środa, 20 lipca 2016

10. Noc Duchów

 
Może z powodu nawału lekcji Clara pokrótce zorientowała się, że jest w Hogwarcie już dwa miesiące i ani razu nie napisała jeszcze do rodziców. Zgorszona swoim zachowaniem obiecała sobie, że zrobi to najszybciej jak tylko może. Jednak dni mijały, a w ona zamiast tworzyć list do rodziców przepisywała właściwości asfodelusa, opisywała sposób transmutacji zapałek w igły czy konstelację Syriusza.
Dopiero gdy rankiem w Noc Duchów obudził ją zapach pieczonej dyni, od razu zaszła do sowiarni. Była to wieża, usytuowana niedaleko błoni. Krukonka lubiła to miejsce, mimo iż czasem było bardzo ciemne, szczególnie, jeśli ktoś odwiedził je bladym świtem. Poza tym niekiedy było aż za ciche, a łopot skrzydeł czy pohukiwanie mogło czasem przestraszyć.
Dziewczynka usiadła przy jednym ze schodków, wyciągając z torby kawałek pergaminu, pióro i kałamarz. Położyła to wszystko obok siebie. Przez chwilę wpatrywała się w pustą kartkę z koniuszkiem pióra przy ustach, zastanawiając się. Po chwili zamoczyła je w kałamarzu i jadowicie fioletowym atramentem zaczęła pisać:

Kochani Mamo i Tato!


U mnie wszystko w porządku. Wybaczcie, że nie napisałam wcześniej, ale lekcje tu naprawdę zajmują mi mnóstwo czasu.


Hogwart to naprawdę wspaniałe miejsce! A większość uczniów jest naprawdę bardzo miła. Już w pociągu poznałam trójkę nowych przyjaciół: Laurel, z która dzielę dormitoriów oraz bliźniaków: Freda i George'a. Poza tym "opiekuje" się mną chłopak z piątej klasy. Ma na imię Patrick i jest prefektem, więc naprawdę bardzo nam pomaga, w szczególności, jeśli się gdzieś zgubimy. No i jeszcze jest Cedrik, o rok starszy ode mnie, który ostatnio nieco mi pomógł pokonać strach przed lataniem na miotle. Bo tu się lata na miotłach! I nie na takich, co są w książkach, lub takich jakimi odkurzamy podłogę! Pani Hooch mówiła mi, że jest wiele rodzajów mioteł, wykonywanych ze specjalnych drzew!


Ach, nie napisałam Wam do jakiego domu się dostałam! Bo jest ich cztery: Ravenclaw, Gryffindor, Hufflepuff i Slytherin. Ja, Laurel i Patrick jesteśmy w Ravenclawie. Mówią, że to jest dom osób, które są bardzo mądre, wiec jestem bardzo zadowolona, że tam mnie przydzielono. Fred i George są w Gryffindorze, a Cedrik w Hufflepuffie.


Z nauką idzie mi bardzo dobrze. Niektórzy profesorowie nawet mnie chwalą i nagradzają za to punktami mój dom! Czy to nie wspaniałe?


Niestety, już muszę iść, bo za niedługo mam śniadanie, a nie chcę się na nie spóźnić. Obiecuję, ze napisanie następnego listu nie zajmie mi aż tyle!


Odpiszcie mi szybko!


