eliksirów, zupełnie jak nie on, warknął na Snape'a, że te uwagi może sobie wsadzić, co poskutkowało natychmiastowym szlabanem. Na zdziwione spojrzenia Clary i Laurel prychnął, że skoro pozostało mu te kilka godzin z życia to przynajmniej powinien sobie poużywać.
Jedyne co mogła w tym momencie zrobić dla George'a, to zwyczajnie ściskać go za dłoń przez całe zajęcia, drugą próbując chociaż zrobić dokładniejsze notatki, byleby się z nim później podzielić. Chociaż nie była pewna, że gdyby Fred... Gdyby coś mu się stało, to George chciałby kontynuować prowadzenie sklepu.
Gdy rozbrzmiał dzwon na przerwę obiadową, chłopak zerwał się z miejsca tak szybko, że niemal urwał Clarze dłoń. Nie narzekała jednak. Wiedziała, że pognał znaleźć Freda. Sama poczekała przy Wielkiej Sali na Laurel.
Przyjaciółka też nie wyglądała najlepiej. Jej widok nieco przypominał Clarze profesor Bowman, ich poprzednią nauczycielkę obrony. Laurel w tym momencie miała tak samo smutne, lekko nieobecne spojrzenie, jak ona. Gdy napotkała Clarę, tylko niemo zacisnęła usta, kręcąc głową. Dziewczyna bez słowa przytuliła ją, czując jak serce jej się ściska.
— Może jednak usiądziemy dzisiaj obok nich, co? — zapytała słabym tonem. Czuła, jak Laurel się spięła.
— Myślałam o tym, ale... Może lepiej udawać, że to normalny dzień? — usłyszała jej mamrotanie. Pokręciła głową. Nigdy nie była w takiej sytuacji, nie miała pojęcia co mogłoby być lepsze. Niemo zacisnęła rękę w pięść. To niesprawiedliwie! Tak bardzo niesprawiedliwe!
Jakaś dziecięca nutka chciała, by byli przy niej teraz rodzice. Na pewno wiedzieliby lepiej co zrobić. I by pocieszyli. I zajęliby się bliźniakami, i nimi, i...
Clara na chwilę zamarła.
Pani Weasley. Zegar w Norze. Czy wskazówka Freda...
Laurel w końcu się wyślizgnęła z jej objęć, pocierając nos.
— Chodź. Musimy chyba coś zjeść, prawda?
Pokiwała głową, dając się powieść przyjaciółce w stronę ich stołu, zatopiona w beznadziejnych myślach. Czuła jakby była ledwo świadoma własnych ruchów. W głowie tylko kołatało jej, że to wszystko było zwyczajnie nie fair!
— A wy co takie smutne? — usłyszała nagle obok siebie wesoły głos Patricka. Clara uniosła na niego spojrzenia sponad zupy. — Ktoś umarł?
Obie dziewczyny wzdrygnęły się.
— Jeszcze nie — powiedziała Laurel, bawiąc się jedzeniem. — Ale wkrótce może.
Patrick, zdumiony, uniósł brwi.
— Jak to? Ktoś wszedł na trzecie piętro? Dlaczego dopiero teraz mi to mówicie!
— Pat! Nie krzycz! — zwróciła mu uwagę siedząca obok Fiona. Clara poczuła na sobie jej pełne troski spojrzenie. Czuła, że łzy zaczynają jej się zbierać w oczach. — Co jest?
— Nie o trzecie piętro chodzi — odezwała się w końcu. Trzęsące się ręce schowała pod stół. — Tylko o Freda. Mieliśmy pierwsza lekcję wróżbiarstwa i..
Patrick nagle parsknął. Fala złości natychmiast zalała Clarę. Podskoczyła i już otwierała usta, by mu coś odpowiedzieć, gdy w ostatniej chwili dostrzegła, że nagle się zmieszał. Nie widziała, że za nią, Fiona spiorunowała go spojrzeniem.
Odchrząknął.
— Przepraszam — powiedział, poprawiając okulary. — Czyli w tym roku padło na Freda?
— Jak to w tym roku? Ktoś umarł wcześniej? I skąd w ogóle wiesz co się stało? — wykrzyknęła zszokowana Laurel. Złość ustąpiła zdumieniu. Tymczasem Patrick wzruszył ramionami.
— Niby miał, ale nic mu się nie stało. Na moim roku też na kogoś padło. Żyje do dziś, niestety — mruknął patrząc znacząco na Forrestera. Clara zamrugała. Jakaś niepewna iskierka nadziei zaczynała się w niej tlić, ale jeszcze nie pozwoliła jej się rozpalić.
— Czyli, że...
— Czyli, że Trelawney chciała po prostu was przestraszyć — powiedziała stanowczo Fiona. Clara zamrugała. Czuła, jak zaczyna jej się kręcić w głowie. Czyli... Czyli, że faktycznie Fredowi nic nie będzie? Jest bezpieczny? Wbiła wyczekująco wzrok w Fionę, nawet nie czując, że cała się trzęsie. — Mimo że sama wierzę w większość tych wróżb, to wiem, że co roku komuś przepowiada śmierć. Podobno to jej swoisty sposób przywitania z klasą...
— To okrutne! — zaoponowała Laurel. Mimo brzęczenia w uszach, Clara zauważyła, że głos przyjaciółki brzmiał pewniej. Spojrzała na nią niepewnie kątem oka i widząc, jak twarz przyjaciółki powoli nabiera kolorów, poczuła jak jej drgawki ustają. Czyli... Czyli faktycznie, wszyscy są bezpieczni, nie będzie żadnych powtórek...
Fiona westchnęła ciężko. Clara poczuła, jak dziewczyna lekko całuje ją w czubek głowy, po czym to samo zrobiła Laurel. Ramiona jej opadły. Nawet nie wiedziała jak spięta była przez cały czas. Teraz tylko musi, musi to przekazać bliźniakom....
— Niby każdy jest inny, ale... — Usłyszała nad sobą głos Fiony. Spojrzała na nią, ale ta miała wzrok wbity właśnie w bliźniaków. — Och, na litość boską — mruknęła. Wstała i podeszła do stołu Gryfonów. Clara nagle odzyskała władzę w nogach. Natychmiast pognała za nią, czując, że Laurel jest tuż za nią.
— Fred! Fred, nic ci nie będzie! — wykrzyknęła, wyprzedzając w końcu Fionę. Obaj bliźniacy poderwali głowy. Gdyby nie to, że Clara była w tym momencie tak uradowana, zapewne syknęłaby, widząc ich zmartwione twarze. Teraz jednak, niemal podskakiwała w miejscu. — Trelawney podobno tak robi co roku! Fia, powiedz mu!
— Co roku. Naprawdę, chłopcy, zaufajcie mi — potwierdziła natychmiast Fiona. George spojrzał niepewnie na Freda.
— Nasz wujek... — zaczął niepewnie. Fiona westchnęła.
— Chłopcy, naprawdę. Parę lat temu to miał być Forrester. A zobaczcie, dalej siedzi przy stole Krukonów i oddycha.
Fred spojrzał na ich stół. George jeszcze przez chwilę wpatrywał się w dziewczyny, jakby szukając u nich potwierdzenia, na co Clara natychmiast pokiwała głową. Ufała Fionie. Na pewno by jej nie okłamała.
George chyba zdołał to odczytać w jej oczach, ponieważ jego napięte ramiona powoli zaczęły opadać. Nachylił się jeszcze do Freda i coś szepnął. Oboje jeszcze przez chwilę mierzyli się wzrokiem, aż wreszcie na ich twarzach zatańczyły uśmiechy. Nagle Fred poderwał się.
— EJ LUDZIE! — wrzasnął na całe gardło. — JEDNAK NIE UMRĘ!
Ze wszystkich stołów rozległy się oklaski, szczególnie ze strony trzecioklasistów. Ktoś zagwizdał. Gryfoni zaczęli uderzać dłońmi w stół, zupełnie ignorując Percy'ego, który próbował uspokoić cały ten rumor, chociaż... Clara nie mogła być pewna, ale on sam wydawał się być spokojniejszy.
Ze wszystkich stołów rozległy się oklaski, szczególnie ze strony trzecioklasistów. Ktoś zagwizdał. Gryfoni zaczęli uderzać dłońmi w stół, zupełnie ignorując Percy'ego, który próbował uspokoić cały ten rumor, chociaż... Clara nie mogła być pewna, ale on sam wydawał się być spokojniejszy.
— Proszę o ciszę — rozległ się spokojny głos profesor McGonagall. Wszystko natychmiast ucichło, lecz po chwili Wielka Sala wróciła do swojego normalnego gwaru rozmów. Fiona uśmiechnęła się, klepiąc jeszcze Clarę i Freda po ramionach.
— Nie ma się co martwić — powiedziała. — Lepiej myślcie o eliminacjach.
Clara zignorowała ją, z radością przyglądając się Fredowi. I on, i jego brat wyraźnie się zrelaksowali. Ona także odetchnęła z ulgą. Nic mu nie będzie. To tylko głupia wróżba, pomyślała.
Szczęśliwego Nowego Roku, kochani! Miejmy nadzieję, że będzie to dobry rok dla nas wszystkich! Mace jakieś postanowienia? Ja... no cóż, przede wszystkim żeby zaliczyć pierwszy rok :') I o trochę więcej czasu zmieszanego z weną, bo oj, cienko to widzę...
NASTĘPNY ROZDZIAŁ 18.01
Sonia
Szczęśliwego Nowego Roku, kochani! Miejmy nadzieję, że będzie to dobry rok dla nas wszystkich! Mace jakieś postanowienia? Ja... no cóż, przede wszystkim żeby zaliczyć pierwszy rok :') I o trochę więcej czasu zmieszanego z weną, bo oj, cienko to widzę...
NASTĘPNY ROZDZIAŁ 18.01
Sonia
Ej, dobra, zrobiło mi się bardzo smutno :_: Biedny Fred, wszyscy wiemy co się stanie, ale wciąż... Czytalam ostatnio komentarz, że oglądanie prequeli SW to jak oglądanie kraksy pociągu w zwolnionym tempie że świadomością tego, co się stanie, ale nie będąc w stanie się powstrzymać. Czytanie czegokolwiek o Fredzie, szczególnie kiedy wchodzi taki not-really-foreshadowing też takie jest. Przykre :(
OdpowiedzUsuńA tak na pozytywniejszą nutę
"Lori, jakim cudem ci jeszcze ramię nie pękło?" - wiem, że pewnie godzin o ramię od torby, ale nie mogłam powstrzymać obrazu pękającego ramienia Laurel od nadmiaru książek xd Wiem, co czuje, sama w końcu noszę 8kg książek w plecaku (i razem z tym nawrót skoliozy, cudownie xd)
NMBZT
Heh, Trelawney się pośpieszyła z tą wróżbą.
OdpowiedzUsuńBtw, nie spodziewałam się, że bliźniacy mogliby iść na wróżbiarstwo - zawsze wyglądali mi na kogoś, kto jest bliżej czarodziejskiej chemii, czy bardziej praktycznych przedmiotów.
Jestem ciekawa, co oznaczają wróżby dziewcząt, szczególnie Laurel :O