Wasza
Clara
Przeczytała jeszcze raz swój list, upewniając się, czy aby na pewno wszystko jest z nim w porządku. Po czym podeszła do Morgany, która natychmiast wystawiła nóżkę, aby jej pani mogła przywiązać do niej list. Clara z uśmiechem wzięła ją na rękę i zaniosła do okna, po czym sowa wzleciała w górę.
Dziewczynka patrzyła za nią jeszcze długi czas, nim w końcu zniknęła za ciemną linią Zakazanego Lasu. Z cichym westchnięciem odwróciła się... aby napotkać stojąca na schodach Jennę.
Na początku chciała ją najzwyczajniej w świecie wyminąć, ale blondynka miała chyba inny plan. Niby przypadkiem popchnęła ją tak, że Krukonka omal nie spadła ze stromych schodków.
- Ups! Przepraszam, Pond! - wykrzyknęła Ślizgonka z fałszywym uśmiechem. Clara zbierając się z podłogi warknęła:
- O co ci chodzi, Ayers?
- No wiesz, to chyba sam fakt, że istniejesz - odparła blondynka, zanosząc się zimnym śmiechem. Brunetka czuła jak złość w niej rośnie, jednak starała się ją pohamować. Nie chciała wpadać w kłopoty... zbyt szybko. - W ogóle co ty tu robisz, co?
- No nie wiem... Na przykład wysyłam list? Choć nie, przecież to dla ciebie zbyt oczywiste, co, Ayers? - odparła Clara, zgrzytając zębami. Jenna uśmiechnęła się drwiąco.
- Do kogo? Do swoich szlamowatych rodziców?
Miarka się przebrała. Dziewczynka natychmiast wyciągnęła różdżkę, celując nią w stronę Ślizgonki. Jednak ta nadal uśmiechała się drwiąco.
- No i co teraz, Pond? Nie umiesz rzucać zaklęć, przecież nie doszliśmy nawet do głupiej Windgardium Leviosy! Dopiero dziś mieliśmy ją ćwiczyć!
- Skąd wiesz, czy nie uczyłam się zaklęć sama? - zapytała jedenastolatka. Oczywiście było to kłamstwo. Niby znała formułki poszczególnych zaklęć, ale nie miała zielonego pojęcia czy by zadziałały. Przecież profesor Flitwick tyle razy wspominał o zaklęciach, które źle wypowiedziane potrafiły dać zupełnie niespodziewany efekt...
- Naprawdę? No cóż, w takim wypadku chętnie zostanę twoim królikiem doświadczalnym- odparła blondynka, również wyciągając swoją różdżkę. Clara zamarła. Takiego obrotu sprawy się nie spodziewała, ale... Jeśli już sama się w to wpakowała powinna stanąć na wysokości zadania.
Zapanowała chwila ciszy, przerwana zimnym śmiechem Jenny.
- I co, nie umiesz? Ojoj, biedne, szlamowate dziec...
- Rictusempra! - wykrzyknęła dziewczynka. Jennę natychmiast odrzuciło w tył, ale nie mogła wstać, ponieważ zbytnio się śmiała. Jednak zdołała podnieść głowę w kierunku. W jej oczach widać było wściekłość, jednak salwy śmiechu uniemożliwiały jej rzucenie jakiegokolwiek zaklęcia.
- Teraz mi już chyba wierzysz, co Ayers?- warknęła Clara. W odpowiedzi usłyszała tylko salwy śmiechu. Wzruszyła ramionami. Odwróciła się, aby zejść w dół, gdy usłyszała jak drzwi do sowiarni otwierają się z hukiem.
- Myślisz, że tu może być?
- Nie mam pojęcia, i tak przeszliśmy już chyba cały zamek...
- Fred? George? - zawołała dziewczynka, zbiegając po schodkach. Bliźniacy unieśli głowy.
- Tu jesteś! Wystraszyłaś Laurel, młoda damo! - wykrzyknął Fred. Dziewczynka wywróciła oczami.
- Ech, to już listu nie można normalnie wysłać? Nie powinniście się martwić, choć to bardzo miłe...
- Kto tam na górze się śmieje? - przerwał jej George, unosząc palec w górę.
- Ayers - odparła Clara, wzruszając ramionami. - Sama tego chciała, ja ją ostrzegałam, więc...
- Przed nami nie musisz się tłumaczyć - ponownie wpadł jej w słowo George. - Bardziej bym się bał , co na ten temat powie Patrick...
Dziewczynka zamarła. O tym nie pomyślała. Natychmiast pobiegła na górę, a za nią bliźniacy. Jenna niemal już siniała na twarzy. Clara uniosła różdżkę, uważnie wpatrując się w blondynkę.
- Dobra. Cofnę zaklęcie, ale NIE MASZ PRAWA mi nic zrobić, jasne?- zapytała i natychmiast machnęła różdżkę, cofając zaklęcie. Nie zdążyła jednak wykonać następnego ruchu, kiedy promień czerwonego światła uderzył ją w pierś. Odrzuciło ją do tyłu.  Gdyby Fred nie zdążył jej złapać, zapewne spadłaby ze schodów.
- To teraz mamy wyrównany rachunek- odparła Ayers, ciężko dysząc. Brunetka omiotła ją nienawistnym spojrzeniem.
- Na to wygląda- odparła, odwracając się i schodząc po schodach. Za nią zeszli bliźniacy.
***
Nim obie dziewczynki się obejrzały nastała pora kolacji, a wraz z nią - przyjęcie z okazji Nocy Duchów. Gdy weszły do Wielkiej Sali oczy niemal wyszły im na wierzch na widok dekoracji. 
Ze ścian i sklepienia zwisało z tysiąc żywych nietoperzy, a drugie tyle śmigało ciemnymi chmarami nad stołami powodując migotanie płomieni świec, osadzonych w wyciętych dyniach. Tym razem potrawy zostały podane w złotych półmiskach, tak jak podczas bankietu powitalnego.
Obie dziewczynki szybko zajęły swoje miejsce naprzeciwko stołu Gryfonów. Clara kątem oka patrzyła, jak Cedrik siada przy stole Puchonów. Czując jej wzrok na sobie uniósł głowę i jej pomachał. Dziewczynka uśmiechnęła się, odmachując mu.
- Znowu on? - usłyszała obok siebie niezadowolony głos Patricka. Wywróciła oczami.
- Co ci przeszkadza? - zapytała, nakładając sobie pure z ziemniaków. Tym razem to piętnastolatek wywrócił oczami.
- Ty naprawdę tego nie widzisz? - odparł pomiędzy jednym a drugim kęsem. - Coś nie tak? - dodał, widząc nieobecny wzrok dziewczyny.
- Nie wydaje ci się... że kogoś brakuje?- zapytała brunetka, obrzucając salę uważnym spojrzeniem. Powiódł za nią wzrokiem.
- Nie ma Sir Nicholasa i niektórych duchów, ale zapewne dlatego, że dziś jest rocznica jego śmierci i pewnie ją obchodzi w gronie znajomych. Szara Dama rzadko kiedy zaszczyca swoją obecnością Noc Duchów, a w każdym razie nigdy jej nie było podczas mojego pobytu w Hogwarcie...
- Nie chodzi mi o duchy - przerwała mu brunetka. - Bardziej o nauczycieli. Nie ma Bowman - wyjaśniła.
Zaskoczony chłopak zerknął w stronę stołu nauczycielskiego. Clara miała rację. Miejsce między McGonagall a Snapem było puste. Blond grzywa nauczycielki obrony przed czarną magią nie była nigdzie widoczna.
- Może pomyliła stoły - powiedziała Laurel, również wędrując wzrokiem w tamtą stronę. - To by w sumie było do niej podobne.
Patrick pokręcił sceptycznie głową.
- Nie no. Nawet jeśli, to myślę, że jakiś uczeń by ją odprowadził na właściwe miejsce. A nawet jeśli nie...
Nie dowiedziały się, co by się stało, bo w tym momencie jedna z dyń wybuchła z hukiem, obrzucając stół Krukonów i Ślizgonów jej kawałkami. Kiedy Patrick i siedząca obok niego Fiona podbiegli sprawdzić, co się stało, Clara i Laurel wymknęły się z Wielkiej Sali.
Minęły jeden z korytarzy, wpadając do pomieszczenia, w którym na początku roku czekały na wprowadzenie do  Wielkiej Sali. Nie musiały czekać długo. Po chwili wpadli tam również bliźniacy. Uwadze Clary nie uszedł fakt, że Fred miał trochę osmalone włosy z przodu.
- Naprawdę nie trzeba było robić TAKIEGO wyjścia - powitała ich Laurel.
- Ależ oczywiście Lauruś. Wiem, że mogłyście się wymknąć po cichu... - zaczął Fred, mierzwiąc sobie włosy z tyłu głowy.
- ...ale jaka byłaby z tego zabawa? - dokończył George, szczerząc do niej zęby. Blondynka pufnęła ze złością, szukając pomocy u przyjaciółki. Ta wzruszyła ramionami.
- Jeśli chcecie wpaść w kłopoty, to proszę was bardzo, droga wolna - powiedziała, odwracając się w stronę wyjścia. Nie słysząc jakoś kroków za sobą, odwróciła się. Obaj bliźniacy i Laurel wpatrywali się w nią z otwartymi ustami. Uniosła sceptycznie brwi. - Idziemy czy nie? - zapytała.
- Ta... Jasne, pani profesor - odparł George, odzyskując mowę.
- O co wam chodzi? - zapytała, zakładając ręce na piersi.
- O nic takiego - odparł szybko Fred, mijając ją w drzwiach. Po chwili dodał tak cicho, że prawie nie dało się go usłyszeć. - Jeśli ona zostanie prefektem...
- Słyszałam! - rzuciła za nim Clara, jednak teraz już się śmiała. - Poza tym... Jakby to było coś złego...
***
Na korytarz trzeciego piętra dotarli zaskakująco szybko. Pomieszczenie to, zwykle zapełnione uczniami rozmawiającymi o pracach domowych czy podobnych tematach, teraz wydawało się upiornie ciche.
Cała czwórka jednak zdawała się nie zauważać tej dziwnej atmosfery. Raźnym krokiem szli w stronę obrazu w złotych ramach, wyraźnie odstającym na tle ciemnych cegieł. Na płótnie namalowano mężczyznę o rzadkich, siwych włosach i nieco oszołomionym spojrzeniu ciemnych oczu. Ubrany był w czarną szatę, przypominającą sutannę księdza.
Zatrzymali się przed obrazem, przypatrując się sobie nawzajem. W końcu Laurel nieśmiało wystąpiła do przodu.
- Em... Przepraszam?
- Słucham, młoda damo? - odezwał się mężczyzna, zwracając spojrzenie w jej stronę. Blondynka przełknęła ślinę.
- Czy pilnujesz może jakiegoś tajnego przejścia? - zapytała. Borys Szalony pokiwał głową.
- Tak, ale nikt nie wypowiedział hasła od pięćdziesięciu lat. Tak, pięćdziesięciu! Musicie znaleźć kogoś, kto rezyduje w Hogwarcie pięćdziesiąt lat, inaczej nie poznacie hasła.
Blondynka odwróciła się zrezygnowana w stronę przyjaciół.
- Pięćdziesięciu?! Żaden nauczyciel nam w życiu nie poda hasła! - wykrzyknął Fred, zrezygnowany.
- Nie, nauczyciel z pewnością nie... ale może duchy? - podrzuciła z nadzieją Clara. Reszta pokiwała głowami.
- Tylko, że znacząca większość jest albo na uczcie, albo na przyjęciu Nicka - zauważyła przytomnie Laurel.
- Szara Dama mogła tam nie zawitać - odparła Clara.
- Chcesz się o coś pytać SZAREJ DAMY? Ty się dobrze czujesz, Clar? - zapytał George, będąc w głębokim szoku. Brunetka przygryzła wargę.
- Raczej nie mamy innego ducha, który by nam w tej chwili mógł pomóc...
W tym momencie zauważyła, jak przez korytarz przepływa jakaś świetlista postać. Gdy podpłynęła nieco bliżej okazała się być smukłą dziewczyną o długich do pasa włosach, której peleryna sięgała ziemi.
Krukonki i Gryfoni wymienili spojrzenia. Clara splotła sobie z tyłu ręce i niepewnie podeszła do ducha.
- Em... Przepraszam? Pani Szara Damo?
Kobieta odwróciła się, obrzucając brunetkę zimnym wzrokiem. Jednak na widok naszywki z godłem Ravenclawu rysy twarzy nieco jej złagodniały, ale oczy nadal pozostały zimne.
- Słucham - odparła, lustrując dziewczynkę. Ta nerwowo odgarnęła włosy do tyłu i zapytała:
- Czy nie zna może pani hasła Borysa Szalonego?
Kobiecie zadrżały usta, jakby chciała się uśmiechnąć, jednak się powstrzymywała. Wzruszyła ramionami.
- Nie interesują mnie takie sprawy - odparła nieco wyniośle. Jednak po chwili spojrzała łaskawie na brunetkę. - Ale jeśli pragniesz dowiedzieć się czegoś o szkolnych dyrdymałach, zapytaj Martę. Niedawno widziałam, jak wylatuje z przyjęcia Sir Nicholasa - dodała, odlatując i znikając w ścianie. Clara odwróciła się w stronę przyjaciół.
- Widzicie? Nie było tak źle - powiedziała, uśmiechając się słabo. Bliźniacy pokiwali głowami, ale Laurel pokręciła lekko głową.
- Jak ja nie chcę iść za Jęczącą Martą - jęknęła. Chłopaki spojrzeli na nią ze zdziwieniem.
- Dlaczego? - zapytali równocześnie.
- Bo raz, rezyduje w niemal opuszczonej łazience dla dziewczyn, a dwa jest trochę... nadwrażliwa - odparła blondynka, przystępując z nogi na nogę. Clara pociągnęła ją za rękę.
- Oj, daj spokój. Jeśli będzie miała dobry humor, to nam powie to hasło - powiedziała, starając się uśmiechnąć, ale wyszedł jej jakiś grymas.
- Sama słyszałaś, co mówiła Szara Dama. Skoro wyleciała z przyjęcia Prawie Bezgłowego Nicka to na pewno nie jest w dobrym humorze. Może poczekajmy do jutra...
W tym momencie z głębi korytarza doszedł ich jakiś upiorny jęk i pochlipywanie. Wymienili spojrzenia.
- ...albo może lepiej chodźmy do tej łazienki - stwierdziła brunetka ciągnąc za sobą przyjaciółkę, która tym razem już bez protestu pobiegła wraz z nią, a za nimi bliźniacy.
***
Wkrótce dotarli na pierwsze piętro, gdzie Clara i Laurel poprowadziły chłopaków do wielkich drzwi. Obaj bliźniacy stanęli jak wryci.
- Jesteście pewne, że możemy tam wejść? - zapytał Fred, pocierając kark. Dziewczynki wymieniły  rozbawione spojrzenia.
- Tak, jesteśmy. Tu rezyduje tylko Jęcząca Marta, poza tym wszyscy są jeszcze na uczcie. Także spokojnie nic nam nie będzie - odparła Clara. Ignorując wielki napis "Nieczynne", chwyciła za klamkę i otworzyła drzwi.
Było to chyba najbardziej ponure miejsce w całym Hogwarcie, oczywiście nie licząc lochów. Pod wielkim, popękanym i poplamionym lustrem ciągnął się rząd poobtłukiwanych umywalek. W mokrej posadzce odbijało się mętne światło kilku świec osadzonych w ściennych uchwytach; drewniane drzwi od kabin były złuszczone i porysowane, a jedne zwisały smętnie bez zawiasów.
Obie dziewczynki podeszły do ostatniej kabiny. Zanim jednak ją otworzyły, odwróciły się twarzami do chłopaków, przykładając palce do ust na znak, że mają być cicho.
- Witaj Marto, co u ciebie? - zapytała Clara, wchodząc do kabiny. Bliźniacy podeszli w tamta stronę. Ich oczom ukazał się duch tęgiej, przysadzistej dziewczyny w szatach Ravenclawu. Miała okropnie ponurą twarz, ledwo widoczną spod strzechy włosów związanych w dwa niskie kucyki i bardzo grubych okularów.
- To jest toaleta dla dziewczyn - syknęła na widok Freda i George'a. - A oni NIE są dziewczynami.
- Oczywiście, że nie są, Marto - odparła szybko Laurel. - Tylko widzisz, jakoś tak za nami się przypałętali, bo...
Tu urwała, patrząc błagalnie na Clarę.
- Bo... bo widzisz... My... - jąkała się brunetka. - Mamy do ciebie wielką prośbę. I tylko ty jesteś nam w stanie w tym pomóc.
Marta natychmiast podleciała w górę i zawisłą między kabiną a sufitem.
- Taaaak? - zapytała, przekrzywiając głowę. - A co ma biedna, jęcząca, gruba, żałosna Marta, czego wy nie macie?! - wykrzyczała, a w jej oczach zaczęły lśnić srebrne łzy.
- No bo widzisz... Ty wszystko zapewne wiesz... - zaczęła niepewnie Laurel, uważnie obserwując ducha. - No i w ogóle jesteś taka mądra...
- ...no i tak zastanawialiśmy się... - wpadła jej w słowo Clara. - Czy nie znasz może hasła do obrazu Borysa Szalonego?
Marta przyjrzała im się podejrzliwie.
- A nawet jeśli bym znała - zaczęła powoli, podlatując do nich. - To co niby będę z tego miała, co?
- Erm... Naszą dozgonną wdzięczność? - wtrącił niepewnie George. Dziewczyna natychmiast do niego podleciała, a minę miała bardzo niezadowoloną.
- Jak śmiesz mówić o śmierci w mojej obecności! Jak możecie być tacy nieczuli na moją krzywdę, na moje cierpienie!
W miarę jej krzyków, jej głos stawał się coraz bardziej piskliwy.
- Ależ Marto, on nie chciał cię zdenerwować... - wtrąciła szybko Clara. Aż się wzdrygnęła, gdy dziewczyna odwróciła się w jej stronę.
- Nikt nie chciał mnie zdenerwować? - powtórzyła piskliwe. - Moje życie było jedna wielką udręką, a po śmierci nadal wszyscy przychodzą, aby mnie męczyć!
- To powiedz tylko nam to hasło, a obiecujemy, że my już nigdy tu nie przyjdziemy! - powiedział Fred. Marta omiotła go nienawistnym wzrokiem.
- Dobrze - odparła w końcu, nie spuszczając jednak oczu z bliźniaków. - Hasło to "Nigdy nie zapomnij". Lepiej dla was dwóch, abyście nie zapomnieli o swojej obietnicy!
I odwróciła się nogami do góry, dając nurka w sedes, opryskując ich wodą. Zniesmaczeni wymienili spojrzenia.
- Nie martw się, w życiu o tym nie zapomnę. Ostatni raz jestem w tej łazience - mruknął George, wycierając sobie twarz szatą.
- Przynajmniej mamy to hasło - odparła Laurel, patrząc zdegustowana swoje mokre ramię.
Szli już w stronę Wielkich Schodów, gdy ponownie usłyszeli ten sam jęk i pochlipywanie co w korytarzu na trzecim piętrze. Wymienili zaniepokojone spojrzenia.
- Iść i sprawdzić? - zapytała Clara. Reszta nieco się zmieszała.
- No nie wiem... To brzmi dość dziwnie - odparł George, pocierając ręką szyję. - Ale z drugiej strony to mógłby być po prostu jakiś duch - dodał z nadzieją.
Ruszyli więc w głąb korytarza. W miarę jak szli jęki i pochlipywania stawały się coraz głośniejsze. Wkrótce zobaczyli postać majaczącą się w oddali. Zbliżając się stwierdzili, że była to kobieta o długich, jasnych włosach.
- Profesor Bowman! - wykrzyknęła zaskoczona Clara, zasłaniając sobie usta.
Rzeczywiście była to ich nauczycielka obrony przed czarną magią. Nie wyglądała najlepiej. Włosy miała potargane a szatę poplamioną. Poza tym w miarę jak zbliżała się do przyjaciół, czuć było od niej silny zapach kuchennego sherry. Wymienili zdumione spojrzenia.
Korzystając z tego, że kobieta jeszcze ich nie zauważyła, Laurel powiedziała:
- Co mamy z nią zrobić?
- Nie powinniśmy jej zostawiać w takim stanie - mruknęła Clara, przyglądając się kątem oka Bowman.
- Tak, ale co niby możesz z tym zrobić? Zaczekać, aż zwymiotuje czy co? - odparł sarkastycznie Fred. Brunetka wywróciła oczami.
- Ale nie można jej zostawić tak na widoku... - próbowała oponować, jednak przerwała jej Laurel.
- Clar, nie wierzę, że to mówię, ale Fred ma rację. Nie dasz rady jej pomóc, poza tym ona jest dorosła, na pewno sobie poradzi.
- Niech wam będzie - odparła zrezygnowana brunetka.
Dotarli więc na Wielkie Schody, powiedzieli sobie dobranoc i poszli do swoich wież. Laurel i Clara nie rozmawiały po drodze, także gdy dotarły do pokoju wspólnego Ravenclawu niemal podskoczyły , gdy ich cisze przerwał wzburzony męski głos.
- CLARO ROSE POND! LAUREL ALICE BURTON!
W ich stronę zmierzał Patrick. I miny nie miał zadowolonej. Obie dziewczynki zamarły.
- Co wy sobie wyobrażacie! Wymykać się z uczty w środku no...
- FIONA! - wydarły się obie dziewczynki, wymijając bruneta i biegnąc w stronę piętnastolatki. - POMOCY!
Dziewczyna natychmiast objęła rękoma "młode recydywistki" zwracając głowę w stronę prefekta.
- Patrick, daj spokój to nic złego... - zaczęła spokojnie, ale Irlandczyk natychmiast jej przerwał.
- Nie ma mowy! Nie tym razem! Przecież mogło im się coś stać, mogła je złapać Pani Norris lub gorzej, Filch!
- Och daj spokój, przesadzasz! - mruknęła Fiona. - Przecież nie wparowały do Zakazanego Lasu na hura, tylko po prostu wyszły z tej uczty, może im się nudziło...
- Właśnie Patruś daj spokój - usłyszeli głos z drugiego końca pokoju. - Posłuchaj Fionki, dobrze mówi! Daj swojej siostrzyce trochę luzu!
- Zamknij się, Derrik! - syknęło równoczesne z sześć innych głosów. Chłopak uniósł ręce w górę w udawanym zdumieniu.
- No co, ja tylko próbowałem pomóc... Przecież widać jak bardzo sobie nie radzi z wychowywaniem dzieci ze swoją...
W tym momencie coś huknęło. Nim dziewczyny zdołały się obejrzeć, Patrick już stał przy Derriku. Obok blondyna stał przewrócony fotel.
- Chyba usłyszałeś, Derrik. Miałeś się zamknąć - syknął.
- Bo co, kujonku? Odejmiesz mi punkty i polecisz do Flitwicka? - odparł chłopak, wysuwając zaczepnie szczękę do przodu. Brunet strzelił palcami.
- Żebyś się nie zdziwił - odparł. Tamten tylko się szyderczo zaśmiał.
- Proszę bardzo! Może jeszcze mnie uderz, aby to przypieczętować! Takie małe gnojki jak ty i... - tu poleciała taka wiązanka słów, że pomimo rąk Fiony zasłaniających uszy Laurel i Clary, doszły do nich co poniektóre słowa. Patrick jednak dalej stał niewzruszony.
- Przepłucz sobie usta, Forrester - syknął, machając różdżką i mrucząc Chłoszczyść!
Z ust blondyna zaczęły się wydobywać różowe bańki mydlane, a piana pokryła mu wargi. Zaczął się krztusić.
- Patrick! Cofnij to zaklęcie! - wykrzyknęła Fiona z przerażeniem obserwując, jak Derrik zaczyna sinieć na twarzy. Jednak Irlandczyk ani drgnął. Wpatrywał się zimno w chłopaka.
- Patrick! Proszę! - wykrzyknęły równocześnie Clara z Laurel. Dopiero wtedy brunet zareagował. Wywracając oczami, machnął różdżką, a piana znikła z ust blondyna. Chłopak wstał, rzucając wściekłe spojrzenia w stronę prefekta. Wyciągnął różdżkę.
- Petrificus Totalus!
- Protego!
Błysnęło, ale nic się nie stało. Obaj chłopcy nadal przyglądali się sobie z nienawiścią.
- Nie próbowałbym pojedynku ze mną, Forrester - rzucił gniewnie Patrick, poprawiając okulary. - Doskonale wiesz, że jestem lepszy w zaklęciach i w obronie przed czarną magią od ciebie.
Derrik przez chwilę mu się przyglądał, ale w końcu schował różdżkę.
- Ostatni raz ci odpuszczam, Adair. Ale dobrze ci radzę, lepiej zacznij się oglądać, bo nie znasz dnia ani godziny - syknął blondyn. Z tymi słowami wszedł na górę do dormitorium chłopców. W pokoju wspólnym zaległa cisza,
- Clara? Laurel? Może pójdziecie się położyć? - powiedziała jakoś bez przekonania Fiona. Ale dziewczynki tylko kiwnęły głowami i powlokły się na górę, rzucając jeszcze po drodze:
- Dobranoc Patrick. Dobranoc Fiona.
***
To jest definitywnie jeden z moich bardziej lubianych rozdziałów. Wgl pierwotnie były to dwa oddzielne rozdziały, ale stwierdziłam, ze lepiej je połączyć bo oddzielnie nieco głupio brzmią. Jestem ciekawa czy wiecie gdzie się skończył pierwszy a zaczął drugi ;)
Z ogłoszeń parafialnych: jutro wyjeżdżam na obóz artystyczny na dwa tygodnie tzn. brak rozdziałów... Ale myślę, że wytrzymacie ^^
Dedyk dla Idy
Sonia

5 komentarzy:

  1. Dziękuję za dedyczek :* Dopiero teraz komentuję, nie wiem, czemu tak późno :D
    Ale mam jedną uwagę - skąd Derrcik zna zaklęcie Sectumsempra, które wymyślił Książę Półkrwi? Skąd Derrick je w ogóle znał, skoro Snape nie dzielił się swoimi zaklęciami? To zaklęcie nie zostało zatwierdzone przez Ministerstwo Magii, więc to niemożliwe, żeby Derrick je gdzieś poznał.
    A co do rozdziału, dużo fajnej akcji i jeszcze ten moment z Patricem <3 <3 Cudowny. Tylko kurde zastanawiam się, czemu ci dwaj tak bardzo się nienawidzą... czyżby jakieś porachunki w "młodości"? xD
    Jeszcze raz dziękuję za dedykację!

    OdpowiedzUsuń
  2. MIEJSCE to był wieżą, usytuowaną niedaleko błoni. Krukonka lubiła to MIESJCE, mimo iż czasem było bardzo ciemne, szczególnie, jeśli ktoś odwiedził je bladym świtem.
    I nie na takich, co są w książkach, (bez przecinka) lub takich, jakimi odkurzamy podłogę! (P)ani Hooch mówiła mi, że jest wiele rodzajów mioteł, wykonywanych ze specjalnych drzew!
    Mówią, ze to jest dom osób, które są bardzo mądre, wiec JESTEM bardzo zadowolona, że tam JESTEM.
    - No wiesz, to chyba sam fakt, że istniejesz - odparła blondynka(,) zanosząc się zimnym śmiechem.
    Do swoich szlamowatych rodziców?
    Szlamowatych? To jakby byli szlamami, a oni są muralami, więc chyba nie pasuje. Chociaż mogłam coś zapomnieć, bo dawno książki nie czytałam.
    Odwróciła się(,) aby zejść w dół, gdy usłyszała jak drzwi do sowiarni otwierają się z hukiem.
    Bardziej bym się bał(,) co na ten temat powie Patrick...
    Clara kątem oka patrzyła(,) jak Cedrik siada przy stole Puchonów.
    Nie dowiedziały się(,) co by się stało, bo w tym momencie jedna z dyń wybuchła z hukiem, obrzucając stół Krukonów i Ślizgonów jej kawałkami.
    - Jeśli chcecie wpaść w kłopoty(,) to proszę was bardzo, droga wolna - powiedziała, odwracając się w stronę wyjścia.
    - Ta... Jasne(,) pani profesor - odparł George, odzyskując mowę.
    - Tylko, że znacząca większość jest albo na uczcie(,) albo na przyjęciu Nicka - zauważyła przytomnie Laurel.
    - Chcesz się o coś pytać SZAREJ DAMY? Ty się dobrze czujesz, Clar (zapomniałaś o „o” czy to zdrobnienie?)? - zapytał George, będąc w głębokim szoku.
    W tym momencie zauważyła(,) jak przez korytarz przepływa jakaś świetlista postać.
    Ale jeśli pragniesz dowiedzieć się czegoś o szkolnych dyrdymałach(,) zapytaj Martę. Niedawno widziałam(,) jak wylatuje z przyjęcia Sir Nicholasa - dodała, odlatując i znikając w ścianie.
    - Oj(,) daj spokój.
    Pokrótce (Wkrótce) dotarli na pierwsze piętro, gdzie Clara i Laurel poprowadziły chłopaków do wielkich drzwi. Obaj bliźniacy stanęli jak wryci.
    twarzami do chłopaków(,) przykładając palce do ust na znak, że mają być cicho.
    - Taaaak? - zapytała, przekrzywiając głowę. - A co ma biedna, jęcząca, gruba, żałosna Marta(,) czego wy nie macie?! - wykrzyczała, a w jej oczach zaczęły lśnić srebrne łzy.
    - Nikt nie chciał mnie zdenerwować? - powtórzyła piskliwe. - Moje życie było jedna wielką udręką, a po śmierci nadal wszyscy przychodzą(,) aby mnie męczyć!
    - Dobrze - odparła w końcu, nie spuszczając jednak oczu z bliźniaków. - Hasło to („(N)igdy nie zapomnij”). Lepiej dla was dwóch, abyście nie zapomnieli o swojej obietnicy!
    Szli już w stronę Wielkich Schodów(,) gdy ponownie usłyszeli ten sam jęk i pochlipywanie co w korytarzu na trzecim piętrze.
    Ruszyli więc wgłąb (w głąb) korytarza.
    Pokrótce (Wkrótce) ZOBACZYLI postać majaczącą się w oddali. Zbliżając się ZOBACZYLI, że była to kobieta o długich, jasnych włosach.
    Korzystając z tego, że kobieta jeszcze ich nie zauważyła(,) Laurel powiedziała:
    - Tak, ale co niby możesz z tym zrobić? Zaczekać(,) aż zwymiotuje czy co? - odparł sarkastycznie Fred.
    i Clara nie rozmawiały po drodze, także gdy dotarły do pokoju wspólnego Ravenclawu niemal podskoczyły(,) gdy ich cisze przerwał wzburzony męski głos.
    Nim dziewczyny zdołały się obejrzeć(,) Patrick już stał przy Derriku.
    i... - tu poleciała taka wiązanka słów, ze (że) pomimo rąk Fiony, (bez przecinka) zasłaniających uszy Laurel i Clary(,) doszły do nich co poniektóre słowa.
    - Patrick! Cofnij to zaklęcie! - wykrzyknęła Fiona z przerażeniem obserwując(,) jak Derrik zaczyna sinieć na twarzy.
    Wywracając oczami(,) machnął różdżką, a piana znikła z ust blondyna.

    W rozdziale jest sporo akcji i bardzo mi się to podoba. Lubię Twoje opowiadanie ze względu na ten hogwarcki klimat. Miło do niego wrócić, a czytanie po raz setny HP nawet mnie już zaczyna nudzić, więc taki fanfic to cudo. Przepraszam, ze narobiłam sobie tylu zaległości i dopiero teraz je nadrabiam, ale ostatnio nie było mnie. Właściwie jak tylko wróciłam do domu, to prawie natychmiast przybiegłam do Ciebie :D Oczywiście się nie zawiodłam.
    Weny!
    E.M.S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż... Przecinki to moja zmora :/ Bardziej jestem w szoku jeśli chodzi o literówki, bo nabrałam nawyku czytania swoich rozdziałów przed wstawieniem i myślałam, że wszystko jest w porządku...
      Co do szlamowatej krwi rodziców - w moim rozumieniu mugolaka nazywano szlamą z uwagi na "brudną" krew rodziców. Skoro samo dziecko je ma to rodzice również, stąd taka obelga.
      A co do tej Clar... Nie zgubiłam tego "o" bo to jest jedno z paru zdrobnień jakie Clara ma c; Są one wymienione w bohaterach, właśnie żeby nie było takich nieporozumień.
      No i na koniec co do zaległości - jesteśmy tylko ludźmi więc to chyba oczywiste,że będą, szczególnie w okresie szkolnym xd Nie mniej nie więcej czekam na komentarz bo raczej w piątek (albo w sobotę, zależy od czasu robienia korekty i lekkiemu ogarnianiu bohaterów) będzie mój, jak dotąd, ulubiony rozdział xd
      Sonia

      Usuń
  3. Nie ma czegoś takiego jak konstelacja Syriusza (chyba że w uniwersum HP, ale jak wiesz, nie czytałam) - jest gwiazdozbiór Oriona, w którym znajduje się gwiazda Syriusz. Wybacz, ale po roku pomocy w szkolnym planetarium jestem strasznie wyczulona XD

    OdpowiedzUsuń
  4. 1. Ziom. 2 miesiące? Naprawdę? I rodzice ani trochę nie zaczęli się martwić? Że to może jakaś ściema z tą magia i wg? Moja mama po 3 dniach świruje, no serio xd ja wiem że ona ma 11 lat i inteligencje mojego kota no ale proszę xd za coś trafiła do tego Ravenclawu xd
    2. Ona usiadła na jednym ze schodków. W sowiarni. Przemyślałaś to? Tam jest pełno kup! (Wiem, widziałam, zmywała ze swoich spodni)
    3. No super, rodzice wygooglują sobie domy i sprawdzą kto idzie do Gryffindoru i Hufflepuffu coby ‚ich córeczka nie zadawała się z łobuzami’ bo przecież po co Clara ma im wyjaśnić..
    4. Wg Clara świetnie sobie poradziła z wysłaniem listu.. Pierwszy raz, no no
    5. Pierwszy raz wypowiada to zaklęcie i jej się udaje..? Potter, czy to ty?!
    6. Ayers nie wypowiada formuły zaklęcia a to chyba było dopiero na 4 roku o ile się nie mylę

    OdpowiedzUsuń

theme by xvenom | sg